czwartek, 30 maja 2024 06:15

„Tej sytuacji nigdy nie zapomnę!” Fryzjerka z Krakowa zdradza, co najbardziej denerwuje ją w klientach

Autor Mirosław Haładyj
„Tej sytuacji nigdy nie zapomnę!” Fryzjerka z Krakowa zdradza, co najbardziej denerwuje ją w klientach

– Jestem profesjonalistką, więc nie mogę pozwolić sobie na zemstę fryzjera, ale…znam osoby, które nie mają z tym problemu. Zresztą odpłacanie nie byłoby wcale takie trudne, bo wspomniane sytuacje zdarzają się w salonach fryzjerskich często, jeśli nie bardzo często... i drażnią na pewno nie tylko mnie – mówi w rozmowie z Głosem24 pani Katarzyna, pracująca w Krakowie w zawodzie fryzjerki od 30 lat.

Bycie fryzjerem, jak każdy zawód, ma swoje plusy i minusy. Często o ich wadze decydują klienci, a tych w krakowskich salonach nie brakuje. – Czasami są dni, że nie mam kiedy zjeść obiadu, nie wspominając o wypiciu kawy, no i to stanie... Wystarczą dwie duże koloryzacje, by mieć zapewnioną pracę bez możliwości skorzystania z krzesła przez kilka godzin – mówi w rozmowie z Głosem24 pani Katarzyna, pracująca w zawodzie od 30 lat.

Ale to nie nieregularna i stojąca praca jest w zawodzie fryzjera najgorsza. Bo najbardziej we znaki potrafią dać się klienci. Swoimi doświadczeniami w tym zakresie dzieli się z nami jedna z fryzjerek pracujących w centrum stolicy Małopolski.

Czasami klientka ma sporo za uszami

Jako pierwszy czynnik drażniący naszą rozmówczynię jest brak higieny u klientów. – Nie uwierzyłby pan jak często klienci przychodzą do salonu… brudni. I nie mam na myśli włosów, bo przetłuszczone włosy to norma – przecież niektórzy przychodzą tylko po to, by je umyć i odpowiednio ułożyć. Często mają brudne uszy, szyję, nie wspominając o nieświeżym oddechu. Jakby nie było, kładąc farbę, jestem w pobliżu klienta przez dłuższą chwilę i wtedy często czar pryska. Bo proszę sobie wyobrazić zadbaną kobietę po trzydziestce, która ma brudną szyję i to nie jest brud z wczoraj… Nie chciałabym w tym przypadku zaglądać w inne miejsca – uśmiecha się wymownie pani Katarzyna.

– Kilka razy zdarzyło nam się też wietrzyć po niektórych klientkach. Są też takie, które nie stronią od perfum, ale powietrze wcale nie jest przez to… lżejsze – mówi pani Katarzyna. Jednak sytuacją, której nigdy nie zapomni, była wizyta stałej klientki, która pracuje w przedszkolu. – Pani przyszła jak zwykle na strzyżenie i koloryzację. Mówiła, że uczulił ją szampon, i narzekała na swędzenie skóry głowy.. Jakie było nasze zdziwienie, gdy odkryłyśmy z praktykantką, że klientka ma we włosach wszy… Prawdopodobnie złapała je (albo one ją) w przedszkolu.

Per „ty”

Na drugim miejscu irytujących fryzjerkę rzeczy znajduje się także wywyższanie się. – Często zdarza mi się, że panie, przychodząc do salonu, zwracają się do mnie per „ty". Ja pozostaję przy formie grzecznościowej, bo lata temu tak mnie nauczono i uważam, że to profesjonalne. Natomiast, gdy ktoś do kobiety 50-letniej mówi: „Rób, jak uważasz”, to źle się z tym czuję… Jednak z kolei mówienie o tym głośno również, moim zdaniem, nie leży w dobrym tonie… – tłumaczy pani Katarzyna.

Kłótnie, obmawianie i wylewanie żali

Kolejnym zachowaniem, które może drażnić fryzjerki, jest głośne rozmawianie przez telefon. – Zwłaszcza, jeśli akurat wykonywana jest koloryzacja – wyjaśnia pani Katarzyna.

– Niektórym znajomym przeszkadza, gdy klientki rozmawiają przez telefon. O ile nie krzyczą, nie mam z tym problemu, chociaż czasami stajemy się świadkami sytuacji, w których wolałybyśmy nie uczestniczyć – kłótnie, obmawianie całego świata i wylewanie swoich żali. Tylko raz zdarzyło mi się, że poprosiłam panią o zakończenie rozmowy. Bardzo głośno, wręcz krzykliwie rozmawiała o trudnym porodzie swojej koleżanki, a obok siedziała moja siostra, która była na samym, niewidocznym jeszcze, początku ciąży. Chciałabym, aby salon był miejscem wytchnienia, a nie przekrzykiwania się… jak na targu czy też wypuszczania demonów z szafy...

Uparła się, że musimy go ostrzyc

Wspominając o drażniących ją rzeczach, nasza rozmówczyni przypomina sobie również sytuację, gdy miała pracować z dzieckiem. – Pracuję w salonie dla dorosłych, pamiętam jednak, jak przyszła do nas kobieta z, nazwijmy to delikatnie, energicznym dwu – może trzylatkiem. Kobieta uparła się, że musimy go ostrzyc, bo jeszcze nigdy nie był u fryzjera, a włosy mu się pocą i lecą do oczu. Faktycznie mały niewiele musiał widzieć. Mama nigdy go nie strzygła i według niej wyglądał jak mały cherubinek. Jak przyznaje pani Katarzyna zachowanie chłopca było jednak mało anielskie. – Chłopiec wpadł w szał, zaczął krzyczeć i biegać po salonie. Strącił wazon i filiżankę z kawą innej klientki. Na szczęście się nie poparzył – mówi. To zdarzenie było stresujące dla obu stron i ostatecznie nie zakończyło się zmianą fryzury.

– Nasz salon nie jest dostosowany do potrzeb małego dziecka. W takim wypadku polecam takie profesjonalne miejsca z autkami, zabawkami i bajkami, a przede wszystkim zabawę z dzieckiem, która może pomóc mu zrozumieć, co będzie się działo u fryzjera – podsumowuje.

Pani Katarzyna wspomina też, że kiedyś jedna z klientek przyszła do salonu z córką, która zjadła wszystkie cukierki wystawione dla gości. – To była cała, duża miska – mama przyszła na koloryzację, więc córka miała czas. Później dziecko płakało, że mu niedobrze. Klientka prosiła nas o rumianek, ale miałyśmy tylko herbatę miętową. Ostatecznie dziewczynka zwymiotowała na posadzkę, a praktykantka musiała sprzątać. Tej sytuacji nigdy nie zapomnę.

„Proszę zrobić tak, żeby się mężowi podobało"

Inną, nieco drażniącą kwestią, na którą wskazuje w rozmowie z portalem Głos24 fryzjerka, jest bierność czy też brak komunikacji ze strony klientów. – Proszę sobie wyobrazić, że przychodzi taka 40-letnia kobieta i mówi, że nie wie, czego chce. Przedstawiam jej różne opcje, dopytuję, a ona i tak mówi: proszę zrobić tak, żeby było ładnie i mężowi się podobało. To zdecydowanie mój ulubiony tekst. I bądź tu mądry, i weź odpowiedzialność za zadowolenie pana męża… – śmieje się nasza rozmówczyni, choć, jak zaznacza, w takich sytuacjach wcale nie jest jej do śmiechu. – Kilka razy zdarzyło mi się, że klientki nie posłuchały rad i wychodziły niezadowolone. Bardzo utkwiła mi w pamięci taka sytuacja: klientka, która odwiedzała nas kilka lat, zawsze wierna kolorowi i długości włosów, zapragnęła zmian. Wiązało się to ze zmianami w życiu prywatnym – chodziło o wieloletniego partnera, który uwielbiał jej długie, jasne włosy. Gdy para się rozstała, pani postanowiła włosy ściąć. Odradzałam tak drastyczny ruch i radziłam, by zacząć od kilku, maksymalnie kilkunastu centymetrów. Następnego dnia zadzwoniła do salonu z płaczem. Po kilku dniach widziałam ją na mieście w towarzystwie jakiegoś mężczyzny i… przedłużonych włosach.

Pizza na przekąskę

Częstowanie klientów napojem jest popularne w salonach o wyższym standardzie, jednak jedzenie pizzy wydaje się już lekką przesadą.

– Kiedyś klientka zapytała, czy może coś zjeść. Oczywiście zgodziłam się. Sama wiem, że bycie głodnym generuje niepokój. Jakież było moje zdziwienie, gdy w drzwiach pojawił się dostawca pizzy. To nie był najlepszy pomysł – opowiada pani Katarzyna, dodając: – Gorąca pizza ostatecznie sprawiła, że pani musiała się przesiąść do stolika, a my miałyśmy 30-minutowe opóźnienie.

Co z zemstą fryzjera?

Fryzjerka, zapytana o to, czy zdarzyło jej się w jakiś sposób zrewanżować za zachowanie klientki, odpowiedziała: – Jestem profesjonalistką, więc nie mogę pozwolić sobie na zemstę fryzjera, ale…znam osoby, które nie mają z tym problemu. Zresztą odpłacanie nie byłoby wcale takie trudne, bo wspomniane sytuacje zdarzają się w salonach fryzjerskich często, jeśli nie bardzo często... i drażnią na pewno nie tylko mnie.

Fot. ilustracyjne

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka