czwartek, 22 marca 2018 15:37

W terenie nie ma mocnych. To jest sport, który uczy pokory

Autor Anna Piątkowska-Borek
W terenie nie ma mocnych. To jest sport, który uczy pokory

Jakie ekstremalne sytuacje mogą przydarzyć się w terenie? Jak najlepiej przygotować na te okoliczności samochód? I czy każdy nadaje się do takiej jazdy? Na te i inne pytania odpowiada Arkadiusz Leśniak, miłośnik off-roadu.

Jak zaczęło się u Pana zamiłowanie do off-roadu?

Arkadiusz Leśniak, Beskidzkie 4x4:

– Ta pasja trwa od dziecka. Już jako mały chłopiec konstruowałem samochodziki, a potem zanudzałem ojca pytaniami, czy samochód terenowy podjechałby pod taką czy inną górkę. Gdy nadszedł czas, że stać mnie już było na zakup swojego auta, zacząłem nim jeździć po okolicznych drogach i startować w rajdach przeprawowych.

Jaki to był model?

– Suzuki Samuraj.

Pamięta Pan jego parametry?

– Jasne, takich rzeczy się nie zapomina :) Samuraj, którego kupiłem, był bardzo dobrze utrzymany. Warto dodać, że do off-roadu kupuje się raczej auta używane, ponieważ one naprawdę mocno dostają „w kość”. Ocierają się o gałęzie, o skały itd. Dlatego raczej zawsze przystosowuje się do takiej jazdy samochód używany.

Mój Samuraj miał benzynowy silnik o pojemności 1.3 litra, oczywiście jak każdy napęd na cztery koła i reduktor. Wykorzystywałem go do rajdów przeprawowych i radził sobie doskonale.

Wspomniał Pan o przygotowywaniu auta. Na czym to polega?

– Tak. Zasadniczą sprawą jest wyposażenie auta w opony terenowe. Są dwa rodzaje. Pierwsze z nich to MT (Mud Terrain), które w 60-100% przeznaczone są do jazdy w terenie, niektóre nie mają homologacji na asfalt. Drugi rodzaj to AT (All Terrain) – raczej do jazdy w lżejszym terenie, choć w trudniejszym też nieraz dobrze sobie radzą.

Wymieniamy też elementy zawieszenia. Właściwie to przebudowa „terenówki” nigdy się nie kończy, zawsze można coś poprawić. Ciągle przebudowujemy samochód, staramy się, by był dzielny w terenie.

Lepiej podróżować samemu czy w grupie?

– Podróżowanie w grupie to zawsze inny poziom bezpieczeństwa. Jeśli coś by się stało z naszym samochodem, to zawsze są osoby, które mogą nam pomóc. Gdy jedno auto utknie w błocie, drugie może nam pomóc – szczególnie jeśli jest wyposażone w wyciągarkę czy linę kinetyczną. Z off-roadem jest tak jak z wyjściem w góry, zawsze trzeba się przygotować.

Są w Waszej okolicy ciekawe trasy?

– Tak, ale musimy mieć świadomość tego, że obowiązuje zakaz wjazdu pojazdem silnikowym do lasu. Zawsze więc poruszamy się drogami gminnymi. W okolicy jest dużo takich ciekawych tras.

Przynajmniej raz w roku staramy się wyjechać dalej. Były już Bałkany, Gruzja, Rumunia, Ukraina i wiele innych ciekawych miejsc.

Zawsze jedziecie tam na kołach?

– Nie. Czasem można polecieć samolotem i na miejscu wynająć samochód terenowy.

Co jest najbardziej pasjonujące w tym sporcie? Co daje największą frajdę?

– Jeśli ktoś lubi „dłubać” przy samochodach, już samo przygotowanie auta daje radość. Jeśli już udoskonalimy auto, to wyjeżdżamy nim w teren, co daje mnóstwo frajdy. Samo to, że nasz samochód radzi sobie w terenie, gdzie inni nigdy by nie wjechali, daje ogromną satysfakcję. Również przy ściganiu się, jest mnóstwo adrenaliny. Gdy bierzemy udział w rajdach, trzeba się mocno skupić. Odcinamy się wtedy od rzeczywistości, jedziemy z dużą prędkością, liczy się tylko samochód, trasa, kierowca i pilot.

Często uczestniczycie w rajdach?

– Początkiem marca wystartowaliśmy w Super Rally w Oławie. Niestety nie wygraliśmy, a zajęliśmy drugie miejsce w Klasie Super Sport do 150 KM. Na drugim odcinku specjalnym straciliśmy przedni napęd, więc musieliśmy znacznie zmienić technikę jazdy. To nam przyniosło kilkusekundowe straty, ale mimo to udało nam się zdobyć, jak wspomniałem, druga lokatę w klasie.

Jaka była najbardziej ekstremalna sytuacja, z jaką miał Pan do czynienia podczas jazdy w terenie?

– Jestem na tyle często w terenie, że już nawet trudniejsze przeprawy stają się codziennością. Niemniej na pewno błota na Białorusi były bardzo trudne do przebycia.

Najbardziej niebezpieczną sytuacją, którą pamiętam, było jednak nasze dachowanie podczas jednego z rajdów w 2016 roku. Lecieliśmy wtedy kilkanaście metrów w powietrzu i dachowaliśmy. Po tym wydarzeniu dopiero w 2017 roku odbudowywaliśmy samochód.

Myśli Pan, że każdy kierowca, który na co dzień prowadzi auto osobowe, dałby radę „z buta” wjechać w teren? Czy wymaga to dodatkowego przygotowania?

– Teren, to jest zupełnie inna technika jazdy. Wsiadając do samochodu terenowego, nie każdy jest w stanie od razu zapanować nad tym autem. Jazda w terenie to często jazda po błocie, po śliskim podłożu. Przednie koła jadą w uślizgu i kierowca może nie czuć, że jedzie na kołach skręconych. Robi jeden, drugi skręt kierownicą. Gdy w pewnym momencie złapie przyczepność na skarpie czy „półce” skalnej, przewraca samochód. Na początku 95% osób popełnia ten błąd i jedzie na skręconych kołach. To trzeba wyeliminować i zwracać uwagę, by prowadzić auto właściwym torem. Trzeba wiedzieć, że jest zupełnie inna przyczepność w terenie niż na asfalcie.

Do tego odpowiednie trzymanie kierownicy. Nie wolno jej trzymać jedną ręką. Żaden „zimny łokieć” czy inna nonszalancka poza nie wchodzą w grę. Gdybyśmy uderzyli w kamień, nie będziemy w stanie zapanować nad samochodem.
Częstym błędem jest również tendencja do jazdy na „półsprzęgle” i sprzęgła niestety się „palą”.

To zupełnie inny styl jazdy. Niektórzy szybko się go nauczą, ale są też i tacy, którzy po prostu nie nadają się do tego, by jeździć w terenie.

Błoto czy kamienie? W jakim terenie jest trudniej?

– W każdym terenie są niebezpieczeństwa. Na kamieniach często przecinamy opony, co nas naraża na spore koszty. Z kolei jak jest błoto, czasem nie widać, co się w nim znajduje. Też zatem można na coś najechać i uszkodzić auto. W terenie nie ma mocnych. To jest sport, który uczy pokory.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała
Anna Piątkowska-Borek

fot. Beskidzkie 4x4

Sucha Beskidzka

Sucha Beskidzka - najnowsze informacje

Rozrywka