sobota, 28 maja 2022 14:26

Zapominane bomby ekologiczne trują krakowian

Autor Krzysztof Kwarciak - Radny dzielnicowy
Zapominane bomby ekologiczne trują krakowian

W wielu rejonach Krakowa zanieczyszczenia przemysłowe doprowadziły do skażenia ziemi silnie toksycznymi i rakotwórczymi substancjami. Zatruta gleba nierzadko jest przykrą pamiątką po fabrykach, które teraz można już tylko oglądać na starych fotografiach. Zdarza się jednak, że nawet obecnie istniejące zakłady nie chcą po sobie posprzątać. Zanieczyszczone tereny coraz częściej zmieniają przeznaczenie, a na pełnym niebezpiecznych odpadków miejscach rosną nowe bloki. Problem został opisywany w raporcie Najwyższej Izby Kontroli. Już w 2019 roku instytucja biła na alarm, że skażenia mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia krakowian. Po publikacji dokumentu nie wyciągnięto jednak żadnych wniosków, a odpowiedzialne za ochronę środowiska rządowe instytucje nadal nie radzą z sobie z problemem. Czy uda się rozbroić krakowskie bomby ekologiczne?

Najbardziej drastycznym przykładem ekologicznych bomb w Krakowie jest rozległy teren przy ulicy Dymarek, gdzie w ziemi zalega aż 14 milionów ton odpadów. Obszar pełnił od 1951 roku funkcję tzw. osadników, czyli miejsca do którego trafiają nieczystości powstałe po produkcji stali. Ogromną skalę zanieczyszczenia widać gołym okiem. Niektóre zagłębienia wypełnia zielono-czerwona woda, a ziemia w wielu miejscach jest przebarwiona. Kolorystyka okolicy czasem przypomina bardziej impresjonistyczne obrazy, niż tonacje jakie widać na normalnych łąkach. W 2018 roku naukowcy z AGH przeprowadzili badania, z których wynikało, że obszar jest silnie skażony metalami ciężkimi takimi jak m. in arsen, ołów, rtęć, nikiel. Sprawa została zgłoszona do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Instytucja wykonała jednak swoje analizy i uznała, że wszystko jest w porządku. Wielu pracowników naukowych krytykowało sposób działania urzędników, a z kolejnych akademickich publikacji wyłania się obraz sporego zagrożenia dla środowiska. Skażony obszar otaczają uprawy rolne, a w niewielkiej od niego odległości niespełna rok temu zostało uruchomione kąpielisko w Przylasku Rusieckim. W nagłośnienie sprawy bardzo zaangażował się Przemysław Błaszczyk z RMFMAXXX, który od czterech lat w kolejnych materiałach ujawnia nowe fakty, dotyczące hutniczych osadników przy ulicy Dymarek. Właściciel terenu Arcelor Mittal nie planuje jednak przeprowadzania całościowej remediacji (czyli wymiany – przyp. red.) gruntu, a instytucje państwowe niewiele robią żeby rozwiązać problem.  

Tereny, które były wykorzystywane przez przemysł, często nie są badane, a można się tylko domyślać co tkwi w ziemi. Tam gdzie jednak sprawdzano zawartość niebezpiecznych substancji w glebie, zostają zazwyczaj odnotowane znaczące przekroczenia norm. Problem w dużym stopniu dotyczy dawnych fabryk, gdzie przez lata skażenia się kumulowały, a produkcja była prowadzona w okresie, kiedy niespecjalnie przejmowano się ekologią. W teorii takie lokalizacje powinny być umieszczane w rejestrze historycznych zanieczyszczeń ziemi, który ma służyć sprawowaniu kontroli nad bombami ekologicznymi. Rzeczywistość jest jednak dosyć odległa od przyjętych założeń. Często mimo stwierdzenia zagrożenia nic się nie dzieje. Jednym z najbardziej jaskrawych przypadków jest inwestycja przy ulicy Tomickiego, gdzie deweloper w decyzji środowiskowej został zobowiązany do remediacji skażonego terenu. Firma zignorowała zalecenie, co nie stanowiło przeszkody w uzyskaniu pozwolenia na budowę i realizacji inwestycji. Za naruszanie obowiązku nie zostały nałożone żadne kary. Warto przypomnieć, że również na składowisku odpadów poprzemysłowych powstał hipermarket przy ulicy Kapelanka. Skażenia terenu i konieczność wymiany gruntu stanowią też sporą przeszkodę przy budowie pętli tramwaju na Górkę Narodową.

Kraków był miastem, gdzie przemysł przez długi okres czasu odgrywał dosyć istotną rolę, a fabryki funkcjonały w wielu rejonach miasta. Najwięcej zakładów działało na terenie Podgórza, Zabłocia, Czyżyn oraz Nowej Huty. I w tych miejscach skażenia są największym problemem. Niektóre rodzaje niebezpiecznych substancji ulatniają się, wraz z parującą po deszczach wodą. Jeżeli na zanieczyszczonym terenie prowadzona jest budowa, to podczas prac ziemnych do atmosfery trafia duża ilość szkodliwych pierwiastków, które potem rozprzestrzeniają się na sporym terenie. Skażenia ziemi są poważnym zagrożeniem dla okolicznych rzek. Znajdujące się w glebie niebezpieczne substancje mogą mieć duży wpływ na całe otoczenie.  

Z opublikowanego w 2019 roku raportu Najwyższej Izby Kontroli wyłania się obraz zupełnej niemocy państwa i samorządu. Zdaniem instytucji system nadzoru nad skażonymi terenami się nie sprawdza. Wiele miejsc, gdzie stwierdzono skażenie, nie trafia do rejestru zanieczyszczeń, a nawet jak się uda przeprowadzić procedurę to często niewiele z tego wynika. Dlatego bardzo rzadko są przeprowadzane remediacje. Jedynym z nielicznych wyjątków stanowią tereny przy Dolnych Młynów, gdzie bardzo duże nagłośnienie problemu sprawiło, że procedury zadziałały. Rządowe instytucje odpowiedziane za ochronę środowiska nie chcą jednak ujawniać informacji dotyczących prowadzonych postępowań i wydanych decyzji. Niezwykle ważne dokumenty dla społeczności lokalnej rzekomo mają mieć tylko charakter wewnętrzny i nie stanowić informacji publicznej.

Mimo, że problem zanieczyszczeń gruntów znanych jest od wielu lat to władze państwa niewiele robią, aby uszczelnić system. Zmiany prawa nie byłyby na rękę deweloperom, którzy musieliby ponosić koszty remediacji gleby. Dzięki obecnej sytuacji inwestorzy oszczędzają spore pieniądze. Rachunek płacimy jednak my wszyscy będąc zatruwani toksycznymi i rakotwórczymi substancjami.

fot. Wikimedia Commons

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka