czwartek, 28 marca 2019 14:00

Historia pewnego zegara. Rozdział I. Odcinek 5

Autor Bernard Szwabowski
Historia pewnego zegara. Rozdział  I. Odcinek 5

Czy rasa kur „zielononóżka” przetrwała do tej pory?

Mogę śmiało powiedzieć, że zielononóżka przetrwała do tej pory. Mówiło się, że w latach 70-tych ubiegłego stulecia wyginęła, ale może w dużych hodowlach farmerskich. Natomiast w małych hodowlach wolnowybiegowych przetrwała. Znam bardzo wiele gospodarstw na terenie mojej gminy i Proszowic, gdzie hoduje się tą rasę kur i to z powodzeniem. Obecnie zainteresowanie nimi wzrasta. W ubiegłym roku otrzymałem telefon od kogoś nieznajomego z pytaniem gdzie można nabyć pisklęta zielononóżki, albo już większe, bo chciał kilkanaście hodować na jajka dla chorego wnuczka. Pamięta z dawnych lat, a teraz o tym przeczytał i mu się przypomniało, że jajka od zielononóżek są zdrowe dla małych dzieci. Zainteresowanie tymi kurami i jajkami od nich jest ciągle widoczne. W Proszowicach powstało Stowarzyszenie Proszowickich Hodowców Gołębi Rasowych i Drobnego Inwentarza „Zielononóżka” które m.in. zajmuje się promowaniem hodowli tej rasy kur. Prezesem jest Waldemar Bucki z Lelowic. I tak to zielononóżka przetrwała do dziś. Można powiedzieć, że jest ona produktem lokalnym powiatu proszowickiego i okolic.

A ja? Od tamtych dni wymienionych na wstępie pracowałem nieustannie przez 51 lat, do maja 2012 roku w tej samej instytucji, czyli gminie, która na przestrzeni lat zmieniała swą nazwę i siedzibę, a będąc już na emeryturze pracowałem jako główny księgowy w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Kazimierzy Wielkiej. Przez trzydzieści lat byłem głównym księgowym od czego otrzymałem pseudonim „buchalter” . A więc można by powiedzieć, że okres mojej pracy zawiera się w przedziale od zielononóżki do buchaltera.

A skoro jestem przy księgowości, to przytoczę żarcik jaki krążył w tym czasie wśród księgowych: pytanie -co to jest księgowość? Odpowiedź - księgowość, to jest takie urządzenie, które dzieli się na paragrafy, działy i rozdziały żeby głupie nie wiedziały gdzie się pieniądze podziały.

Zielononóżka w anegdocie.

Jak pisałem wyżej, Gromadzka Rada Narodowa w Donosach mieściła się w starym drewnianym dworku. Chociaż pracowników było niewiele to i pomieszczeń na biuro nie za dużo. Więc ja z koleżanką w moim wieku, która objęła po mnie biuro meldunkowe siedzieliśmy w jednym pokoju, w którym urzędowała też „agronomka” w czasie kiedy nie była w terenie. Tak często poruszała temat zielononóżki, że nadaliśmy jej pseudonim „Zielononóżka”, którego na co dzień używaliśmy.

Długo przed II wojną światową krążyła w Polsce taka anegdotka, którą opowiadała m.in. Pani profesor Laura Kaufman, pracująca w Wyższej Szkole Rolniczej w Lublinie: Ignacy Jan Paderewski będąc premierem, pojechał na kilkudniową konferencję do Paryża. Na tej konferencji były delegacje wielu państw, a tematem była debata, czy przywrócić Polsce państwowość. W pewnym momencie wstał delegat Anglii i zapytał: a cóż to za kraj ta Polska który nie ma nawet własnych ras zwierząt? Paderewski odpowiedział, że ma, ale jakie nie był w stanie wymienić i odpowie szczegółowo w innym czasie. Niezwłocznie wysłał depeszę do Instytutu Naukowego w Polsce, aby zrobiono wykaz ras zwierząt hodowanych w naszym kraju. Niemal natychmiastowo otrzymał wykaz kilkudziesięciu ras, a wśród nich była zielononóżka.

ROZDZIAŁ II

Powróćmy tymczasem do podworskiego budynku w którym mieściła się Gromadzka Rada. Od strony wschodniej mieściła się biblioteka z kilkutysięcznym księgozbiorem, gdzie pracowała Janina Kaleta, a po wyjściu za mąż przyjęła nazwisko Kowalska. Ze wschodniej strony w tej oficynie dworskiej mieszkał pracownik Gromadzkiej Rady - Zdzisław Kuliś, czyli ja z rodziną: żoną Janiną i dwiema córkami: Jolantą i Renatą. Po przeciwnej stronie, czyli od strony zachodniej zamieszkiwał sekretarz Gromadzkiej Rady - Kazimierz Nalepa wraz z rodziną: żoną Mieczysławą , córką Alicją i synem Mirosławem. Ów sekretarz przyszedł pod koniec 1961 roku na miejsce Stanisława Wójcika, który został przeniesiony na sekretarza do Gromadzkiej Rady w Głuchowie. Kazimierz Nalepa sekretarzem nie był też długo, bo już w roku 1962 przeniesiono go do pracy w urzędzie powiatowym w Kazimierzy Wielkiej. Nastąpiła też zmiana na stanowisku przewodniczącego Gromadzkiej Rady. Ze stanowiska tego odwołano Stanisława Gaudyna, a powołano Stefana Falęckiego młodego mieszkańca wsi Donosy. Za sekretarzowania Kazimierza Nalepy, z jego inicjatywy zelektryfikowano budynek, bo do tej pory jako że stał na uboczu, prądu w nim nie było. Szczególnie w długie zimowe wieczory różne spotkania, zebrania itp. odbywały się przy lampach naftowych. Kiedy w 1956 roku zawiązywała się Gromadzka Rada w tym samym czasie co powiat, nie pomyślano nawet o zelektryfikowaniu budynku. Do założenia prądu zmobilizowało sekretarza Nalepę to, że przyszło mu w tym budynku zamieszkać. Ja tam zamieszkałem, kiedy już prąd był.

Pamiętam takie zdarzenie, kiedy na zebranie wiejskie przyjechał I sekretarz Komitetu Powiatowego w Kazimierzy Wielkiej – Józef Darol. Przyszła cała wieś, a że to było latem, zebranie odbywało się na polu. Ja to zebranie protokołowałem siedząc na wygodnym siedzeniu w samochodzie, którym sekretarz przyjechał, a wszyscy pozostali, łącznie z I sekretarzem stali. Niebawem zapadł wieczór, zrobiło się ciemno i pisać się nie dało, a że w budynku jako i przed budynkiem nie było prądu, w samochodzie włączono światło i sprawa została rozwiązana. Było mi trochę głupio, bo było tam dużo starszych ludzi, a ja najmłodszy. Oni musieli stać, a ja siedziałem. Jednakże kiedyś czyli przed II wojną światową elektryczność w tym budynku była. Osobiście widziałem na zewnątrz budynku izolatory, a na nich przerdzewiałe przewody. Miejsce zainstalowania przewodów elektrycznych świadczyło, że prąd do poszczególnych pomieszczeń był rozprowadzony po zewnętrznej stronie budynku. Źródło energii pochodziło natomiast z młyna, który pracował kiedyś w odległości około osiemset metrów na rzece Małoszówce, a właścicielem był Postawko Emil, który w tej oficynie zamieszkiwał. Bardzo długo były widoczne betonowe fundamenty przy rzece, dość grube i wydawały się bardzo mocne.

Ciąg dalszy nastąpi                                                               Zdzisław Kuliś

RZEKA

Ta niewielka rzeczka

Płynąca od Małoszowa,

To na mapie cieniutka kreseczka,

Którą zaznaczona jest rzeka owa.

Od wieków tędy płynie,

Omijając słonowicki las.

Dniem i nocą o każdej godzinie.

Płynie. Ona i czas.

Wraz z nimi życie upływa.

Jak woda przez wieki całe.

Lecz rzeka długa bywa,

A życie bardzo małe.

Nikt nie wie ile ma lat.

Przeżyła niejednego człowieka.

Choć piękna, lecz stara jak Świat

Płynie i nigdy nie poczeka.

Od wieków ludziom służy.

Im swoje dobro oddaje.

Ludzie wysiadają z podróży.

Ona nadal pozostaje.

Jeszcze w ubiegłym wieku

Dwa młyny poruszała.

Wolna od trujących ścieków,

Wielką cukrownię zasilała.

Przeminie życie nasze

I czas pewien przeminie.

A rzeka sobie tymczasem

Płynie, płynie i płynie.

Zdzisław Kuliś

Donosy, marzec 2012 r.

Zdjęcie 1: Kury zielononóżki

Zdjęcie 2: Lampa naftowa, służąca dawniej do oświetlenia

Historia

Historia - najnowsze informacje

Rozrywka