środa, 27 kwietnia 2022 02:53, aktualizacja 2 lata temu

[Wywiad] "Może nie zbawię świata, ale mam nadzieję, że chociaż trochę dobrego uda mi się zrobić"

Autor Joanna Jamróz-Haładyj
[Wywiad] "Może nie zbawię świata, ale mam nadzieję, że chociaż trochę dobrego uda mi się zrobić"

Milena Kamińska jest autorką bajki dla dzieci "Mały dzielny Króliczek". Historia zwierząt, które, ze względu na zbliżające się niebezpieczeństwo, decydują się na rozłąkę, nawiązuje do obecnej sytuacji na Ukrainie. Mama Królik z małym synkiem ruszają w nieznane, a Tata Królik zostaje, by pilnować ich polany. O pracy nad kolorowanką rozmawiamy z jej autorką.

Kiedy wybuchła wojna, Milena Kamińska postanowiła, że musi coś zrobić. Najpierw zaangażowała się w pracę Lubelskiego Społecznego Komitetu Pomocy Ukrainie, później poczuła jednak, że chce zrobić coś na większą skalę.

– Momentem kulminacyjnym były słowa „Milena, wystarczy, nie zbawisz świata”.  Zadziałało to na mnie chyba motywująco. Zgadzam się z tym, że może nie zbawię, ale mam nadzieję, że chociaż trochę dobrego uda mi się zrobić

– mówi nam Milena Kamińska.

Tak powstała książeczka "Mały dzielny Króliczek". Bajka otrzymała pozytywne opinie psychologów.

– Chciałabym, żeby dotarła do wszystkich potrzebujących dzieci i pomogła im odnaleźć się w nowej rzeczywistości...

– przekonuje autorka.

Bajka jest dostępna w trzech wersjach językowych. Można ją pobrać za darmo w formie kolorowanki do druku. O pracy nad "Małym dzielnym Króliczkiem" rozmawiamy z Mileną Kamińską.

Milena Kamińska / Fot. archiwum prywatne M. Kamińskiej
Milena Kamińska / Fot. archiwum prywatne M. Kamińskiej

Jak to się stało, że postanowiła pani napisać książkę dla dzieci o wojnie?

– Zacznę może od samego początku, że w dniu ataku Rosji na Ukrainę coś we mnie pękło. Te pierwsze wiadomości rano 24 lutego były dla mnie paraliżujące. Przez pół dnia nie zrobiłam praktycznie nic, w drugiej połowie zaczęłam szukać miejsca, w którym będę mogła pomóc. Tak trafiłam na powstający wówczas Lubelski Społeczny Komitet Pomocy Ukrainie, z którym jestem związania do dziś. A zaczynam od tego, bo to właśnie w LSKPU pokazali mi, jak robić rzeczy z pozoru niemożliwe. Natomiast sama myśl zrobienia czegoś na większą skalę zaczęła kiełkować w mojej głowie po kilku tygodniach wojny, kiedy to widziałam, że sytuacja w miejscu, w którym pomagałam, jest opanowana i, co bardzo istotne, wyklarował się stały zespół super zgranych ludzi. Momentem kulminacyjnym były słowa „Milena, wystarczy, nie zbawisz świata”.  Zadziałało to na mnie chyba motywująco. Zgadzam się z tym, że może nie zbawię, ale mam nadzieję, że chociaż trochę dobrego uda mi się zrobić.

Los dzieci jest mi szczególnie bliski. One nigdy nie powinny doświadczyć wojny… Powinny się bawić, uczyć, dorastać w zupełnie innej rzeczywistości… Widziałam na facebookowych grupach, że rodzice proszą się wzajemnie o rady odnośnie rozmów z dzieckiem o wojnie, proszą o polecenie materiałów, książek i nie otrzymują satysfakcjonującej ich odpowiedzi. Nie mam co prawda jeszcze swoich dzieci, ale w tym czasie bardzo dużo myślałam o tym, co bym im powiedziała, gdybym je miała. Stawiałam się zarówno w roli ukraińskiej, jak i polskiej mamy… Miałabym powiedzieć dziecku, że uciekamy z domu, bo inaczej ktoś nas zaraz zabije? Czy spakować dziecko i nie mówić nic (w optymistycznym scenariuszu, bo w tym mniej miałabym wyjść z dzieckiem z reklamówką w ręce), ale przecież ono zapyta, dlaczego i gdzie wyjeżdżamy. Mówić, że jedziemy na wakacje, tylko dlaczego bez taty? I dlaczego mama jest smutna, skoro jedziemy na wakacje… I wiele innych abstrakcyjnych scenariuszy, które przychodziły mi do głowy. Wszystkie w nocy, kiedy to po całym dniu nie mogłam zasnąć… Dochodzę do wniosku, że nie… Trzeba mówić prawdę, ale językiem dziecka – i tak powstaje "Mały, dzielny Króliczek".

Książka jest dostępna w bardzo atrakcyjnej dla dzieci formie – to kolorowanka. Skąd taki pomysł?

– Szukałam niskobudżetowego rozwiązania, dzięki któremu fizyczne egzemplarze dotrą do potrzebujących dzieci. Wymarzyłam sobie, że maksymalnie rozpowszechnię wersję w PDF-ie, a każdy, kto tylko ma drukarkę i czarny tusz, wydrukuje kilka sztuk. I to się dzieje! A nawet więcej, bo niektórzy dorzucają jeszcze kredki!

Miałam napisane ¾ tekstu, kiedy zaczęłam myśleć o ilustracjach. Wykonanie pięknych, bajkowych ilustracji będzie mnie sporo kosztowało to raz, a dwa nie będzie praktyczne, bo nawet zakładając, że wszyscy mają kolorowy tusz, to wydrukują prawdopodobniej mniej egzemplarzy – myślałam sobie. To była jedna, wielka burza mózgów. Prowadziłam ją sama ze sobą. Później pojawił się pomysł zrobienia kolorowanki, co okazało się być strzałem w dziesiątkę.  Teraz sobie myślę, że świetnie się stało, to dodatkowa korzyść dla dzieci!

Dostaję wiadomości od ludzi, którzy drukują kilkanaście-kilkadziesiąt egzemplarzy i dostarczają je w miejsca, w których przebywają dzieci. Mija kilka godzin i ci ludzie wracają do mnie z informacją zwrotną, z podziękowaniami.

Jak wyglądały prace nad książeczką?

– Książka powstawała wieczorami, nocami, bo obie z Magdą, która wykonała piękne ilustracje, pracujemy. Dodatkowo mamy też inne zajęcia, ja kilka razy w tygodniu starałam się jeszcze przychodzić do Centrum Kultury w Lublinie, gdzie tymczasową siedzibę ma LSKPU. A jeśli chodzi o powstanie od początku do końca, to najpierw powstał zarys tego, co chcę przekazać, wszystko w starym zeszycie, bo wolałam pisać tradycyjnie niż komputerowo (chociaż późniejsze przepisywanie tych bazgrołów nie należało do najprzyjemniejszych, tym bardziej, że mój system notowania okazał się średnio logiczny [śmiech]). Podzieliłam książkę na części, każdej z nich nadałam tytuł, a następnie opisałam jednym, maksymalnie dwoma zdaniami. Nie chcę zanudzić tym czytelników, ale generalnie chodziło o to, że chciałam każdej części przypisać symboliczne znaczenie, a następnie tworzyć do tego historie. W kolejnym kroku przeszłam do tworzenia bohaterów. Początkowo były to po prostu zwierzątka – mama, tata i ich dziecko. Króliki pojawiły się dopiero na późniejszym etapie. Później przeszłam do szukania ilustratora, bo książka to nie tylko tekst. Zależało mi bardzo na ciepłych, klimatycznych ilustracjach, które będą uzupełnieniem do tego, co chciałam przekazać. Zadałam pytanie na kilku grupach facebookowych, czy znalazłaby się osoba chętna dołożyć swoją cegiełkę do mojego projektu. Otrzymałam mnóstwo zgłoszeń, do tej pory w sumie zgłaszają się do mnie osoby z pytaniem, czy mogą jeszcze pomóc. W ten sposób poznałam Magdę, która uwierzyła w mój pomysł i w pełni charytatywnie w ekspresowym tempie wykonała pięknie ilustracje. Wymieniłyśmy kilka wiadomości na Facebooku, a następnie umówiłyśmy się wieczorem na rozmowę telefoniczną. To, co zrobiła Magda, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Byłam zachwycona, kiedy pokazała mi pierwszą ilustrację. Wiedziałam wtedy już, że to jest to, czego szukałam. Chociaż miałam wyrzuty sumienia, kiedy pisałam do niej w nocy albo pozostawiałam jej do podjęcia istotne decyzje, a później prosiłam o poprawki. Jednocześnie cały czas pracowałam nad tekstem, bo chciałam przemycić w nim jak najwięcej symboli, emocji i, wbrew pozorom, ciepła, które miało bić z tej historii.

Później to już zadziała się magia. Mam wrażenie, że trwało to strasznie długo, bo dużo się działo, ale tak naprawdę w kilka dni wspaniali ludzie sprawdzili tekst pod względem psychologicznym i językowym, następnie kolejni przygotowali tłumaczenia, inni je sprawdzili, a jeszcze inni pomagali mi w kwestiach technicznych. Muszę też wspomnieć o całym gronie nieocenionych ludzi, którzy od początku do końca odpowiadali na moje pytania odnośnie m.in. różnic w tradycjach naszych krajów.

Co było dla pani najtrudniejsze w procesie powstawania książki?

– Nie mogę chyba powiedzieć, że coś było trudne. Co nie znaczy wcale, że powstanie tej książki było łatwe. Dla mnie to było fantastyczne wyzwanie. Co chwilę oczywiście pojawiały się jakieś małe-duże problemy, ale naprawdę za każdym razem okazywało się, że znam kogoś lub ten ktoś zna kogoś, dla kogo ten problem to błahostka. Jest to dla mnie niesamowita lekcja, z której wyniosłam to, że nie zawsze muszę robić wszystko sama. Planowałam początkowo, że zapłacę za ilustracje, za tłumaczenie i inne rzeczy. Okazało się, że nie muszę, bo większość tych ludzi sama się zadeklarowała, ja tylko hasłowo wspominałam, czego potrzebuję.

Do kogo jest adresowana książka?

– Książkę napisałam dla dzieci z Ukrainy, żeby mogły utożsamić się z emocjami głównego bohatera i lepiej zrozumieć nową rzeczywistość. Książka jest też dla mamy dziecka, które utożsamia się z głównym bohaterem. Z jednej strony pomoże jej rozmawiać z dzieckiem, z drugiej pozwoli uspokoić się, poczuć, że jest mile widziana w obcym kraju i da poczucie bezpieczeństwa, które teraz jest jej tak bardzo potrzebne.

Doskonale sprawdzi się również dla polskich dzieci, które także chcą wiedzieć, co się dzieje, dlaczego w ich domu nagle zamieszkali obcy ludzie, którzy w dodatku mówią w innym języku. One także zastanawiają się, dlaczego rodzice zaczęli zachowywać się nieco inaczej, bo chociażby robią dużo większe zakupy, a później je gdzieś zawożą i, co najważniejsze, dziecko prędzej czy później usłyszy o tym, że jest wojna,  bez znaczenia czy będzie to w szkole, czy w telewizji. Uważam, że każdy rodzic powinien odbyć z dzieckiem taką rozmowę, a bazę do niej oddaje w państwa ręce. Myślę, że spokojnie można ją czytać dziecku w wieku 3+, ponieważ słowa zostały dobrane w ten sposób, że dziecko (w zależności od stopnia rozwoju) wyciągnie z niej swoje.

O czym opowiada przygotowana przez panią książka?

– Jest to historia królików, które, ze względu na zbliżające się niebezpieczeństwo, decydują się na rozłąkę. Mama z małym Królikiem ruszają w nieznane, a Tata zostaje pilnować polany. Historia o nadziei, miłości, przyjaźni, otwartości i tęsknocie w cieniu wojny. Książka w subtelny sposób mówi też m.in. o tym, że nie wszyscy Rosjanie są źli, nie wszyscy są za wojną. Nie chcę za dużo zdradzić. Wszystkich ciekawych dalszych losów królików zachęcam bardzo serdecznie do przeczytania bajki i podzielenia się refleksami.

Książka jest dostępna za darmo do pobrania w trzech językach.

– Bajka dostępna jest w trzech językach: polskim, ukraińskim i angielskim. W tym tygodniu na pewno zostanie opublikowana również w języku rosyjskim, ponieważ otrzymałam wiele wiadomości z prośbą o tłumaczenie. Jeżeli będzie potrzeba, to będziemy tłumaczyli również na inne języki.

Pani książka otrzymała pozytywne opinie psychologów.

– Moim priorytetem było bezpieczeństwo dzieci. Chciałam mieć pewność, że zarówno słowa, jak i  ilustracje, nie zrobią krzywdy żadnemu dziecku, stąd bajka była konsultowana z psychologami. Bardzo się cieszę, że bajka spotyka się obecnie z tak pozytywnym odbiorem wśród psychologów i pedagogów. Dostałam ostatnio nawet wiadomość od jednej z osób, że moja książka powinna być lekturą w młodszych klasach.

Pani marzeniem jest dotarcie do jak największej liczby małych czytelników. Jak można pobrać książkę?

– Bardzo bym chciała, żeby bajka dotarła do wszystkich potrzebujących dzieci, stąd bardzo serdecznie zachęcam do udostępniania postu. Link do bajki dostępny jest na moim profilu facebookowym i Instagramie. Facebook: Milena Kamińska, IG: milenakaminska2. W 3 dni od publikacji na moim profilu i grupach facebookowych książkę udostępniło ponad 1 000 osób. Wiem, że dotarła nawet do Australii. Jestem przekonana, że to dopiero początek, bo pomysłów i energii mam jeszcze bardzo dużo.

Kontaktowało się ze mną również kilka organizacji z Polski i Ukrainy oraz wiele osób prywatnych, które mają pomysły na połączenie naszych działań. Jesteśmy na etapie rozmów.  Odezwało się do mnie także kilka bibliotek, które we własnym zakresie zaopatrzyły biblioteki w książki. Mogłabym naprawdę bardzo długo wymieniać. Na koniec muszę powiedzieć, że dostałam kilka pytań o to, dlaczego w książce nie ma szczęśliwego zakończenia i wiele więcej o to, kiedy będzie druga część bajki. Chciałabym, ale nie mogę niczego obiecywać… Jeżeli ktoś mi powie, jak zakończy się ta prawdziwa historia i kiedy… To ja mu powiem, kiedy będzie druga część – część z dobrym bajkowym zakończeniem.

Polska - najnowsze informacje

Rozrywka