niedziela, 23 października 2022 06:18

Uda im się przetrwać inflację czy znikną z turystycznej mapy? Sprawdziliśmy, jak radzą sobie górskie schroniska

Autor Mirosław Haładyj
Uda im się przetrwać inflację czy znikną z turystycznej mapy? Sprawdziliśmy, jak radzą sobie górskie schroniska

Myślę, że mamy takie same problemy jak większość Polaków, jak większość firm. Dzisiaj dużo z nich się zamyka, ludzie likwidują działalności, ponieważ ceny prądu, gazu, ogrzewania są bardzo wysokie – mówi Irena Gąsienica-Roj, która prowadzi schronisko na Polanie Chochołowskiej. – Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że mamy nadzieję, iż uda nam się ten niedobry, trudny dla wszystkich czas przetrwać. Bardzo chcielibyśmy móc dalej służyć kuchnią, noclegiem i ciepłym schronieniem naszym gościom. Wierzymy, że będzie to możliwe, że się to nie zmieni. Po prostu jakoś damy, czego sobie i wszystkim życzę – dodaje.

Kryzys związany z inflacją i drastycznymi podwyżkami cen energii elektrycznej, dotyka wszystkie branże, w tym turystyczną. Podwyżki dają się we znaki także górskim schroniskom, które, ze względu na swoje umiejscowienie, stanowią bardzo specyficzne placówki. W ich przypadku, dużą rolę odrywa ich wielkość i położenie - to, czy leżą przy popularnych i uczęszczanych szlakach oraz to, czy w ich okolicy znajduje się infrastruktura narciarska. I choć na razie amatorzy górskich wędrówek raczej nie powinni się martwić, że zabraknie ich na trasach eskapad, to nie ulega wątpliwości, iż osoby, które nimi zarządzają, będą musiały stoczyć ciężką walkę o pozostanie na mapach turystycznych przewodników. Taki wniosek płynie z rozmów, jakie przeprowadziliśmy z pięcioma kierownikami małopolskich schronisk.

Sytuacja jest bardzo niestabilna

Pienińskiego Schronisko PTTK Trzy Korony/Fot.: Schronisko PTTK Trzy Korony
Pienińskiego Schronisko PTTK Trzy Korony/Fot.: Schronisko PTTK Trzy Korony

Nasi rozmówcy zgodnie przyznali, że w obecnej sytuacji najbardziej problematyczna okazuje się mocno niepewna przyszłość, która bardzo ogranicza możliwości podejmowania jakichkolwiek założeń w kontekście zbliżającego się zimowego sezonu. – Sytuacja jest bardzo niestabilna. Nie można nic zaplanować, choć to dotyczy dzisiaj w zasadzie wszystkich biznesów. Są duże problemy, jeśli chodzi o koszty utrzymania, bo wszystko strasznie drożeje. Jest, że tak powiem, średnio ciężko. Bardzo ciężko byłoby, jakby w ogóle nikogo nie było przy rosnących kosztach. Zobaczymy, co będzie później. Teraz jest piękna jesień, także trochę ludzi przychodzi, aczkolwiek w naszym przypadku wrzesień był o 40% mniej obłożony w porównaniu do zeszłego roku – mówi w rozmowie z Głosem24 Maciej Ogrodowicz, kierownik pienińskiego schroniska Trzy Korony położonego u stóp szczytu, od którego też wzięło swą nazwę. Zapytany o prognozy cen w sezonie zimowym Ogrodowicz przyznaje, że na razie trudno w tej kwestii wyrokować, nie mniej jego zdaniem podwyżki są nieuniknione. – Na razie powstrzymujemy się od jakiś konkretnych decyzji, aczkolwiek przy tych kosztach opału i energii, noclegi musiałyby być bardzo drogie, ale nie sposób jest zrównoważyć ich cenami wynajmu, bo mamy świadomość, że przy wysokich cenach nikt do nas nie przyjedzie. Koszty pracownicze, opał, prąd, gaz (w naszym przypadku dla gastronomii), ropa, benzyna… Wszystkie kluczowe produkty i surowce w naszym biznesie dramatycznie drożeją. Więc na razie jest tak, jak jest, a zimą po prostu zobaczymy, jak będzie. Z tym, że utrzymywanie schroniska dla kilku pokoi jest trudne i, delikatnie mówiąc, średnio opłacalne – przekazuje kierownik pienińskiego schroniska i dodaje: – Nie podnieśliśmy gwałtownie cen, bo dosłownie o 5 zł za nocleg. Więc były to podwyżki minimalnie, ale, tak, jak mówiłem, nie sposób jest wszystkich kosztów przełożyć na gości, bo ci po prostu przestaną przyjeżdżać, ponieważ nikt nie zaakceptuje takich cen.

Kierownik schroniska Trzy Korony na razie nie widzi szczególnego zainteresowania sezonem zimowym, a feryjne terminy „sprzedają się średnio": – Generalnie widać, że ludzie czekają na to, co będzie, bo przecież każdy ma jakiś domowy budżet, każdy musi poczynić pewne założenia. Wszyscy słyszą o drożejącym opale, a wyjazd na ferie zimowe może poczekać. Mamy wprawdzie jakieś pojedyncze rezerwacje, ale to wyjątki. Obecnie nikt nie rezerwuje pokoi wcześniej.

Zapytany o przyszłość, Ogrodowicz nie podjął się próby kalkulowania rozwoju sytuacji. – Zobaczymy, co czas pokaże. Na teraz trudno jest cokolwiek założyć, trudno cokolwiek przewidzieć, bo nikt nie jest w stanie tego zrobić, tym bardziej ja, czy inni dzierżawcy schroniska. A warto zaznaczyć, że dzierżawcy i właściciele schronisk normalnie płacą wszystkie podatki, wszystkie zobowiązania. Takie same, jak każdy normalny przedsiębiorca w kraju. Nie mamy zniżek, ulg czy dofinansowań w żadnym zakresie. Jesteśmy traktowani na równych zasadach, tak jak wszyscy –powiedział, dodając: – Jak rozmawiam z kolegami i koleżankami z branży, to każdy ma takie samo odczucie. Nikt tak naprawdę nie wie, co będzie i każdy po prostu czeka.

Goście dzwonią, pytają z ciekawości o oceny

Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej im. Jana Pawła II/Fot.: UM Zakopane
Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej im. Jana Pawła II/Fot.: UM Zakopane

Słowa Ogrodowicza potwierdza Irena Gąsienica-Roj, zarządzająca Schroniskiem PTTK na Polanie Chochołowskiej im. Jana Pawła II, leżącego w największej dolinie w Tatrach. – Na razie w ogóle nie przewidujemy, jak to będzie, choć zawsze było dużo więcej rezerwacji. Teraz jest ich mniej. Zobaczymy. Zależy to też oczywiście od pogody w Tatrach – czy jest śnieg, czy jest bezpiecznie, czy nie ma lawin… – mówi kierowniczka schroniska na Polanie Chochołowskiej i dodaje: – Wydaje mi się, że rezerwacje będą robione bardziej na bieżąco. Teraz ludzie bacznie obserwują pogodę, nie chcą wydawać pieniążków na wyjazd, kiedy ma być brzydko. Także nie wiem, ciężko mi to powiedzieć. Na razie goście dzwonią, pytają z ciekawości o oceny. Zobaczymy, co ta zima pokaże.

Jej zdaniem z powodu kryzysu wywołanego spadkiem wartości nabywczej pieniądza trudno patrzeć optymistycznie w przyszłość. – Jeżeli tak wysoka inflacja dotyka całego kraju, to również nas. Wiadomo, że turystyka nie jest rzeczą niezbędną dla człowieka, tak, jak kupienie posiłku czy wysłanie dzieci do szkoły, kupienie im butów na zimę – tłumaczy Gąsienica-Roj.  – Uważam więc, że ludzie w Polsce będą niestety rezygnować z wyjazdów, nie tylko w góry, ale i nad morze, przez co turystyka zejdzie na dalszy plan. Ludzie będą mieli dużo większe wydatki. Niestety wszystko jest strasznie drogie, więc na pewno, tak, jak wszystkich, i nas to dotknie  – konkluduje.

Kierowniczka schroniska na Polanie Chochołowskiej zapytana o ceny przyznaje, że zostały podniesione. I jej placówka nie jest w tym względzie wyjątkiem. – Tak, ponieśliśmy cenę noclegów, ponieważ ogólnie mocno poszły w górę ceny żywności, tak samo, jak koszty pralni, zwłaszcza środków chemicznych do mycia czy sprzątania. Nie mówiąc już o cenie opału, bo koszt i drewna bukowego, i ekogroszku jest trzykrotnie wyższy. Dlatego ceny musieliśmy podnieść – tłumaczy i dodaje: – Jednak nie zrobiliśmy tego jakoś drastycznie. Staramy się wychodzić ludziom naprzeciw i zdajemy sobie sprawę, że do naszego obiektu przychodzą turyści, którzy nie spodziewają się warunków, jak w hotelach pięciogwiazdkowych. Chcą się przespać i korzystać z uroków Tatr, więc musimy to równoważyć, ale trzeba było podnieść ceny, to była konieczność. Zresztą wszystkie obiekty podnoszą - hotele, restauracje.

Z gruntu optymistka

Hotel Górski PTTK Kalatówki/Fot.: UM Zakopane
Hotel Górski PTTK Kalatówki/Fot.: UM Zakopane

Z większą dozą optymizmu na obecny sezon i sytuację gospodarczą patrzy Marta Łukaszczyk, prowadząca Hotel Górski PTTK Kalatówki. – W Zakopanem jest całkiem dobry ruch turystyczny, nie można powiedzieć. Mamy październik, w weekendy jest naprawdę dużo ludzi, oczywiście w ciągu tygodnia ruch się zmienił, zdecydowanie, bo najwięcej gości mamy od piątku do niedzieli, ale jest piękna pogoda. A jak jest pogoda, to zawsze się ktoś znajdzie, kto pójdzie w góry. Na razie nie mamy jakiś poważniejszych problemów. Jeżeli one wystąpią, to podejrzewam, że u wszystkich, ale to chyba jeszcze jest lekki falstart, to jeszcze nie ten czas mówi w rozmowie z Głosem24 kierowniczka placówki.

Hotel znajduje się na polanie Kalatówki w Zakopanem. Położony jest na wysokości 1198 m n. p. m. na morenie u podnóża Krokwi. Do hotelu prowadzi brukowana granitowymi kamieniami (tzw. „kocie łby”) Droga Brata Alberta z Kuźnic, zamknięta dla pojazdów samochodowych. W sezonie turystycznym wędrują nią w Tatry tłumy turystów. Dyrektorka hotelu jest dobrej myśli, ale zdaje sobie sprawę z czekających ją trudności. – Na razie działalności na pewno nie zamkniemy. Na ten moment będziemy patrzeć, co będzie się działo w zimie. W tej chwili jeszcze rachunki za gaz wysokie nie przychodzą, ponieważ, póki co, nie grzejemy specjalnie dużo, jest w miarę ciepło. Na szczęście. W związku z tym te rachunki przychodzą takie, jakie przychodzą – mówi Łukaszczyk i dodaje: – Pierwszym rachunkiem, który na pewno będzie trochę zwalał z nóg, to będzie ten za styczeń/luty. Zobaczymy, jaka będzie zima, jak to będzie wszystko wyglądało. Na ten moment pogoda jest dla nas jeszcze łaskawa i, choć dogrzewamy od czasu do czasu w nocy, to w ciągu dnia nie grzejemy. Staramy się wprawdzie ograniczać ogrzewanie, ale chcemy też żeby goście byli zadowoleni, żeby nie marzli, ale też żeby nie trzeba było otwierać okien w pokojach. Więc staram się jakoś zdroworozsądkowo podejść do sprawy i próbować ograniczać koszty, które w sumie wszyscy mają. Prognozy cen oczywiście są, ale jeszcze nie wiemy jakie, ponieważ mamy podpisaną umowę do końca roku. Że będzie wzrost, to wiemy. O ile? Nie wiadomo. Na pewno będziemy szukać najtańszego dostawcy, mamy tutaj takie same możliwości jak inni. Nie wiem czy będzie w czym wybierać, czy będzie sytuacja taka, że będą to duże różnice, bo mogą być one na takim poziomie, który niczego nie zmieni. Więc zobaczymy, nie mam pojęcia, jak będzie – tłumaczy dyrektorka hotelu i dodaje: – Na razie cały czas obserwujemy, dowiadujemy się, czytamy go, dzwonimy do sprzedawców gazu i prądu. Staramy się w tym wszystkim znaleźć jakieś, w miarę pomyślne, wiadomości.

Poproszona o ocenę nadchodzącego sezonu zimowego, Łukaszczyk przyznała, że stanowi on zagadkę. Nie wiem, nie mam pojęcia, jak będzie, to znaczy troszkę rezerwacji jest oczywiście, ale nie wiadomo, czy to są rezerwacje, które się utrzymają, czy też ze względu na sytuację ekonomiczną ludzie zaczną odwoływać te rezerwacje – stwierdziła, dodając, że na razie ceny w hotelu nie ulegną zmianie: – Podnosiliśmy ceny, oczywiście, tak jak wszyscy. Zastanawiamy się, co zrobimy z przyszłym rokiem, jak będą wyglądały ceny, ale na razie funkcjonujemy na tych cenach, które już zaproponowaliśmy gościom. To naprawdę jest takie wróżenie z fusów i myślę, że tego nikt nie będzie wiedział.

Choć optymizm pani dyrektor jest wyraźnie wyczuwalny, to, jak sama zapewnia, zdaje sobie sprawę z aktualnej sytuacji:  Patrzę w przyszłość z ograniczonym optymizmem. Jakoś chcemy tę działalność prowadzić. Zobaczymy, jak to wszystko będzie wyglądało. Mam nadzieję, że jakoś uda nam się w miarę przez to wszystko przejść. Nie mówię, że od razu będziemy się zamykać. Nie chcę tak myśleć, bo zła energia źle robi człowiekowi, jak pracuje (śmiech). Widzi się więcej minusów niż plusów, bardziej na czarno niż na na kolorowo a tego bym nie chciała. Jestem z gruntu optymistką – zapewnia z uśmiechem i dodaje: – Oczywiście, mam świadomość tego, co się dzieje. Obserwuję sytuację gospodarczą i ekonomiczną kraju, jak również swojego przedsiębiorstwa. Na razie czekamy.

Na uboczu

Schronisko Górskie PTTK im. Wincentego Pola w Dolinie Roztoki/Fot.: UM Zakopane
Schronisko Górskie PTTK im. Wincentego Pola w Dolinie Roztoki/Fot.: UM Zakopane

Anna Krupa, zawiadująca schroniskiem w Dolinie Roztoki, drugim najstarszym schroniskiem w Tatrach, również odczuła skutki inflacji. Wiadomo, że wszystko, tak, jak wszędzie, poszło do góry. Wprawdzie nie powinniśmy narzekać, bo nie możemy powiedzieć, że turystów w wakacje nie było, ale zauważyliśmy, że ograniczają swoje zamówienia. Pamiętam, że, jak dawniej brali zupę, drugie danie i jeszcze szarlotkę na deser, to teraz już tak nie jest. Często to jest po prostu jedno danie. Ceny prądu, opału... To przełożyło się na ceny, choć nie podnieśliśmy ich bardzo. Zdajemy sobie sprawę, ze nie jesteśmy miejscem docelowym, więc nie chcemy odstraszyć klientów – mówi w rozmowie z Głosem24 Krupa i dodaje: – Nie lubię narzekać, ale już nie jest tak, jak wcześniej, czuć zmiany i to jednak na gorsze. Inflacja, koszty utrzymania obiektu bardzo wzrosły, więc nie jest za ciekawie, ale mam nadzieję, że damy radę. Zawsze muszą być te gorsze lata, po których przyjdą znowu lepsze.

Schronisko Górskie PTTK im. Wincentego Pola w Dolinie Roztoki, którym zarządza Krupa, choć słynie z atmosfery „jak z dawnych lat”, to położone jest przy starej leśnej drodze do Morskiego Oka, a więc nieco na uboczu. Aby do niego trafić, trzeba „odbić” przy Wodogrzmotach Mickiewicza i z popularnej asfaltówki zejść zielonym szlakiem prowadzącym do doliny. Jak zauważa nasza rozmówczyni, aby trafić do schroniska, trzeba o nim wiedzieć. – Leżymy trochę na uboczu, więc przychodzą do nas turyści bardziej wprawieni, bardziej doświadczeni. Tacy, którzy wiedzą, że jest Dolina Roztoki, że trzeba troszkę zejść z drogi do Morskiego Oka i poza nią jest jeszcze jakieś inne miejsce. Dużo mamy stałych klientów, którzy nas wspierają, przychodząc do nas – mówi Krupa. Zapytana o ferie i przedłużony bon turystyczny odpowiada: – Z bonu turystycznego nie korzystamy, bo mamy problem z internetem, z zasięgiem, czego nie dało się technicznie rozwiązać. Jest dość duże zainteresowanie rezerwacjami, ale równie często ludzie rezygnują. Wcześniej aż w takim stopniu tak się nie działo. Naszym sezonem jest tak naprawdę sezon wakacyjny - lipiec, sierpień, no i wrzesień. Ten ostatni był kiepski przez pogodę. Ferie nie są szczególnie oblegane, poza weekendami.

Ile można rozdawać pieniędzy?

Schronisko Górskie PTTK Na Hali Boraczej/Fot.: Schronisko Górskie PTTK Na Hali Boraczej
Schronisko Górskie PTTK Na Hali Boraczej/Fot.: Schronisko Górskie PTTK Na Hali Boraczej

Kierownik beskidzkiego Schroniska Górskiego PTTK Na Hali Boraczej, Eugeniusz Ogrodowicz także odczuł skutki inflacji, choć najbardziej we znaki dał się jego przedsiębiorstwu wzrost cen za media. – Najbardziej odczuwalne były podwyżki gazu i prądu… W przypadku energii elektrycznej było to dużo ponad 100 procent – tłumaczy i dodaje: – Z moich wewnętrznych statystyk wynika, że obrót jest bardzo podobny do zeszłego roku, ale niestety poszły w górę ceny (przede wszystkim żywności) i to o ponad dwadzieścia procent. Wiec, de facto, dochód jest mniejszy od tego z zeszłego roku o 20- 30%.

Opał załatwiam zawsze na wiosnę, tak więc w naszym przypadku tragedii nie było, bo jest on już przygotowany na zimę. Ceny były wyższe o 100%, na przykład za węgiel w zeszłym roku płaciłem 850 zł z przywozem do schroniska, a teraz w lipcu zapłaciłem 1650 zł, czyli drugie tyle, ale tragedii jeszcze nie ma. Tak samo z drewnem. Je też załatwiłem z wyprzedzeniem. Rok wcześniej mamy drzewo na następny rok.

Kierownik beskidzkiego schroniska przyznał, że również on został zmuszony do podwyżek. – Ceny podnosiłem przed sezonem i na razie są takie same. Ale były to nieznaczne podwyżki, wyszło 5 zł na noclegach, więc nieco ponad 10 procent ogólnej kwoty. Jeżeli pogorszy się sytuacja, jeżeli ceny jeszcze pójdą w górę, to znowu trzeba by było ceny podnosić, ale nie wiadomo, czy to turysta przyjmie– tłumaczy. Zapytany o ocenę dotychczasowo sezonu, Ogrodowicz nie krył, że zdeterminowała go pogoda: – Ruch turystyczny mógłby być podobny do zeszłego roku, ale nie będzie ze względu na to, że praktycznie wszystkie weekendy od końca lipca do połowy września były bardzo deszczowe. Akurat Hala Krupowa nie ma tygodniowego ruchu turystycznego, nie ma też koło nas infrastruktury turystycznej. Bazujemy na weekendowym ruchu, w tygodniu jest u nas pusto, w weekendy jest więcej ludzi. Przez to jest zdecydowanie mniejszy dochód.

Na koniec rozmowy, zapytany o rokowania na przyszłość, Ogrodowicz przyznaje, że ciężko patrzeć na sytuację z optymizmem. – Myślę, tak, jak wszyscy, o przyszłości, o tym, co nastąpi i ekonomicznie, i politycznie w tym kraju. I powiem szczerze, że się boję. Jeżeli nasze władze będą tak rządzić, jak rządzą, to doprowadzą do totalnej tragedii. Bo ile można rozdawać pieniędzy na lewo, na prawo? Inflację zrobią nie na 17, tylko na 50 procent. I wtedy będzie tragedia. Po prostu musi się ktoś mądry dostać do władzy i ograniczyć dopływ taniego pieniądza do ludzi – puentuje.

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka