Szykuje się rozłam w krakowskim PiS-ie? Małgorzata Wassermann zabrała głos przed drugą turą wyborów prezydenckich w Krakowie. W swoim apelu namawia do niegłosowania na Łukasza Gibałę. Stanowisko parlamentarzystki jest sprzeczne z poprzednim oświadczeniem partii.
Ostateczne rozstrzygnięcie toczącej się w Krakowie od wielu tygodni kampanii wyborczej zbliża się wielkimi krokami. Już w niedzielę (21 kwietnia) mieszkańcy zdecydują czy to Łukasz Gibała, czy Aleksander Miszalski będzie prezydentem Krakowa przez najbliższe pięć lat.
Głos w sprawie zabrała Małgorzata Wassermann – krakowska posłanka PiS oraz kandydatka na urząd prezydenta Krakowa w 2018 roku. "Piastując od 2015 roku mandat Posła na Sejm RP, wielokrotnie dawałam wyraz, nie tylko słowami, ale faktycznym zaangażowaniem w sprawy lokalne, że dobro i pomyślny rozwój mojego ukochanego Miasta Krakowa jest dla mnie priorytetem w działalności publicznej. Nie mogę więc pozostać obojętna w obliczu ważnego dla tysięcy krakowianek i krakowian wyboru, jaki zostanie dokonany 21 kwietnia, kiedy wybierzemy prezydenta naszego miasta. Podobnie jak dla większości podzielających moje poglądy ludzi prawicy, konserwatystów, czy wprost sympatyków Prawa i Sprawiedliwości, nie będzie to łatwy wybór, ale jestem w pełni przekonana, że należy go dokonać" – zaczyna swój apel posłanka.
W dalszej części apelu Wassermann podkreśla, że obaj kandydaci, którzy pozostali w wyścigu o krakowską prezydenturę są dalecy od ideału, jednak ona osobiście nie zamierza głosować na Łukasza Gibałę. "Obaj kandydaci to osoby, do których wyborów politycznych jest mi bardzo daleko, stąd też nie kieruję się w tej decyzji barwami politycznym. Biorąc pod uwagę osobiste cechy każdego z kandydatów i ich postawę wobec spraw ważnych dla każdego przyzwoitego człowieka, nie wyobrażam sobie, abym mogła oddać swój głos na Łukasza Gibałę, którego pomysł na Kraków opiera się jedynie na kwestionowaniu wszystkiego wokół" – zaznacza.
Swoją decyzję parlamentarzystka argumentuje faktem, że lider Krakowa dla Mieszkańców miał wielokrotnie "manifestować wielokrotnie pogardę dla ludzi mających konserwatywne, prawicowe poglądy". "Wielokrotnie podkreślałam w swoich publicznych wypowiedziach, jak bardzo szkodliwe uważam kierowanie się w służbie publicznej jedynie deptaniem elementarnych zasad ładu społecznego. Nie mogłabym poprzeć człowieka, który w sposób haniebny manifestował wielokrotnie pogardę dla ludzi mających konserwatywne, prawicowe poglądy. Czuję sprzeciw wobec tego aby prezydentem mojego miasta mógł zostać ktoś bez wiarygodnej wizji jego rozwoju, kto dzisiaj składa pusto brzmiące deklaracje o ponadpartyjnym łączeniu mieszkańców, a nie tak dawno chciał otaczać ludzi podzielających moje poglądy i związanych z Prawem i Sprawiedliwością kordonem sanitarnym" – wyjaśnia posłanka.
Na koniec Małgorzata Wassermann przypomina przeszłość polityczną Łukasza Gibały jako członka Ruchu Palikota. Parlamentarzystka zwraca uwagę, że ówczesny lider ugrupowania miał wielokrotnie wyrażać "pogardę dla ofiar z 10 kwietnia 2010 roku, w tym śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego". "Nie mogłabym w zgodzie z własnym sumieniem i przekonaniami zagłosować na człowieka, który w 2012 roku został członkiem Ruchu Palikota, a następnie wszedł do władz jego partii przekształconej w Twój Ruch, stając się jednym z najbliższych współpracowników Janusza Palikota, ostentacyjnie wyrażającego pogardę dla ofiar z 10 kwietnia 2010 roku, w tym śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Każdego z Państwa, kto podziela moje zapatrywanie na sprawy publiczne, proszę o rozważenie takiej decyzji" – kończy.
Wbrew partii?
Stanowisko posłanki jest sprzeczne z wcześniejszym oświadczeniem partii. Przypomnijmy, niedługo po ogłoszeniu wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich w Krakowie, Prawo i Sprawiedliwość ustami Michała Dwernickiego zdecydowało się poprzeć Łukasza Gibałę. Sam radny tłumaczył potem w rozmowie z Gazetą Krakowską, że lider stowarzyszenia Kraków dla Mieszkańców nie jest idealnym kandydatem, jednak nie można pozwolić, aby Kraków stał się kolejnym bastionem PO jak Warszawa czy Gdańsk.
Foto: Mateusz Łysik/Głos24