niedziela, 29 maja 2022 12:52

Marek Budzisz: nie podzielam hiperoptymizmu, że Rosjanie już przegrali

Autor Mirosław Haładyj
Marek Budzisz: nie podzielam hiperoptymizmu, że Rosjanie już przegrali

– Rosjanie mówią dzisiaj o tym, że przygotowują się do długiego konfliktu. Takiego liczonego nie w tygodniach, ani nawet w miesiącach, ale niewykluczone, że w latach. Według ich oceny, pierwsze, wstępne rezultaty wojny będą dopiero pod koniec roku – mówi Marek Budzisz, ekspert ds. Rosji i krajów postsowieckiego Wschodu, członek zespołu Strategy&Future i współpracownik Nowej Konfederacji a także autor książek z zakresu polityki rosyjskiej oraz wschodniej. W rozmowie z Głosem24 na temat wojny ukraińsko-rosyjskiej znany i ceniony analityk zwrócił także uwagę na fakt, że również Polska znalazła się w jej zasięgu: – Warto podkreślić, my dzisiaj również jesteśmy w logice wojny. Na Ukrainie trwa wojna. Rosjanie uważają i mówią dość otwarcie o tym, że nie jest ona między Rosją a Ukrainą, ale między Rosją a Zachodem.

W rozmowie z autorem takich książek jak "Iluzja wolnej Białorusi" czy "Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna", które ukazały się odpowiednio nakładem Wydawnictwa Nowej Konfederacji oraz wydawnictw Zona Zero, poruszyliśmy szereg zagadnień związanych z konfliktem za naszą wschodnią granicą. Eksperta zapytaliśmy o dotychczasowy przebieg wojny oraz prognozy jej zakończenia. Poruszyliśmy także tematy rosyjskiego potencjału militarnego oraz polityki prowadzonej przez Łukaszenkę. W tej ostatniej kwestii nasz rozmówca nie miał wątpliwości, że sytuacja prezydenta Białorusi nie rysuje się w zbyt jasnych barwach:

– Wydaje mi się, że Łukaszenka ma świadomość faktu, że Rosja być może tej wojny nie wygra. Na razie wszystko jest nierozstrzygnięte, natomiast on sam ma więcej szans na to, że ją przegra, niż że wygra.
Marek Budzisz/Fot.: materiały prasowe
Marek Budzisz/Fot.: materiały prasowe

W swojej książce „Wszystko jest wojną” zajmuje się pan kulturą strategiczną Rosji. Jej tytuł bardzo trafnie oddaje doktrynę, którą kierują się elity rosyjskiego państwa w formowaniu swojej polityki zarówno wewnętrznej, jak i międzynarodowej. W kontekście tej lektury chciałbym zapytać: dlaczego inwazja na Ukrainę wygląda tak, jak wygląda? Mam tutaj na myśli doniesienia o przestarzałej technologii, brakach sprzętowych w wyposażeniu wojska, błędach w dowodzeniu, braku logistyki i wielu innych, o których mogliśmy przeczytać w doniesieniach prasowych. Pytanie wydaje się tym bardziej intrygujące, że armia rosyjska była już sprawdzana w boju przed obecną inwazją (Czeczenia, Gruzja, Donbas, Syria) i wydawało się, że Rosjanie uczą się na błędach, wyciągają wnioski. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
– W swoim pytaniu poruszył pan szereg kwestii. Zacznijmy może od końca, czyli od stanu rosyjskiej techniki wojskowej. Pisałem o tym we wspomnianej książce, poświęcając temu zagadnieniu cały rozdział zatytułowany: „Rosyjski sektor obronny i wymuszone zmiany paradygmatu geostrategicznego”. Opisywałem w nim ograniczenia natury finansowej oraz niepowodzenia w realizacji takich sztandarowych projektów, jak na przykład czołgu Armata T14, systemu walki radioelektronicznej czy bezpilotowej aparatury latające. To nie jest prawdą, że wszyscy od samego początku uważali, iż armia rosyjska jest silna, niezwyciężona i może tylko wygrywać. W ramach Strategy&Future przygotowaliśmy koncepcję Armii Nowego Wzoru i tam kluczową tezą, co też można sprawdzić, bo robiliśmy dwie prezentacje (jest zresztą wydrukowany raport), jest to, że armia rosyjska jest armią silną, ale nie jest armią niezwyciężoną. Zbudowaliśmy w nim także całą koncepcję, wedle której odpowiednio zmodernizowane siły zbrojne Rzeczpospolitej Polskiej są w stanie ją pokonać. W raporcie jest to dość precyzyjnie opisane. Więc armia rosyjska nadal jest armią silną, natomiast nie można mówić, że po pierwsze jest niezwyciężona i po drugie, że jest armią, która nie popełnia błędów.

Z tym, że w tej kampanii popełnia ich naprawdę dużo.
– Tu musimy przejść do następnej kwestii, a mianowicie do tego, że armia prowadzi działania wojenne, tak, jak ma zaprojektowany plan kampanii. W przypadku wojny z Ukrainą, kampania w jej pierwszej fazie była zaprojektowana w sposób niezgodny z dotychczasowym „stylem” prowadzenia walki przez siły rosyjskie. Wydaje się, że źle oceniono przeciwnika, czyli w tym wypadku stronę ukraińską i to na wielu poziomach. Przede wszystkim nie oczekiwano takiego oporu zarówno ze strony sił zbrojnych Ukrainy, jak i ze strony społeczeństwa oraz kierownictwa politycznego tego kraju. W tym sensie kampania została zaprojektowana jako relatywnie krótka operacja, która miała szybko (tzn. w perspektywie kilku, najpóźniej kilkunastu dni) przynieść oczekiwane przez Rosję efekty polityczne. To, co obserwujemy dzisiaj, jest jakby próbą rozpoczęcia nieco innego rodzaju wojny, tylko że pewne błędy zostały już poczynione na wstępie i obecnie trudno jest odzyskać inicjatywę strategiczną. To znaczy trudno jest uzyskać efekt pewnego strategicznego zaskoczenia przeciwnika, trudno jest wreszcie nadrobić straty, które się poniosło w czasie pierwszej nieudanej fazy. Kolejnym elementem, na który zwracają uwagę analitycy, różniącym dotychczasowy rosyjskie konflikty i obecną wojnę z Ukrainą, jest skala przedsięwzięcia. Mam tutaj na myśli rozciągnięcie geograficzne frontów, a co za tym idzie, rozciągnięcie linii zaopatrzenia, co utrudnia sprawę zbudowania sprawnego systemu dowodzenia. Wszystkie te operacje, które Rosjanie realizowali do tej pory, a więc zarówno w Czeczeni, jak i w Gruzji czy Syrii były operacjami na mniejszą skalę, o mniejszym zakresie. Nie wymagały skomplikowanej koordynacji różnych domen, w których toczone są walki. A tu mamy do czynienia z kaskadowym popełnianiem błędów. Źle przygotowana kampania, a dokładniej źle opracowana strategia, opierająca się na błędnych założeniach, z nieadekwatnie przygotowanym polem walki i siłami, które zostały na nim użyte, bo zaangażowano zbyt małe siły, żeby osiągnąć efekt przełamania na strategicznych kierunkach… Na to nałożyły się kłopoty logistyczne, problemy z dowodzeniem oraz niemożność uzyskania dominacji w powietrzu. Więc mamy tutaj do czynienia z kaskadowymi błędami. Zły początek z pewnością powoduje nie tyle zły koniec (choć i to niewykluczone), co duże trudności w osiągnięciu zamierzonego celu. To, że Rosjanie mają kłopoty z logistyką też nie jest rzeczą nową, to nie jest żadne odkrycie. Wiele osób o tym pisało, ja również. Logistyka generalnie zawsze była słabą stroną Rosji. Rosyjskie siły lądowe z punktu widzenia potencjału logistycznego są kilkukrotnie słabsze od sił zachodnich. Również z tego powodu, że rosyjskie batalionowe grupy bojowe mają większą siłę ognia, w związku z tym muszą dostać więcej amunicji, bo zazwyczaj prowadzą intensywniejszy ostrzał. Więc tu nałożył się szereg rozmaitego rodzaju błędów. Można powiedzieć, że analitycy, którzy oceniali zdolności rosyjskich sił zbrojnych, nie brali pod uwagę, że będą popełniane tak, można powiedzieć, szkolne błędy.

Czytaj także:

Dr Jacek Raubo: Zaskoczeniem była słabość rosyjskich sił zbrojnych
Wojna za wschodnią granicą Polski nie ustaje a konflikt przybiera coraz to nowe oblicza. O komentarz do wydarzeń w wojnie ukraińsko-rosyjskiej poprosiliśmy dr Jacka Raubo, specjalistę w zakresie bezpieczeństwa i obronności, analityka Defence24 oraz nauczyciela akademickiego UAM Poznań. Analizując a…

A sprzęt będący na wyposażeniu Rosjan?
– Niewątpliwie jest też pewnym zaskoczeniem i, trzeba to powiedzieć, gorszy niźli oceniano stan sprzętowy sił rosyjskich. Panowało bowiem dość powszechne przekonanie, że Rosjanie łatwo zdobędą na przykład kontrolę przestrzeni powietrznej, co okazało się niemożliwe również ze względu na bardzo rozsądną, rozważną obronę strony ukraińskiej. Ukraina nie utraciła potencjału lotnictwa i nie utraciła potencjału obrony przeciwlotniczej, bo odpowiednio wcześniej rozśrodkowała swoje zasoby w tym zakresie. Ale to jest pewnego rodzaju zaskoczenie. Drugim zaskoczeniem jest również to, że lotnictwo rosyjskie najwyraźniej nie potrafi operować w nieco większych formacjach, co też ogranicza jego możliwości. To są pewne elementy czy obszary, które nie zostały dostrzeżone wcześniej, czy też raczej, w których możliwości rosyjskie zostały przecenione.

Czy źle oceniono tylko potencjał stricte militarny?
– Przecenione były również możliwości Rosjan w zakresie wojny radioelektronicznej. Trzeba zwrócić uwagę, że tego rodzaju wojny właściwie Rosjanie nie prowadzą, a systemy łączności, którymi się posługują, są systemami często otwartymi i ich świadomość sytuacyjna (to kolejny element, który został przeceniony przez analityków wojskowych przed wojną) jest mniejsza niż świadomość sytuacyjna strony ukraińskiej. Nawet biorąc pod uwagę, że strona ukraińska otrzymuje dane ze zwiadu elektronicznego i dane satelitarne od Amerykanów właściwie w reżimie online, oczekiwano, że Rosjanie również będą mieli w tym zakresie sprawny system, ale w praktyce okazało się, że jest odwrotnie. W związku z tym na takie daleko idące oceny czy wnioski, co do tego, jakie błędy Rosjanie popełnili, jest jeszcze trochę czasu. Natomiast wydaje się, że musimy brać tu pod uwagę kilka elementów, bo dopiero wtedy wyłania się nam pewna całość. Gdyby kampania była inaczej zaprojektowana, gdyby Rosjanie prowadzili intensywniejszy i dłuższy czasowo ostrzał przed wprowadzeniem do walki sił lądowych, to zdolność przemieszczania się ich kolumn byłaby dużo większa. Tym samym ich impet przełamaniowy byłby też zapewne większy. Oni tego nie zrobili, co było fundamentalnym błędem i dzisiaj ponoszą konsekwencję – i niedocenienia przeciwnika, i złego zaprojektowania swojej kampanii, a przynajmniej jej pierwszej fazy. Te wszystkie błędy uwypuklają, nazwijmy to, rosyjskie niedoskonałości sprzętowe. Gdybyśmy mieli do czynienia z dobrze zaplanowaną kampanią i z dobrze przeprowadzoną pierwszą fazą kampanii tak, jak to Rosjanie, zgodnie z ich zasadami i sztuką wojenną przewidują, to ten początkowy etap wojny mógłby wyglądać zupełnie inaczej.

Zgodnie z ich zasadami i sztuką wojenną, czyli?
– Czyli, o czym już po części wspominałem, atakiem poprzedzonym odpowiednio silnym ostrzałem artyleryjskim – nie ogniem punktowym, ale ogniem zmasowanym, zarówno przy użyciu artylerii rakietowej, jak i lufowej, po to, żeby zniszczyć punkty dowodzenia i zgrupowania przeciwnika. To też działania poprzedzone prawidłowym rozpoznaniem. Wreszcie, gdyby zadziałały rosyjskie siły dywersje, które znalazły się na terytorium np. Kijowa, w zakresie opanowania kluczowych punktów, niszczenia infrastruktury krytycznej i likwidowania systemów dowodzenia… Zostały one jednak dość szybko zniszczone. Gdyby to wszystko zadziałało, to teraz ten konflikt mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Wydaje się, że Rosjanie uznali, że są w stanie przeprowadzić przy użyciu głównie relatywnie lekkich sił powietrznodesantowych, coś na kształt chirurgicznych uderzeń i zniszczyć ośrodek polityczny państwa ukraińskiego w szybkim czasie. Jak wspomniałem, miało to doprowadzić do kaskadowego załamania się woli walki i oporu. To się nie udało i dzisiaj Rosjanie ponoszą tego konsekwencje.

A czy pokusiłby się pan o przewidzenie wyniku tej wojny?
– To z pewnością jest przedwczesne, dlatego że Rosjanie, mimo iż są osłabieni, nadal utrzymują znaczący potencjał bojowy. To są różne oceny, ale szacuje się, że stracili od 25 do 30% swojego potencjału, którego pierwotnie użyli, bez przeprowadzania mobilizacji, bo takiej decyzji nie podjęli. W związku z tym nie jest oczywiście tak, że Rosjanie, mówiąc kolokwialnie, leżą na łopatkach. Nadal mają znaczącą siłę i nadal są w stanie, prowadząc wojnę w sposób odmienny niż w pierwszej fazie, przechylić ją na swoją korzyść. Chociaż jest wiele argumentów, które pozwalają mówić o tym, że dzisiaj więcej szans jest po stronie Ukrainy. To też wynika z rachunku sił i środków, bo jeżeli dzisiaj ocenia się, że rosyjski potencjał uderzeniowy, to jest to około 80 batalionowych grup bojowych i powiedzmy około 20 w odwodzie – nie wiemy, w jakim stanie są te siły, które były zaangażowane w Mariupolu – co po zsumowaniu oznacza, że Rosjanie nie osiągają potencjału przełamaniowego. Przyjmuje się dość powszechnie, również i w rosyjskiej doktrynie, że przewaga po stronie atakującego na kierunkach przełamania powinna być przynajmniej trzykrotna, a w niektórych punktach nawet i sześciokrotna. To zależy od stopnia przygotowania pola boju przez drugą stronę – stronę broniącą. Ukraińcy przez lata zbudowali cały system dobrze sprawdzających się umocnień, których Rosjanie nie są w stanie pokonać. W związku z tym wydaje się, że agresor nie ma dzisiaj takich sił, ażeby w kampanii na południu w Donbasie skutecznie przełamać i okrążyć siły ukraińskiej, a w konsekwencji zniszczyć. Oni mogą zapewne osiągnąć jakieś przewagi punktowe, natomiast wydaje się dość mało prawdopodobnym scenariusz unieszkodliwienia znaczącego zgrupowania sił ukraińskich, które są w rejonie Słowiańska i Krematorska, bo to tam jest główny trzon ukraińskiego oporu. Na to Rosjanie, jak się wydaje, mają zbyt mały potencjał. Strona ukraińska cały czas jest zasilana przez Zachód zarówno nowymi systemami broni, jak też amunicją, czy paliwem. Nie do końca wiemy, jakie są straty ukraińskie, to też trzeba na to zwrócić uwagę. Mgła wojny w tym wypadku jest duża.

Gdyby jednak był pan zmuszony prognozować wynik?
– W przypadku przewidywań tyczących się końca wojny możemy mówić jedynie o dość ogólnych prognozach. Natomiast szczegółowy przebieg wojny trudno jest przewidzieć, nie dysponując wiedzą inną niż z otwartych źródeł informacji, a tam niewiele jest danych na temat tego, jakie są zasoby strony ukraińskiej. Mamy dość dobrze opisane straty strony rosyjskiej, natomiast straty strony ukraińskiej nie są wystarczająco naświetlone. To jest w interesie Ukrainy i to jest dobra polityka, ale na tej podstawie nie można ocenić, jaka jest relacja sił i środków między atakującymi Rosjanami, a broniącymi się Ukraińcami. Chociaż nie obstawiałbym, że Ukraińcy utrzymają swoje główne linie oporu i Rosjanom nie uda się przełamanie. Nie mniej, mamy tutaj też trzeci element kluczowy, jeśli chodzi o prognozowanie dalszego przebiegu wojny, a mianowicie powinniśmy ocenić, jakim potencjałem dysponuje strona ukraińska. Bo co do tego, że dysponuje wolą, by przejść do kontruderzenia i doprowadzić do wyparcia Rosji z zajętych przez nią po 24 lutego terenów, nie ma wątpliwości. Zapowiedziane dostawy broni amerykańskiej, ale nie tylko amerykańskiej (mam tu na myśli broń ciężką również dalszego zasięgu, jak haubice 155 mm, systemy rakietowe, amunicję krążącą o zasięgu 60 km oraz ciężkie drony takie jak Rainbow czy Predator), mają umożliwić atakowanie celów rosyjskich już na terenie Rosji. Przede wszystkim zniszczenia ich systemów artyleryjskich, co jest wstępem do ofensywy ukraińskiej, ale to jest już ewentualna trzecia faza tego konfliktu. Wydaje mi się, że Zachód, głównie Ameryka, przygotowuje już Ukrainę do tej fazy operacji, czyli do kontrofensywy, której celem miałoby być wyparcie Rosji przynajmniej na linię, którą zajmowały siły rosyjskie 24 lutego.

Rosja słynie ze swojego imperializmu, bo też gwarantuje on jej istnienie. Również z pana książki płynie myśl, że armia jest, a przynajmniej powinna być, oczkiem w głowie decydentów takiego kraju jak Rosja i to nieważne, czy w czasach systemu komunistycznego czy postsowieckiego. Wspomniał pan o tym, że były przeliczone szacunki co do siły armii rosyjskiej. Rzeczywistość pokazała, że wojsko, podobnie, jak całe państwo, jest niewydolne, przeżarte korupcją. Sprzęt z lat 70., 80., przeterminowana żywność, braki, o których wspomnieliśmy… Jak interpretować tę sytuację? Zwłaszcza w świetle informacji o różnego typu modernizacjach, jakie przeszła rosyjska armia, o czym również pan w swojej książce wspomina.
– Tutaj trzeba mówić precyzyjnie. Mianowicie cały program modernizacyjny rosyjskich sił zbrojnych, określany zbiorczą nazwą „reformą Sierdiukowa”, był przede wszystkim i w pierwszej kolejności skoncentrowany na, jak to się określa, modernizacji sił powietrzno-kosmicznych, czyli przede wszystkim rosyjskiego potencjału nuklearnego i rosyjskiego potencjału w zakresie rakiet zarówno balistycznych, jak i manewrujących. I Rosjanie deklarują, że właściwie ten swój potencjał zmodernizowali już niemal w 100 procentach. Co zresztą wydaje się potwierdzają Amerykanie. Proszę zwrócić uwagę, że wycofują się oni z prób rakiet Minuteman III, a Rosjanie przeprowadzają próby rakiety Sarmata. Amerykanie wycofują się, żeby, jak to określają, nie doprowadzić do złej oceny ich intencji przez stronę rosyjską. Właściwie nie kwestionuje się tego, że Rosjanie swój potencjał kosmiczno-strategiczny mają zmodernizowany. Siły lądowe rosyjskie nawet w świetle rosyjskich danych były zmodernizowane w sposób relatywnie najmniejszy. Oficjalne dane, o ile dobrze pamiętam, mówiły o parametrze między 60 a 70%, co oznacza, że to nie były siły przez samych Rosjan uznawane za bardzo nowoczesne, przynajmniej w porównaniu z innymi rodzajami rosyjskich sił zbrojnych. Rosjanie mieli też jednostki w większym stopniu unowocześnione, dysponujące nowszym sprzętem. Na przykład dywizje zmechanizowane i pancerne, jak Kantemirowska i Tamańska. Tylko tu niestety znów mówimy o sprzęcie.

Niestety? To chyba naturalne, w końcu służy on do walki w polu. A w pojedynku maszyna kontra maszyna liczy się technologia.
– To jest w Polsce powszechne i błędne mniemanie, że sprzęt wygrywa wojnę. Można dysponować nowoczesnym sprzętem, a, realizując złą strategię i złe założenia operacyjne, przegrać wojnę z kimś, kto dysponuje sprzętem dużo starszym. Z tym mieliśmy do czynienia na Ukrainie, na kierunkach uderzenia na Kijów zarówno po prawej, jak i po lewej stronie Dniepru. Rosjanie dopuścili do sytuacji, że ich kolumny pancerne weszły bez zabezpieczenia na długich liniach komunikacyjnych. Stanęła logistyka, a to, jak mówiliśmy, jest słabą stroną Rosjan i po trzech dniach, co też nie było zaskoczeniem, te kolumny zostały unieruchomione. Zauważmy, że stało się to nie dlatego, że strona ukraińska je powstrzymała (choć pośrednio to także), ale przede wszystkim z powodu braku paliwa, amunicji i żywności, czyli tego, czego nie dowiozła logistyka. Sprzęt może być najnowocześniejszy, ale bez oleju napędowego czołg stanie. Gdyby Rosjanie przeprowadzili taką samą operację, używając najnowocześniejszych Abramsów, to skutek byłby taki sam. Po tym, jak te kolumny się zatrzymały, strona ukraińska zaczęła je po prostu atakować, wykorzystując też swoją lepszą świadomość sytuacyjną. Bo, tak jak wspomniałem, dysponowali danymi z wywiadu amerykańskiego i obserwacji satelitarnej, stąd doskonale wiedzieli, gdzie te rosyjskie kolumny się znajdują. Zresztą mieliśmy do czynienia z ruchem skanalizowanym. Rosjanie poruszali się po drogach, bo warunki topograficzne a zwłaszcza klimatyczne, nie pozwalały im przemieszczać się innymi trasami. W związku z tym, to ułatwiało działanie stronie ukraińskiej. Powiedziałbym nawet, że Rosjanie pierwszą fazę wojnę przegrali nie dlatego, że mieli słabszy sprzęt tylko dlatego, że mieli gorszą koncepcję. Źle zaprojektowali tę fazę wojny, źle ocenili sytuację, źle się do niej przygotowali, źle ocenili przeciwnika i tutaj sprzęt nie ma żadnego znaczenia. Amerykanie w Afganistanie mieli z pewnością lepszy sprzęt niż talibowie, a wiadomo, jak się zakończyła ta wojna. Tych dwóch elementów bym tutaj nie przeceniał. Od razu zaznaczę, wracając jeszcze na chwilę do wcześniejszego pytania, że nie twierdzę, iż w rosyjskich siłach zbrojnych nie ma korupcji. Nie twierdzę też, że ten sprzęt jest najwyższej światowej jakości. Oczywiście są znaczące braki. Oczywiście jest korupcja. Oczywiście jest demoralizacja. Oczywiście jest tak zwana „diedowszczyna”, czyli po prostu fala w wojsku w wydaniu rosyjskim (jeszcze bardziej brutalna i bezwzględna). Mamy tutaj całą masę różnych braków, ale to nie sprzęt spowodował, że Rosjanie przegrali pierwszą fazę wojny. To nie różnice sprzętowe, tylko błędy, można nawet powiedzieć, strategiczno-operacyjno-taktyczne.

Czy w związku z konfliktem na Ukrainie jest coś, na co obecnie zwróciłby pan szczególną uwagę?
– Tak, chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że Rosjanie mówią dzisiaj o tym, że przygotowują się do długiego konfliktu. Takiego liczonego nie w tygodniach, ani nawet w miesiącach, ale niewykluczone, że w latach. Ten konflikt na Ukrainie w 2014 roku trwał do „kotła” pod Debalcewem w 2015 roku – znacznie dłużej niźli wojna, która trwa teraz. Ona wydaje się nam bardzo długa, bo wszyscy się spodziewali, że Ukraina nie będzie w stanie bronić się dłużej niż kilka dni. W związku z tym, trzy miesiące w porównaniu z tą perspektywą pierwotną to wielkie osiągnięcie. Ale Rosjanie dzisiaj mówią, że taka wojna może potrwać znacznie, znacznie dłużej. Według ich oceny pierwsze, wstępne rezultaty wojny będą dopiero pod koniec roku. I wtedy będzie można powiedzieć, kto tak naprawdę tę wojnę wygrywa. Takie są opinie rosyjskich specjalistów. W związku z tym, nie twierdziłbym, że wojna jest rozstrzygnięta po trzech miesiącach trwania konfliktu, w sytuacji, kiedy żadna ze stron nie przejawia jeszcze gotowości (bo to jest ważne) do ustępstw tak, żeby zawrzeć pokój. Bo gdyby dzisiaj nastąpił jakiś przełom i Rosja chciała zawrzeć pokój, to można by dokonywać już dalej idących ocen. Ale nie ma zapowiedzi takiej sytuacji, a w związku z tym wojna jest w toku. Mamy zakończoną pierwszą fazę, trwa druga faza. Będziemy mieli zapewne do czynienia z kolejnymi fazami, a czym to się skończy, tego jeszcze nie wiemy. Nie podzielam hiperoptymizmu, który da się wyczuć w Polsce, że Rosjanie już właściwie przegrali, chociaż chciałbym, żeby tak było. Nie, to nie tak prędko.

Czytaj także:

Radziejewski: Rosja znajduje się w pułapce. To drugi Afganistan, jeszcze gorszy od pierwszego
Z prośbą o analizę wony na Ukrainie zwróciliśmy się do Bartłomieja Radziejewskiego - politologa, analityka oraz prezesa i założyciela „Nowej Konfederacji”. Prawdopodobnie pierwszy na świecie thinkzine’u koncentrującego się na tematyce politycznej o znaczeniu strategicznym.

Jest pan też autorem książki „Iluzja wolnej Białorusi” i chciałbym teraz pana zapytać jako specjalistę o kwestie związane z Łukaszenką. Prezydent Białorusi, mówiąc kolokwialnie, siedzi na razie cicho. Jak pan ocenia jego postawę? Wydaje się, że jest nastawiony na pełną współpracę z Rosją i po prostu nie ma za wiele do powiedzenia. Czy możemy przyjąć taką tezę?

– Nie, nie możemy. Wydaje mi się, że Łukaszenka ma świadomość faktu, że Rosja być może tej wojny nie wygra. Na razie wszystko jest nierozstrzygnięte, natomiast on sam ma więcej szans na to, że ją przegra niż, że wygra. Z czego to wynika? Po pierwsze wojna wśród Białorusinów jest bardzo niepopularna. To potwierdzają wszystkie badania opinii publicznej. Nawet ci, którzy popierają Łukaszenkę, ci, którzy są zwolennikami związku Białorusi z Rosją, nawet ci stronnicy Łukaszenki czy jego wyborcy, jak można by to określić, uważają, że Białoruś nie powinna się w wojnę angażować. Więc w tym sensie Łukaszenka po pierwsze dość świadomie (on ma duże wyczucie nastrojów społecznych) początkowo w sposób, powiedziałbym, sabotujący różnego rodzaju działania, prowadząc taką samą narrację, opóźniał wejście i czynne zaangażowanie się Białorusi w wojnę. Mam tutaj na myśli przede wszystkim wysłanie wojska białoruskiego na Ukrainę, o czym informowały media w tonie alarmistycznym jeszcze dwa miesiące temu. Dzisiaj już o tym nikt nie myśli. W moim odczuciu Łukaszenka robił to dość świadomie. I po drugie, Łukaszenka chciałby zacząć uprawiać tradycyjną politykę, powiedziałbym może nie tyle balansowania między Zachodem a Rosją, co budowania jakiejś swojej nieco bardziej niezależnej pozycji. Oczywiście z nieco innej pozycji niż te kilka lat temu. Są na to dowody, jak choćby ujawniony list ministra spraw zagranicznych Białorusi Uładzimira Makieja do Komisji Europejskiej, w którym wzywał do wznowienia dialogu. Również te żądania, które sformułowano, a które Moskwa wsparła, żeby Białoruś była jednym z gwarantów bezpieczeństwa Ukrainy, są elementem budowania pozycji Białorusi i samego Łukaszenki. Ale, powiedziałbym, że to są refleksje, z których niewiele wynika.

A czy Białoruś liczy się jeszcze jako gracz przy okazji tego konfliktu? Znajduje się w tzw. logice wojny, czy zatem Łukaszenka będzie mógł jakoś wpłynąć na jej przebieg?
– Warto podkreślić, my dzisiaj również jesteśmy w logice wojny. Na Ukrainie trwa wojna. Rosjanie uważają i mówią o tym dość otwarcie, że nie jest ona między Rosją a Ukrainą, ale między Rosją a Zachodem. To z powodu rosnącego zaangażowanie państw zachodnich w ostatnim czasie, bo, gdy porównamy je do tego z pierwszych dni konfliktu, to mamy do czynienia z fundamentalną zmianą. Proszę też zwrócić uwagę, że już nie czyni się rozróżnienia na broń ofensywną i defensywną. Ponadto dość otwarcie mówi się, że wojska ukraińskie są szkolone przez amerykańskie czy brytyjskie siły zbrojne. Dostarczany jest sprzęt pancerny, dostarczana jest amunicja… Victoria Nuland, zastępca szefa Departamentu Stanu mówi, że jeśli Rosja zdecyduje się na uderzenie nuklearne, to będzie miało to katastrofalne następstwa również dla Rosji, czy może przede wszystkim dla Rosji, dla Putina. To jest, oczywiście nie wprost, zapowiedź odwetu na tym samym poziomie, czyli nuklearnym. Stopień zaangażowania Zachodu w konflikt z Rosją na Ukrainie w ciągu tych trzech miesięcy, w mojej ocenie, zmienił się diametralnie. I to zaangażowanie będzie narastało – jest na to bardzo wiele dowodów. W związku z tym jesteśmy dzisiaj w logice wojny. Jeśli ta wojna zostanie przez Zachód wygrana, to Łukaszenka się nie obroni. Nie ma mowy, żeby nastąpił powrót do polityki balansowania w wydaniu białorusko-europejskim. Jeśli Zachód tę wojnę wygra i Rosja będzie musiała ustąpić, zawrzeć jakąś formułę pokojową (czy to zawieszenia broni, czy trwałego pokoju), to Białoruś przestanie być państwem znajdującym się w orbicie rosyjskiej, co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Nie tylko Ukraina utrzyma swoją suwerenność i orientację na Zachód, ale taką samą drogę obierze Białoruś. Związku z tym dzisiaj refleksje na temat polityki Łukaszenki są, myślę, ciekawe, natomiast nie mają już żadnego wpływu na bieg wydarzeń. Dzisiaj to nie Łukaszenka będzie decydował. Dzisiaj będzie decydowała armia ukraińska i skala zaangażowania Zachodu w jej wspieraniu.

A co z rosyjskimi wojskami na Białorusi, które były tam rozmieszczone?
– Większość została już wycofana. Tych oddziałów praktycznie nie ma. Tak przynajmniej informują białoruskie portale, również te niezależne. Wojsk rosyjskich dzisiaj praktycznie już na Białorusi nie ma. One są potrzebne na Ukrainie. Konsekwencje tego są takie, że, jak powiedziałem, jeśli Rosja wojnę przegra, Białoruś zmieni swoją orientację geostrategiczną i nie będzie nią rządził Łukaszenka. Może będzie jakaś formuła porozumienia z częścią obozu władzy, natomiast Łukaszenka jest nieakceptowalny. Łukaszenka mógł być akceptowalny w roku 2019, natomiast w roku 2022 już z pewnością nie wchodzi to w grę.


Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna

Okładka książki "Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna"/Fot.: materiały prasowe
Okładka książki "Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna"/Fot.: materiały prasowe

Co decyduje o konkretnych posunięciach władz Federacji Rosyjskiej w polityce wewnętrznej i międzynarodowej? Aby zrozumieć kulisy wielkich wydarzeń musimy poddać analizie kulturę̨ strategiczną Rosji, tworzącą̨ kościec kluczowych decyzji podejmowanych przez elity tego kraju. Przyjrzymy się wielkiej strategii państwowej, procesom o krótkotrwałym charakterze, jak i wykraczającym poza horyzont dziesięcioleci.

  • Maskirowka i działania dezinformacyjne w rosyjskim myśleniu strategicznym
  • Koncepcja wojny buntowniczej
  • Strategiczna powściągliwość, czyli jak Rosja może wygrać w nowej zimnej wojnie
  • Wadim Cymburski. U źródeł rosyjskiej doktryny państwowej i koncepcji stref wpływów w limitrofach
  • Izolacja i rekonkwista. O strategii politycznej Rosji za czasów późnego Putina
  • Demograficzna pamięć Rosji, czyli o możliwości zatrzymania depopulacji
  • Rosja w poszukiwaniu nowej idei państwowej. Nowoczesny konserwatyzm Aleksieja Millera i próba odbudowy rosyjskiej tradycji narodowej
  • Czynniki instytucjonalne w historii Rosji – teoria Stefana Hedlunda
Wspaniały, niezwykle dobrze oddający istotę rosyjskiej myśli strategicznej książki tytuł, nabita szczegółami i przemyślaną wiedzą treść oraz błyskotliwie poprowadzana narracja przez Marka Budzisza wprowadzają nas w ogromny gmach współczesnej rosyjskiej kultury strategicznej. Wojna jako początek wszystkiego i nieodzowny element polityki państwa i drabina eskalacyjna jako mechanizm osiowy rosyjskiej kultury strategicznej. Ogarkow, Gierasimow, Frunze, Cymburski inni. Przeszłość i przyszłość. Wiek XX i XXI. Bez wątpienia najlepsza pozycja o tej tematyce na polskim rynku.
Jacek Bartosiak

Iluzja wolnej Białorusi. Jak walcząc o demokrację, można utracić ojczyznę

Okładka książki "Iluzja wolnej Białorusi. Jak walcząc o demokrację, można utracić ojczyznę"/Fot.: materiały prasowe
Okładka książki "Iluzja wolnej Białorusi. Jak walcząc o demokrację, można utracić ojczyznę"/Fot.: materiały prasowe

Obserwowałem białoruskie wydarzenia ostatniego roku uważnie.
Interesowały mnie polityczne zapasy Aleksandra Łukaszenki z Moskwą, perspektywy demokratyzacji systemu, stan gospodarki i rosnące aspiracje wolnościowe Białorusinów.

Jaki jest efekt białoruskich wydarzeń ostatnich miesięcy?

Z pewnością wzmocniły się wpływy Moskwy, które jeszcze trudniej będzie w przyszłości podważyć. Niektóre zjawiska, jak sądzę, można było przewidzieć, a polityka zarówno Warszawy, jak i całego Zachodu, mogła w mniejszym stopniu kierować się porywami serca, wynikać  z rozeznania sytuacji i być przez to skuteczniejsza. Tak się jednak nie stało. Szkoda.

Marek Budzisz


Książka z serii „Kroniki Międzyepoki”
Żyjemy w wyjątkowym czasie. Wyjątkowym i dla Polski, i dla świata. Przejdzie on zapewne do historii jako okres przejściowy między epokami. Wśród przejawów rozpadania się dawnego ładu międzynarodowego i porządków wewnętrznych są kontury przyszłego świata. Wielu nawet nie chce ich widzieć, próbując wciąż oswajać nową rzeczywistość za pomocą pojęć z poprzedniej epoki. Inni nie potrafią. Kto umie rozpoznać rysy nowego ładu w natłoku informacji (i dezinformacji), wie dużo więcej niż inni. Seria wydawnicza „Kronik międzyepoki” to próba zdobycia części tej wiedzy. Czołowi polscy intelektualiści, publicyści i analitycy prezentują w niej autorskie
świadectwa z okresu przejściowego, który przyszło im obserwować. Patrząc z różnych perspektyw, prezentując odmienne wrażliwości i specjalności – starają się opisać i wyjaśnić ważne przemiany międzyepoki. Zapraszamy do towarzyszenia im w tej przygodzie.


Marek Budzisz - ekspert ds. Rosji i obszarów postsowieckich.
Ukończył wydział historii Uniwersytetu Warszawskiego. W młodości jeden z uczestników opozycyjnego Ruchu Młodej Polski. Pracował jako dziennikarz w telewizji Puls, radiu Plus oraz w dzienniku Życie. Doradca ministra szefa kancelarii Premiera oraz ministra finansów w rządzie Jerzego Buzka. Swoje analizy na temat obszarów postsowieckich publikuje na Salonie24, na swym blogu Wieści z Rosji, oraz w Tygodniku TVP, Nowej Konfederacji, Dzienniku Gazecie Prawnej, Rzeczach Wspólnych, WGospodarce, a także Gazecie Bankowej.

Fot. i opis książek pochodzą od wydawców

Europa i świat

Europa i świat - najnowsze informacje

Rozrywka