Kilkanaście plakatów i banerów Koalicji Obywatelskiej zostało zniszczonych na krakowskim Kurdwanowie. Twarze polityków zostały zamazane czerwoną substancją. Jak słyszymy, nie jest to pierwszy tego typu przypadek, a emocje na ostatniej prostej kampanii sięgają zenitu.
Trwa ostatni tydzień kampanii wyborczej do polskiego parlamentu. Emocje są bardzo wysokie, co nie trudno zauważyć w przestrzeni publicznej. Pod postami wyborczymi znajdują się setki komentarzy, gdzie zwolennicy konkretnego polityka spierają się z jego przeciwnikami, często w mocno wulgarny sposób.
Temperatura politycznego sporu, nie jest jednak wysoka tylko w Internecie. Z całej Polski docierają sygnały o niszczeniu plakatów i banerów wyborczych. Pod koniec września suscy policjanci zatrzymali 64-letniego mężczyznę, który został złapany na gorącym uczynku gdy niszczył banery kandydatów Prawa i Sprawiedliwości. W sumie miał uszkodzić co najmniej 16 banerów w Makowie Podhalańskim. Podobne akty wandalizmy dotyczą też kandydatów opozycji. Również pod koniec września w Stryszawie zniszczone zostały banery Janusza Dyducha i Krzysztofa Klęczara, którzy ubiegają się o mandaty posła i senatora z ramienia Koalicji Obywatelskiej i Paktu Senackiego. Umieszczono na nich literę „Z” na czołach kandydatów oraz napis „Do Berlina lub do piekła”.
- Zobacz:
Sprawców nie odstraszają nawet grożące im kary. Przypomnijmy, że zgodnie z art. 67 kodeksu wykroczeń: „kto umyślnie uszkadza lub usuwa ogłoszenie wystawione publicznie przez instytucję państwową, samorządową albo organizację społeczną lub też w inny sposób umyślnie uniemożliwia zaznajomienie się z takim ogłoszeniem, podlega karze aresztu albo grzywny”.
Plakatową wojnę widać też w Krakowie. Na początku tego tygodnia wandale zniszczyli kilkanaście plakatów i banerów wyborczych na terenie Kurdwanowa. Wandale oblali twarze polityków największej partii opozycyjnej czerwoną substancją. Dewastacji uległy również przystanki komunikacji miejskiej, na których za witrynami znajdowały się materiały wyborcze Koalicji Obywatelskiej. - To nie jest pojedynczy incydent. Od dwóch tygodni obserwujemy niszczenie nośników reklamowych na ogromną skalę. W Krakowie dzieje się to, we wszystkich dzielnicach miasta i dotyczy zarówno kandydatów na posłów Koalicji Obywatelskiej, jak i kandydatów Paktu Senackiego, czyli całej opozycji demokratycznej. Głównym atak wymierzony jest w nasze wizerunki na nośnikach reklamowych. Jest regułą, że złe myśli prowadzą do złych czynów i zamieniają się w agresję słowną - komentuje sprawę senator KO i kandydat Paktu Senackiego z okręgu nr 33 (Kraków), Bogdan Klich.
Przemoc werbalna często przekształca się w tę fizyczną. Tragiczny przykład agresji to ataku na prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza w styczniu 2019 roku. Teraz też mieliśmy już atak na Borysa Budkę w Katowicach, gdzie mężczyzna miał uderzył posła KO i wytrącić mu telefon z ręki, czy na Martę Wcisło, która na targu w Opolu Lubelskim została zwyzywana i szarpana przez przeciwnika Koalicji Obywatelskiej. - Ja, na szczęście nie doświadczyłem do tej pory tego, co spotkało wielu moich kolegów w Polsce, czyli agresji fizycznej. Zamiast tego często trafiałem na wyrazy wsparcia i sympatii, a na ulicach i placach Krakowa, można mnie spotkać przynajmniej od czerwca tego roku - mówi w rozmowie z Głos24, Bogdan Klich.
Senator KO zwrócił jednak uwagę, że obecnie trwająca kampania wyborcza znacząco różni się od poprzednich. Ta kampania jest zupełnie inna. Mam ich za sobą już pięć, wszystkie wygrane, jednak nigdy nie widziałem potrzeby, aby złożyć doniesienia na policję w konkretnej sprawie. W tym roku to zrobiłem. Nie chodziło tylko o niszczenie plakatów wyborczych, ale również o kradzież nośników reklamowych. Ci, którzy dopuszczają się przestępstwa muszą mieć świadomość tego, że czekają na nich konsekwencje. Mam nadzieję, że policja ujmie sprawców, ponieważ wyznaję zasadę zero tolerancji wobec wandali - zaznacza senator.
O komentarz do sprawy poprosiliśmy Komendę Miejską Policji w Krakowie, jednak na moment publikowania materiału, nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi.
fot. Patryk Trzaska/Głos24