piątek, 26 sierpnia 2022 13:00

Był bezdomnym, teraz oprowadza wycieczki po Nowej Hucie. Poznaj niezwykłą historię pana Tadeusza

Autor Mirosław Haładyj
Był bezdomnym, teraz oprowadza wycieczki po Nowej Hucie. Poznaj niezwykłą historię pana Tadeusza

Choć z wykształcenia nie jest ani przewodnikiem, ani historykiem, podczas oprowadzania zawsze ma w swojej grupie komplet osób. Idąc ulicami Nowej Huty, mówi nie tylko o datach i ważnych dla dzielnicy postaciach czy wydarzeniach, ale dzieli się także historiami z własnego życia. A tych nie brakuje, bo pan Tadeusz (nie chce podawać nazwiska) wiele widział i wiele doświadczył. Oprowadzanie wycieczek jest dla niego odskocznią od codzienności, w której niegdyś musiał mierzyć się z bezdomnością, a obecnie zmaga się z chorobami i trudnościami materialnymi.

Z dumą nazywa siebie nowohucianinem. – Tu mieszkam, ale nie urodziłem się tutaj. Jak miałem 9 lat, wprowadziliśmy się do Nowej Huty. Można powiedzieć, że wyrastałem razem ze Starą Hutą, bo Stara Huta jest mniej więcej od Placu Centralnego do ul. Kocmyrzowskiej. To są budynki lat ’55-60 i wcześniejsze, bo pierwszy budynek powstał na Osiedlu Wandy w 1954 roku, dokładnie na przełomie ‘54/55. Tata był wojskowym, dostał tutaj pracę. Najpierw mieszkaliśmy na Rydla, a później na Osiedlu Spółdzielczym w bloku wojskowym. W kamienicy na Rydla były jeszcze piece, w Nowej Hucie tata otrzymał przydział na dwupokojowe mieszkanie z kuchnią. Ale długo nie pomieszkaliśmy. Ojca, z racji tego, że był wojskowym, przerzucali z miejsca na miejsce. Najpierw był Kraków, później Zamość, Rzeszów, Sieradz, a jeszcze później z powrotem Kraków. I tu już zostaliśmy – opowiada pan Tadeusz i dodaje: – Z jednej strony to ja do historii zawsze miałem zamiłowanie, ale przede wszystkim wychowałem się w Nowej Hucie. Mieszkałem w niej od 1958 roku i dalej mieszkam. Nie zamieniłbym jej na inne miasto, chociaż człowiek jeździł kiedyś w delegacje i zwiedził i Gdańsk, i Poznań, i jeszcze inne miejsca. Ale Nowa Huta to jest moje miasto. Jestem zżyty z Nową Hutą. Jest to przepiękna dzielnica.

W trakcie oprowadzania można zobaczyć archiwalne zdjęcia zwiedzanych miejsc/Fot.: Fundacja Los Polacos
W trakcie oprowadzania można zobaczyć archiwalne zdjęcia zwiedzanych miejsc/Fot.: Fundacja Los Polacos

W swoim życiu chwytał się różnych zajęć, żadna praca nie była mu straszna. – Pracowałem na wysokościach i jako malarz, i jako zaopatrzeniowiec, i jako budowlaniec, różnie bywało. Miałem swego czasu własny zakład remontowo-budowlany, ale później przez te wszystkie „wydmuszki” musiałem zamknąć firmę. Nie płacili mi ci, którzy zlecali robotę. Byłem podwykonawcą na budowach. Zainwestował człowiek pieniądze, później ledwo udało się odzyskać przynajmniej część za materiały. Musiałem opłacić ludzi, ubezpieczenia, a pieniędzy nie miałem… Zostałem z długami. No, ale trudno trzeba żyć było dalej… – relacjonuje nasz rozmówca. Niestety, mimo przepracowanych lat, nie może liczyć na godne pieniądze. – Mam bardzo niską emeryturę (590 zł, więc to jest śmiech na sali), w związku z tym, że nie mogę znaleźć kopii dokumentów, bo te, które miałem, spaliły się. No, ale cóż, dokumenty się spaliły i nie idzie tego odzyskać. Osoby, z którymi pracowałem, w większości już nie żyją, MOPS pomaga mi, na ile może, bo leki są drogie, a ja jestem schorowanym człowiekiem. Mam raka, cukrzycę, problemy z ciśnieniem i prostatą. Tych choróbsk to mi się teraz nazbierało w pierony. No i jeszcze mam zwyrodnienia kręgosłupa i to takie, że się w głowie nie mieści. Leczę się też w przychodni bólu. Mam przypisane teraz plastry z morfiną, te najsilniejsze. Bez tego to się nie ruszę. Ale trzeba żyć. Jak bym się załamał, to nie zostałoby mi nic innego, jak tylko położyć się i czekać na śmierć. Jednak wychodzę z założenia, że trzeba starać się normalnie żyć. Kiedyś śmierć przyjdzie, no i trudno, ale człowiek zawsze chce żyć – opowiada pan Tadeusz.

Wycieczki z panem Tadeuszem cieszą się dużą popularnością/Fot.: Fundacja Los Polacos
Wycieczki z panem Tadeuszem cieszą się dużą popularnością/Fot.: Fundacja Los Polacos

Z brakiem własnego mieszkania pan Tadeusz musiał zmierzyć się z dnia na dzień. W stanięciu na nogi pomogła mu Fundacja Los Polacos. To także ona zaproponował mu udział w jednym ze swoich programów, w ramach którego miałby oprowadzać wycieczki. Jak sam przyznaje, taka forma kontaktu z ludźmi nie tylko pomogła mu w ciężkich chwilach, które przechodził, ale też bardzo przypadła do gustu. To także wtedy znalazła się kobieta, która wynajęła fundacji Los Polacos mieszkanie, w którym zamieszkał pan Tadeusz. Jego właścicielka udostępniła lokum „po kosztach”, za opłatę czynszu i mediów. Nie chciała zarobić, bo widziała, jaka jest jego sytuacja. Była zresztą na jednej z wycieczek pod kierownictwem pana Tadeusza. Oboje utrzymują ze sobą kontakt.

Do swojego nowego zajęcia pan Tadeusz podszedł bardzo profesjonalnie. – Żeby mówić o Nowej Hucie, musiałem po niektóre rzeczy sięgnąć do źródeł, nie lubię opowiadać bajek. Tak było na przykład z klasztorem Cystersów, trzeba było trochę poczytać o jego historii. Zawsze interesowały mnie też forty położone naokoło Nowej Huty, wzdłuż Dłubnii. O nich także poczytałem i okazało się, że, jak budowano Nową Hutę, to była to druga największa budowa, jeżeli chodzi o wielkość przedsięwzięcia, zaraz po fortach austriackich właśnie. Trzeba zaznaczyć, że jak budowano Nową Hutę, to równocześnie powstały też m. in. koksownia i cementownia. Tam na jednej zmianie pracowało 30 000 ludzi. Także to było potężne przedsięwzięcie. Ludzi zwożono z różnych stron – tzw. chłoporobotników, ludzi niewykształconych. Zresztą to jest też niezła historia, bo, jakby człowiek pospacerował po Nowej Hucie i dobrze się poprzyglądał, to niektóre ściany są krzywe – śmieje się pan Tadek. – No tak, ale to się trzyma. Nie było wtedy takiej techniki, jak dzisiaj, ale nie było też porządnych murarzy – ludzie pracujący wtedy na budowach byli przyuczani do zawodów, od razu rzucani na głęboką wodę. I tak powstawały te bloki, ale się trzymają, stoją. Warto dodać, że pierwsze osiedla budowane były z cegły. Wtedy nie było wylewek, wszystko to było robione ręcznie. Musiałem tylko poszukać, jak przedstawiało się to liczbowo, bo jak to wyglądało, to pamiętam.

Pan Tadeusz ma co wspominać a to, co opowiada oprowadzanym często pochodzi z jego własnego doświadczenia/Fot.: Fundacja Los Polacos
Pan Tadeusz ma co wspominać a to, co opowiada oprowadzanym często pochodzi z jego własnego doświadczenia/Fot.: Fundacja Los Polacos
  • Czytaj także:
Kobiety - to one budowały Nową Hutę i jej historię. Cegły, perły i petardy
Historia. Nowa Huta dzielnica Krakowa, bo o niej mowa, powstawała nie tylko rękami mężczyzn, ale także kobiet. Nie bały się żadnej pracy.

Pan Tadeusz ma, co wspominać, a to, co opowiada oprowadzanym, w dużym stopniu pochodzi z jego własnego doświadczenia. – Widziałem, jak Nowa Huta była budowana, którędy co przechodziło, jak są poprowadzone kanały z ciepłą wodą, ile było restauracji, jak wtedy się żyło… Na przykład dawniej dyskoteki, dajmy na to, nie wyglądały tak, jak dzisiaj, grała orkiestra. Jak był stary zalew, to w okresie letnim nawet piwo tam sprzedawali. Tutaj jeszcze trzeba zaznaczyć, że do Kocmyrzowskiej, do Bieńczyckiej, to szczere pola jeszcze były i tylko z pięć baz sprzętu stało. Dawniej na Czyżynach była stacja kolejowa, tam, gdzie teraz McDonald’s stoi. A najstarsze stacje benzynowe stoją na Klasztornej i na Kolorowym. Tak samo, jak kwiaciarnia w centrum jest najstarsza. Z kolei zakład fryzjerski na Teatralnym jest jednym z najstarszych. Pamiętam, jak strzygli w nim jeszcze taką ręczną maszynką, nie elektryczną. Jak była tępa, to wyrywało włosy. Jak za dzieciaka ojciec prowadził, to człowiek płakał na krześle, bo bolało. Ale tak to wtedy wyglądało – mówi nowohucki przewodnik i dodaje: – Pamiętam, że jak budowano Nową Hutę, to były trzy linie tramwajowe – w tym w zasadzie dwie główne. I na tych tramwajach wisieli ludzie-winogrona, jak to się mówiło, bo nie było tak, jak dzisiaj, że są drzwi zamykane. Tam były przesuwane drzwi. Mało tego, tam, gdzie jest teraz Tomex, były bazy sprzętu, ja to doskonale pamiętam. Pamiętam jeszcze, jak samoloty startowały i lądowały, bo lotnisko na Czyżynach zamknięto w 1966 roku. Także te wszystkie dalsze bloki to powstawały w zasadzie po 1960 r. To dlatego w tym rejonie nie było wyższej zabudowy, wieżowców, bo lotnisko było czynne. Jak jeszcze była stacja olejowa w Czyżynach, to ciuchcia jeździła do Kazimierzy i Kazimierzy Wielkiej. Także tutaj człowiek się wychował i widział, jak to wszystko się rozbudowywało. No, ale to już historia.

Jedna z grup spacerowych podczas oprowadzania/Fot.: Fundacja Los Polacos
Jedna z grup spacerowych podczas oprowadzania/Fot.: Fundacja Los Polacos

Wspomnienia pana Tadeusza dotyczą także charakterystycznych dla Nowej Huty miejsc, takich jak ówczesne nowo powstałe kina. – Wtedy jeszcze nie było Nowohuckiego Centrum Kultury. Były kina Świt i Światowid. Świt powstał 1955 r. podobnie jak Teatr Ludowy. Kino Światowid w 1956 r. W Świcie znajduje się teraz market, ale na górze jest kawiarnia i wyświetlają tam jakieś filmy. Można wejść, napić się kawy czy lampki wina, zjeść ciastko i pooglądać film, ale to nie jest typowe kino. Typowym kinem, które jeszcze istnieje, jest kameralne Kino Studyjne Sfinks Ośrodka Kultury im. C. K. Norwida. Ten dom kultury powstał i funkcjonował pierwotnie jako Zakładowy Dom Kultury Huty im. Lenina. Nazwa zmieniała się, podobnie jak kolejne oficjalne nazwy kombinatu. Najpierw huta była Lenina, potem Sendzimira. A skąd wzięła się nazwa Lenina? To pewnie proste pytanie, bo jej imię nadano na trzydziestolecie śmierci radzieckiego przywódcy – wyjaśnia pan Tadeusz, zadając kolejne pytania: – A skąd wzięła Wanda, której imieniem nazwano pierwsze osiedle? Bo według legendy słynna Wanda, ta, co nie chciała Niemca, utopiła się w Wiśle, a jej ciało wypłynęło we wsi, którą później nazwano Mogiłą. Tam znajduje się jej symboliczny kopiec. I stąd też nazwa osiedla, które położone jest niedaleko. Następnie powstawały osiedla: Willowe, Centrum A, a jeszcze później Teatralne. A wie pan, że w Nowej Hucie jest ponad 255 schronów? Najpotężniejsze są pod, jak to mówią, Pałacem Dożów, czyli pod Centrum Administracyjnym Kombinatu i pod kinem Światowid. Drugie najpotężniejsze schrony znajdują się w szpitalu Żeromskiego. A jeśli chce pan jeszcze wiedzieć, to tak, jak jest ZUS w Nowej Hucie, to tam była siedziba partii. I jest przejście podziemne łączące ją z kinem Świt. Ono rozdzielało się na Dzielnicową Radę Narodową. Można było przejść. Tak się zabezpieczali, wiedzieli co robią – śmieje się pan Tadeusz i dodaje: – A pod Kinem Światowid znajdowało się jedno z dwóch centrów dowodzenia. Pierwsze było pod kombinatem. I pod Kinem Światowid były dwie linie prowadzone dołem, żeby w razie wojny było połączenie. A wie pan, dlaczego szpital Żeromskiego wybudowano w tym, a nie w innym miejscu? Dlatego, że tam są studnie artezyjskie, w których, w razie czego, jest woda pitna. Warto też wspomnieć, że od tego, co pan widzi, szpital ma jeszcze dwa i pół piętra w dół poprowadzone. Więc to, co pan widzi na zewnątrz, to jest nic.

Mimo problemów zdrowotnych chęć życia i dobry humor nie opuszczają nowohuckiego przewodnika//Fot.: Fundacja Los Polacos

Pan Tadeusz może opowiedzieć także o ważnych politycznie i patriotycznie wydarzeniach związanych z Nową Hutą. – Pamiętam doskonale rozruchy o krzyż na os. Teatralnym i jak budowano Arkę Pana, byłem tam. Jego opowieści o ważnych i przełomowych wydarzeniach przeplatane są „zwykłymi” uwagami na temat codziennego życia ówczesnych nowohucian. – Pamiętam też jedną z piekarń, która była w okolicy ul. Cichej, jeden przystanek przed dzisiejszym Lidlem. Piekarnię prowadził Motyka, to był najlepszy chleb, jaki można było wtedy dostać w Nowej Hucie. Tam kolejki się ustawiały, ale towaru nie było dużo, to był prywaciarz i miał ograniczone ilości dostawy mąki. Ale jeszcze funkcjonował młyn, teraz opuszczony, praktycznie naprzeciwko, także oni się tam dogadywali – dodaje ze śmiechem przewodnik i kontynuuje: – Trzeba wiedzieć, że wzdłuż Dłubni było siedemnaście młynów. Swój młyn mieli tam m. in. Hugo Kołłątaj czy Jan Matejko. Zresztą Kołłątaj szukał soli na Mistrzejowicach. Matejko też jest związany z Nową Hutą, bo miał swój dworek w Krzesławicach a w nim swoją pracownię, w której malował m. in. „Bitwę pod Grunwaldem”. A kupił ten dworek za inny swój obraz „Stefan Batory pod Pskowem”. Jeśli jesteśmy przy malarstwie, to jest jeszcze sprawa Zofii Paluchowej, którą mąż poćwiartował i rzucił do Dłubni, a którą malował m. in. Kossak. Była przepiękną kobietą, nigdy nie pozowała nago, tylko zawsze w stroju krakowskim. Zresztą dużo jest takich historii i anegdot.

Kontynuując nowohucki wątek „gastronomiczny”, dodaje jeszcze: – Pamiętam też jedną masarnię, bardzo dobrą zresztą. Wyroby z niej szły tylko do konsumów – partii, milicji i wojska. I tam na przykład, jak pan kupił zwyczajną kiełbasę, to była o gatunek lepsza, choć była naprawdę tania. I z tym związany była taki „proceder”, że ludzie, oczywiście ci, którzy mieli dostęp do tej kiełbasy, wieszali ją na kaloryferze, a później, jak jeździli na Czechosłowację, bo tedy jeszcze była Czechosłowacja, to sprzedawali ją jako kiełbasę myśliwską. Bo jak ona wyschła, to śmiało mogła za taką uchodzić, to były bardzo dobre wyroby. A druga taka rzecz to garmażerka, która była na Zielonym. Tam z kolei były tak zwane miękkie przetwory – pasztety, galarety, itp. One również miały super jakość i nie były drogie. Nie to, co dziś.

Wycieczki z panem Tadeuszem w roli przewodnika po Nowej Hucie organizowane są co tydzień w niedzielę. Szczegóły można znaleźć na facebookowym profilu Fundacji Los Polacos (link do wydarzenia poniżej). Jak zaznaczają organizatorzy, ich cykliczność uzależniona jest od stanu zdrowia pana Tadeusza.

Spacer po Nowej Hucie z niezwykłym przewodnikiem!
A może spacery z Panem Tadeuszem uczynimy nową, nowohucką tradycją? Pan Tadeusz stara się utrzymać i zarobić trochę na drobne, własne potrzeby. Pomożecie? 😉 A dla tych, którzy już nie...

Fot.: Fundacja Los Polacos

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka