sobota, 21 maja 2022 08:50

Jeździł do Donbasu, kiedy inni z niego uciekali. "Najwięcej radości sprawiały im czekoladki"

Autor Marzena Gitler
Jeździł do Donbasu, kiedy inni z niego uciekali. "Najwięcej radości sprawiały im czekoladki"

Hubert Kampa jeździ na front do Donbasu niemal od początku wojny, która wybuchła w 2014 roku. - Postanowiłem, że na tyle, na ile będę mógł, na tyle będę im pomagał, kupując rzeczy w Polsce i im przywożąc. Najwięcej radości jednak sprawiały im nie mundury, nie wyposażenie, ale czekoladki, które rozdawałem tam w czasie świąt - mówi artysta, który z Ukrainy przywozi skrzynki po amunicji i tworzy na nich wyjątkowe ikony.

Hubert Kampa to polski artysta, który tworzy współczesne ikony. Z jego inicjatywy powstanie wystawa ikon na deskach po amunicji i ikony Matki Bożej Mariupolskiej, a celem akcji jest zebranie środków na pomoc Ukrainie.  Artysta założył też fundację In Blessed Art, która ma za zadanie pomagać przez sztukę sakralną i od lat pomaga m.in ukraińskim żołnierzom na froncie w Donbasie, gdzie regularnie jeździ oraz dzieciom - ofiarom konfliktu, który trwa od 2014 roku. Swoje prace tworzy m.in na deskach ze skrzynek po amunicji, które sprowadza z Ukrainy, a dochód z licytacji, na które trafiają jego prace, idzie na pomoc dla objętego wojną kraju. Rozmawiamy o tym, dlaczego jeździł do Donbasu, gdy inni z niego uciekali i jak najskuteczniej pomagać teraz Ukrainie.  

Hubert Kampa w swojej pracowni - fot. Fb. Hubert Kampa

Hubert, jak to się stało, że zainteresowałeś się Ukrainą? Czy ma to związek z ikonami, które tworzysz?

To wiąże się od początku z malarstwem ikonowym. Pierwszy raz pojechałem na Ukrainę w 2012 roku na Międzynarodowy Plener Ikonografów w Zamłyniu. Tam poznałem Ukraińców - przedstawicieli ukraińskiej ikonografii. Był to dla mnie moment przełomowy, ponieważ przed wyjazdem na ten plener porzuciłem ikonografię. Gdy dostałem zaproszenie na ten plener do tego wróciłem, ponieważ spotkałem nowe style, nowe formy, które pochodzą między innymi ze Lwowa czy Kijowa. Właśnie we Lwowie jest Wydział Sztuki Sakralnej - jedyna na świecie wydział, poświęcony ikonografii i sztuce sakralnej. Coś się we mnie otwarło i wtedy zaczęła się moja przyjaźń z tym krajem. Wszystko toczy się wokół ikony, wokół malarstwa sakralnego i właściwie historii Polski.

Kto cię najbardziej inspiruje, bo twoje prace są bardzo oryginalne? Nie jest to klasyczna ikona.

Dużym impulsem do rozwoju i zmiany myślenia o ikonie było spotkanie właśnie w Zamłyniu i spotkanie tam ikonografów lwowskich, zarówno profesorów, jak i studentów, którzy z kolei inspirują się Nowosielskim. Pod wpływem tego spotkania zacząłem szukać swojego wyrazu. Rozważać, co tak naprawdę w ikonie jest istotne. Ikona jest tworzona po to, żeby pomiędzy modlącym się przed ikona a Tym, kogo wyraża ikona, tworzyła się relacja. Dziś mamy potrzebę zupełnie innych form, które nas przyciągają. Stąd i ja zacząłem szukać takiej swojej formy wyrazu, nie po to, aby stać sławnym artystą, tylko po to, żeby ułatwić współczesnemu człowiekowi kontakt z tym, czym jest ikona i z Tym, z kim mamy do czynienia za jej pośrednictwem, czyli z Bogiem i dogmatami Kościoła.

"Anastasis - podniesienie", 3x2 metry - praca przed kościołem - fot. Fb. Hubert Kampa

Twoje ikony trafiają nie tylko do domów prywatnych, nie tylko do kościołów, ale, ale też w ubiegłym roku twoja duża praca na deskach stanęła przed kościołem, w miejscu publicznych. Dlaczego?

Pan Bóg jest wszędzie, jest też w miejscach publicznych, więc ikona nie może zostać zamknięta tylko przestrzeni mojej pracowni, czy przestrzeni internetowej. Ona ma głosić, tak jak zadaniem Kościoła jest ewangelizacja czyli głoszenie na zewnątrz słowa Bożego. Kościół nie może się tylko zamknąć w świątyniach, stąd też i ja wychodzę z tą sztuką na zewnątrz, do ludzi. Chciałbym, żeby ludzie poznali ikonę też od tej strony. Nam wtłoczono w Polsce, że jest kanon, którego nie wolno naruszać, nie wolno zmieniać czy interpretować. Wolno tylko robić kopie. Nie wolno zmienić techniki. Wiele osób tworzących ikony ma lęk przed tym, że przekroczy ten kanon. A prawda jest taka, że kanon tworzy dana szkoła ikonograficzna, czyli dane środowisko, ci, którzy tę szkołę prowadzą. Ja chcę uwolnić ten cały stres. Chce wytworzyć relacje, bo ikona nie ma sensu, jeśli nie jest robiona po to, żeby służyła do modlitwy, a modlitwa jest relacją, tworzeniem relacji z Bogiem.

Te prace zewnętrzne czy też kościół, który maluję z Susłach na Ukrainie - wszystko jest moim zaproszeniem do poznania sztuki, ponieważ sztuka potrafi wzbudzać refleksje, zatrzymać nas, jest czymś, co przemówi i dlatego też to robię.

Praca w kościele w Susłach - fot. Fb. Hubert Kampa

Obserwowałam twoje liczne wyjazdy na Ukrainę, zwłaszcza w czasie, kiedy już toczyła się tam wojna. Wielu uciekało wtedy z Ukrainy tu, do Polski w jakieś spokojne miejsce, a ty jeździłeś do Donbasu. Dlaczego?

Przełomowym momentem dla mnie był Majdan na Ukrainie. Miałem wtedy w moim życiu taki moment krytyczny, nie chciałem iść w sztukę ikonografii, gdzieś traciłem sens tego wszystkiego. Znałem już wtedy wielu Ukraińców, więc obserwowałem co się tam dzieje, próbowałem tam pomóc. Sam też poleciałem na Majdan. Chciałem, żeby oni się uwolnili od tego wszystkiego, widziałem, jakie to jest cierpienie.

Rok po Majdanie zostałem zaproszony na Międzynarodowy Plener Ikonografów, którego stałem się dyrektorem, choć tego w ogóle nie planowałem. Zaprosił mnie ks. Serhiy Dmytriev. Na początku nie czułem się tam dobrze, bo byli tam sami profesorowie, a ja przyjechałem z podopolskiej wsi. Poszedłem tam na wystawę, która była w Andriejewskiej Cerkwi, na której były prezentowane różne eksponaty z wojny, pokazujące, że za tą wojną stoi Rosja. Była tam między innymi Biblia, na której były odbite palce żołnierza, który spłonął trzymając ją w ręce. Biblia jednak ocalała i taka otwarta została przewieziona na tę wystawę.

Spalona Biblia - dzięki niej Hubert zaczął tworzyć ikony dla ukraińskich żołnierzy - ft. Fb. Hubert Kampa

Gdy przeczytałem tekst na otwartej stronie, był tam fragment o tym, że Jezus przychodzi po wodzie do uczniów, podczas burzy na jeziorze. Uczniowie się go boją, a on im  mówi: "Nie bójcie się!". Dotknęły mnie te słowa bardzo mocno. Namalowałem wtedy taką małą ikonę właśnie "Nie bójcie się!". Na drugi dzień batiuszka, czyli ksiądz Dmytriev mówi do mnie: "Hubert, chodź, pojedziemy i zawieziemy tę ikonę na Wschód, bezpośrednio do żołnierzy, do 30 batalionu".

Hubert Kampa i ks. Serhiy Dmytriev - pierwszy wyjazd do Huberta do Donbasu - fot. Fb. Hubert Kampa

Na początku się przeraziłem, bo powiedziałem, że po co ja tam pojadę na wojnę, ale w końcu pojechałem. Tam poznałem rzeczywistość tych żołnierzy i prawdę o tym, jak to tam wygląda. W Polsce mamy wizję „amerykańskiego żołnierza”, to jest twardziel, wyposażony we wszystko, co jest mu potrzebne. A tam poszły chłopaki, którzy mieli to, co mieli. Jeden miał mundur, inni nie mieli, czasem nosili trampki, chociaż był środek zimy. Zapytałem nawet dowódcy, czy to w ogóle są wojskowi. To mnie zaszokowało. Zobaczyłem ten ból, jak to jest niewyposażone. Jak oni mają funkcjonować w tym wszystkim? Wtedy postanowiłem, że na tyle, na ile będę mógł, na tyle będę im pomagał, kupując rzeczy w Polsce i im przywożąc. Najwięcej radości jednak sprawiały im nie mundury, nie wyposażenie, ale czekoladki, które rozdawałem tam w czasie świąt, czy w innych momentach. Stąd się wzięła też ta moja miłość do Donbasu. Tam poznałem wielu żołnierzy, z którymi ciągle miałem i nadal mam kontakt.

Ikona "Nie bójcie się" - Fb. Hubert Kampa

W 2016 roku poznałem Oksanę i Wołodymyra Zavadskich - małżeństwo, które poświęciło swój czas i wyjechało z Kijowa na wschód Ukrainy i w Pioniersku kołoMariupola założyło ośrodek "Kowczeg", czyli Arka. Prowadzili ten ośrodek dla dzieci, które były poszkodowane na tej wojnie. Ośrodek ten funkcjonował strefie działań wojennych, gdzie po drugiej stronie wsi było już wojsko rosyjskie. Tam też zacząłem pomagać, bo widziałem, że rzeczywiście tworzy się tam coś pięknego i bije serce w tym wszystkim a dzieci się rozwijają. W ośrodku było w niektórych momentach 24 dzieci, a na wakacyjnych turnusach nawet 200. Bardzo mnie poruszyło, że oni poświęcili tym dzieciom swoje życie, bo mogli robić zupełnie inne rzeczy. Zresztą Wołodzia prowadził kiedyś firmę, która bardzo dobrze funkcjonowała. Porzucili to wszystko i pojechali tam ewangelizować. Ja tam z nimi zostałem i zacząłem z nimi pracować w tym ośrodku, wspierając czy to finansowo, czy tworząc zbiórki, czy też pisząc z dziećmi ikony, bo okazało się, że ikony bardzo je wyciszały. Ta praca bardzo wyciszała dzieci, które miały dużo trudnych doświadczeń, jak utrata rodziców.

Hubert z przyjaciółmi w "Kowczegu" - fot. Fb. Hubert Kampa

Zatrzymała mnie też zachodnia Ukraina i Polonia. Poznałem Polskie Stowarzyszenie im. Juliana Lubińskiego, które pracuje z Polonią w Nowogrodzie Wołyńskim i parafię w Nowogrodzie i w Susłach - wiosce koło Nowogrodu. W tej wsi poproszono mnie o próbę identyfikacji mogił żołnierzy z 1920 roku. Udało się zidentyfikować je co do jednego nazwiska, odkryć całą historię tych żołnierzy, jak oni zginęli, jak to się stało, że oni są pochowani w Susłach, ile jest tych mogił i odkryła się cała historia polonijna. Nad tym projektem nadal pracuję i on mnie też tam zatrzymuje. Dzięki temu też w Susłach zostałem poproszony o wykonanie wystroju kościoła katolickiego. Susły to jest w ogóle taka „polska wioska”, ma polskie korzenie, choć już wszyscy mówią tam po ukraińsku.

Hubert z przyjaciółmi - Oksaną i Wołodymyrem Zavadskimi. Mają w rękach pierwsze ikony wykonane przez Huberta na deskach ze skrzynek od amunicji - fot. Fb. Hubert Kampa

Trzeba mieć bardzo dużo odwagi, żeby konfrontować się z tym, co tam się dzieje, co mówią ludzie froncie, którzy uczestniczą w walkach. Co na tobie zrobiło największe wrażenie?

Na mnie największe wrażenie zrobiła postawa żołnierzy ukraińskich. Ja przyjechałem jako Polak do Ukraińców. My mamy swoje żale historyczne. Mamy swoje historyczne problemy, nierozwiązane jeszcze rzeczy. I wielokrotnie z nimi rozmawiałem na ten temat. I szokowała mnie ich postawa pełna łagodności. Na przykład kwestia Wołynia ich po prostu zaszokowała. Oni się tego na historii nie uczą. Oni o tym nie wiedzą. To jest dla nich w ogóle nowość, a ich podejście jest bardzo proste, bardzo uczuciowe. Są niezwykle uczuciowymi ludźmi. Bardzo szanują rodzinę. To mnie najbardziej porusza i to powoduje, że chcę tam wracać, bo widzę ich biedę. Że naprawdę wielu rzeczy nie mają, a próbują sobie z tym poradzić. Są też bardzo wylewni, jeśli chodzi o uczucia. Powiedzą wprost to, co czują, że to ich denerwuje, a tamto nie.

Z wojennych spraw to chyba najbardziej mnie dotyka z jednej strony kompletny brak szacunku do ciała ludzkiego ze strony Rosjan, a z drugiej strony ukraińska opieka nad tym. Oni mają ogromny szacunek do ludzi. Widziałem wiele obrazów, które zostają, takich negatywnych, na przykład pomagałem tam przy zbieraniu zwłok, ale rzeczywiście podejście Ukraińców do tego wszystkiego od razu powoduje, że nie wywołuje to traumy.

Czy ci ludzie, których tam poznałeś jeszcze żyją? Przedtem byli na froncie, a teraz przyszedł nowy konflikt. Masz z nimi kontakt?

Nie możemy mówić o tym, że to jest nowy konflikt. To jest konflikt, który trwa. Oni przez te wszystkie lata są w tym konflikcie, tylko ciągle się tam wymieniają. Jest dużo żołnierzy, którzy zginęli, do których mogę tylko już pójść na mogiłę i jest to bardzo bolesne, ponieważ czasami przychodzi taka myśl, że mogliśmy jeszcze porozmawiać o tym i o tamtym. Wiem, jak dobrzy to byli ludzie, jakie mieli wnętrze i trudne jest dla mnie to, że zginęli jak dla mnie za wcześnie.

Z innymi żołnierzami mam pewien kontakt. Ciągle się kontaktujemy, choć na razie w tej chwili nie ma czasu na gadanie, ale rozumiemy się bez słów. To są proste gesty, proste hasło: „do pobaczenia” czyli do zobaczenia. W Ukrainie chodzi o to w tym pozdrowieniu, aby zobaczyć się nawzajem. Nie można tego zrobić, gdy ktoś już jest w trumnie.

Z dużą liczbą tych żołnierzy mam kontakt. Widzę, jak bardzo też są zaskoczeni tym, co zrobiła w tej chwili Polska, jeśli chodzi o wyjście do nich, otwarcie granic i pomoc. Oni wręcz płaczą, kiedy o tym mówią, bo są zaszokowani, że aż tak Polska ich broni.

Prawosławna Wielkanoc na froncie w Donasie, fot. Yuryi Bilak / Fb. Hubert Kampa

Na twoim profilu jest bardzo ciekawe zdjęcie - ciebie wśród żołnierzy przy stole, które zrobił zrobi Yuryi Bilak. Postacie na nim przypominają apostołów w czasie ostatniej wieczerzy, jest nawet ksiądz, ale większość to żołnierze w mundurach. Jaka jest historia tego zdjęcia?

To jest zdjęcie wykonane w czasie prawosławnej Paschy w 2015 roku. Byliśmy tam z ojcem Dmytriyevem na święta. Pojechaliśmy do żołnierzy, bo żołnierze zawsze o to proszą. Kiedy patrzę na te zdjęcie, przypominają mi się słowa pułkownika Sobko (dziś generała), który jest na środku. Piszę kiedyś do niego: "Jadę do was, co mam ci przywieźć?". A mógł wykorzystać sytuację i powiedzieć: potrzebuję to, tamto, a on tylko mówi: "Hubert, nic mi nie przywoź, ja chcę z tobą wypić kawę!". On nigdy nie mówił, że mam mu coś przywozić, tylko zawsze prosił: przyjedź chociażby na godzinę.

To zdjęcie jest zrobione w czasie świąt. Byliśmy w bunkrze pod fabryką. Tam żołnierze spali, chowali się w czasie ostrzału. I tamtego wieczoru w czasie Paschy Yuri Bilak, fotograf, który też tam był, zauważył, że można zrobić takie zdjęcie, jak ostatnia wieczerza, chociaż wszyscy życzyli sobie: "oby to nie było ostatnie nasze spotkanie". To zdjęcie zdobyło zresztą dużą sławę, bo jest wydrukowane bardzo dużym formacie na lotnisku Boryspol w Kijowie. Było też na wystawie, którą odwiedził ówczesny prezydent Ukrainy. Jest po części pozowane, bo oczywiście Yuri trochę nas ustawił, ale to zdjęcie konkretnej sytuacji, która miała miejsce. Zaraz potem zresztą musieliśmy zejść do piwnicy, bo zaczął się ostrzał. Część osób, które są na tym zdjęciu, już nie żyje.

Pracownia zamieniona na skład artykułów z pomocą dla ukraińskiego wojska - fot. Fb. Hubert Kampa

Gdy wybuchł konflikt 24 lutego, od razu jakoś instynktownie pomyślałam o tobie, bo wiedziałam, że na pewno ciebie to szczególnie dotknie. Jak zareagowałeś, czego się najbardziej obawiałeś?

Gdy wybuchł konflikt o godzinie 6 czy 7 rano zadzwoniła do mnie siostra Bernardeta, wołyńska sercanka z Nowogrodu Wołyńskiego. Dzwoni i mówi: "Hubert wojna!". Ja jej odpowiedziałem: "Jaka wojna, jak wy macie od 8 lat wojnę". Ona znów: "Hubert, zaatakowali Kijów". Do mnie to zupełnie nie dotarło. Musiałem dopiero zejść na dół, napić się kawy, włączyć komputer i dopiero zrozumiałem. Informacje, które się pojawiały w Internecie, dopiero otwierały mi oczy i rzeczywiście, na początku był to ogromny szok. Ale też od razu miałem świadomość, że teraz trzeba będzie wystartować z pomocą. Przy czym ja już pomoc zacząłem zbierać wcześniej, w momencie, kiedy zostały ogłoszone przez Rosję niepodległe republiki. Wiedziałem, że dojdzie do konfliktu, ale spodziewałem się, że dojdzie do niego na pewno na wschodzie. Republiki zostały ogłoszone w ramach Oblaści Donieckiej, a w Oblaść Doniecką wchodzi miasto Mariupol, więc trzeba go zdobyć, aby stał się częścią tej republiki. Wiedziałem, że będą konflikty, dlatego już zacząłem ze współpracownikami zbierać pieniądze. I od razu zostały zatrzymane działania w mojej pracowni ikon. Większość klientów traktuje to ze zrozumieniem.

Miałem otwarte pole do działania w Ukrainie, bo mam tam swoich znajomych, konkretne punkty i jestem też wpisany jako wolontariusz 30 Brygady Zmechanizowanej, czy też współpracuję z polskiego stowarzyszenia w Nowogradzie Wołyńskim. Sam też jestem członkiem Chrześcijańskiej Służby Ratunku. Jest to fundacja, która też pomaga. Myśmy od razu zaczęli się kontaktować i szukać możliwości, jak pomóc: co jest konkretnie potrzebne, w jakim punkcie, gdzie to zawieść. Tak się zaczął proces pomagania.

Hubert Kampa zamienia skrzynie po amunicji w ikony

Jak teraz najskuteczniej twoim zdaniem pomagać Ukrainie? Co jest bardziej potrzebne, czy pieniądze, czy rzeczy związane z uzbrojeniem?

Na pewno podstawą jest uzbrojenie, bo jeżeli oni przegrają, to żadna pomoc humanitarna nie ma sensu. Cała ta wojna jest skierowana, żeby wyniszczyć w ogóle naród ukraiński. Więc oni na pewno najbardziej potrzebują broni. Przy czym my, jako fundacja czy ludzie prywatni nie możemy kupić broni. Nie ma takiej możliwości. Jedyne, co my możemy tutaj, to pomóc w zakupie kamizelek kuloodpornych, zakupie sprzętów taktycznych jak latarki. To są bardzo drogie sprzęty, ponieważ muszą być bardzo wysokiej jakości. Nie możemy pozwolić na to, żeby latarka się zepsuła w momencie ucieczki, albo na przykład żeby buty się rozleciały w czasie, kiedy żołnierz się gdzieś przemieszcza. To są rzeczy, które trzeba kupić w bardzo wysokiej jakości i w tym możemy im pomagać.

Maleńkie ikony wykonane na deskach ze skrzynek po amunicji dla ukraińskich żołnierzy - fot. Fb. Hubert Kampa

To co najważniejsze, to żeby nie pomagać w ciemno, czyli kontaktować się z fundacjami, które tam już mają swoje znajomości, po stronie ukraińskiej, ponieważ bez tego wiele pomocy po prostu potem gdzieś się rozpływa i właściwie nie mamy nad tym kontroli. Fundacje, które pracują albo współpracują z Ukrainą, wiedzą dokładnie gdzie i co jest potrzebne i dokładnie to tam trafia.

Bardzo potrzebna jest pomoc finansowa, ponieważ nam to bardzo ułatwia pomaganie. Na przykład jeżeli chodzi o leki. Jest nam o wiele łatwiej pojechać i kupić konkretne rzeczy, które są potrzebne. Jesteśmy w stanie szybciej rozdzielić, szybciej przewieźć, szybciej to sobie to poukładać, niż wtedy, gdy ktoś idzie do sklepu i na przykład przynosi nam dwie puszki. Wtedy mamy problem, bo musimy to rozdzielać, spisywać, tworzyć cały system. Najlepsza pomoc to pomoc finansowa tym fundacjom, które są zaufane.

Kopia ikony Matki Boskiej Mariupolskiej - fot. Fb. Hubert Kampa

Twoim oryginalnym i nietypowym pomysłem jest stworzenie galerii ikon Matki Bożej Mariupolskiej. Skąd ten pomysł? Dlaczego ta ikona jest taka wyjątkowa?

Ta akcja zaczęła się od licytacji moich ikon, które przyjechały po części z Mariupola, bo tam wcześniej je namalowałem. Były to ikony namalowane na deskach po skrzynkach do przenoszenia amunicji. Koncepcja jest taka, aby to co służyło do transportowania zła, rzeczy, która zabiją, przetworzyć na dobro. Taka była moja wizja tego projektu. Ikony, która przyjechały z Mariupola, zostały już zlicytowane. Dało to nam ponad 30 tysięcy złotych na pomoc Ukrainie.

Teraz jestem ciągle myślą z Mariupolem, ponieważ znam tam część ludzi i dowiaduję się ciągle, że po tamtej stronie są ludzie, którzy nie mogą wyjść i giną. To, co może zostać odsłonięte, jeżeli Ukrainie się uda zdobyć Mariupol z powrotem, to będzie straszne. A skąd się wzięła ta koncepcja, żeby stworzyć właśnie mariupolską ikonę? Nazwa Mariupol pochodzi od imienia Marii. Historycznie Mariupol został nazwany na cześć Marii Fiodorowny (żony późniejszego cara Rosji Pawła I - przyp. red.). Ale mamy też Maryję jako Matkę Bożą i czczona była ikona Maryi, która pierwotnie pochodziła z Krymu. Ikona została przeniesiona do Mariupola jako znak poświęcenia miasta Matce Bożej i zasłynęła różnymi cudami, w tym odparciem nawałnicy tureckiej. Ikona ta została skradziona z Mariupola i przewieziona prawdopodobnie do Kijowa, ale już jej nigdy nie odnaleziono. Cerkiew Prawosławna w 2019 roku zamówiła wykonanie kopi tej ikony i ta jest czczona jako centralna ikona Mariupola, tak jak my mamy Matkę Bożą Częstochowską. Ta ikona znajduje się teraz w cerkwi patriarchatu moskiewskiego, ale to nie ma znaczenia.

Objawienia i kościół mówią, że mamy oddawać Mariupol czy Rosję sercu Maryi. Ja tutaj to połączyłem. Mamy konkretny obraz Matki Bożej i mamy poświęcać to miasto Matce Bożej.

Czy wierzysz w to, że ten wymiar nadprzyrodzony odegra tutaj jakąś rolę? Bo z jednej strony jest tak, że to my organizujemy pomoc materialną, kupujemy broń, która zabija, a z drugiej strony jest wezwanie do poświęcenia Ukrainy i Rosji Maryi. Czy ten wymiar nadprzyrodzony w ogóle tutaj ma sens? Czy nasza modlitwa może coś zmienić?

Na początku wojny oskarżałem Pana Boga i mówiłem mu: "Dlaczego na to pozwalasz? Czemu to niszczysz? Czemu giną ludzie? Czemu oni muszą cierpieć? Oni nie są złymi ludźmi". I w pewnym momencie dopiero zrozumiałem o co tutaj chodzi, że na tej wojnie i wśród tych ludzi jest i działa Bóg. Tam się dzieją cuda. Ciągle się dzieją cuda, jak ktoś przeżyje. Żołnierz wpadł do okopu, przejechał po nim czołg, leżał tam trzy dni w tym dole, ale przeżył. Nic mu się nie stało i on świadczy o tym, że to jest cud - cud przeżycia, więc te cuda się dzieją, czyli Pan Bóg tam jest i ona pomaga. Bez tej wiary, bez duchowego wsparcia, już dawno by to padło. Żołnierze by się wycofali. Byłoby im o wiele trudniej.

Hubert wśród żołnierzy 30 OMBR w 2016 roku - fot. Fb. Олег Луценко

Ja wtedy zrozumiałem, że Pan Bóg się nie wycofuje z wojny. Pan Bóg jednak jednej rzeczy nie może zrobić. On nam dał wolną wolę, dał w pełni wolność i tego nie może zmienić. Nie może zmienić działania Rosjan, czy tych, którzy wydają rozkazy, że oni zabijają. Pan Bóg nie może tego zmienić na siłę. Jednak pełne oddanie się Bogu daje pewien pokój, nawet kiedy ci ludzie umierają. Wiara mówi, że każdy z ludzi po śmierci przechodzi do lepszego świata, choć oczywiście śmierć jest śmiercią i dla nas to jest ogromna tragedia. Jednak wierzymy, że wtedy przechodzimy do świata już uwielbianego. Więc wiara w to jest naprawdę ogromną pomocą w utrzymaniu jakiegoś pionu.

Wróćmy jeszcze do twojego projektu związanego z ikoną mariupolską. Jak ten pomysł ma zostać zrealizowany?

Przyjechało do mnie już kolejne 35 skrzynek po amunicji. Tutaj z tego zostaną zrobione prace. Poprosiłem wszystkich artystów ikonografów, którzy pracują w Polsce czy za granicą, obojętnie gdzie, żeby taką ikoną się pomodlili, bo jako ikonografowie wierzymy w to i pracujemy nad ikoną po to, żeby się modlić. Odpowiedziało na razie bodajże pięciu czy sześciu. Dwie ikony już powstają. Ikony zjadą do galerii we Wrocławiu. W tej galerii będzie można oglądać je jako wystawę, a potem zobaczymy czy ta wystawa nie pojedzie dalej, jeżeli ktoś nam zaproponuje taką możliwość. Same ikony zostaną sfotografowane i zostanie przygotowana na stronie, naszego sklepu fundacyjnego Fundacji In Blessed Art możliwość ich wylicytowania. I te, które robiłem wcześniej też będą licytowane. Cała kwota, która zostanie zebrana dzięki tej licytacji, zostanie przekazana na realną pomoc Ukrainie.

Fundacji In Blessed Art: KRS 0000651122,

Konto do wpłat: 66 1050 1504 1000 0090 8011 7766

(wpłaty z dopiskiem: Darowizna na fundację/lub konkretny projekt)

strona artysty: www.elazaricon.pl

fot. Prawosławna Wielkanoc na froncie w Donasie, Yuryi Bilak / Fb. Hubert Kampa

Polska - najnowsze informacje

Rozrywka