Jak wyglądały największe w Polsce pochody 1-majowe w PRL-u? Mamy kilka wspomnień i zdjęcia.
Pochody 1-majowe w czasach mojego dzieciństwa były bardzo ważnym wydarzeniem, o którym mówiło się nawet przedszkolakom. Robiliśmy chorągiewki, kwiaty z krepiny, uczyliśmy się piosenek i wierszyków.

Wielu moich rówieśników (rocznik 1966) chodziło z rodzicami czy rodzeństwem na pochód. A było co oglądać, bo mieszkałam w Warszawie - w stolicy, o której czytało się nawet w "Elementarzu" Falskiego, w książce na której uczyłam się czytać. Wielka trybuna pod Pałacem Kultury. Tłumy, które ciągnęły na Marszałkowską od wczesnego rana ze wszystkich stron. Delegacje zakładów przyjeżdżały z całej Polski. Byli górnicy, hutnicy i stoczniowcy, pielęgniarki i studenci. Każda grupa chciała się wyróżnić. Nie tylko strojem (zazwyczaj był to ubiór używany przy pracy), ale barwnymi kwiatami, chorągiewkami, hasłami na transparentach.
Relacja z pochodu trwała kilka godzin i była transmitowana "na żywo". Miasto wtedy było wyludnione. Wszyscy oglądali w telewizji, stali wzdłuż trasy pochodu (były prawdziwe tłumy) lub... maszerowali przed trybuną, na której stali Gierek i Jabłoński. Pamiętam, że zawsze była piękna pogoda i kwitły pierwsze tulipany.
Z tamtego okresu mam jedną anegdotę. 5 może 6 klasa szkoły podstawowej. Polonistka każe nam opisać pochód 1-majowy. Jest 1978 albo 1979 rok. Zamiast iść pod Pałac Kultury czy oglądać pochód w czarno-białej telewizji (wtedy zresztą nie miałam w domu telewizji w ogóle), włączyłam radio i robiłam notatki z tego, co opisywał reporter radiowy. Podawał dużo szczegółów, było ciekawie, dynamicznie i... nie poszłam na pochód. Na pochodzie zresztą byłam tylko raz, z mamą - zobaczyć Gierka.

fot. główna: Pochód z flagami przechodzi ulicą Marszałkowską. W tle zabudowa ul. Świętokrzyskiej. 1975 rok / NAC











