poniedziałek, 27 lutego 2012 10:41

Anna Wyszkoni: "Scena to moja miłość "

Autor Anna Piątkowska-Borek
Anna Wyszkoni: "Scena to moja miłość "

Ania Wyszkoni już w dzieciństwie wierzyła, że kiedyś stanie na wielkiej scenie, śpiewając dla tysięcy osób. Postawiła więc wszystko na jedną kartę i to swoje największe marzenie zrealizowała. Od tamtej pory na scenie pojawiła się już setki razy i za każdym daje z siebie wszystko. Muzyka i występy to jej życie.

Zawsze marzyłaś o śpiewaniu? Nie miałaś nigdy takich momentów, że chciałaś robić w życiu coś innego?

– Od dziecka dużo serca wkładałam w każdy mój występ, nawet kiedy sceną były schody w moim domu, a publicznością rodzice. Zawsze mocno wierzyłam, że uda mi się spełnić moje marzenia, stanąć na wielkiej scenie i śpiewać dla tysięcy ludzi. Miałam oczywiście plan B, a nawet C. W szkole byłam śpiewającą matematyczką, więc i z tą drugą dziedziną byłam gotowa związać swoją przyszłość. Przez chwilę chciałam pracować w laboratorium, ponieważ uwielbiałam chemię, ale to była raczej dość przelotna myśl. Do dziś żałuję trochę, że nie poświęciłam więcej energii swojej miłości do psychologii, ale w pewnym momencie życia czułam, że tylko stawiając wszystko na jedną kartę, mogę osiągnąć cel, o którym marzyłam najbardziej.

Pamiętasz jeszcze swój pierwszy występ przed publicznością? Miałaś wtedy tremę?

– Zawsze przed wyjściem na scenę mam tremę. To dobry znak, bo świadczy o tym, że nie ma we mnie rutyny. Wciąż pragnę dawać publiczności wszystko, na co mnie stać. Żyję muzyką i koncertami. Mój pierwszy występ miał miejsce już w przedszkolu. Za dużo czasu minęło, bym mogła pamiętać emocje, jakie mi wtedy towarzyszyły, ale na pewno czułam wielką radość. Scena to moja miłość, a miłość daje najwięcej szczęścia.

Czy słuchasz czasem płyt, na których sama śpiewasz? Jak oceniasz swój warsztat sprzed lat? Jesteś dla siebie bardzo surowa?

– Jestem bardzo wymagająca. Rzadko jestem z siebie w stu procentach zadowolona. Właściwie nie pamiętam, żeby kiedyś tak było. Zawsze czuję niedosyt. Dążę do perfekcji. Oglądając swoje występy telewizyjne, drżę bardziej niż przed wyjściem na scenę, bo wiem, że nie mogę już nic zmienić, a na pewno chciałabym to zrobić. To dziwne i dość męczące uczucie. Nad płytą pracuje się długo, aż do osiągnięcia pożądanych efektów, ale już po kilku tygodniach od premiery zwykle chciałoby się wprowadzić jakieś zmiany. To, moim zdaniem dobry znak, bo świadczy o rozwoju artysty. Słuchając płyt sprzed lat, staram się skupić na miłych wspomnieniach, a nie na wytykaniu sobie błędów. Każdy album jest zapisem pewnego etapu w moim życiu. Szlifuję mój warsztat i chcę być coraz lepsza. To, że słyszę swoje niedociągnięcia w starych nagraniach, świadczy o tym, że się rozwijam.

W 2009 roku ukazał się Twój pierwszy solowy album zatytułowany „Pan i Pani”. Co przede wszystkim różni go od tych, które nagrywałaś z zespołem „Łzy”?

– Różnice zaczynają się już na etapie jego powstawania. Pracowałam z wieloma kompozytorami, bardzo otworzyłam się na cały świat muzyczny. Miałam dość pracy w jednym, zamkniętym gronie. Współpraca z jednym z najlepszych producentów w Polsce, Bogdanem Kondrackim i młodym, świetnie zapowiadającym się Kubą Galińskim wiele mnie nauczyła. Kiedy zaczęłam koncertować solowo, poznałam wspaniałych muzyków, którzy do dziś towarzyszą mi na scenie. Zaczęłam pracować ze stylistami. Każdy z tych elementów miał wpływ na to, że praca nad płytą była wielką przyjemnością. To był dla mnie wielki krok muzyczny.

A kiedy pojawi się Twoja kolejna płyta?

– Właśnie nad nią pracuję. Nie mam w zwyczaju podawania konkretnych terminów. To praca twórcza. Nie można założyć, że w danym dniu napisze się tekst, czy skomponuje utwór. Nad albumem „Pan i Pani” pracowałam trzy lata i choć wiele razy byłam „poganiana”, płyta ukazała się dopiero wtedy, kiedy czułam, że jestem gotowa.

Co robisz, gdy nie śpiewasz, nie komponujesz, nie piszesz tekstów, nie spotykasz się z fanami…?

– Mam sporo obowiązków, szczególnie teraz, kiedy na świecie pojawiła się moja córeczka Pola. Właściwie poświęcam się rodzinie i muzyce. W pierwszym okresie po urodzeniu dziecka w życie wkrada się chaos. Chyba, że ktoś jest bardzo dobrze zorganizowanym człowiekiem. Ja chyba do takich nie należę, bo mam wieczne poczucie braku czasu. Chciałabym zrobić dużo więcej rzeczy, ale doba jest za krótka. Myślę, że za kilka tygodni wszystko wróci do normy. Chcę znaleźć czas dla siebie. Myślę, że to bardzo ważne dla każdej kobiety.

Podobno zamierzasz wziąć córeczkę z sobą w trasę koncertową. Chcesz od małego oswajać ją z muzyką i koncertami, by kiedyś zaczęła śpiewać, jak jej mama?

– Chcę, by była blisko mnie. To główny powód moich wyjazdowych planów. W sezonie wiosenno-letnim, jak co roku, będę sporo wyjeżdżała, gramy dużo koncertów w całej Polsce. Nie wyobrażam sobie, żeby Pola miała zostać wtedy w domu z opiekunką, dlatego opiekunka pojedzie w trasę z nami, żeby zajmować się dzieckiem w czasie, kiedy my będziemy pracować. Najważniejsze, że Pola będzie z nami, a jeśli dodatkowo złapie muzycznego bakcyla, będę bardzo szczęśliwa.

Twój dziesięcioletni synek Tobiasz też interesuje się muzyką. Pomagasz mu rozwijać tę pasję?

– Właściwie spełniam jego każdą muzyczną zachciankę. Chciał grać na perkusji, dostał mini perkusję. Miał wtedy zaledwie cztery, czy pięć lat i radził sobie świetnie, bo bez nauczyciela i lekcji potrafił usiąść i zagrać rytm bezbłędnie. Niestety jego zapał szybko zgasł. Potem była próba gry na instrumentach klawiszowych, ale i to po roku mu się znudziło. Może teraz, kiedy zaczął grać na gitarze, odnalazł swoje muzyczne powołanie, bo ćwiczy z przyjemnością i z każdym dniem robi postępy. Bez względu na to, jaką drogę wybierze i czy w ogóle będzie to droga muzyczna, będę go wspierać.

Twój partner życiowy, Maciej Durczak, jest jednocześnie Twoim managerem. Nie przeszkadza Wam takie łączenie życia prywatnego z zawodowym? Nie macie czasem siebie po prostu dość?

– Połączenie tych dwóch sfer bardzo mi w życiu pomaga. Nie mogłabym być z kimś, kto nie czuje do muzyki tego, co ja. Potrafimy godzinami rozmawiać o naszych planach związanych z trasą koncertową, nową płytą, czy wizerunkiem. Ale życie to nie tylko plany zawodowe. W lutym na świat przyszła nasza córeczka Pola. To Ona jest teraz centrum naszego świata. Cieszę się, że mam u boku mężczyznę, na którego zawsze mogę liczyć. Czuję się przy nim bezpiecznie. Jest moim wsparciem, przede wszystkim w życiu prywatnym. W zawodowym - jest najbardziej profesjonalnym managerem, jakiego w życiu spotkałam.

Pod koniec ubiegłego roku przeprowadziłaś się ze swoją rodziną do własnego, jak napisałaś na blogu, „wymarzonego miejsca na ziemi”. Jak ono wygląda? Czy sama zajmowałaś się wystrojem wnętrz?

– Kupiliśmy dom już wykończony, choć oczywiście wprowadzamy drobne zmiany, aby było to w pełni nasze miejsce na ziemi. Razem z całą rodziną ustalamy wystrój wnętrza tak, by każdy czuł się dobrze. Dzieci urządzają swoje pokoje według własnego uznania, to je rozwija i uczy kreatywności. Ja z moim partnerem ciągle chcemy coś udoskonalać, od grubszych zmian typu podłoga, po drobne zakupy służące ociepleniu wnętrz. Mamy w domu dużo kwiatów, ponieważ mój partner uwielbia się nimi zajmować, ciągle coś przesadza, zmienia, przestawia, wyszukuje nowe okazy. Kwiaty wprowadzają do naszego domu dużo dobrej energii. Jak zrobi się już całkiem ciepło, czeka nas jeszcze zmiana podłogi w salonie, ponieważ chcemy zmienić kafle, które zastaliśmy na drewniany parkiet. Ale to już drobiazg wobec tego, że mamy swoje własne miejsce na ziemi.

A masz swoje ulubione miejsce w Małopolsce?

– Dużo podróżuję i w całej Polsce mam jakieś swoje ulubione miejsca. Tu nie będę oryginalna, ponieważ powiem, że uwielbiam Kraków, pociąga mnie artystyczny klimat tego miasta, jego wyjątkowa dusza. Krakowska Starówka jest obok wrocławskiej najpiękniejsza w Polsce, zwłaszcza w cieplejszych miesiącach, kiedy całe życie towarzyskie miasta przenosi się do letnich ogródków. Uwielbiam taki klimat. Mój syn kilka lat temu otrzymał w Krakowie certyfikat wysłuchania hejnału z Wieży Mariackiej i do dziś dumnie trzyma go na swojej półce. Grunt to dobry marketing, a Kraków chyba jest w nim dobry. 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała
Anna Piątkowska-Borek

fot. Łukasz Pęcak

Cała prawda o... - najnowsze informacje

Rozrywka