wtorek, 29 sierpnia 2023 13:16

Chodzenie po wielu krakowskich ulicach stało się sportem ekstremalnym. Czemu miasto tak słabo dba o chodniki?

Autor Krzysztof Kwarciak - Radny dzielnicowy
Chodzenie po wielu krakowskich ulicach stało się sportem ekstremalnym. Czemu miasto tak słabo dba o chodniki?

W Krakowie wiele zniszczonych chodników stało się niebezpieczną pułapką, a przy setkach ulic nie ma w ogóle żadnej infrastruktury dla pieszych i trzeba chodzić poboczem ruchliwej drogi tuż obok pędzących samochodów. W swoim felietonie Krzysztof Kwarciak wylicza absurdy panujące w stolicy Małopolski.

Ostatnio głośno było o mieszkańcu, który przeszedł wszystkie krakowskie ulice. Wyzwanie trafnie określano mianem wyczynu, bo spacer wzdłuż wielu miejskich arterii jest sportem ekstremalnym, a obejście całego Krakowa stanowiło zapewne niezłą szkołę przetrwania. Można odnieść wrażenie, że inwestycje służące pieszym są na samym końcu miejskich priorytetów. Przy obecnie przeznaczanych środkach realizacja wszystkich przedsięwzięć uznanych przez samych lokalnych włodarzy za pilne zajmie ponad 100 lat. Trudno zrozumieć czemu tak się dzieje. Przecież chyba praktycznie każdy z nas, chociaż czasem korzysta z chodników?  Miasto bardzo aktywnie zajmuje się tematami wykraczającymi poza jego kompetencje, jak prowadzenie dwóch miejskich telewizji, a gdy mieszkańcy potrzebują samorządu w podstawowych sprawach, to już wtedy władze Krakowa nie kwapią się do działania.

Mieszkańcy bezskutecznie przez długi czas zgłaszali, że położony w samym centrum, zniszczony chodnik przy ul. Westerplatte stanowi zagrożenie dla przechodniów. Nikogo jednak nie interesowały olbrzymie nierówności, dziury i sporej wielkości zapadliska oraz pozbawione podłoża płyty, bardzo mocno chyboczące się przy każdy kroku. Próbując szukać jednak pozytywów, trzeba przyznać, że powstała dosyć unikalna konstrukcja, która łączyła huśtawkę z chodnikiem. Dzięki temu rodzice, którzy nie mieli czasu zaprowadzić dzieci na plac zabaw, mogli po drodze zorganizować swoim pociechom zabawę. Obawiam się jednak, że beneficjentem rozwiązania stało się również wiele krakowskich gabinetów ortopedycznych. Gdy jedna z zaniepokojonych mieszkanek w desperacji poprosiła w lipcu o interwencję, nasze Stowarzyszenie Ulepszamy Kraków!, nagłośniłem problem, nazywając miejsce połączeniem chodnika z huśtawką. Sprawą zainteresowały się nawet ogólnopolskie media, a miasto na drugi dzień przysłało ekipę remontową. Choć prace były prowizoryczne i raczej samorząd nie będzie się chwalił ich rezultatem w miejskich gazetkach, to przynajmniej zmniejszyło się ryzyko, że ktoś zrobi sobie krzywdę. Szkoda jednak, ze trzeba rozgłosu, żeby poruszyć władze do działania, a zwykłe prośby składane przez mieszkańców nie przynoszą efektu.  

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że miejsce znajduje się kilkaset metrów od siedziby urzędu miasta i miejskiej jednostki organizacyjnej. Zapewne wielu ważnych urzędników musi tamtędy codziennie przechodzić. Jeżeli w takiej lokalizacji nikogo nie obchodzą zagrażające bezpieczeństwu pieszych usterki, to każdy może sobie sam odpowiedzieć na pytanie, jak traktowane są zgłoszenia, dotyczące mniej eksponowanych miejsc. Historia chodnika przy ul. Westerplatte, jak w soczewce pokazuje problemy miasta z infrastrukturą, a podobnych miejsc w Krakowie są setki, gdzie miasto ignoruje zgłoszenia i nawet doraźnie nie próbuje poprawić sytuacji, żeby uniknąć zagrożenia.

W stosunku do potrzeb zdecydowanie zbyt mało chodników się remontuje w Krakowie, a nieraz naprawy nie są trwałe. Zdarza się, że po przeprowadzeniu robót, już po kilku latach pojawiają się duże nierówności i trudno uwierzyć, że trakt był, nie dawno temu wymieniamy. Zazwyczaj, jest to efekt problemów z podbudową. W centrum, kłopot stanowią zapadliska powstające przy nieszczelnych fundamentach kamienic, które doprowadzają do szybkiej erozji podłoża. Teoretycznie miasto mogłoby dochodzić roszczeń od zarządów obiektów, ale w praktyce jest to skomplikowane, więc często kończy się tylko na spisaniu notatki służbowej, która ląduje na dnie urzędniczej szuflady. Na niską trwałość remontów składa się również częste rozkopywanie nowych chodników w związku z awariami starych instalacji, oszczędności na grubości podbudowy i słaby nadzór nad inwestycjami. W dodatku miasto sporo płaci za remonty. Kraków został podzielony na ogromne strefy, za które odpowiadają poszczególnie firmy remontowe. Obszar i zakres obowiązków jest tak duży, że tylko wielkie przedsiębiorstwa mogą stanąć do przetargu. W efekcie od lat wygrywają w większości te same podmioty, a mniejsze firmy nie są w stanie brać udziału w rywalizacji. Ograniczona konkurencja przekłada się zapewne na ceny świadczenia usług.

W Krakowie przy ponad 300 ulicach nie ma chodników, a mieszkańcy muszą się przemieszczać wąskim poboczem tuż obok mknących z dużą prędkością samochodów. W takiej sytuacji nawet codzienne wyjście z domu staje się sporym wyzwaniem. Zdarza się, że piesi nie mają wydzielonej przestrzeni w okolicach szkół, klubów kultury czy innych miejsc publicznych.  Brak odpowiedniej infrastruktury prowadzi do wielu wypadków. W niektórych miejscach mieszkańcy już od ponad pięćdziesięciu lat czekają na budowę chodnika. Kolejne apele o przeprowadzenie inwestycji składane w magistracie często tylko wypełniają opasłe segregatory, a miasto niewiele robi, żeby rozwiązać problemy poszczególnych społeczności lokalnych. W programie budowy chodników zostało ujętych 199 lokalizacji. Lista powstała na podstawie zgłoszeń rad dzielnic, które mogły jednak wskazać tylko ograniczoną liczbę miejsc. Dlatego wykaz nie obejmuje wszystkich odcinków dróg, gdzie jest potrzeba stworzenia infrastruktury dla pieszych, a skala problemu jest dużo większa, niż zapisano w miejskich dokumentach. Mimo ograniczenia listy do tylko najbardziej priorytetowych pozycji miasto nie jest wstanie ruszyć z działaniami. Początki programu budowy chodników sięgają 2014 roku i od tego momentu kolejne podejścia do realizacji inwestycji przynoszą mizerne efekty. Działania zawsze się rozbijają o brak wystarczających pieniędzy.  Przy obecnych nakładach budowanych jest tylko kilka chodników rocznie, a więc wykonanie wszystkich ważnych przedsięwzięć w tym tempie zajmie ponad 100 lat. W projekcie budżetu na 2023 roku prezydent zapisał tylko 3 miliony złotych na budowę chodników. Dopiero po nagłośnieniu w mediach, że kwota jest skandalicznie niska, środki zostały w autopoprawce podniesione do 10 milionów złotych, co i tak jest tylko kroplą w morzu potrzeb olbrzymiego miasta, tym bardziej dziwi, że nawet oto trzeba było się upominać.

Przy tworzeniu budżetów i planowaniu wydatków jakoś nad wyraz często są zapominane małe inwestycje służące pieszym. Kompetencje związane z chodnikami zostały podzielone pomiędzy prezydenta i jego miejskie jednostki, radę miasta, oraz rady dzielnic. Przez brak odpowiednich procedur poszczególne instytucje często przerzucają się odpowiedzialnością, a problematyczne inwestycje są traktowane jak gorący kartofel. Jakąś szansą na zmianę sytuacji ,byłyby środki europejskie z  programów KPO służących likwidacji zapóźnień cywilizacyjnych. Na razie pieniądze z wielu unijnych źródeł są jednak zablokowane wskutek łamania zasad praworządności przez rząd PiS-u. Jak widać wielka polityka i brak chodnika pod domem mogą się ze sobą niestety łączyć.

fot. Krzysztof Kwarciak

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka