wtorek, 27 sierpnia 2019 15:04

„To co robimy, robimy z pasji, z miłości i z troski o nasze wody, nie dla pieniędzy.” Cisi bohaterowie Powiatu Żywieckiego

Autor Mirosław Haładyj
„To co robimy, robimy z pasji, z miłości i z troski o nasze wody, nie dla pieniędzy.” Cisi bohaterowie Powiatu Żywieckiego

W ubiegłym roku przeprowadzili 380 kontroli, ujawnili 49 wykroczeń, skontrolowali 1831 osób, przyczynili się do nałożenia 49 mandatów na kwotę 12 700 złotych, upomnieli 350 osób. W terenie spędzili ponad 1000 godzin. O kim mowa? O strażakach? Policjantach? Leśnikach? Nie. O Społecznej Straży Rybackiej Powiatu Żywieckiego.

Do powyższych statystyk dodajmy jeszcze zabezpieczenie sprzętu służącego do kłusownictwa w postaci: 17 wędek wraz z kołowrotkami,5 sztuk sieci na łączną długość 500 mb, 26 sztuk sznurów długości 340 metrów, 2 sztuki żaków. Ale to nie wszystko. Strażnicy SSR-u przejechali prywatnymi(!) samochodami ponad 10 000 kilometrów.

W ostatnim czasie na sile przybrał proceder kłusownictwa z udziałem obywateli Ukrainy. Strażnicy Społecznej Straży Rybackiej na prowadzonej przez siebie stronie na Facebook’u napisali o istnej „pladze” takich sytuacji. O całej sprawie postanowiliśmy porozmawiać z panem Łukaszem Koniecznym, komendantem SSR-u, który zdradził nam kulisy ostatnich wydarzeń, oraz przybliżył realia pracy straży.

Panie Łukaszu, sytuacja w której zatrzymaliście obywatela Ukrainy nie była odosobnionym incydentem.

- Mieliśmy już kilku ujętych sprawców pochodzących z Ukrainy, którzy dokonywali amatorskiego połowu ryb, bez wymaganego pozwolenia. Te sprawy kończyły się postępowaniem mandatowym i płatnościami gotówką. Opłatę musieli uiścić na miejscu funkcjonariuszom policji. Mieliśmy także dużo innych zgłoszeń, wszystkie staramy się na bieżąco monitorować. W Bielsku była duża sprawa, tam nielegalnego odłowu ryb dokonywano za pomocą prądu. O tym procederze została powiadomiona Straż Graniczna, która weszła do budynku zamieszkiwanego przez ukraińskich kłusowników, w wyniku czego trzy osoby zostały deportowane. Okazało się, że nie tylko kłusowali, ale również przebywali na terenie Polski bez stosowanych uprawnień. Reszta została pouczona, że używanie agregatu prądotwórczego jest przestępstwo. W świetle ukraińskiego prawa tego typu działanie jest niekaralne. U nich ta kwestia jest nieuregulowana i wolno im to robić. Oni tu przyjeżdżają, pracują i często nieświadomie idą i łamią przepisy. Tak więc takie sytuacje pojawiają się cały czas.

Czy kłusujący Ukraińcy to osoby, które przyjechały do Polski do pracy?

W 99% są to osoby, które przyjechały tutaj w celach zarobkowych.

Wspomniał pan o mandatach, jakiego rzędu są to kwoty?

Według taryfikatora wysokość mandatu może wynosić od 200 do 500 zł.

Czy ilość tych zdarzeń pozwala mówić o pladze?

Tak. Mamy bardzo dużo tego typu zgłoszeń, mamy bardzo dużo tego typu informacji. Nie wszystkie zdarzenia da się ujawnić, nie wszystkie sprawy da się wykryć, ale nie ulega wątpliwości, że jest ich bardzo dużo.

Proszę powiedzieć w jakiej porze najczęściej dochodzi do zdarzeń o których rozmawiamy?

W 90% wypadków dzieje się to popołudniami i nocą, w czasie, kiedy kończą pracę. Wracają do domu i wybierają się na ryby. Ostatni tego typu przypadek był nocą, bo do interwencji doszło ok. godz. 22:30

Głośno jest ostatnio o kłusownikach z Ukrainy, ale czy to oznacza, że gdyby nie oni, to zjawisko byłoby marginalne?

Polacy tak samo kłusują jak Ukraińcy. Niestety.

Czyli pomimo tego, że u nas obowiązuje inne prawo i znajdujemy się w innej, lepszej, sytuacji materialnej to jednak ten proceder trwa w najlepsze.

Dokładnie tak. Dopóki nie było pracy zarobkowej w Polsce i otwartych granic, a obywatele Ukrainy nie zjeżdżali do nas, to łapaliśmy Polaków. Odkąd obywatele Ukrainy zaczęli do nas zjeżdżać, to mamy dużo więcej roboty, bo łapiemy i Polaków i Ukraińców.

Czy ludzie nadal muszą kłusować, żeby wykarmić rodzinę? Czy pozwolenia naprawdę są tak drogie? Co ich motywuje?

Z tym różnie bywa, ale rzadko się zdarza, że ktoś jest po prostu tak biedny, że musi kłusować w celu zdobycia środków do życia. Najlepiej o tym świadczy fakt, że wielu z osób, które zatrzymujemy, posiada luksusowe auta, bardzo drogi sprzęt do wędkowania, dobrej marki łodzie. Trudno jest mi odpowiedzieć na pytanie, co jest ich motywacją.

Ale jest to duży problem?

Jest to zjawisko na ogromną skalę. Najlepiej świadczy o tym nasza strona na Facebook’u. Cały czas pojawiają się na niej posty z informacjami o przyłapanych na tym procederze. A przecież nie wszystkie sprawy opisujemy. Cały czas ujawniamy jakieś wykroczenia, przestępstwa lub inne naruszenia ustawy. Proszę sobie teraz skalę tego problemu z obszaru powiatu przemnożyć i powiększyć do terytorium kraju.

Czy jako Społeczna Straż Rybacka jesteście w jakiś sposób nagradzani za waszą pracę?

Nie, my pracujemy społecznie, nie pobieramy za to żadnych pieniędzy. Mało tego, często sami, z własnej kieszeni pokrywamy koszty w postaci zakupu sprzętu, paliwa do samochodu, czy mundurów. Także to jest typowa praca społeczna

Panie Łukaszu, jak wygląda życie strażnika  SSR-u?

Poza tym, że jesteśmy strażnikami, to prowadzimy normalne życie. Pracujemy na etat, mamy żony, dzieci. Mamy też swoje zainteresowania. Z pewnością ty, co nas łączy jest wspólna pasja, jaką jest wędkarstwo, bo wszyscy jesteśmy wędkarzami.

W takim razie, jak godzicie życie zawodowe, prywatne i służbę w SSR? Macie wyznaczone dyżury?

Nie. Owszem, umawiamy się na dyżury, reagujemy na zgłoszenia telefoniczne i te od wędkarzy, bardzo często prowadzimy obserwację i kontrolujemy. Robimy to w wolnym czasie i staramy się, żeby było to jak najczęściej. Patrolujemy akweny kilka razy w tygodniu i są tego efekty. Łapiemy kłusowników, mandatów jest bardzo dużo. W powiecie mamy grupę 86 strażników, więc tak, jak możemy dzielimy się i wymieniamy obowiązkami. Jako komendant staram się koordynować działanie grupy i dysponować jej członkami oraz kierować patrolami. Chciałbym zaznaczyć, że zajmujemy się nie tylko przeciwdziałaniem kłusownictwu. Stoimy na staży całego wodnego ekosystemu i zajmujemy się także ujawnianiem i ściganiem przypadków zanieczyszczeń wód. Pamiętajmy, że na naszym terenie znajduje się kilka ujęć wody pitnej.

Czy może pan zdradzić, ile średni macie zgłoszeń w tygodniu?

Nie prowadzimy takich statystyk. Prowadzimy m.in.: statystyki ujawnionych wykroczeń, ujawnionych przestępstw, ilości przeprowadzonych kontroli. Natomiast nie liczymy zgłoszeń do nas napływających i tego, czego dotyczą. Reagujemy na każde zgłoszenie, staramy się jak najszybciej dojechać na miejsce. Mogę jedynie powiedzieć, że na dziesięć zgłoszeń potwierdza się jedno.

A co w przypadku, kiedy otrzymuje pan zgłoszenie w godzinach pracy?

Wtedy staram się znaleźć strażnika, który jest wolny i ma możliwość sprawdzenia zgłoszenia.

Wspomniał pan o obserwacjach. Czy są one prowadzone również wtedy, kiedy prywatnie wędkujecie?

Tak też się zdarza. Śmiejemy się, że strażnikiem jest się zawsze. Gdy widzimy coś niedobrego, to nawet nie będąc na służbie, reagujemy. Tak zresztą doszło do wykrycia sprawców z 18 sierpnia.

Wspomniał pan, że pomimo tego, że działacie dla dobra publicznego, to realia zmuszają Was do samofinansowania. Czy to oznacza, że nie macie żadnych środków rządowych na prowadzenie działalności?

Dostajemy skromne środki od Polskiego Związku Wędkarskiego, które pozwalają tylko w nieznacznym stopniu pokryć koszty paliwa. Jest to 2000 zł raz na pół roku. Są to pieniądze przeznaczone na cały powiat. Po przeliczeniu, na jednego strażnika wychodzi ok. 30 zł. W rzeczywistości, koszty paliwa są dziesięciokrotnie wyższe. Natomiast od innych władz, czy to wojewódzkich, czy powiatowych, nie dostajemy nic. To co robimy, robimy z pasji, z miłości i z troski o nasze wody, nie dla pieniędzy.

Czy wydatki finansowe to jedyne koszty które ponosicie?

My, Polacy, jako naród, nie lubimy być kontrolowani. Osoba dokonująca amatorskiego połowu ryb ma ustawowy obowiązek poddać się  kontroli. W rzeczywistości jednak różnie bywa. Gdy jako strażnicy podchodzimy do kogoś, nie zawsze możemy liczyć na współpracę. W dyskusjach, które się wywiązują, często padają wyzwiska pod naszym adresem. Niestety na tym się nie kończy. Niejednokrotnie mieliśmy sytuacje w których pod naszym adresem były kierowane groźby karalne, dotyczące naruszenia zdrowia, a nawet życia. Zazwyczaj telefonicznie. Zgłaszaliśmy to na bieżącą na Policję.

Czy jako społeczni funkcjonariusze Straży Rybackiej posiadacie podobną ochronę, jak służby mundurowe?

Nie jesteśmy funkcjonariuszami publicznymi. Ale w czasie wykonywania czynności służbowych, w czasie trwania akcji, mamy zapewnioną przez prawo taką ochronę, jak funkcjonariusz publiczny.

Panie Łukaszu, jest pan komendantem. Z pewnością wywiązywanie się z dodatkowych obowiązków związanych z pełnioną funkcją musi sprawiać, że pana służba jest dodatkowo ciężka.

Ciężka i niewdzięczna. Gdybym panu pokazał, ile mam dokumentów i wykazów do prowadzenia, zawiadomień, ewidencji, wniosków… Mam więcej obowiązków tutaj, niż w pracy zawodowej. Dużo więcej.

Czy jest jakiś okres w roku, który możecie nazwać spokojnym?

Nie. W zimie rzeki i jeziora pokrywa lód. Ale z lodu też można wędkować, dlatego również o tej porze roku prowadzimy kontrole i jesteśmy wzywani na interwencje. Tak naprawdę wędkować można cały rok, więc i my cały rok mamy co robić. Jest to bezustanna praca.

Pełnicie służbę w swoim wolnym czasie i praktycznie za własne pieniądze. Jak znoszą to wasze rodziny?

Nie będę oszukiwał, że ciężko. Niejednokrotnie słyszeliśmy o tym, że z powodu służby komuś posypało się małżeństwo, czasem nawet do tego stopnia, że skończyło się rozwodem. Praca, którą wykonujemy i problemy z którymi się borykamy w niczym nie różnią się od tych, z którymi mają do czynienia inne służby mundurowe, jak choćby policja.

Gdzie, lub w czym, widzi pan największy problem w obecnej sytuacji? Pytam, ponieważ pan, jako komendant, jest chyba najbardziej kompetentną osobą, aby ocenić sytuację.

Mamy bardzo małe uprawnienia, możemy sprawdzić jedynie dokumenty uprawniające do amatorskiego połowu ryb, masę odłowionych ryb, sprzęt służącego do połowu... W rzeczywistości są to zerowe uprawnienia. Nie mamy prawa do użycia środków przymusu bezpośredniego, nie mamy prawa do mandatowania, do zatrzymania podejrzanych. Musimy się posiłkować innymi służbami – wzywać na miejsce policję. To jest problem. Problemem jest także brak sprzętu, np. do prowadzenia obserwacji, w postaci latarek, lornetek i noktowizorów. Na interwencje jeździmy prywatnymi samochodami, służbowych nie posiadamy. Brakuje nam środków do poruszania się po akwenach wodnych, czyli łodzi, motorówek, czy pontonów. Umundurowanie również finansujemy sobie sami. Tak naprawdę znajdujemy się w stanie permanentnego deficytu. Nie chcę być źle zrozumiany. Nie skarżę się, ani tym bardziej nie żalę. Chcę tylko pokazać, jak to wygląda z naszej perspektywy.

Nie macie sprzętu i nie jesteście finansowani odgórnie, a tak naprawdę stanowicie pierwszą linię obrony przed kłusownikami.

Dla zobrazowania tego, o czym pan mówi, podam teraz twarde dane. W Powiecie Żywieckim w Społecznej Straży Rybackiej jest 86 Strażników. Natomiast w Państwowej Straży Rybackiej jest ich czterech i mają pod swoją jurysdykcją całe województwo, razem z Częstochową, Katowicami, Bielskiem. Więc to, co oni mogą zrobić, a to, co my możemy zrobić, to jest różnica. Oni są na etacie, a my pracujemy społecznie. Państwowa Straż Rybacka mając czerech ludzi do kontroli i zbiorniki, których objętość idzie w miliony hektolitrów, nie jest w stanie i nie ma szans ich upilnować bez nas.

A co z mandatami? Czy stanowią one jakiś środek odstraszający?

Mandaty są śmiesznie małe. Maksymalny mandat to 500 zł. Dopóki ich wysokość się nie zmieni, dopóty ludzie nie będą się bać. Kłusownik 200 zł mandatu odrabia w następnym dniu, wystarczy że złapie kilkanaście, kilkadziesiąt ryb.

Czy próbowaliście interweniować w sprawie problemów z którymi się zmagacie w państwowych instytucjach?

Tak, oczywiście, nasi przedstawiciele byli w Sejmie. Odbyły się nawet rozmowy z ministrem. Zobaczymy, co z tego będzie. W naszych postach na funpage’u oznaczamy i Ministerstwo Sprawiedliwości i Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej… Zobaczymy, informujemy ich o tym, co robimy.

Społecznej Straż Rybacka Powiatu Żywieckiego prowadzi zbiórkę pieniędzy na portalu pomagam.pl, mającą na celu wsparcie tej instytucji i zdobycie środków na zakup m. in. nowego sprzętu w postaci cyfrowego noktowizora. W imieniu strażników zachęcamy do wzięcia udziału w zbiórce.

Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć.

Fot. i inf.: Łukasz Konieczny

Żywiec - najnowsze informacje

Rozrywka