środa, 14 września 2022 13:00

"Operacja spadochron". Prof. Dudek: PiS-owi chodzi o najprostszą rzecz

Autor Mirosław Haładyj
"Operacja spadochron". Prof. Dudek: PiS-owi chodzi o najprostszą rzecz

Wszystko wskazuje na to, że nasz kraj czekają kolejne zmiany związane z terminem wyborów, po tym jak w 2018 r. w Sejmie przegłosowano wydłużenie kadencji władz samorządowych. Zdaniem prof. Antoniego Dudka, motywacją PiS-u jest w tym przypadku konieczność zapewnienia „miękkiego lądowania” działaczom, którzy nie zdobędą mandatu posła w wypadających wcześniej wyborach parlamentarnych. – W całej tej sytuacji chodzi o najprostszą możliwą rzecz, mianowicie o to, że politycy partii rządzącej, jeśli jedne i drugie wybory wypadałyby mniej więcej w tym samym czasie, muszą zdecydować, czy kandydują do Sejmu. I ta część z nich, której by się nie powiodło w wyborach na posła, nie byłaby już w stanie zarejestrować się jako kandydaci do samorządu. Natomiast, jeżeli przesunie się wybory samorządowe o pół roku, to wszyscy niedoszli posłowie będą mogli komfortowo kandydować na różne stanowiska w samorządzie. I tak naprawdę to jest rzeczywisty powód – komfort partii rządzącej, zapewnienie politykom tej partii, mówiąc krótko, takiego spadochronu rezerwowego, jak im nie pójdzie w wyborach do Sejmu. To jest prawdziwy powód tej operacji – komentuje dla Głosu24 akademik z UKSW.

Zdaniem prof. Antoniego Dudka, inicjatywa podjęta przez partię rządzącą bynajmniej nie wynika z jej słabości i nie jest przejawem politycznej dezorientacji. – PiS wcale się nie pogubił. Przeciwnie, on kalkuluje ze swojego punktu widzenia bardzo trafnie, dlatego że usiłuje ułatwić sobie działanie w przyszłym roku. Ta zmiana może nie jest łatwa w sensie organizacyjnym, ale nie słychać protestów ze strony Państwowej Komisji Wyborczej. Bo do czego rzecz się sprowadza? Po tym, jak PiS wydłużył kadencję władz samorządowych, doszło do zbiegnięcia się terminów wyborów parlamentarnych i samorządowych, które zazwyczaj oddalone są od siebie o rok. Tak było od narodzin polskiej demokracji, od roku ’90, kiedy to odbyły się pierwsze, całkowicie demokratyczne wybory samorządowe, a w roku ’91 pierwsze całkowicie demokratyczne wybory parlamentarne. I później odbywało się to w cyklu co cztery lata, aż do 2018 r., kiedy to postanowiono wydłużyć kadencję władz samorządowych do pięciu lat. To samo w sobie miało pewne uzasadnienie, natomiast już wtedy krytycy tego pomysłu podnosili, że może to doprowadzić do sytuacji, że w tym samym okresie roku trzeba będzie przeprowadzić dwie najtrudniejsze organizacyjnie lekcje, czyli samorządową i parlamentarną – mówi w rozmowie z Głosem24 prof. Dudek i dodaje: – Ale to, że są one najtrudniejsze, to nie znaczy, że są one niemożliwe do zrealizowania, dlatego że, jeśli się przeczyta dokładnie przepisy wyborcze, to widać, że między najwcześniejszą możliwą datą wyborów parlamentarnych z punktu widzenia prawa a najpóźniejszą możliwą datą wyborów samorządowych jest sześć tygodni, czyli 1,5 miesiąca. To jest, moim zdaniem, czas wystarczający do zresetowania całego aparatu wyborczego od strony czysto technicznej, a więc mówienie, że tego się nie da przeprowadzić, jest niepoważne. Co innego, gdybyśmy mieli stan klęski żywiołowej, z jakimi realnie mierzyliśmy się, kiedy była mowa o wyborach prezydenckich w 2020 roku, albo gdyby ogłoszono stan wojny na terytorium Polski, ale nic takiego nie ma miejsca.

Operacja spadochron

Zdaniem prof. Antoniego Dudka inicjatywa podjęta przez rządzącą koalicję w kwestii przesunięcia terminu wyborów samorządowych ma na celu zapewnienie komfortu jej działaczom i stworzenie „spadochronu rezerwowego”: – W całej tej sytuacji chodzi o najprostszą możliwą rzecz, mianowicie o to, że politycy partii rządzącej, jeśli jedne i drugie wybory wypadałyby mniej więcej w tym samym czasie, muszą zdecydować, czy kandydują do Sejmu. I tej części z nich, której by się nie powiodło w wyborach na posła, nie byłaby już w stanie zarejestrować się jako kandydaci do samorządu. Natomiast jeżeli przesunie się wybory samorządowe o pół roku, to wszyscy niedoszli posłowie będą mogli komfortowo kandydować na różne stanowiska w samorządzie. I tak naprawdę to jest rzeczywisty powód – komfort partii rządzącej, zapewnienie politykom tej partii, mówiąc krótko, takiego spadochronu rezerwowego, jakim nie pójdzie w wyborach do Sejmu. To jest prawdziwy powód tej operacji.

Profesor Dudek przyznał także, że pewną motywacją może być też to, by ewentualny niekorzystny wynik głosowania parlamentarnego nie przeniósł się na nieodległe w czasie wybory samorządowe: – Oczywiście w tle jest też gdzieś taka obawa, bo tu działa mechanizm psychologiczny i wynik jednych wyborów rzutuje na wynik kolejnych, jeżeli te odbywają się w krótkim odstępie czasu. To jest prawda i z pewnością jest to, powiedziałbym, element dodatkowy, który najwyraźniej też jest brany pod uwagę.

Zdaniem akademika z Uniwersytety Kardynała Stefana Wyszyńskiego zamieszanie z przesuwaniem wyborów może powodować pewną dezorientację w poczynaniach partii rządzącej u przyszłych wyborców. – Nie dziwię się, że dla przeciętnego zjadacza chleba jest to zaskakująca sytuacja, bo zdawano sobie z tego sprawę, że terminy się nałożą. Tylko, że przed pięcioma laty najwyraźniej się tym nie bardzo przejmowano. Nie wiem, czy były jakieś kalkulacje, może po prostu myślano, że skoro jest to sześć tygodni, to one wystarczą. Dzisiaj PiS ma trochę trudniejszą sytuację i nagle daty zaczęły być ważne. Tak to mogę sobie wytłumaczyć.

Cała nadzieja w prezydencie

Prof. Antoniego Dudka zapytany o sposób procedowania zmian nie miał wątpliwości, że prawnie pozostawia on wiele do życzenia. – Jedno jest pewne, choć wprawdzie konstytucja nie określa długości władz samorządowych (i tu rzeczywiście PiS mógł ją wydłużyć bez zmiany konstytucji), to równocześnie ta sama konstytucja mówi, że władze są kadencyjne i należy ich przestrzegać na wszystkich jej szczeblach. W związku z tym, w moim przekonaniu, taka próba bez wyraźnego uzasadnienia sytuacją wojny czy stanu klęski żywiołowej jest niezgodna z konstytucją. Tyle tylko, że nie mam też złudzeń, że Trybunał Konstytucyjny w obecnym składzie podzieliłby ten pogląd, ponieważ został on zdominowany całkowicie przez osoby związane z partią rządzącą – skomentował w rozmowie z Głosem24 prof. Dudek i dodał: – Szczerze mówiąc, cała nadzieja w prezydencie, który wprawdzie również wywodzi się z partii rządzącej, ale jednak w przeszłości potrafił już powstrzymać podobne pomysły PiS-u. Chodzi konkretnie o jego weto wobec ustawy zmieniającej ordynację do Parlamentu Europejskiego przed wyborami 2019 roku. Wtedy pomysły PiS-u zmierzały do radykalnego podniesienia tak zwanego progu naturalnego, czyli minimalnej ilości głosów, którą trzeba uzyskać, żeby zrobić mandat. W praktyce, przekładając to na język bardziej zrozumiały, gdyby wtedy zmiana w ordynacji przeszła, to nie byłoby w europarlamencie innych przedstawicieli Polski niż tylko z dwóch największych partii, czyli z PiS-u i Platformy. Wszystkie mniejsze ugrupowania (jak Lewica, PSL) nie miałyby już kompletnie szans. Więc wtedy mniej więcej w tym kierunku szła ta zmiana i prezydent Duda zablokował ją swoim wetem. I dzisiaj można mieć nadzieję, że zachowa się podobnie, aczkolwiek nie ma jednoznacznych sygnałów z Pałacu Prezydenckiego, że tak będzie.

Zdaniem warszawskiego akademika „PiS nie ma innej drogi” i „musi procedować zmiany przez parlament”: – Dlaczego? Ponieważ prezes Kaczyński swoją decyzją nie może od tak zmienić terminu wyborów. One wynikają z przepisów ordynacji wyborczej i jedyna droga do zmiany tego terminu jest właśnie poprzez zmianę ordynacji wyborczej, poprzez decyzję Sejmu. Więc tutaj nie ma innej drogi. To jest jedyna droga, bo każda inna byłaby już kompletnym odejściem od państwa prawa. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że może w Sejmie nie zbierze się wystarczająca większość, żeby to uchwalić. Choć ja bardziej liczę na pana prezydenta.

Kuriozalna decyzja

Odnosząc się do nieoficjalnych informacji na temat przesunięcia wyborów samorządowych na wiosnę 2024 r., prof. Dudek powiedział: – Nie mogę dzisiaj powiedzieć, iż mam pewność, że nie będzie tego przesunięcia wyborów samorządowych i co więcej, żeby było zabawniej, jeżeli rzeczywiście zostaną one przesunięte o pół roku, na wiosnę roku 2024, to wtedy też będą kolidowały terminowo z innymi wyborami. Może nieco łatwiejszymi do przeprowadzenia, ale też powszechnymi, czyli wyborami do Parlamentu Europejskiego, które zawsze tradycyjnie w całej Europie odbywają się w maju, co 5 lat i w tym wypadku przewidziane są w 2024 roku. Więc jeśli już w ogóle przesuwać wybory z powodu kolidowania terminów to o rok, chociaż to absurdalne. Wtedy nie będzie kolizji terminów, a ten pomysł przesunięcia o pół roku jest dla mnie kuriozalny.

Polityka

Polityka - najnowsze informacje

Rozrywka