poniedziałek, 31 października 2022 10:00

"Nie jesteśmy ani ruskimi, ani kacapami". Polscy prawosławni walczą ze stereotypami

Autor Patryk Trzaska
"Nie jesteśmy ani ruskimi, ani kacapami". Polscy prawosławni walczą ze stereotypami

- My, prawosławni Polacy, mieszkamy tu od pokoleń, a nasi przodkowie równo klepali Moskali w obronie Rzeczypospolitej - mówi przypomina Patryk Panasiuk. Fundacja Hagia Marina, której jest prezesem umieszcza w miejscach publicznych bilboardy, na których wyznawcy prawosławia przypominają, że byli i są Polakami. Można je zobaczyć na Podlasiu.

Liczne stereotypy, porównywanie do "ruskich" i negatywne nastawienie, a czasem ostracyzm społeczny. To wszystko problemy, z jakimi borykają się codziennie ludzie wyznania prawosławnego w Polsce. Walczyć z tym ma zapoczątkowana w Białymstoku akcja #PrawosławnyNieRuski, której inicjatorem jest Fundacja Hagia Marina. Akcja ruszyła 18 października, kiedy to na Białostockich iglicach pojawiły się charakterystyczne bilbordy. Widnieją na nich hasła walczące ze stereotypami w przestrzeni publicznej.

#PrawosławnyNieRuski - fot. Fb. Fundacja Hagia Marina

O szczegółach rozmawiamy z jej prezesem, Patrykiem Panasiukiem.  – Prawosławie to nie tylko Rosja, a my nie jesteśmy ani "ruskimi", ani "kacapami" – przekonuje Prezes Fundacji Hagia Marina.

Skąd pomysł na akcję #PrawosławnyNieRuski? Jaki jest jej cel i do kogo jest skierowana?

– Chcemy zwrócić uwagę naszego społeczeństwa na to, że prawosławie to nie tylko Rosja, a my nie jesteśmy ani "ruskimi", ani "kacapami". Środowisko prawosławne w Polsce dopuściło do wielu zaniedbań w tej kwestii, przez lata skupiając się głównie na polityce mniejszości narodowych i etnicznych. Doprowadziło to do stworzenia prawosławnej "bańki" na Podlasiu i trochę szkodliwego utrwalenia stereotypu, że „Polak to katolik, a prawosławny to ruski”.

Celem kampanii jest przypomnienie i uświadomienie społeczności Podlasia i Polski o tym, że prawosławni w Polsce w większości są Polakami, a samo wyznanie prawosławne trafiło na tereny Rzeczypospolitej z Cesarstwa Bizantyjskiego, a nie z Rosji. Jednym z elementów akcji jest także wyrażenie stanowczego sprzeciwu wobec skandalicznej i niegodnej prawosławnego duchownego postawy patriarchy moskiewskiego Cyryla Gundajewa. Jego poparcie dla działań wojennych powoduje falę internetowego hejtu wobec naszych prawosławnych współbraci, którzy z rosyjską Cerkwią nie mają nic wspólnego.

My, prawosławni Polacy, mieszkamy tu od pokoleń, a nasi przodkowie równo klepali Moskali w obronie Rzeczypospolitej. Wielu z nas jest potomkami Rusinów z Wielkiego Księstwa Litewskiego - obywateli Rzeczypospolitej. Nasi współbracia są Rusinami, ale nie są "ruskimi". Wśród nich są także liczni Białorusini, Ukraińcy czy Łemkowie, także obywatele Polski od pokoleń.


Jak wyglądała realizacja akcji? Na czym Państwu najbardziej zależało?

– Zależało nam na tym, by nasza kampania była wolna od przepychanek politycznych. Chcieliśmy także maksymalnie ograniczyć jej podatność na działania dezinformacyjne, choć liczyliśmy się z atakami ze strony zwolenników „ruskiego miru”, których w Polsce przecież nie brakuje. Stąd też akcję sfinansowałem z moich prywatnych pieniędzy, które odkładałem ponad pół roku. Świadomie też zrezygnowałem z zewnętrznych sponsorów i patronatów czy starania się o dofinansowanie ze środków budżetowych. Tak naprawdę pomysł kiełkował w naszym gronie od kilku lat, a napaść Rosji na Ukrainę przyspieszyła nasze działania.

Przez te kilka dni od rozpoczęcia kampanii #PrawosławnyNieRuski zauważyliśmy, że stała się ona okazją do przyjrzenia się różnym zjawiskom związanym z prawosławną tożsamością w Polsce. Wierzę, że kontynuacją tego projektu będą nie tylko bilboardy, ale też badania socjologiczne i poszerzenie współpracy z innymi organizacjami pozarządowymi w kraju i za granicą.


Z akcją ruszyliście 18 października. Czy od tego czasu dostaliście Państwo jakiś odzew od ludzi na jej temat? Jak reagują?

– Oczywiście! Odbiór akcji jest bardzo pozytywny, szczególnie wśród młodzieży. Odebraliśmy mnóstwo gratulacji, wyrazów wsparcia oraz deklaracji gotowości do współpracy w kolejnych etapach projektu. Cieszę się też, że napisały o nas ogólnopolskie i ogólnoukraińskie media, dołączając do grona popierających kampanię.

W pewnym sensie cieszę się nawet, że kampanię #PrawosławnyNieRuski zauważyły media w Rosji, które natychmiast okrzyknęły ją jako rusofobiczną i wymierzoną w mniejszości narodowe mieszkające w Polsce. To zupełne wypaczenie nie tylko hasła, ale i całego sensu akcji. Tym bardziej dziwię się, że rosyjską narrację niemalże natychmiast podłapała wąska grupka podlaskich Białorusinów, którzy zaczęli deklarować w mediach społecznościowych, że „my jesteśmy Ruscy”. To jest totalne niezrozumienie tematu, choć podejrzewam, tej grupce zależało na upolitycznieniu naszej kampanii. Całe szczęście, otrzymaliśmy ogromne poparcie ze strony środowiska prawosławnego, akademickiego i dziennikarskiego, więc „antykampania” w rosyjskiej narracji zgasła bardzo szybko.

W Polsce w przestrzeni publicznej można się spotkać z licznymi mitami dotyczącymi ludzi wyznania prawosławnego. Z jakimi problemami wynikającymi ze stereotypów muszą się oni borykać?

– Największym stereotypem jest to, że prawosławni w Polsce to „ruscy”. Kiedyś, przed kilkuset laty, określenie to było jak najbardziej właściwe i odnosiło się do Rusinów zamieszkujących Wielkie Księstwo Litewskie. Mieliśmy nawet „województwo ruskie”, a język Księstwa był oficjalnie „językiem ruskim”. Jednak ze względu na różne historyczne perypetie, słowo „ruski” ewoluowało w języku polskim i z całkowicie neutralnego - stało się obraźliwym określeniem Rosjanina. Mocno widać to po wojnie polsko – bolszewickiej z 1919 – 1921 roku, a szczególnie po II wojnie światowej. „Ruski” przestało oznaczać poczciwego sojusznika - Rusina, a zaczęło być utożsamiane z brudnym i bezwzględnym rosyjskim najeźdźcą.

Niestety, lata zaniedbań, dwuznacznych postępowań, używania przez prawosławnych księży języka rosyjskiego w kazaniach doprowadziły do wypaczenia wizerunku polskiego prawosławia i przedstawiania go jako rosyjskiej V kolumny. Nie można się temu dziwić, bo zarówno carska Rosja, jak też ZSRR, używały prawosławia instrumentalnie, jako jednego z elementów wpływu. Do dzisiaj na Podlasiu, choć marginalnie, oddawana jest cześć Armii Czerwonej. Obecność polskich prawosławnych księży i polskich prawosławnych polityków na takich uroczystościach nie jest, i nie powinna być uznawana za coś normalnego.


Jakie są Państwa plany na dalszy rozwój akcji? Rozważacie rozpoczęcie jej również w innych miastach Polski?

– Proszę nie zapominać, że nasza kampania to nie tylko hasło „Prawosławny, nie ruski”. To także kampania informująca o tym, że polska Cerkiew jako Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny jest niezależna od patriarchy moskiewskiego. Naszym jedynym zwierzchnikiem jest Metropolita Warszawski i całej Polski Sawa. To o tym często zapomina opinia publiczna, a przecież nasza cerkiewna niezależność jest kluczowa w naszym udziale w polskim społeczeństwie.

Jak mówiłem na początku, cała kampania powstała z prywatnych środków, które niestety mocno nas ograniczają. Nie wykluczamy założenia publicznej zbiórki, bo otrzymujemy mnóstwo deklaracji chęci wsparcia finansowego od osób prywatnych. Bardzo bym chciał, by temat polskiego prawosławia wszedł do dyskusji publicznej, bo przecież nie spadliśmy tutaj z nieba, ani nie jesteśmy sierotami po zaborcy. Nasi przodkowie mieszkali w Rzeczypospolitej praktycznie od zawsze.

Polska - najnowsze informacje

Rozrywka