Już od 2035 będzie obowiązywał zakaz sprzedaży samochodów spalinowych. Wszystko za sprawą przegłosowanej w ostatnim czasie dyrektywy unijnej. Zastąpić auta spalinowe mają samochody elektryczne, które wśród Polaków budzą ogromne kontrowersje. Czy elektryki są przyszłością motoryzacji? - Trzeba jasno spojrzeć na statystyki - mówi ekspert.
Samochody elektryczne. Dla jednych znak postępu oraz wynalazek na miarę XXI wieku, dla drugich niepotrzebna zabawka, zarezerwowana tylko dla bogaczy. Przez lata powstało wiele mitów dotyczących "elektryków". Internet pełen jest teorii spiskowych oraz grup, zrzeszających przeciwników takich samochodów. Jak jest jednak na prawdę? Czy rzeczywiście powinniśmy bojkotować dyrektywę unijną, jak sugerują zwolennicy samochodów spalinowych? O tym rozmawiamy z Michałem Sztorcem – niezależnym dziennikarzem motoryzacyjnym, twórcą treści motoryzacyjnych klasy premium oraz autorem bloga PremiumMoto.pl.
Jednym z najbardziej popularnych zarzutów, kierowanych pod adresem samochodów elektrycznych jest fakt, że bardzo długo się ładują, a bateria starcza na krótko. Dodatkowo, gdy samochód się wyładuje na trasie, to jesteśmy uziemieni. Jak jest naprawdę?
Z jednej strony jest to prawda, ale z drugiej już nie. Trzeba pamiętać, że do podróży samochodem elektrycznym należy podjeść inaczej niż w przypadku, gdybyśmy korzystali ze spalinowego. Nie mówię tutaj o jeździe po mieście, a na większe dystanse. Podróż "elektrykiem" należy zaplanować tak, aby miała "ręce i nogi". Więc z jednej strony jest to faktyczne mit, ale na pewno nie taki, jak to przedstawia się w mediach czy Internecie.
Większość mitów i teorii spiskowych wynika z faktu, że 10 lat temu w zimie, pierwsze elektryki miały mizerne zasięgi, które dodatkowo spadały przy ujemnych temperaturach. Teraz, pojawiają się coraz nowsze modele samochodów elektrycznych więc staje się to po prostu powielanym mitem. To samo tyczy się ładowania tych aut. Nie prawdą jest, że musi trwać to bardzo długo. Teoretycznie, da się naładować samochód bardzo szybko z tym, że tylko za pomocą publicznych ładowarek, których w Polsce jest bardzo niewiele.
Jeśli chodzi o zimę, to niektórzy uważają, że samochody elektryczne sobie z nią w Polsce nie poradzą. Czy jest to rzeczywiście dobre auto wyłącznie dla mieszkańców ciepłych krajów takich, jak Hiszpania, czy Włochy?
Obecnie wciąż jest w tym ziarno prawdy. Pomimo tego, że w ostatnich latach samochody elektryczne znacząco się rozwinęły, nie da się ukryć, że optymalną temperaturą dla takich pojazdów jest około 15/20 stopni Celsjusza. Nieważne, jak nowoczesny samochód by nie był i jak producent by nie zapewniał, że zabezpieczył tę baterię i tak im niższa temperatura poniżej zera, tym bardziej zasięg spada. Gdy producent deklaruje zasięg 620 km, to trzeba mieć na uwadze, że realnie będzie to około 450 km.
Pomimo tego, na pewno nie jest to samochód typu kabriolet, który bez rozsuwanego dachu w ziemie jest bezużyteczny. Spokojnie możemy go używać nie tylko w lecie. Mimo to, faktem jest, że samochód elektryczny, to bardziej uciążliwa opcja. Ogrzewanie pochłania sporo energii, a to również wpływa znacząco na pogorszenie zasięgu pojazdu.
A jak wygląda kwestia akumulatorów? Często w sieci pojawiają się informacje, że w przypadku samochodów elektrycznych bardzo szybko się zużywają, a ich wymiana jest droga. Ma to być również nieekologicznie.
Bardzo ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony, jeśli dba się o akumulatory, to wystarczają one na bardzo długi czas. Na pewno pierwszy właściciel, nie ma się o co martwić. Myślę, że dopiero trzeci właściciel może liczyć się ze swego rodzaju spadkiem pojemności akumulatora, co z kolei przekłada się na znaczące zmniejszenie zasięgu pojazdu. W tym przypadku należy pamiętać, że szybkie ładowanie degraduje akumulator. Producenci nie zalecają częstego korzystania z tej opcji, czyli de facto korzystania z publicznych ładowarek.
Patrząc jednak z drugiej strony, zgodzę się z tym, że nie są to tanie rzeczy. Akumulator jest jednym z droższych o ile nie najdroższym elementem całego samochodu elektrycznego.
Jeśli chodzi o aspekt środowiskowy, który często wymienia się jako zaletę elektryków, to coraz więcej marek ma swoje zakłady, w których akumulatory są poddawane recyklingowi. Jest to proces do tego stopnia skuteczny, że ponad 93% materiałów jest odzyskiwane. Więc jeśli chodzi o ekologię akumulatorów i ich utylizację, naprawdę nie mamy się czego obawiać.
Jednak już sama produkcja poszczególnych elementów samochodów elektrycznych jest owiana tajemniczymi historiami. Po Internecie krąży przykładowo teoria, mówiąca, że za produkcję części są odpowiedzialne...dzieci z Afryki. Jeżdżąc elektrykami wspomagamy wyzysk najmłodszych?
Wyzysk dzieci jest poważny i co jakiś czas na światło dzienne wychodzą przerażające fakty dotyczące tego procederu. Niestety, często media prześcigają się w tworzeniu nowych, coraz to bardziej dramatycznych historii, które nie do końca mają odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Swego czasu głośno było o skandalu w firmie Nike. Internet zalały doniesienia, mówiące o dzieciach, które były zmuszane do klejenia butów i gum. Szybko się okazało, że nie było tak jak opisywały to media, a sprawa została rozdmuchana na siłę.
Na pewno jeśli zakładamy, że samochody elektryczne będą powszechne w ciągu kolejnych dziesięciu lat, to może pojawiać się problem środowiskowy, ale związany nie z utylizacją, co z wydobyciem potrzebnych surowców do produkcji baterii. Mimo to historie o dzieciach kopiących pierwiastki w Afryce, traktowałbym z przymrużeniem oka.
Często zwolennicy samochodów spalinowych twierdzą, że gdyby samochody elektryczne byłby tak dobre, jak reklamują to producenci, nie byłoby do nich dopłat. Mimo to kiedyś obowiązywały dopłaty do samochodów spalinowych, aby ludzie przesiadali się na nie z dorożek. Jak jest więc z funkcjonalnością elektryków?
Dopłaty nie funkcjonują po to, aby "wcisnąć" ludziom gorszy produkt. Ich istnienie wynika z faktu, że samochody elektryczne, siłą rzeczy są aktualnie droższe w porównaniu ze spalinowymi odpowiednikami. Na pewno nie są one związane z tym, że oferowany produkt jest gorszy. W wielu aspektach samochód elektryczny jest produktem lepszym, szczególnie jeśli rozważamy jazdę takim samochodem po mieście. Koszty eksploatacji potrafią być niższe, to samo tyczy się serwisowania i kosztów stałych.
Czy obecnie, samochód elektryczny jest rozwiązaniem tylko na jazdę po mieście, czy jeżeli ktoś porusza się na dłuższych dystansach to to również będzie funkcjonalna alternatywa?
To pytanie lawiruje między teorią, a praktyką. Producenci będą zapewniają, że auto elektryczne nadaje się do dłuższych tras, tak samo jak przedstawiciele Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych. Ludzie, którzy wydali na samochód po 500 tysięcy złotych raczej nie potwierdzą, że jest to uciążliwe rozwiązanie na pokonywanie większych dystansów. W praktyce elektryk jest optymalnym rozwiązaniem do miasta, w trasę - jeszcze nie.
Jak wygląda kwestia bezpieczeństwa? Przez ostatni rok doszło do zaledwie kilkunastu pożarów samochodów elektrycznych, przy blisko czterystu spalinowych. Mimo to, w Internecie każdy przypadek związany z elektrykami jest bardzo nagłaśniany. Czy faktycznie gaszenie samochodu elektrycznego jest problematyczne i stanowi zagrożenie dla życia kierującego?
Trudno uogólniać każdy przypadek pożaru. Prawdą jest, że przy poważnym uszkodzeniu akumulatora bądź baterii nie obejdzie się bez specjalistycznego sprzętu i ugaszenie takiego pożaru nie będzie proste. Mitem jest, że auta elektryczne łatwiej się zapalają. Statystyki pokazują, że niewiele tych samochodów powoduje pożary w zestawieniu ze spalinowymi. Pytanie, jakby to wyglądało gdyby tych samochodów było po równo, bo jak wiadomo, elektryków jeździ mniej po ulicach.
Niektórzy twierdzą, że bateria może nagle wybuchnąć przy nadmiernym użytkowaniu.
Może, jeśli mówimy o hybrydach, a nie elektrykach i jeżeli dodatkowo tą hybrydą jest stara Toyota, która miała wymieniony akumulator po 10 latach u „pana Mietka” w warsztacie. Jeżeli wstawił on, coś nieoryginalnego, "naklejonego na ślinie", to wtedy istnieje jakieś małe prawdopodobieństwo wybuchu. Jeśli mówimy o współczesnych samochodach elektrycznych, to nie ma takiej możliwości.
Istnieje mit, mówiący, że w przypadku wypadku, może nas porazić prąd. Czy rzeczywiście może dojść do takiej sytuacji?
Te samochody są w taki sposób zabezpieczone i skonstruowane, że przy wybuchu odpowiednie czujniki od razu odcinają napięcie. Nie jest możliwe, aby w przypadku np. uderzenia w drzewo, auto nas dodatkowo poraziło prądem.
Czy samochód elektryczny nadal jest wyznacznikiem luksusu i mogą sobie na niego pozwolić tylko najbogatsi, czy powoli się to zmienia?
W naszym kraju bardzo powoli się to zmienia. Jest to na pewno wyznacznik pewnego statusu, ponieważ mówimy o samochodach, których ceny zaczynają się od 200 tysięcy złotych. Poza tym ich podstawowym wymogiem jest posiadanie możliwości ładowania go w domu. Przy obecnej sytuacji w Polsce, aby było to wykonalne, konieczny jest dom z garażem. Nie każdy może sobie obecnie na to pozwolić.
Czy uważa pan, że auta elektryczne są przyszłością? A może jest to chwilowa moda, która nie wyprze samochodów spalinowych?
Biorąc pod uwagę, że za dwanaście lat nie będzie można rejestrować samochodów z silnikami spalinowymi, które emitują Co2, niewykluczone, że jest to przyszłość która zostanie nam siłą narzucona. Sądzę jednak, że w perspektywie najbliższych dwudziestu lat silnik spalinowy będzie miał się całkiem dobrze i nie zostanie wyparty.
Czy pomimo tego przymusu jest to dobre rozwiązanie?
Nigdy nie będzie tak, że na polskich drogach będą wyłącznie samochody elektryczne. Przyszłością będzie mix paliw alternatywnych, kopalnych i elektromobliności. W mojej ocenie, elektryki nie zdominują samochodów spalinowych. Oczywiście, będzie dynamiczny wzrost sprzedaży aut elektrycznych, ale nie będą jedynymi pojazdami, a przynajmniej. nie w najbliższej przyszłości.
fot. pixabay/OSP w Chwaszczynie