Z rozkładów jazdy zniknęło sporo kursów, a niektóre linie pozostają już tylko wspomnieniem. Wskutek cięć w komunikacji miejskiej dla wielu mieszkańców czas codziennych dojazdów znacząco się wydłużył. Kiedy cierpliwość pasażerów jest poddawana dużej próbie, magistrat planuje drastycznie podwyższyć ceny biletów.
Nie wiadomo skąd wzięły się proponowane kwoty, a uzasadnienie zmian jest bardzo lakoniczne. Miasto nawet nie próbuje szukać większych oszczędności w bardzo zbiurokratyzowanej machinie, która zarządza transportem publicznym. Wątpliwości budzi również sposób rozliczania się z przewoźnikami. Przygotowanie nowych stawek powinno być poprzedzone kompleksowym audytem, a propozycje poddane konsultacjom społecznym.
Koronakryzys bardzo uszczuplił dochody miejskiego budżet. Zmniejszyła się liczba pasażerów, co skutkuje spadkiem wpływów z biletów. Trudno jest kwestionować, że zmiany są konieczne. Miasto już jednak znacząco zredukowało działanie transportu publicznego, a próżno szukać informacji jakie oszczędności przyniosły dotychczasowe cięcia. W przygotowanym przez prezydenta projekcie uchwały, część uzasadnienia dotycząca wydatków i wpływów liczy tylko kilka zdań. Nikt sobie nie zadał trudu żeby dokładnie opisać strukturę finansowania transportu publicznego. Brakuje prognoz, szczegółowych danych czy dokładnych wyliczeń. Miasto nawet nie próbuje pokazać, że chce redukować niepotrzebne koszty. Mieszkańcy jedynie otrzymują informację, że mają płacić tyle i już. Nie tak powinno wyglądać zarządzenie dużą europejską metropolią. Zgodnie z propozycją cena biletu okresowego dla osób posiadających kartę krakowską ma wzrosnąć z 69 zł aż do 96 zł, a cała taryfa zostanie zupełnie zmieniona, aby opłaty były dużo wyższe.
Mimo niższych cen paliwa, w tym roku wzrosły stawki jakie miasto wypłaca MPK i prywatnemu przewoźnikowi za przejechane kilometry. Wydatki na ropę stanowią dużą część kosztów kursów autobusów. Dlatego trudno jest zrozumieć logikę rozliczeń magistratu z przewoźnikami. Im wyższa ,,kilometrówka” tym pula środków przeznaczona na komunikację starcza na mniejszą liczbę połączeń. Zrozumiałe jest, że w stawkach oprócz cen paliwa zawarte są również koszty pracy kierowców, serwis czy amortyzacja pojazdów. Wydatki na ropę są jednak bardzo istotnym składnikiem rachunku jaki przewoźnicy wystawiają miastu. W MPK nie było znaczących podwyżek wynagrodzeń dla szeregowych pracowników. Codzienne odkażanie pojazdów połączone jest zazwyczaj z rutynowym sprzątaniem. Dlatego walka z wirusem nie generuje aż tak bardzo dużych kosztów. Kwota wypłacana przewoźnikom wzrosła o około 50 groszy za każdy kilometr. Może się wydawać, że to niewiele. Przy tej skali działalności różnica jest jednak kolosalna.
Niezależnie od tego jaka umowa została zawarta z MPK miasto można zmienić zasady rozliczeń. Najwyższą władzą w spółce jest prezydent, który pełni rolę walnego zgromadzenia akcjonariuszy. Czemu samorządowa spółka nie jest wstanie taniej świadczyć usług dla miasta? Co się dzieje z pieniędzmi zaoszczędzonymi na ropie? Dlaczego nie mogą one być przeznaczona na dodatkowe kursy autobusów? Na te i inne pytania mieszkańcy powinni poznać odpowiedzieć przed tym zanim zapadnie decyzja o podwyżkach. Odrębną kwestią są rozliczenia z prywatnym przewoźnikiem. Miasto zawarło długoterminowy kontrakt. Na przyszłość warto się jednak zastanowić czy umowa nie powinna być bardziej elastyczna.
Zawsze najprościej jest sięgnąć do kieszeni mieszkańców. Natomiast dużo trudniej poszukać oszczędności oraz alternatywnych rozwiązań. Cięcia w komunikacji miejskiej i podwyżki cen biletów będą zniechęcały mieszańców do korzystania z tramwajów i autobusów. Spadające zainteresowanie stanie się uzasadnieniem do dalszych ograniczeń. W efekcie zmiany wywołają efekt błędnego koła. Oprócz dokładnego audytu wydatków potrzebne są konsultacje społeczne. Sami mieszkańcy powinny móc zdecydować jak rozłożyć ciężary w oparciu o różne warianty funkcjonowania komunikacji zestawione z cenami biletów. Propozycja prezydenta to dopiero projekt uchwały. Dlatego jest jeszcze czas żeby doprowadzić do zmian.