sobota, 26 sierpnia 2023 21:53, aktualizacja rok temu

Wielka miłość i historia z porcelaną w tle. Jakie tajemnice skrywa „Błękitny koliber”?

Autor Joanna Jamróz-Haładyj
Wielka miłość i historia z porcelaną w tle. Jakie tajemnice skrywa „Błękitny koliber”?

Agnieszka Zakrzewska w swojej najnowszej powieści „Błękitny koliber” zabiera czytelników w podróż do malowniczej Holandii. – Holendrzy uwielbiają nowości i nie boją się ich. Lubią wychodzić ze swoich stref komfortu i eksplorować świat – mówi w rozmowie z Głosem24 pisarka.

Holandia to kraj, który większości kojarzy się z wiatrakami, tulipanami i chodakami. Jednak, jak przekonuje Agnieszka Zakrzewska, autorka powieści „Błękitny koliber”, wspomniane skojarzenia nie są przeszkodą, by zakochać się w tym miejscu. – Holandia jest moją miłością od pierwszego wejrzenia, która trwa od ponad dwudziestu lat – mówi w rozmowie z Głosem24 pisarka i dodaje: – Gdyby nie Holandia, byłabym innym, mniej otwartym na nowe wyzwania człowiekiem. Na pewno trochę bardziej ustabilizowanym i nudniejszym, niż jestem teraz

W swojej najnowszej powieści Agnieszka Zakrzewska zabiera czytelników w podróż do malowniczego holenderskiego miasteczka, by opowiedzieć im o wielkiej miłości, dramacie i… pięknej porcelanie. Ceramikę z Delft, bo o niej mowa, zaczęto wytwarzać już w XVI wieku, ponieważ nie każdego było stać na chińską porcelanę. Holenderskie wyroby szybko doceniono w całej Europie. W owym czasie chętnie ozdabiano domy płytkami, wazonami, filiżankami i talerzami, na których zamieszczano kobaltowe (Delfts blauw) scenki rodzajowe, statki, wiatrafki czy tulipany. – Po raz pierwszy zetknęłam się z holenderską porcelaną z Delftu na jakimś targu staroci w Haarlemie niedaleko Amsterdamu. Pamiętam, że długo zafascynowana obracałam w dłoniach nieco poobijaną błękitną figurkę i wyobrażałam sobie jej historię. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że kiedyś napiszę książkę o delftach – mówi pisarka, zaznaczając, że jej powieść zrodziła się z uczucia do porcelany. –  W zeszłym roku podobnie jak Bogna, bohaterka tej opowieści, trafiłam do zapomnianego wśród plątaniny uliczek sklepiku ze starociami. Na jego zakurzonej wystawie pyszniły się błękitne naczynia w kwiatki. I wtedy w mojej głowie błysnęła myśl… A może by o tym napisać? Byłam przekonana, że ta historia porwie moje czytelniczki i zakochają się w fajansach z Delftu. I chyba mi się udało zarazić je miłością do porcelany. Tak właśnie piszą w recenzjach – zdradza kulisy powstania swojej książki pisarka.

O współczesnych i dawnych Niderlandach oraz o pięknej porcelanie z Delftu, rozmawiamy z autorką “Błękitnego kolibra”.

Agnieszka Zakrzewska/ Fot. archiwum prywatne A. Zakrzewskiej
Agnieszka Zakrzewska/ Fot. archiwum prywatne A. Zakrzewskiej

„Błękitny koliber” to kolejna książka, w której zaprasza pani czytelnika w literacką podróż do Królestwa Niderlandów. Dlaczego akurat tam?

– Holandia jest moją miłością od pierwszego wejrzenia, która trwa od ponad dwudziestu lat. W 2002 roku po raz pierwszy wybrałam się w podróż do Amsterdamu i… zostałam tu na zawsze. W moich książkach bardzo często osiedlam bohaterów w tym kraju, który stał się moją drugą ojczyzną.

Jaka jest Holandia, którą pani kocha? Co panią w niej zachwyca?

– Lubię holenderską przestrzeń i nie chodzi tutaj bynajmniej o powierzchnię, gdyż Holandia jest małym krajem. Mam na myśli szerokie horyzonty myślowe mieszkających tu ludzi. Są otwarci na innych, ciekawi ich historii, korzeni i mentalności. Holendrzy uwielbiają nowości i nie boją się ich. Lubią wychodzić ze swoich stref komfortu i eksplorować świat. Sama jestem globtroterką i potrzebuje mnóstwo przestrzeni „myślowej” do życia i zdrowego funkcjonowania.

Odnalazła pani w Holandii swoje miejsce na ziemi. Podobnie jest z bohaterką pani książki. Bognę do Delftu pcha jakaś niewytłumaczalna siła. Pół żartem, pół serio: panią również swędzą opuszki palców, gdy ma się zdarzyć coś wyjątkowego?

– O tak, zdecydowanie! Pamiętam, jak swędziały mnie opuszki palców, kiedy zaczynałam swoją holenderską przygodę. Nie miałam pojęcia, że wakacyjny wypad zamieni się w pobyt na stałe, ale niczego nie żałuję. Te wszystkie czasem trudne, a niekiedy zabawne holenderskie doświadczenia zaprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz, i uformowały mój buntowniczy charakter. Gdyby nie Holandia, byłabym innym, mniej otwartym na nowe wyzwania człowiekiem. Na pewno trochę bardziej ustabilizowanym i nudniejszym, niż jestem teraz.

„Fajans i porcelit brzmią głucho. Tylko porcelana ma taki czysty głos” – możemy przeczytać na kartach powieści. „Błękitny koliber” jest gratką nie tylko dla miłośników historii, podróży i romansów, ale także… porcelany. Czy to pokłosie pani prywatnych zainteresowań?

– Po raz pierwszy zetknęłam się z holenderską porcelaną z Delftu na jakimś targu staroci w Haarlemie niedaleko Amsterdamu. Pamiętam, że długo zafascynowana obracałam w dłoniach nieco poobijaną błękitną figurkę i wyobrażałam sobie jej historię. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że kiedyś napiszę książkę o delftach. W zeszłym roku podobnie jak Bogna, bohaterka tej opowieści, trafiłam do zapomnianego wśród plątaniny uliczek sklepiku ze starociami. Na jego zakurzonej wystawie pyszniły się błękitne naczynia w kwiatki. I wtedy w mojej głowie błysnęła myśl… A może by o tym napisać? Byłam przekonana, że ta historia porwie moje czytelniczki i zakochają się w fajansach z Delftu. I chyba mi się udało zarazić je miłością do porcelany. Tak właśnie piszą w recenzjach.

"Błękitny koliber" Agnieszki Zakrzewskiej/ Fot. archiwum prywatne A. Zakrzewskiej
"Błękitny koliber" Agnieszki Zakrzewskiej/ Fot. archiwum prywatne A. Zakrzewskiej

Powieść toczy się dwutorowo, a przeszłość przenika się z teraźniejszością. Skąd taki pomysł? Pytam, ponieważ bohaterki dużo łączy, ale są też między nimi różnice. W czym pani zdaniem jesteśmy podobni do ludzi sprzed 200 lat? Co nas dzieli?

– Zawsze twierdziłam, że tak naprawdę ludzie nigdy się nie zmieniają. To tylko czas biegnie i wpływa na otaczające nas historyczne „dekoracje”. Nieważne gdzie i w jakiej epoce umiejscawiam swoich bohaterów. Oni kochają i nienawidzą tak samo, mają swoje problemy i bolączki, martwią się o swoich bliskich, chcą dla siebie lepszego życia i walczą o swoje marzenia. Dzieli nas od przodków jedynie technika, która sprawia, że świat staje się coraz mniejszy, ale problemy są w nim od lat niezmiennie takie same. Nie od dzisiaj wiadomo, że jestem starej daty i ciągnie mnie do przeszłości, tradycji i rytuałów, o których obecnie w codziennym pędzie zapominamy. Moje czytelniczki się śmieją, bo nazywam siebie samą zegarem z kukułką albo płytą analogową, właśnie ze względu na te upodobania do czasów minionych.

Proszę zdradzić, jak przebiegał proces powstawania książki. Czy opowieści rodziły się niezależnie od siebie, czy też powstawały zgodnie z chronologią (najpierw przeszłość, potem przyszłość)? Jak długo powstawała historia dwóch kobiet i porcelany?

– Ta historia rodziła się w mojej głowie przez kilka dobrych miesięcy. Najpierw wymyśliłam teraźniejszość oraz Bognę Zasławską, która przyjeżdża do Holandii na wycieczkę i przez zupełny przypadek zostaje tutaj na dłużej. Cornelia Smid, druga z bohaterek, ta z przeszłości, pojawiła się potem, ale to właśnie ona skradła moje serce. Jest niezwykle uzdolniona, krucha i jednocześnie wytrzymała. Dokładnie tak jak porcelana, którą tak bardzo kocha.

To pewnie dlatego pierwsze słowa, jakie czytelnik spotyka na kartach książki, brzmią: „Delikatność porcelany jest jej zaletą, kruchość człowieka jest jego przekleństwem”.

– Nie od dzisiaj wiadomo, że ludzie wrażliwi mają trudniej. Świat zmienia się jak w kalejdoskopie, jest coraz bardziej wymagający i coraz trudniej odnaleźć się nam w brutalnej rzeczywistości. Podziwiamy kruche przedmioty, porcelanowe cacka, a nie umiemy zauważyć i docenić wrażliwych ludzi, z sercem na dłoni.

Porcelana, jak pani wspomniała, kojarzy się nam z kruchością i pięknem. Nie każdy jednak ma świadomość, że praca w XIX-wiecznej fabryce porcelany była ciężkim kawałkiem chleba, czego dowiadujemy się z opowieści Cornelii. To dość zaskakujące, ponieważ piękno i kruchość tego materiału nie niosą ze sobą takich skojarzeń.

– Praca w fabrykach porcelany jest ciężka i bardzo żmudna. Tutaj liczy się precyzja i staranność wykonania. Każdy, nawet najmniejszy trybik w tej ogromnej maszynerii jest ważny, a jego pominięcie spowoduje, że końcowy efekt nie będzie zadowalający. A w porcelanie wszystko musi być perfekcyjne. To, wbrew pozorom, bardzo trwały materiał.

"Błękitny koliber" Agnieszki Zakrzewskiej/ Fot. archiwum prywatne A. Zakrzewskiej
"Błękitny koliber" Agnieszki Zakrzewskiej/ Fot. archiwum prywatne A. Zakrzewskiej

„Błękitny koliber” to powieść jest pełna tajemnic. Już o samej pasji jedno z bohaterów – Michała Zdanowicza wiedziały tylko jego żona i wnuczka Bogna.

– Tajemnice tworzą nastrój w każdej powieści. Obie rodziny, ta z teraźniejszości i ta z przeszłości, mają wiele wstydliwych sekretów, które na skutek niefortunnych zbiegów okoliczności w końcu wychodzą na jaw. To pokazuje prosty mechanizm, że w życiu warto być otwartym i kierować się jasnymi zasadami, bez kręcenia i kluczenia.

Jak przygotowywała się pani do opisu Holandii sprzed lat?

– Wertowałam stare albumy, czytałam książki o delftyjskiej porcelanie, przechadzałam się uliczkami tego miasta i odwiedziłam fabrykę porcelany. Ta podróż do przeszłości wzbogaciła mnie o nowe informacje, historyczne ciekawostki, ale również o ogrom emocji. Do dzisiaj, patrząc na błękitne cacka, które stoją na moim biurku, czuję ogarniającą mnie nostalgię i czułość na wspomnienie drogi, którą przez wieki musiała przebyć porcelana, żeby zagościć na naszych stołach. Nie zamieniajmy jej na plastik i karton. Chciałabym, żeby cieszyła nasze oczy i ozdabiała jak najwięcej wnętrz. Po cichu marzę, żeby każdy po lekturze mojej książki kupił choć najmniejsze błękitne cacko i postawił je na swojej półce. Najlepiej obok książki „Błękitny koliber” mojego autorstwa.

Czy planuje pani kolejne powieści, w których zabierze pani czytelników w podróż do Holandii?

– Już w październiku nakładem Wydawnictwa Flow ukaże się moja nowa „holenderska” powieść – o tulipanowej farmie pod Amsterdamem. Jestem przekonana, że ta historia zaczaruje moich czytelników i tym razem oprócz porcelany pokochają kwiaty. Zrobiłam wszystko, żeby tak się stało.

Agnieszka Zakrzewska, Błękitny koliber

Kiedy Bogna Zasławska wyjeżdża z grupą przyjaciół do Delftu, nie ma pojęcia, że ta wyprawa już na zawsze odmieni jej życie. W ostatnim dniu pobytu trafia do małego sklepu z błękitną porcelaną, zagubionego w plątaninie brukowanych uliczek. Poznaje tam sędziwego Jacoba Muldera, który składa dziewczynie zaskakującą propozycję – Bogna ma pomóc w inwentaryzacji porcelanowych bibelotów, które skrzętnie chronią skrywany przez lata rodzinny sekret.

Cornelia Smid mieszka w małej wiosce niedaleko Delftu. Kiedy zakochuje się w synu bogatego rzeźnika, rodzice wysyłają ją na służbę do Alkmaar. W 1882 roku w dramatycznych okolicznościach powraca do domu, ale zmuszona jest sobie radzić sama. Zrozpaczona dziewczyna dowiaduje się, że Mulderowie, właściciele fabryki porcelany, pilnie poszukują posługaczki do swojej rezydencji. Cornelia postanawia spróbować szczęścia. Nie domyśla się jednak, ile tajemnic kryje się za fasadą pozornie szczęśliwej i bogatej rodziny, nad którą ciąży przekleństwo błękitnego kolibra.

Materiały promocyjne/ fot.: Wydawnictwo Flow
Materiały promocyjne/ fot.: Wydawnictwo Flow

Malownicze holenderskie miasteczko, wielka miłość, dramat i… piękna porcelana. Zakochacie się w opowieści o losach bohaterów, którzy potrafią walczyć o swoje pasje, choć ich szczęście bywa delikatne jak filiżanka, którą może stłuc lekki podmuch wiatru.

Fot. główne: Autorstwa Według Nicolaes Berchem - www.wga.hu, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=7392827, archiwum prywatne A. Zakrzewskiej

Polska - najnowsze informacje

Rozrywka