wtorek, 26 grudnia 2023 09:00

"Niemal doprowadziłem swoją rodzinę do bezdomności". Dziś ciasta znanego tiktokera podbijają nie tylko Polskę

Autor Katarzyna Jamróz
"Niemal doprowadziłem swoją rodzinę do bezdomności". Dziś ciasta znanego tiktokera podbijają nie tylko Polskę

Któregoś dnia po powrocie do domu moja żona i trzy córki przywitały mnie w przedpokoju. Po chwili skierowały w moją stronę słowa, które na zawsze zapadły w mojej pamięci. Zakomunikowały mi, że albo idę na terapię i zaczynam leczenie, albo na zawsze znikają z mojego życia. To był impuls. Impuls do tego, żeby zastanowić nad tym, co jest dla mnie ważniejsze. Czułem duży strach przed tym, że je stracę… Że stracę osoby, które są dla mnie najcenniejsze mówi tiktoker Łukasz Piotrowski, dla którego sprzedaż własnoręcznie robionych domowych ciast przez internet okazała się drogą do wyjścia z życiowego zakrętu.

Z jednego z mieszkań na drugim piętrze bloków mieszczących się na poznańskich Naramowicach codziennie dolatują zapachy świeżo pieczonego ciasta. Według lokatorów budynku roznoszą się one po całej klatce schodowej. To właśnie tam znajduje się pracownia Łukasza Piotrowskiego, który w mediach społecznościowych znany jest jako Pan Drożdżowy. Spod jego rąk, zdaniem użytkowników TikToka, wychodzą prawdziwe cukiernicze cuda. Jak mówi ich twórca, ich smak ma być taki, jaki zapamiętał, kosztując przed laty wypieków swojej babci.

Historia 42-latka niestety nie jest jednak już tak słodka, jak jego ciasta. Przez lata w życiu Pana Drożdżowego obecny był nie tylko alkohol, ale i narkotyki, czego on sam nie ukrywa. – Przez prawie 20 lat piłem alkohol i niemal doprowadziłem swoją rodzinę do bezdomności. Piekąc ciasta, próbuję poskładać swój świat z miliona porozsypywanych kawałków. Mam ogromne długi, do których sam doprowadziłem. Ciężko jest się przyznać do błędu, ale jeszcze ciężej jest patrzeć na swoje dzieci i nic z tym nie robić… – dzieli się swoją historią w jednym z tiktokowych live’ów (transmisji na żywo – przyp. red.), wyrabiając jednocześnie przy pomocy robota kuchennego ciasto drożdżowe. Walka z nałogami przełożyła się na jego stan zdrowia. Mimo problemów, udało mu się pokonać raka, depresję oraz chorobę alkoholową. Jednak ta trzecia doprowadziła jego i jego rodzinę do kłopotów finansowych. Wyjściem z sytuacji okazało się… pieczenie ciast. – Pewnego dnia poszedłem zrobić ciasto drożdżowe i okazało się, że ono mi nie wyszło. Za drugim razem również nie – przepis przepisem, a ja chciałem szybko. Niecierpliwość to też jest cecha alkoholika. Byłem wtedy już na terapii – jej głównym celem była praca nad moimi emocjami. Alkoholizm i uzależnienie to choroby emocji – wspomina swoje początki Pan Drożdżowy.

Swoją popularność zdobył dzięki mediom społecznościowym, za pomocą których prowadził i nadal prowadzi, relacje na żywo ze swojej kuchni i pieczenia ciast. Obecnie jego konto obserwuje ponad 100 tys. osób na TikToku. Ze słynnym Panem Drożdżowym, czyli Łukaszem Piotrowskim, porozmawiałam m.in. o tym, skąd wziął się pomysł na to, by sprzedawać ciasta przez internet oraz jak sobie radzić z hejtem w sieci, będąc internetowym twórcą.

#PanDrożdżowy #Tiktok
Ciasta przygotowane przez Pana Drożdżowego / Fot. Archiwum prywatne

Zacznijmy od początku. Nie da się ukryć, że masz za sobą ogromny bagaż doświadczeń. W swoim życiu usłyszałeś wiele diagnoz dotyczących twojego stanu zdrowia, mówię tutaj o ziarnicy złośliwej, raku płuc, raku tarczycy, przeżyłeś zawał, a także zmagałeś się z otyłością. Mimo wszystko nawet problemy ze zdrowiem nie powstrzymały cię przed sięgnięciem po alkohol i używki. Ostatni raz napoju wysokoprocentowego spróbowałeś we wrześniu 2020 roku, podczas imprezy z okazji swoich 40. urodzin. Krótko po niej nastąpił przełom, co się wówczas wydarzyło?

– Któregoś dnia po powrocie do domu moja żona i trzy córki przywitały mnie w przedpokoju. Po chwili skierowały w moją stronę słowa, które na zawsze zapadły w mojej pamięci. Zakomunikowały mi, że albo idę na terapię i zaczynam leczenie, albo na zawsze znikają z mojego życia. To był impuls. Impuls do tego, żeby zastanowić nad tym, co jest dla mnie ważniejsze. Czułem duży strach przed tym, że je stracę… Że stracę osoby, które są dla mnie najcenniejsze. Przestraszyłem się samotności i pustki, jaka mogła zagościć w moim życiu. Zrozumiałem, że to uczucie, które daje mi upojenie alkoholowe, nie jest warte tego, żeby nie móc przytulić żony i dzieci. Odwróciłem się wówczas na pięcie i poszedłem zapisać się na terapię.

#PanDrożdżowy #TikTok
Pan Drożdżowy na początku swojej przygody z pieczeniem / Fot. Instagram

Pokonałeś raka, depresję oraz chorobę alkoholową. Ta trzecia doprowadziła twoją rodzinę do dużych kłopotów finansowych. Obecnie do spłaty masz około 2,5 mln złotych. Wspomniałeś jednak, że nigdy nie “przepijałeś pieniędzy”. Skąd w takim razie te długi?

– W związku z tym, że byłem właścicielem bardzo dobrze prosperującej agencji reklamowej, mogłem sobie pozwolić na to, by inwestować w start-upy. Inwestowałem w nie, ponieważ, będąc w czynnym uzależnieniu, inaczej postrzegałem rzeczywistość. Nie rozumiałem, dlaczego ciągle chcę nowych rzeczy, coraz to lepszych samochodów, większych domów - a na to wszystko trzeba było skądś brać pieniądze.

Przebywając wśród znajomych, którzy byli bardziej majętni, pojawiały się we mnie uczucia zazdrości, niższości i braku wiary w siebie. Próbowałem sobie to wszystko zrekompensować pieniędzmi i niezrozumiałym wyścigiem po nowe i lepsze. Gdy zaczynałem start-upy, nagle okazało się, że jestem w stanie zarobić pół miliona złotych. Myślałem wówczas, że jak tę kwotę zainwestuję, to za chwilę zdobędę pięć razy więcej, a to niestety tak nie działa. Jak człowiek jest w czynnym uzależnieniu, to jak może postrzegać swój biznes? Te wszystkie elementy widzi się inaczej niż osoby, które są trzeźwe. Żona i pracownicy powtarzali mi: “Łukasz, to nie zadziała”, a ja i tak ich nie słuchałem, bo inaczej widziałem świat. Stałem przy swoim, wiedziałem lepiej i stąd zrobiły się długi. Sfinansowanie jednego start-upu, drugiego, trzeciego, jeden kredyt, drugi, trzeci… To wszystko zbiegło się też z pandemią i z wojną w Ukrainie. Szereg czynników losowych doprowadził do tego, że w ostatnim roku działalności mojej agencji przestali nam płacić nasi klienci. Mieliśmy bardzo duże zatory płatnicze. To wszystko doprowadziło do tego, że “zaliczyliśmy bankruta” i nie byliśmy w stanie spłacić swoich zobowiązań finansowych. Banki wypowiedziały nam umowy, w związku z tym mamy takie, a nie inne zobowiązania do spłaty.

Na początku swojej przygody z TikTokiem powiedziałeś, że pewnego dnia, leżąc na kanapie, dopadła cię ochota na ciasto i po prostu poszedłeś je zrobić. Czy to wtedy narodził się pomysł na “Pana Drożdżowego”? Czy talent, bo niewątpliwie tego słowa należy użyć, wspominając o twojej pasji, odziedziczyłeś w genach?

– Nie mam pojęcia, czy odziedziczyłem talent w genach! Pewnego dnia poszedłem zrobić ciasto drożdżowe i okazało się, że ono mi nie wyszło. Za drugim razem również nie – przepis przepisem, a ja chciałem szybko. Niecierpliwość to też jest cecha alkoholika. Byłem wtedy już na terapii – jej głównym celem była praca nad moimi emocjami. Alkoholizm i uzależnienie to choroby emocji. W związku z tym, że bardzo mocno pracowałem nad złością, która powodowała u mnie werbalną agresję w stosunku do wszystkich, szukałem sposobu na to, jak sobie z tym uczuciem wewnętrznie poradzić. Wtedy też postanowiłem podejść do ciasta drożdżowego po raz kolejny. Chciałem upiec takie, jakie w dzieciństwie robiła mi babcia, ale tym razem zgodnie z przepisem. Gdy trzeba było poczekać 5 minut czy 30, cierpliwie czekałem. Jak to ciasto wyrosło i wyszło powiedziałem Pani Drożdżowej (mojej żonie): “Słuchaj, Karolina, chyba znalazłem sposób na to, jak pracować nad cierpliwością i opanować tę złość. Ja będę piekł ciasta, bo tam trzeba być cierpliwym i spokojnym. Tam nie można krzyczeć” i od tego się zaczęło.

Gdy przez 2 tygodnie piekłem ciasto drożdżowe, to już nikt z domowników nie chciał go jeść. Kiedy przyszła kolej na szarlotkę, po 2 tygodniach również nie było na nią chętnych. Podobnie było z murzynkiem. Po jakimś czasie zaprosiłem do siebie sąsiadów na test. Mamy internetową grupę sąsiedzką na osiedlu, na którym mieszkam. Zaprosiłem ich na kawę i ciacho. Przyszło ponad 50 osób. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy i zapytałem ich, czy ja mogę to ciasto sprzedawać. Powiedziałem wówczas, że chciałbym otworzyć sklep. Sąsiedzi stwierdzili, że powinienem to zrobić, ponieważ pierwszych klientów już mam. Zdecydowaliśmy wtedy z Panią Drożdżową, że zaczynamy robić stronę internetową. Poszliśmy do sanepidu, by dowiedzieć się, co trzeba zrobić. Byliśmy przekonani, że da się to ogarnąć w 2 tygodnie. Ku naszemu zdziwieniu, robiliśmy to ponad 4, ale miesiące. Takie są formalności i przepisy w Polsce. W międzyczasie zrobiliśmy kolejny test, na który przyszło już prawie 300 sąsiadów. Dokładnie 6 grudnia minął rok, jak “drożdżowe” działa. Obserwuje nas ponad 100 tys. osób na TikToku. Zrealizowaliśmy już ponad 3 tys. zamówień. Działamy dalej!

#pandrożdżowy #tiktok
Na zdjęciu: Pan Drożdżowy / Fot. Instagram

Zazwyczaj, gdy ktoś ma ochotę na ciasto, a z jakichś powodów nie chce lub nie może go upiec w domu, idzie do cukierni albo do sklepu i po prostu kupuje. Ty wychodzisz tym oczekiwaniom naprzeciw i pokazujesz, że można to zrobić również przez internet. By spłacić swoje zobowiązania, jak sam mówisz, musisz codziennie, przez okres dwóch lat, sprzedawać około 60 ciast. W jaki sposób docierasz do swoich klientów?

– Gdy powiedzieliśmy rok temu, że będziemy sprzedawać ciasta przez internet, to panie w sanepidzie wybuchły gromkim śmiechem. Zresztą… podobnie jak większość moich znajomych. Tak jak wspomniałem przed chwilą, do tych wszystkich formalności, które cierpliwie wypełnialiśmy przez 4 miesiące zgodnie z normami sanepidu, trzeba dodać też projektowanie kartonów, które muszą mieć odpowiedni format. Projektowanie foremek, które muszą mieć odpowiednią formę i atesty. Testowanie kurierów, testowanie opakowań, terminów dostaw i wiele, wiele innych. Ciasto jest produktem, który jest bardzo delikatny w transporcie. Musi się to odbywać w taki sposób, żeby nie zostało ono zniszczone i tutaj, doszliśmy do perfekcji. Nasze ciasta docierają do klienta w takim stanie, w jakim są, gdy je pakujemy. Ciasto to produkt ekskluzywny, który ma być świeży, ponieważ taki najlepiej smakuje. Musieliśmy znaleźć kuriera, który nam zapewni maksymalnie krótki czas dostawy. Jak wysyłamy ciasta o godzinie 14:00, to food kurier już od godziny 1:00 w nocy jest pod drzwiami u naszych klientów.

Jako pierwsi w Europie uruchomiliśmy sprzedaż ciast do każdego kraju w strefie Schengen. W ciągu zaledwie 24 godzin, już nie w całej Polsce, a w Europie, jesteśmy w stanie dostarczyć nasze świeże, domowe ciasto pod każde drzwi. Uruchomiliśmy przesyłki lotnicze - my jesteśmy fenomenem pod tym względem. Tak jak wspominałem, rok temu wszyscy mówili nam, że to się nie uda, bo nikt nam nie będzie dostarczał ciast, a po roku czasu my dostarczamy ciasta w całej strefie Schengen.

#PanDrożdżowy #TikTok
Zamówienie, które dotarło do jednego z klientów / Fot. Archiwum prywatne 

Chciałoby się skomentować: ludzie małej wiary! Niezaprzeczalnie twoim największym wsparciem jest rodzina. Pani Drożdżowa, która jest twoją żoną, a także matką twoich trzech córeczek – przez internautów pieszczotliwie nazywanych “Drożdżówkami”. Jaką rolę odgrywa ona w firmie, czym się zajmuje?

– Pani Drożdżowa jest szyją, czyli ona kręci wszystkim. Począwszy od księgowości, obsługi sklepu internetowego, produkcji sklepu, pozycjonowania w Googlu, reklam internetowych, kontaktu z klientami, pakowania, wysyłki, kontaktu z kurierami, przelewów bankowych itp. Karolina jest supportem do wszystkiego. Liczy food cost, odpowiada na reklamacje, reaguje na pozytywną opinię klientów. Gdyby nie Pani Drożdżowa, to ja bym nic nie zrobił, bo ja tam tylko piekę i kręcę live'y. Moja żona robi całą resztę.

#Pan Drożdżowy #Pani Drożdżowa
Na zdjęciu Pani Drożdżowa (Karolina Piotrowska),prywatnie żona Pana Drożdżowego / Fot. Screeny z TikToka

Zaufał niewłaściwym

Jak każdy internetowy twórca masz swoich sympatyków oraz przeciwników. Jak w przypadku tych pierwszych możesz liczyć na wsparcie i dobre słowo, tak ci drudzy nie pozostawiają na tobie suchej nitki. “Żebrak”, “manipulator”, “złodziej”, “alkoholik” – trudno w to uwierzyć, ale są to zdecydowanie łagodniejsze określenia, jakie na swój temat masz okazję czytać. Mimo setek pozytywnych komentarzy oraz reakcji na otrzymywane przez klientów zamówienia, nie ukrywasz, że ostatnie tygodnie były dla ciebie i twojej rodziny trudne. Dowiedziałeś się wielu nieprzyjemnych rzeczach robionych przez osoby, którym zaufałeś. Czy mógłbyś coś więcej o tym opowiedzieć?

– Na TikToku każdy twórca ma możliwość nadania specjalnym użytkownikom funkcji moderatora. Taka osoba czuwa na live i wycisza tudzież blokuje takich oglądających, których zachowanie mocno odbiega od regulaminu platformy. U nas moderatorami byli zazwyczaj nasi stali klienci. Oczywiście nie zostali administratorami od razu - nasze kontakty z czasem stały się prywatne. Znaliśmy tych ludzi z imienia, nazwiska oraz adresu zamieszkania. Miałem do nich na tyle duże zaufanie, że zdecydowaliśmy się wraz z Panią Drożdżową dać im tę funkcję.

W ciągu ostatnich tygodni na naszym kanale zaczęły dziać się naprawdę dziwne rzeczy. Zauważyliśmy, że część naszych stałych klientów przestała się z nami kontaktować, czy przychodzić na live’y. W zamian za to pojawiło się mnóstwo typowo hejterskich treści. Niektórzy użytkownicy wyzywali nas od żebraków, manipulantów, płaczków, złodziei… Nie mogę powiedzieć tego, w jaki sposób się o tym dowiedziałem, ale doszły mnie słuchy, że część moich moderatorów zdecydowała się założyć specjalne konwersacje na Messengerze tylko po to, by, cytuję “zniszczyć markę drożdżowego na Tiktoku”. Zrobili to po to, by zniszczyć moją firmę, nad którą uczciwie pracuję od ponad roku. To był dla nas bardzo trudny czas. Z jednej strony ci ludzie przychodzili do nas na live’y, pisali ciepłe słowa, komplementowali nasze dzieci, a z drugiej na tych konwersacjach pisali podłe rzeczy na nasz temat. Przez działania tych osób i z obawy o zdrowie naszych pracowników musieliśmy zlikwidować inwestycję, którą mieliśmy zaplanowaną na rok.

#PanDrożdżowy #TikTok
Pan Drożdżowy angażuje się w wiele charytatywnych akcji. Systematycznie wozi ciasta do domu dziecka / Fot. Archiwum prywatne

Jaką inwestycję masz na myśli?

–Mówię o drożdżobusie. Dokładnie tym samym, który przez ostatnie pół roku stał na poznańskim Franowie. Dowiedziałem się, że te osoby pojechały tam, by go sfotografować. Po co? Nie wiem. Samochód nie był naszą własnością, my go jedynie wynajmowaliśmy. Moderatorzy wypisywali do innych ludzi (w tym do naszych klientów), że ich oszukujemy, gdyż (ich zdaniem) jesteśmy majętnymi osobami. Jedna z tych osób przyznała się do tego, że wrzuciła naszą tablicę rejestracyjną do płatnego programu, który jej pokazał, że jestem właścicielem tego foodtrucka - gdy usłyszałem tę głosówkę, nogi się pode mną ugięły. Tych niezrozumiałych dla nas sytuacji było naprawdę mnóstwo. Te osoby poniekąd odniosły sukces, ponieważ po 11 miesiącach zaczęliśmy budowanie naszej firmy od zera. Przez 2 miesiące sprzedaliśmy tyle, ile potrafiliśmy czasami sprzedać w tydzień.

#PanDrożdżowy #TikTok
Pan Drożdżowy zachęcający swoich odbiorców do odwiedzenia Drożdżobusa w Poznaniu / Fot. Screeny z Tiktoka/Archiwum prywatne

Czy rozmawiałeś na ten temat z tymi osobami? Jakie podjąłeś działania?

– Nie rozmawiałem. Odkąd wyszło na jaw, że wiemy, przestali przychodzić do nas na live’y. Oczywiście odebraliśmy im funkcję moderatorów. To są dorośli ludzie. Te osoby mają mężów, dzieci, pracę, własne biznesy. Można by powiedzieć, że prowadzą na pozór normalne życie. Niestety robią przy tym takie rzeczy, które dorosłym ludziom po prostu nie przystoją. Długo zastanawialiśmy się nad tym, czy powinniśmy o tym powiedzieć naszym obserwatorom, wiedzieliśmy jednak, że jesteśmy im winni wytłumaczenia, dlaczego na jakiś czas zniknęliśmy. Odbiór filmiku, który na ten temat nagraliśmy, przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Otrzymaliśmy masę wsparcia i mnóstwo pozytywnej energii do dalszego działania. Całą tę sytuację oczywiście zgłosiliśmy odpowiednim służbom. Jedyne, czego chcę, to odpowiedzi na proste pytanie: “Dlaczego?”.

#PanDrożdżowy #TikTok
Pan Drożdżowy walczy z hejtem / Fot. Screeny z Tiktoka

To nie są jedyne negatywne doświadczenia, z którymi przyszło ci się zmierzyć na Tiktoku. W wakacje, na jednym z lajwów przyznałeś, że zacząłeś obawiać się o swoje życie, jak i swojej rodziny. To dziwne, bo twój kontent nie jest kontrowersyjny, nie promujesz patologicznych zachowań, nie wchodzisz z innymi twórcami w polemikę. Na ekranie widzimy mężczyznę, który codziennie spędza kilkanaście godzin w kuchni na pieczeniu ciast, po to, by jego rodzinie żyło się lepiej. Jak radzisz sobie z hejtem? Nie każdy potrafi pozbierać się po serii negatywnych komentarzy, a takie przez długi czas były na twoim profilu.

– Nie ma złotej odpowiedzi na to, jak radzić sobie z hejtem, bo hejt zawsze odciska piętno. Proszę mi uwierzyć, że serce za każdym razem boli tak samo, gdy spotykasz się z bardzo kąśliwymi, nieprawdziwymi opiniami na swój temat, tylko po to, by komuś, kto to anonimowo pisze, zrobiło się na chwilę lepiej. Tym bardziej, gdy wie, że robisz coś po to, by ratować swoją rodzinę. Te 12 miesięcy na TikToku nauczyły mnie tego, że, im szybciej człowiek zaakceptuje takich ludzi, tym będzie dla niego lepiej. To są osoby, które spijają negatywne komentarze na mój temat i je powielają. Czy mam na to wpływ? Z mojej strony nie ma zgody na hejt, jednak to nie ma nic wspólnego z jego akceptacją. Uważam, że jest to bardzo złe i patologiczne zachowanie, które powinno być surowo karane. Jednak najlepsze dla mojej psychiki i komfortu było zaakceptowanie tego, że tacy ludzie po prostu istnieją. To był długi proces, ale dzięki temu jestem teraz silniejszy, odporniejszy i bardziej świadomy.

#PanDrożdżowy #TikTok
Pan Drożdżowy mierzy się z wieloma negatywnymi komentarzami na swój temat / Fot. Archiwum prywatne/screeny z TikToka

Czy wśród negatywnych komentarzy pojawił się ten, który naprawdę cię zabolał? Zostawiasz takie wypowiedzi, a może usuwasz?

– Ponad 90% takich komentarzy wisi u mnie na TikToku, ponieważ nie mam czasu na to, by je na bieżąco usuwać. Uważam, że ludzie, którzy nie zajmują się hejtowaniem i pisaniem negatywnych komentarzy, mają takie samo zdanie jak ja, czyli traktują te słowa jako nieprawdę. Natomiast kilka z nich zabolało mnie szczególnie. Były to komentarze, które zostały bezpośrednio skierowane w moją żonę. Zadałem sobie na tyle trudu, by sprawdzić, czym te osoby, które to napisały, na co dzień się zajmują. Jedną z takich osób był np. prezes Ochotniczej Straży Pożarnej, czyli człowiek godny zaufania. Nieprzychylny komentarz na temat Karoliny napisała również pani, która od wielu lat prowadzi własny biznes, robi piękne meble na zamówienie. Był też kierowca ciężarówki, który w bardzo przykry sposób postanowił zażartować z choroby mojej żony. To jedyne komentarze, które do niedawna robiły mi bardzo dużą krzywdę. Dzisiaj akceptuję wszystkie, bo zdałem sobie sprawę z tego, że nic nie mogę zrobić z tym, że ktoś jest złym człowiekiem.

#PanDrożdżowy #TikTok
Pan Drożdżowy podczas pieczenia prowadzi transmisje na żywo Fot. Archiwum prywatne/screen z Tiktoka

Wiadomym jest to, że w sieci nie jest się anonimowym. Gdybyś miał możliwość spotkania hejtera twarzą w twarz, co byś mu powiedział?

– Zajmij się sobą. Myślę, że to zdanie “zajmij się sobą, zadbaj o siebie” spowodowałoby u mnie wewnętrzny spokój. Być może te słowa dałyby drugiej stronie do myślenia, że warto o siebie zawalczyć i pójść na terapię, przepracować złość i zmienić coś w swoim życiu.

Walka o siebie i swoją rodzinę

Dokładnie 6 grudnia minął rok twojej działalności na Tiktoku. Gdybyś mógł cofnąć czas, co byś wtedy powiedział Panu Drożdżowemu?

– Nic nie zmieniaj. Rób to, co robisz, idziesz w dobrym kierunku.

#PanDrożdżowy #TikTok
Pan Drożdżowy podczas pieczenia ciast / Fot. Archiwum prywatne

Czy zdradzisz naszym czytelnikom, o czym obecnie marzy Pan Drożdżowy?

– Marzę o tym, by za 30-40 lat, kiedy będę na końcówce swojego życia, cała moja rodzina była szczęśliwa. By moi najbliżsi mieli ze mną ciepłe, rodzinne i dobre relacje. Życzę sobie tego, by moje córki chciały przy mnie być i dzielić ze mną swoje życie. Chciałbym móc sobie wtedy powiedzieć, że dałem radę, że naprawiłem to, co przed laty zniszczyłem. O niczym innym tak bardzo nie marzę, jak o tym, by cała moja rodzina była po prostu szczęśliwa.

Fot. Archiwum prywatne

Polska - najnowsze informacje

Rozrywka