Będą suszone ryby, kiszone pomidory, barszcz ukraiński i pielmieni z octem lub śmietaną. Czyli tradycyjne domowe ukraińskie menu. Na dodatek przygotowane przez naszych sąsiadów zza wschodniej granicy. Jedna z krakowskich restauracji, znajdująca się w sercu miasta, organizuje w najbliższy weekend wyjątkowe wydarzenie, a cały zysk zamierza przeznaczyć na pomoc Ukrainie.
Na co dzień krakowski Wschód Bar jest miejscem pachnącym najlepszymi potrawami kuchni azjatyckiej. W menu można znaleźć m.in. chiński makaron Dan Dan w sosie sezamowym, żeberka gotowane w chińskim winie, ręcznie lepione Wontony po Kantońsku czy wegańskie bakłażany. Ostatnio właściciele restauracji postanowili nieco zmienić kolorystykę lokalu. Obecnie Wschód Bar zdobią żółto niebieskie lampki i niebieska girlanda. Ten mały gest świadczy o tym, że właściciele i pracownicy lokalu solidaryzują się z Ukrainą. Pomoc dla zajętego wojną kraju rozpoczęli już w Tłusty Czwartek, a kolejne dni przyniosły nowe pomysły na wspieranie trafiających do Krakowa uchodźców.
Najnowszą inicjatywą właścicieli jest kolacja charytatywna, z której zysk w całości zostanie przekazany na doraźną pomoc Ukraińcom. Już w najbliższy weekend (19-20 marca) właściciele lokalu oddadzą pałeczkę swoim pracowniczkom pochodzącym z Ukrainy, które przygotowały tradycyjne, domowe ukraińskie menu. Przy dźwiękach współczesnej ukraińskiej muzyki będzie można nie tylko spróbować suszonych ryb, buraczków po ukraińsku, kiszonych pomidorów, ukraińskiego barszczu oraz tradycyjnymi pierożkami pielmieni, podawanymi z octem lub śmietaną, ale i wspomóc naszych wschodnich sąsiadów.
– W lepieniu pielmieni pomagają nam bliscy jednej z naszych kucharek. Rodzinie udało się przybyć kilka dni temu do Krakowa z Kijowa. Cały nasz zespół jest głęboko poruszony wojną w Ukrainie i angażujemy się w pomoc z całych naszych sił. Zysk ze sprzedaży w dniach 19-20 marca przekażemy na pomoc naszym braciom i siostrom w Ukrainie
– wyjaśnia Dominika Grabowska, współwłaścicielka Wschód Baru.
O potrzebie niesienia pomocy ludziom, którzy z dnia na dzień stracili wszystko (domy, pracę, rodziny, swoją codzienność), rozmawiamy z Dominiką Grabowską.

Skąd pomysł, by włączyć się w pomoc Ukrainie?
– Jest to zdecydowanie potrzeba niesienia pomocy, wynikająca z sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się jako społeczeństwo. Utożsamiamy się z bliźnim, naszymi sąsiadami oraz ludźmi, którzy z dnia na dzień stracili wszystko - domy, pracę, rodziny, swoją codzienność.
Ukraiński Weekend dla Ukrainy nie jest pierwszą akcją zorganizowaną z myślą o naszych wschodnich sąsiadach.
– Dzień po ogłoszeniu stanu wojny na Ukrainie-miało to miejsce w nocy z 23 na 24 lutego (przypadło to na Tłusty Czwartek), oddaliśmy cały zysk ze sprzedaży pączków. Nasza reakcja była spontaniczna, intuicyjna, od razu podjęliśmy decyzję niesienia pomocy, jak tylko będziemy potrafili i umieli. W kolejne dni postawiliśmy urnę w lokalu, zbieramy pieniądze dla krakowskiej organizacji SalamLab, która pomaga uchodźcom. Dziewczyny w kuchni zrobiły posiłki, które zostały przekazane na Berka Joselewicza, gdzie zatrzymują się uciekające matki ze swoimi dziećmi.
Oddaliśmy też część naszego biura, obecnie przebywa w nim rodzina (mama i babcia) jednej z dziewczyn z naszego zespołu, która jest ze Wschodu. Kolejnym krokiem jest kolacja charytatywna, z której cały zysk zostanie przekazany na doraźną pomoc Ukraińcom.
Pani pracownicy z Ukrainy przygotowali wyjątkowe menu na tę okazję. Czego będzie można spróbować?
– Menu przygotowałyśmy na bazie tego, co jada się w rodzinnych domach dziewczyn. Będą to ryby suszone, kiszone pomidory, salo-słona słonina podawana z ukraińskim pieczywem, barszcz ukraiński, pielmieni drobiowe z octem lub śmietaną, placuszki z grzybami z sosem koperkowym, biszkoptowy jabłecznik. Do tego zrobimy domowy kompot, polejemy kwas chlebowy, ukraińskie piwo i czystą wódkę.

W przygotowywaniu potraw pomaga rodzina jednej z Ukrainek, którą pani zatrudnia, prawda?
– Tak, przy lepieniu pielmieni pomaga mama jednej z naszych dziewczyn. Wraz z babcią ewakuowała się z Kijowa. Panie przejechały z Kijowa do Lwowa, potem przedostały się na granicę, skąd zostały odebrane przez partnera naszej szefowej kuchni Oliwii i przywiezione do biura, gdzie obecnie mieszkają.
Czy to możliwe że poszerzy pani swój zespół np. o uchodźców?
– Nie zamykamy się na dalszą pomoc. W tej chwili zatrudniliśmy kolejną osobę z Ukrainy do naszego zespołu w kuchni. Pomagamy w zrobieniu dokumentów oraz dajemy uczciwe zatrudnienie.
Jakie nastroje panują wśród pani pracowników, którzy pochodzą z Ukrainy? Rozumiem, że w tych chwilach mogą na panią liczyć.
– Atmosfera jest wspaniała, dziewczyny wspierają się wzajemnie, nie emanują smutkiem oraz trudną sytuacją, w jakiej znaleźli się ich bliscy. Starają się wykonywać swoje obowiązki jak zawsze, jak najlepiej potrafią. Staram się dać im przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa i ciepła.

Czy, jeśli wydarzenie Ukraiński Weekend dla Ukrainy spotka się z zainteresowaniem, będzie pani je wznawiać?
– Nie myślałam o tym. W obecnych czasach ciężko jest cokolwiek planować.
W najbliższy weekend przekazuje pani pałeczkę Ukrainkom, ale na co dzień można u pani spróbować nieco innej kuchni.
– Tak, specjalizujemy się w kuchni Hong Kongu, chińskiej i azjatyckiej w alternatywnym wydaniu. W okresie wiosenno-letnim organizujemy piątki z ostrygami, składamy wietnamskie bagietki banh mi. Serwujemy dania do sharingu, lejemy wina naturalne i koktajle z azjatyckim twistem. Kochamy Azję!

Fot.: Archiwum prywatne pani Dominiki
Czytaj również:



