czwartek, 12 września 2024 12:55

„Cyganka na horyzoncie”. Szkolny koszmar dziewczynki omal nie doprowadził do tragedii...

Autor Norbert Kwiatkowski
„Cyganka na horyzoncie”. Szkolny koszmar dziewczynki omal nie doprowadził do tragedii...

Stany depresyjne, niskie poczucie własnej wartości czy w końcu fobia społeczna – to tylko kilka elementów, jakie złożyło się na świadectwo ukończenia szkoły podstawowej przez Sorinę. Dziewczyna w wieku czterech lat wyemigrowała z rodzicami z Rumuni do Polski, ponieważ jej ojciec otrzymał atrakcyjne stanowisko w polskiej służbie zdrowia. Bohaterka tego tekstu błyskawicznie nauczyła się naszego języka, a jej rodzina cieszyła się poważaniem wśród sąsiadów i mieszkańców. Koszmar rozpoczął się jednak kilka lat później, gdy Sorina była zmuszona zmienić klasę i trafiła do 4B…

Zmiana szkoły

Grigore (ojciec dziewczynki) od najmłodszych lat uczulał ją, że wykształcenie jest niezwykle ważne. To właśnie z tego powodu wysłał córkę do najbardziej prestiżowej szkoły w mieście, gdzie klasy były mniej liczne, a podejście do uczniów indywidualne. Pomysł od początku przypadł Sorinie do gustu, a klasa ją zaakceptowała, co było równie istotne…

- Czas w tej szkole był naprawdę fajny. Przez trzy lata moją najlepszą przyjaciółką była Basia, która mieszkała na tej samej ulicy. Razem się bawiłyśmy, razem chodziłyśmy i wracałyśmy ze szkoły, miałyśmy podobne zainteresowania. Inni uczniowie raczej mnie ignorowali, czasami ktoś się śmiał z mojego imienia czy nazwiska, ale nie było w tym złośliwości… - opowiada nam Sorina.

Niestety dla dziewczynki – pod koniec trzeciej klasy – dyrektor tej placówki, poinformował rodziców o ogromnych długach szkoły. Już wtedy było jasne, że obiekt zostanie zamknięty, a dzieciaki będą musiały znaleźć sobie nowe miejsce do edukacji. Rodzice Soriny rozpatrywali wiele opcji, jednak ostatecznie wybór padł na miejscową „dwójkę”, która cieszyła się zarówno negatywnymi, jak i pozytywnymi opiniami. Było to zdecydowanie największa szkoła w całej okolicy, dlatego większość dzieciaków z zamykanej placówki trafiła właśnie tam.

- Przyznam się szczerzę, że na początku byłam tym wszystkim podekscytowana. Basia również szła do „dwójki” – i choć wiedziałyśmy – że nie będziemy w tej samej klasie, to obiecałyśmy sobie spędzać wiele czasu na przerwach i po zajęciach. Mnie przypisano do 4B, ją do 4A…

Gdy wybrałam się na rozpoczęcie roku, odetchnęłam trochę z ulgą. Zdecydowaną większość uczniów tej klasy stanowiły dziewczyny, dlatego pomyślałam, że mogę się świetnie z nimi dogadywać. Nawet przez myśl mi nie przeszło piekło, jakie mnie będzie czekać od pierwszych dni… - tłumaczyła.

„Cyganka na horyzoncie”

Sorina z każdą chwilą naszej rozmowy stawała się coraz bardziej smutna. Widać, jak wiele ją to musiało kosztować, a największe emocje na jej twarzy pojawiły się w tym momencie rozmowy…

- Już pierwsze dni okazały się dla mnie brutalną weryfikacją. 2 września zaczynaliśmy zajęcia od lekcji języka polskiego. Niestety chwilę się nią spóźniłam i do sali weszłam, gdy już wszyscy uczniowie siedzieli w swoich ławkach. Byłam tym faktem mocno skrępowana, ale w końcu zapukałam do drzwi i weszłam do środka. Do końca życia nie zapomnę tego momentu, gdy zanim ja i nauczycielka zdążyłyśmy cokolwiek powiedzieć, z końca sali ktoś krzyknął: „Cyganka na horyzoncie. Chować kanapki”. Klasa momentalnie wybuchła śmiechem, który dopiero po chwili przerwała prowadząca zajęcia.

Dalej było jeszcze gorzej. Pierw, przed całą salą musiałam coś o sobie opowiedzieć, co spotkało się z kilkoma tekstami typu: „nie chcemy tu złodziejki” lub „wypad do swoich cygańskich braci”. Miałam łzy w oczach, ale starałam się nie wybuchnąć płaczem. Pani Jagoda błyskawicznie wyczuła moje ciężkie położenie, dlatego była dla mnie bardzo miła i poprosiła bym usiadła z kimś w ławce. Wybrałam chłopca z drugiego rzędu, którego kojarzyłam z osiedla i mówiliśmy sobie cześć. Uznałam, ze to będzie najbezpieczniejsza opcja, ale już po chwili z końca sali dało się usłyszeć: „Adaś, tylko się czymś nie zaraź”, „Adaś, współczuję”. Łzy wciąż ciekły mi po twarzy, jednak w końcu zdecydowałam się odwrócić. Wszystkie te wyzwiska brzmiały niemal identycznie i musiały je wypowiadać maksymalnie dwie osoby. Miałam rację! W ostatniej ławce – jak się później dowiedziałam – siedziało rodzeństwo z mocno „patologicznej” rodziny. Skutecznie zadbali, by moje życie w tej szkole zamienić w piekło…  - kontynuowała.

Polskie (i nie tylko polskie) szkoły nadal borykają się z problemem przemocy pomiędzy rówieśnikami. I choć historia Soriny wydarzyła się ponad 15 lat temu, to problem bullyingu wśród uczniów jest wciąż spory. W praktyce jest to forma przemocy, w której dochodzi do wyraźnego podziału na ofiarę i agresora lub agresorów. Przemoc jednak może być incydentalna, bullying taki nie jest. Jest za to powtarzalny, występuje często i regularnie pomiędzy rówieśnikami. Przy tak kruchej psychice osób w młodym wieku, regularne gnębienie niesie za sobą ogromne ryzyko, o czym przekonała się Sorina…

Początek depresji

- Karolina i Paweł byli rodzeństwem, które budziło strach chyba we wszystkich uczniach naszej klasy. Już po paru dniach gnębienia, zrozumiałam, że nie mam co liczyć na wsparcie innych i poniekąd to rozumiałam. Obrywało się nawet Basi, z którą spędzałam przerwy. Przez pierwsze miesiące minimum kilka razy dziennie słyszałam od nich wyzwiska na temat mojego pochodzenia… Najgorzej bywało na lekcjach wychowania fizycznego, gdzie Karolina zabroniła mi wchodzić do szatni pod pretekstem pobicia. Przebierałam się w toalecie, co szybko dostrzegła prowadząca zajęcia…

Kilkukrotnie mnie wypytywała, dlaczego tak robię, ale milczałam. Basia również ciągle mnie namawiała bym kogoś poinformowała o całej sytuacji, ale wstydziłam się i trochę bałam. To cholerne rodzeństwo nieraz mi groziło, ale czuło się bezkarne. Nauczyciele wiedzieli, że wzywanie ich rodziców nic nie da, ponieważ byli to bezrobotni alkoholicy. Moi rodzice również widzieli we mnie ogromną zmianę. Stałam się zamknięta w sobie, unikałam towarzystwa ludzi, a w moich oczach był widoczny smutek. Ten stan towarzyszył mi przez wiele lat nawet po zakończeniu szkoły… - powiedziała wprost  Sorina.

Badania potwierdzają, że rzadko kiedy dziecko, które doświadcza przemocy szkolnej, zwraca się o pomoc do rodziców lub nauczycieli. Dzieciaki boją się, że to tylko pogorszy sytuację, a przemoc jeszcze bardziej się zaostrzy. Innym z powodów, dla których dziecko nie prosi dorosłych o pomoc, jest wstyd przed byciem ofiarą. Taki stan emocjonalny może doprowadzić nawet do depresji, która staje się śmiertelnie niebezpieczną chorobą. Sorina w naszej rozmowie wprost przyznała, że miała myśli samobójcze, jednak dla niej kluczowym momentem okazało się usunięcie ze szkoły niesfornego rodzeństwa…

Ulga i walka o siebie

- Pamiętam ten dzień doskonale. To był kwiecień. Przyroda budziła się z zimowego letargu, a Basia od rana była szczęśliwa. Nie chciała mi jednak nic mówić i tylko dodała na końcu: „zobaczysz sama, ale twoje problemy już się skończyły”. I miała faktycznie rację. Jeszcze przed pierwszą lekcją przyszła wychowawczyni i oznajmiła całej klasie, że „Karolina i Paweł nie będą już z nami uczęszczać na lekcję”. Nie wytłumaczyła dlaczego, ale czuć było po wszystkich wielką ulgę. Oczywiście najbardziej w tym wszystkim szczęśliwa byłam ja.

Dopiero później dowiedziałam się, że to znienawidzone przeze mnie rodzeństwo, miało ukraść coś z marketu, po czym zgonić winę na jakąś dziewczynę. Aż dziwne, że nie próbowali na mnie, ale wszystko zarejestrował monitoring i teraz mają poważne kłopoty. Do naszej szkoły już na pewno nie wrócą… Tego dnia płakałam chyba kilkanaście razy, bo czułam się tak zmęczona i zniszczona od wielu miesięcy, że naprawdę bałam się własnego cienia i czułam się gorsza od innych pod każdym kątem (choć oceny miałam naprawdę dobre) – dodała.

Sorina przez wiele lat zmagała się z depresją. Jeszcze w kwietniu tamtego roku rozpoczęła wizyty u psychologa, który określił jej przypadek jako „bardzo zaawansowany”. Dwójka z pozoru młodych ludzi potrafili zniszczyć dziewczynę, tylko przez jej inne pochodzenie. Takich historii w polskich szkołach może być dużo więcej. Pamiętajmy o tym!

***

Jeśli czujesz, że potrzebujesz pomocy, jesteś ofiarą przemocy, masz myśli samobójcze lub nie widzisz wyjścia z jakiejś kryzysowej sytuacji – nie zastanawiaj się i zadzwoń pod jeden z poniższych numerów. Całodobowo, bezpłatnie i anonimowo otrzymasz tam pomoc:

  • 800 70 2222 - Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym
  • 116 111 – telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
  • 12 421 92 82 – Ośrodek Interwencji Kryzysowej w Krakowie
  • 112 – w razie bezpośredniego zagrożenia życia

Polska - najnowsze informacje

Rozrywka