czwartek, 26 grudnia 2024 17:00, aktualizacja 15 godzin temu

Ma 62 lata i weszła na "dach Szwajcarii". „Biegam, żeby mieć formę w górach”

Autor Marzena Gitler
Ma 62 lata i weszła na "dach Szwajcarii". „Biegam, żeby mieć formę w górach”

Jadwiga Grabowska-Wydra, mieszkanka Skawiny, nie zamierza rezygnować ze swoich marzeń. W wakacje weszła na Dom (4545 m n.p.m.) – "dach Szwajcarii", podczas rodzinnego wyjazdu w Alpy. Jej sekretem na dobrą kondycję jest bieganie, które systematycznie trenować zaczęła tuż przed 60-tką.

  • Przypominamy artykuł, który ukazał się w październiku 2022 roku.

„Jestem kinestetykiem”

Z panią Jadwigą pierwszy raz rozmawiałyśmy przy okazji materiału o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, bo jest liderką EDK Rejonu Kasinka Mała (oraz Rejonu Skawina) i sama w 2014 roku opracowała wymagającą trasę z Kasinki Małej do Kalwarii Zebrzydowskiej, która nie dość, że ma ponad 40 kilometrów, to jeszcze ma ponad 1000 m przewyższenia. Mówiła wtedy o sobie: „Jestem kinestetykiem i zawsze było mi ciężko, jako dziecku, wystać w kościele. Było to dla mnie bardzo trudne wyzwanie - 14 stacji drogi krzyżowej. Natomiast w trasie, kiedy poświęcam całą noc, to jest dla mnie niezauważalne. Podczas drogi nie ma niecierpliwości i znużenia. Zaważyła moja wewnętrzna potrzeba aktywności w połączeniu z tym, że po prostu lubię chodzić. Jak idę to się wyciszam i koncentruję. Moje myśli podążają w kierunkach bardziej duchowych.”

Jadwiga Grabowska-Wydra w Tatrach - fot. arch. pryw. 

Dlaczego to zrobiła? „Pomysł pojawił się kilka lat temu, chyba podczas 4 czy 5 edycji Ekstremalnej Drogi Krzyżowej z Krakowa, z Rynku Podgórskiego, zainicjowanej przez ks. Jacka Stryczka i Męską Stronę Rzeczywistości, w której chodziłam do Kalwarii Zebrzydowskiej – jakieś 40 kilometrów. W pewnym momencie przestało mi to wystarczać, dlatego, że ta trasa stała się tak popularna, że chodziło nią bardzo dużo ludzi. Szliśmy w sznureczku, nie było intymności, trudno się było skoncentrować na rozważaniach. Ja miałam swoje problemy, intencje z którymi szłam (mam niepełnosprawnego syna). Chciałam sobie to jakoś poukładać i przemyśleć pewne rzeczy. Ważny był dla mnie aspekt duchowy. Przeszkadzało mi, że nie było kameralności. Ponieważ lubię chodzić po górach, pomyślałam, że można by iść z Kasinki na Kalwarię. Z Kasinki pochodzi mój mąż i tam mam rodzinę ze strony męża, dlatego o niej pomyślałam. Gdyby iść z Kasinki i wejść od strony Lanckorony – byłaby to piękna droga. Taka kameralna, przez góry - to co lubię. Wtedy właśnie, w 2013 roku przygotowane na EDK rozważania pod hasłem „Misja” wskazywały, że każdy ma jakieś powołanie w swoim życiu, które powinien realizować i misję, którą powinien podjąć. Wtedy dotarło do mnie, że muszę to zrobić – tę nową trasę. Początkowo ludzie byli sceptycznie nastawieni. Powiedzieli: „Gdzie tam, taki kawał? Nikt nie dojdzie.” Chociaż najstarsi mieszkańcy Kasinki przypominali sobie, że przecież chodzili do Kalwarii dawniej, czyli, że jest to w zasięgu możliwości. Ale były to czasy, kiedy ludzie chodzili pieszo nawet do Krakowa. W 2014 roku wyznaczyliśmy tę trasę. Wtedy była to jedna z najbardziej ekstremalnych, a może nawet najbardziej ekstremalna droga w Polsce. Nie dość, że miała ponad 40 kilometrów, to jeszcze miała ponad 1000 m przewyższenia. Teraz oczywiście są trasy bardziej ekstremalne np. z Krakowa na Wiktorówki jest ponad 130 kilometrów. Jednak, wg mnie, nie można przesadzać w kierunku ekstremalności fizycznej, bo gubi się nam aspekt duchowy” – mówiła w wywiadzie dla Głosu 24.

Dziś ma 62 lata i żyje jeszcze bardziej ekstremalnie. W tym roku wraz z rodziną: mężem i dwoma synami, zdobywała dwa alpejskie czterotysięczniki w Szwajcarii. Kondycję do wędrówek po tak wysokich górach daje jej regularne bieganie, za które wzięła się trzy lata temu. – Szczerze mówiąc, nie postrzegam siebie jako seniora. Nie czuję się jeszcze osobą w starszym wieku, ale fakty są faktami. Jestem na emeryturze – przyznaje z uśmiechem.

„Jak teraz nie wystartuję, to nie spełnię tego marzenia”

Jako dziecko nie była dość aktywna fizycznie. Przez wiele lat, ze względu na wadę wzroku, miała zwolnienie z wf-u, ale na wycieczki zabierali ją rodzice. - Mój ojciec był przewodnikiem górskim. Nasza rodzina preferowała aktywny styl wypoczynku. Latem dużo wędrowaliśmy po górach, a jeśli wyjeżdżaliśmy nad morze czy nad jezioro, to było połączone z pływaniem i spacerami. W zimie jeździliśmy na nartach, więc tej aktywności było sporo. Natomiast nie byłam typem sportowca. Jeszcze na studiach byłam zwolniona z wf-u – opowiada. Do aktywności zachęcały ją góry, które bardzo pokochała. - Jestem typem marzyciela i zawsze mi się podobały wysokie góry. Jak miałam dwadzieścia parę lat zrobiłam kurs wspinaczkowy, skałkowy, a potem kurs taternicki. To robiłam już razem z moim mężem, bo połączyły nas właśnie góry. I do tej pory razem chodzimy. To taka nasza wspólna pasja, którą zaraziliśmy też nasze dzieci – mówi Jadwiga Grabowska-Wydra.

Jadwiga Grabowska-Wydra: "Biegam, żeby móc chodzić" - fot. arch. pryw.

Co ciekawe, dopiero tuż przed 60-ką zaczęła się jej przygoda z bieganiem. - To była moja kolejna fascynacja. Zawsze mi się podobało, że ludzie biegają. Podziwiałam, że mają kondycję. Powtarzałam, że muszę zacząć biegać, ale dopóki pracowałam, brakowało mi czasu. Czasem raz czy dwa razy przebiegłam się, potem - wiadomo - zakwasy albo jakieś przeciążenia. Nawet kontuzje się pojawiały, więc przestawałam. Od 2014 roku był (i nadal jest) organizowany Górski Bieg Niepodległości ze Skawiny do Mogilan. Dystans - 8 kilometrów, różnica wzniesień - 170m (generalnie trasa prowadzi pod górę). Każdego roku widziałam startujących biegaczy, ponieważ ten bieg zaczyna się nieopodal mojego domu. To było kolejne marzenie, żeby kiedyś w tym biegu wystartować. Lata mijały, a ja ciągle twierdziłam, że jeszcze nie jestem gotowa. W końcu skończyłam 59 lat, byłam w niezłej formie, bo w lecie sporo chodziłam po górach. 11 listopada 2019 roku po raz kolejny widziałam biegaczy ustawiających się na starcie. Stwierdziłam, że dłużej już nie mogę szukać wymówek. To był impuls! Pomyślałam - jak teraz nie wystartuję, to po prostu nie zrealizuję tego marzenia. Niestety, okazało się, że jest już za późno, nie ma miejsc. Ale pomyślałam, że jak mam pobiec, to na pewno ktoś nie przyjdzie i ja wskoczę na jego miejsce, więc zostawiłam swój numer telefonu. Około pół godziny przed rozpoczęciem biegu dostałam telefon, że mogę odebrać pakiet startowy i pobiegnąć. Jakież było moje zdziwienie, kiedy biegnąc po raz pierwszy na takim dystansie i to pod górkę, okazało się, że jestem trzecia w kategorii K50 (mimo, że byłam już prawie w K60). Przeżyłam po prostu wtedy taką euforię, taką radość i takie szczęście, że mi się to spodobało i od tej pory zaczęłam biegać bardziej systematycznie. Biegam regularnie, czasem tylko robię sobie przerwę, gdy mam jakieś przeciążenie. Motywacją dla mnie jest to, żebym mogła chodzić po górach. Mówię, że biegam, żebym mogła chodzić, bo bieganie naprawdę mega podnosi wydolność organizmu, pułap tlenowy. Pomaga więc, żeby w górach nie dostawać zadyszki. Przyczynia się do tego, żeby mieć dobrą kondycję, żeby mieć dobrą formę – podkreśla 62-latka.

Jadwiga Grabowska-Wydra na finiszu - fot. arch. pryw. 

„Trzeba się po prostu zmęczyć”

Jak wyglądają jej normalne treningi? - Mam różne okresy. Czasami mam trochę większego lenia i nie bardzo mi się chce. Wtedy trochę sobie odpuszczam, ale z tyłu głowy mam to, że wrócę do biegania po krótkiej przerwie – mówi pani Jadwiga.

Bardzo motywujący jest start w zawodach biegowych. Co ciekawe, pani Jadwiga często zajmuje w nich miejsca na podium, bo mało kobiet po 60-ce biega regularnie. – To bardzo motywuje. Mam już trochę pucharów za 1, 2 czy 3 miejsca. W mojej kategorii wiekowej jest to dość łatwe, bo nie ma konkurencji. Jak się zapiszę na zawody, to staram się dwa razy w tygodniu wyjść z domu i pobiegać. Biegam po leśnych dróżkach i łąkach za moim domem. Bardzo to lubię, bo wokół jest cisza, spokój, nie ma ludzi, nie ma samochodów. Lubię po prostu biegać w terenie. Nie jestem zbyt mocna w planach treningowych, ale miałam kilkanaście treningów z biegaczami z klubu Skawina Biega. Oni mają we wtorki treningi interwałowe, a w czwartki dłuższe wybiegania. To mi też pomogło, jak przekonałam się, jak interwały, czyli przeplatanie biegu o wysokiej intensywności ze spokojnym biegiem lub marszem, na różnych dystansach i w różnych konfiguracjach, potrafią podnieść sprawność i wydolność. Poza tym wspólnie z innymi człowiekowi lżej się biega i jest fajniej. Myślałam, że interwały nie są dla mnie, bo już jestem w takim wieku, że muszę biegać spokojniej. Przeczytałam jednak, że trening interwałowy właśnie pomaga zachować dłużej dobre parametry i wydolność sportową w późniejszym wieku, bo dostarcza bodźców, żeby utrzymać wysoki poziom wytrenowania. Trzeba się więc po prostu zmęczyć, bo nasz organizm lubi się męczyć i potrzebuje się męczyć, potrzebuje aktywności i wysiłku – dodaje pani Jadwiga.

Jadwiga Grabowska-Wydra często staje na podium - fot. arch. pryw. 

Kondycja lepsza niż po 40-tce

Efektem tej aktywności jest forma, która pozwoliła jej spełnić kolejne marzenie – o wspinaczce w Alpach. – Pierwszy raz byliśmy z mężem w Alpach 13 lat temu. Był to taki spontaniczny wyjazd, bez przygotowania kondycyjnego. Wstaliśmy od biurek i pojechaliśmy. To była szalona przygoda – wspomina pani Jadwiga. Wtedy niestety niewiele udało się im wykonać z zaplanowanych wejść, bo brakowało kondycji i przyszło załamanie pogody. Zdobyli tylko Moncha (4107m n.p.m.) z przełęczy Jungfraujoch, na którą wyjechali kolejką. Teraz weszli na dwa czterotysięczniki - Piz Bernina (4049 m n.p.m.) - najdalej na wschód wysunięty alpejski czterotysięcznik i Dom (4545 m n.p.m.) - zwany dachem Szwajcarii, najwyższy samodzielny szczyt tego kraju.- Po 13 latach zatęskniliśmy za Alpami i chcieliśmy powtórzyć jeszcze raz próbę zdobycia Piz Berniny, na który nie udało nam się wejść poprzednio. Chcieliśmy iść od podstawy góry, bez podjeżdżania kolejkami – mówi Jadwiga Grabowska-Wydra. - Oczywiście, było dużo obaw, czy dam radę, czy jest to na pewno dla mnie, ale miałam marzenie, żeby to wejście zrealizować.

Na podejściu na Weishorn - fot. arch. pryw. 

Emocjonującą relację z wyjazdu pani Jadwiga opublikowała na swoim profilu na Facebooku. Były trudności, kryzysy (na szczycie Piz Bernina ostatecznie nie stanęła, zdobyli go tylko mąż z jednym z synów), ale przede wszystkim radość z wejścia na Dom, pomimo pewnych problemów zdrowotnych.

28.08 - 3.09; rodzinny wyjad w Alpy i dwie 2-dniowe wycieczki: Piz Bernina (4049 m n.p.m.) - najdalej na wschód...

Opublikowany przez Jadwigę Grabowską-Wydrą Wtorek, 6 września 2022

– Gdy weszłam na grań zobaczyłam na szczycie krzyż z Jezusem, taki piękny, nie zardzewiały, bardzo realistyczny. Byłam bardzo zmęczona, ale i wzruszona. Ucałowałam ten krzyż i pierwszy raz w życiu popłakałam się po zdobyciu góry! Potem oczywiście radość, szczęście, piękne widoki. Weszliśmy w fajnym momencie. Była 11 rano. Dosłownie za pół godziny pojawiły się mgły, chmury i zasłoniły już te widoki. Byli tam też Czesi, którzy gratulowali nam, zrobili nam zdjęcia – opowiada. – Trzeba jednak podkreślić, że osiągnięcie przeze mnie celu było możliwe tylko i wyłącznie dzięki temu, że biegałam i przygotowywałam się kondycyjnie. Miałam teraz niewątpliwie dużo lepszą formę, kondycję i przygotowanie niż wtedy, kiedy byłam tam mając 49 lat. Teraz nie miałam żadnych zakwasów, nawet po tych wszystkich wejściach i zejściach (w ciągu jednego dnia zrobiliśmy ponad 3100 m przewyższenia) i szybko się zaaklimatyzowałam. W sumie, poza zmęczeniem, nie miałam żadnych problemów – podkreśla.

Jadwiga Grabowska-Wydra na szczycie Dom z mężem i synami - fot. arch. pryw.

„Mimo, że mi się nie chce, to jednak wychodzę pobiegać”

Jadwiga Grabowska-Wydra chce i potrafi zadbać o swoje szczęście. - Lubię taki spokojny czas dla siebie i celebrowanie pewnych rytuałów, takich swoich własnych: jakieś poranne picie kawy, czytanie książki, ale też czas spędzony z najbliższymi. Teraz jestem na emeryturze i mogę sobie na to pozwolić. Staram się jednak trzymać w ryzach to „moje lenistwo”. Lubię chodzić po górach: Beskidach, Tatrach, Alpach. Uwielbiam szlaki długodystansowe (m.in. dwukrotnie przeszłam Główny Szlak Beskidzki - w sumie 1000 km). Realizowanie marzeń jest romantyczne, ale i wymagające. Trzeba włożyć sporo wysiłku, aby być w formie. Nadchodzi jesień, jest zimno, wieje wiatr i pomimo tego, że mi się nie chce, to jednak wychodzę pobiegać. Mimo, że czasem jest ciężko, nie odpuszczam tylko cisnę do przodu, żeby osiągnąć cel. Mam w sobie coś takiego, dzięki czemu jest możliwa realizacja takich marzeń w późniejszym wieku. Ostatnia wyprawa pokazała, że nawet po 60-tce można chodzić i długo i wysoko – podsumowuje.

Rodzinne wejście na Mięguszowiecki Szczyt w Tatrach - fot. arch. pryw.

Jadwiga Grabowska-Wydra ma też plany na przyszłość. Jeśli chodzi o wędrówki górskie marzą wraz z mężem, aby przejść Łuk Karpat, czyli trasę długości 2100 - 2200 kilometrów, z sumą przewyższeń ok. 70-80 tys. metrów, pokonując kolejne szczyty i granie przez terytoria takich krajów jak: Rumunia, Ukraina, Słowacja, Polska i Czechy. To marzenie, ze względu na toczącą się na Ukrainie wojnę, musi jednak jeszcze trochę poczekać.

Jeśli chodzi o bieganie pani Jadwiga właśnie sprawdziła się w biegu górskim, startując w pierwszy weekend października w krakowskim Biegu Trzech Kopców, zdobywając drugie miejsce w K60 i pokonując kilkanaście zawodniczek z całej Polski. „Po powrocie z Alp chyba zadziałało u mnie zjawisko hipoksji. Wysiłek w warunkach wysokogórskich, tj. w warunkach obniżonego ciśnienia atmosferycznego i parcjalnego tlenu silniej oddziałuje na organizm i wymaga więcej siły. Jednak trening w tych niekorzystnych warunkach skutkuje znacznie zwiększonymi możliwościami wysiłkowymi w niższych wysokościach. Poczułam, że mam formę i starałam się to wykorzystać. Biegłam tak szybko jak potrafiłam (uzyskałam czas 1:22:54, na dystansie prawie 13 km i 284m przewyższenia). Nie jestem sportowcem, pierwszy raz pobiegłam trzy lata temu (Bieg Niepodległości Skawina-Mogilany). Biegam, żeby mieć formę w górach. Przy okazji jednak odkryłam w sobie "pazura" czyli fakt, że lubię się ścigać! Było to dla mnie dużym zaskoczeniem, ponieważ do tej pory preferowałam raczej aktywność, w której nie ma współzawodnictwa (rywalizacja wydawała mi się dosyć prymitywną formą dowartościowania własnego "ego"). No cóż, człowiek poznaje siebie samego przez całe życie!” – napisała na Facebooku.

Bieg Trzech Kopców 2022 - II miejsce w kategorii wiekowej. Duża satysfakcja, bo i konkurencja większa (w K60...

Opublikowany przez Jadwigę Grabowską-Wydrą Niedziela, 2 października 2022

fot. arch. pryw. Jadwiga Grabowska-Wydra

Senior na plus - najnowsze informacje

Rozrywka