Wielki Tydzień to dla katolików czas refleksji nad życiem i śmiercią. W szczególny sposób kierują oni swoje spojrzenia na krzyż. O cierpieniu rozmawiamy z augustianinem, o. Markiem Donajem, proboszczem parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie oraz wieloletnim kapelanem Szpitala Uniwersyteckiego Collegium Medicum.
– Uważam, że do wiary nie da się zmusić, nie da się przekonać, nie można jej też narzucić. Natomiast wiem jedno. To, że ktoś dziś w obliczu trudnych wydarzeń nie wierzy, to nie znaczy, że tak musi być zawsze. Zauważyłbym też, że krzyż to symbol zwycięstwa. Jeśli zatrzymamy się tylko na cierpieniu, to nigdy z niego nie zejdziemy. A przecież Chrystus nie został na krzyżu – mówi w Rozmowie z Głosem o. Markiem Donajem, proboszcz parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie, wieloletni kapelan Szpitala Uniwersyteckiego Collegium Medicum a także autor książki "Utraceni".
Czas Wielkiego Tygodnia w sposób szczególny kieruje nasze spojrzenia na krzyż, który jest synonimem cierpienia. Wielu zmaga się z problemem pogodzenia wiary w kochającego, miłosiernego i wszechmocnego Boga z cierpieniem wynikającym z chorób i nieszczęść dotykających nasze ciała. Zwłaszcza, gdy idzie o dzieci… To rodzi wewnętrzny bunt, niezgodę na takiego Boga, który dopuszcza do takich sytuacji. Jest to też jeden z argumentów podnoszony w dyskusjach dotyczących wiary i jej braku.
– Każdy ma prawo do własnego sposobu przeżywania cierpienia. Człowiek może przechodzić trud, ufając Bogu. Może też się buntować. Przecież nawet jak się buntuje, to kieruje swoje myśli do Niego. Wierzy w Niego. Hiob też się buntował, tylko często zapominamy o tym wspomnieć. Uważam, że do wiary nie da się zmusić, nie da się przekonać, nie można jej też narzucić. Natomiast wiem jedno. To, że ktoś dziś w obliczu trudnych wydarzeń nie wierzy, to nie znaczy, że tak musi być zawsze. Zauważyłbym też, że krzyż to symbol zwycięstwa. Jeśli zatrzymamy się tylko na cierpieniu, to nigdy z niego nie zejdziemy. A przecież Chrystus nie został na krzyżu.
Choroba, zwłaszcza kogoś bliskiego w wielu przypadkach może sprawić, że odsuwamy się od Boga, a nawet obrażamy się na Niego… W takich przypadkach tłumaczenie, że cierpienie jest tajemnicą i wskazywanie na Hioba nie bardzo przekonuje.
– Nie chodzi o to, aby przekonać kogoś, że jest inaczej. Choroba czy cierpienie to także wynik pewnych naturalnych, biologicznych uwarunkowań, więc prędzej czy później trzeba to w sobie zaakceptować. I myślę, że Hiob jest przykładem osoby, która to zrozumiała. Przecież on nie uważał, że cierpienie wynika z Bożej tajemnicy, ale jest wpisane w życie na ziemi.
Posługiwał ojciec w szpitalu, gdzie na co dzień widywał cierpiących. Jak ludzie reagują na habit w ciężkich sytuacjach?
– Nie ma jednego schematu reakcji. Poza tym to nie na habit ludzie reagują, co najwyżej na osobę. Każdy reaguje inaczej. I jest to uzależnione nie tylko wiarą, ale daną sytuacją; okolicznościami, samopoczuciem, stanem zdrowia.
Czy miał Ojciec sytuację, że ktoś go wyprosił z sali lub wręcz przeciwnie, po latach chciał się np. wyspowiadać i wspólnie pomodlić?
– Szpital to nie miejsce spektakularnych nawróceń. W obliczu cierpienia sama akceptacja księdza już wiele znaczy. Niekiedy po wielu tygodniach milczenia pacjent prosi o rozmowę, ale nie jest to jeszcze gwarancja nawrócenia. Czasami człowiek potrzebuje, żeby skonfrontować to, co go spotkało, z tym, jaka jest jego wiara.
Jak Ojciec radzi sobie z cierpieniem i w cieniu śmierci? Pytam, ponieważ w swojej książce „Utraceni” wyznał Ojciec, że jest „mężczyzną i kapłanem, który nie oswaja się z cierpieniem”, a ciężkie doświadczenia przygniatają…
– Spotkanie z cierpieniem kieruje moją uwagę na tych, którzy są bezsilni wobec tego doświadczenia. Ale muszę pamiętać, że wciąż spotykam się z ludźmi, którzy żyją i nie chcą słyszeć, że są – jak to Pan określił – „w cieniu śmierci”. Chęć życia jest większa niż myśl o śmierci.
Czy jest coś pozytywnego, co daje nam nadzieję w sytuacji ciężkiej choroby?
– Świadomość, że jest ktoś, kto kocha. Lub chociażby kto się zainteresuje, poda kubek wody. Najcenniejszym darem jest poczucie, że ktoś o mnie myśli, nawet wtedy, gdy nie może ulżyć w cierpieniu.
Czytaj także:

Fot.: archiwum prywatne