niedziela, 29 września 2024 04:00, aktualizacja 3 miesiące temu

90-letnia seniorka z Krakowa: Wstydzę się powiedzieć dzieciom o tym, co mi zrobił

Autor Mirosław Haładyj
90-letnia seniorka z Krakowa: Wstydzę się powiedzieć dzieciom o tym, co mi zrobił

Gdy człowiek jest stary i mieszka sam, to cieszy się z tego kontaktu mówi w rozmowie z Głosem24 90-letnia seniorka z Krakowa i dodaje: Mam nadzieję, że osoby, które poznają moją historię, wyciągną z niej wnioski lub opowiedzą o niej swoim bliskim, ku przestrodze.

Pani Irena jest mieszkanką jednego z krakowskich osiedli. Sprowadziła się do centrum w latach 80. z mężem i trojgiem dzieci. Mimo zaawansowanego wieku mieszka sama, a jej dzieci mają mieszkania w innych częściach Krakowa.

Na co dzień jest sama

Pani Irena nie chce nikogo kłopotać, zresztą, jak przekonuje, świetnie daje sobie radę. –Wie pan, mieszkam na parterze, więc wysoko nie muszę się wspinać. Zakupy robię małe, bo i potrzeby mam coraz mniejsze. Najważniejsze, by zjeść jakieś owoce, warzywa, rybkę czy mięso. A czasami nie gotuję, tylko idę do baru na zupę lub drugie, bo dwa dania to już dla mnie za dużo – wyjaśnia w rozmowie z Głosem24 pani Irena. Seniorka podkreśla, że ma wokół siebie wiele życzliwych osób: – Czasami mąż pani ze sklepu osiedlowego podrzuci mi zakupy, innym razem sympatyczni studenci z drugiego piętra zapukają, by zapytać, czy czegoś nie potrzebuję z marketu – wylicza seniorka i dodaje: Staram się jakoś im wszystkim odwdzięczyć. A to czekoladkę wcisnę, a to mandarynkę. Zresztą, gdy odwiedzają mnie wnuki z prawnukami, też nigdy nie wychodzą z pustymi rękami. To taka radość, że mogę się z nimi podzielić. Poza tym przecież znajdują czas, by do mnie przyjść.

„Nigdy nie spotkało mnie coś takiego”

Panią Irenę znają niemal wszyscy mieszkańcy osiedla. Jak sama mówi, zawsze ceniła sobie, że jest tu względnie bezpiecznie. Do pierwszego piątku września.

– Mieszkam tu od 40 lat i różne rzeczy widziałam, ale nigdy nie spotkało mnie coś takiego – wspomina przykre zdarzenie seniorka.

W pierwszy piątek września pani Irena szykowała się na mszę świętą. – Myłam włosy i wtedy usłyszałam, jak ktoś dzwoni do drzwi – wspomina nam seniorka.

Gdy otworzyła w ręczniku na głowie, zobaczyła młodego blondyna, a ponieważ pomyślała, że to sąsiad z drugiego piętra, od razu zaprosiła go do środka, prosząc, by poczekał na nią chwilę. – Poszłam po okulary, zastanawiając się, czego mi potrzeba, bo byłam pewna, że Krzyś jak zwykle przed weekendem jedzie do marketu i przyszedł po listę zakupów – wspomina.

Kiedy po chwili wyszła, mężczyzna chodził po salonie. – Gdy założyłam okulary, zorientowałam się, że to nie jest mój – mówi nam pani Irena. Przestraszyłam się, ale mężczyzna wyjaśnił, że przysłali go ze spółdzielni, by przed sezonem sprawdzić stan kaloryferów. – Zdziwiłam się, bo nigdy nikt nie wysyłał pracowników do kaloryferów. Ucieszyłam się nawet, że w spółdzielni się poprawiło, bo zeszłej zimy chyba zaczęłam odczuwać starość. Pamiętam, jak mój dziadek nosił kiedyś kilka warstw ubrań, by się zagrzać. Ale to chyba nie wina kaloryferów tylko jednak wieku – mówi z uśmiechem pani Irena.

Tak odwdzięczył się za życzliwość

Nagle mężczyzna powiedział, że rozbolał go brzuch i poprosił o możliwość skorzystania z toalety. – Oczywiście pozwoliłam i nawet poszłam do kuchni zaparzyć mu rumianku. Taki był sympatyczny… i wtedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Sprawdziłam pokój, toaletę. Nigdzie go nie było, wyszedł. Zdziwiłam się, że się nie pożegnał, ale skoro się źle poczuł…

Pani Irena niczego nie podejrzewała. Nie przypuszczała, że za dobro i życzliwość ktoś może odwdzięczyć się w ten sposób.

Kilka dni później do seniorki miała przyjść wnuczka, a ponieważ w wakacje obchodziła urodziny, seniorka postanowiła dać jej, jak mówi, drobny prezent w kopercie. – Wtedy odkryłam, że w takiej specjalnej, pustej książce nie mam pieniędzy. Nie wiem, ile ich było, bo odkładam z emerytury miesięcznie dla wnuków na drobne upominki. Może 5 tysięcy, może 6. Zniknęło wszystko – wspomina pani Irena. Następnego dnia zapytała panią sprzątającą blok, w którym mieszka, czy spółdzielnia wysyłała kogoś do kaloryferów  – oczywiście okazało się, że nie. – „Byłby komunikat, pani Irenko. Tylu złodziei się kręci, że spółdzielnia zawsze wywiesza kartkę”. Tak mi powiedziała. Jej też się nie przyznałam – wspomina seniorka.

90-latka zastanawia się, jak to możliwe, że złodziej wiedział, gdzie szukać. – Gdy poszłam po ręcznik i okulary, nie było mnie może z 5 minut. Nie wiem, jak on to zrobił. Albo wiedział, gdzie trzymam pieniądze, albo po prostu miał szczęście. Nawet moje dzieci nie wiedzą, gdzie chowam oszczędności, a mam drobne kwoty pochowane w różnych miejscach w domu – mówi seniorka i dodaje: – Boże mój, tyle pieniędzy. Dla kogoś może i to niewiele, ale dla mnie to naprawdę ogromna suma.

„Opowiadam to, by przestrzec innych”

Pocieszające w tym wszystkim jest to, że pani Irena nie straciła wszystkich oszczędności: -Dobrze, że nie trzymam wszystkiego razem, bo zostałabym bez środków. Seniorka nie przyznała się dzieciom do tego, co ją spotkało. – Proszę pana, moja nieuwaga – moja wina. Dzieci wiecznie mnie ostrzegają, by nikogo nie wpuszczać. Ale, wie Pan, jak jest. Gdy człowiek jest stary i mieszka sam, to cieszy się z tego kontaktu. Wstydzę się powiedzieć dzieciom o tym, co mi zrobił ten młody blondyn. Na pewno będę ostrożniejsza, bo przecież, gdybym przyłapała złodzieja na gorącym uczynku, to nie wiadomo, czy nie zrobiłby mi krzywdy. To się mogło jeszcze gorzej skończyć. Mam nadzieję, że osoby, które poznają moją historię, wyciągną z niej wnioski lub opowiedzą o niej swoim bliskim, ku przestrodze. Właśnie po to, o tym opowiadam, by przestrzec innych.

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka