środa, 1 maja 2019 13:14

Historia kpt. Tadeusza Paolone - patrona tymbarskich Strzelców cz.4

Autor Bernard Szwabowski
Historia kpt. Tadeusza Paolone - patrona tymbarskich Strzelców cz.4

Tak rozpoczęła się oficjalna działalność Ruchu Podziemia na Tymbarskiej Ziemi.

Oczywiście, działalność ta miała miejsce już wcześniej. Przecież już 11 grudnia 1939 r. we dworze Zofii Turskiej major Szyćko, ps. Wiktor”, wraz z porucznikiem Janem Cieślakiem, ps. „Maciej” przyjęli przysięgę od rodziny Zofii Turskiej i niektórych pracowników jej dworu. Było to jednak działanie nieoficjalne. Natomiast od dnia 6 stycznia, po złożeniu przysięgi w domu Pyrcia, działalność ta stała się już oficjalną.

Kapitan Paulone działał bardzo aktywnie, jednakże był żołnierzem „z krwi i kości” i dlatego praca konspiracyjna nie dawała mu zadowolenia. On pragnął walczyć jak przystoi na żołnierza – otwarcie, z bronią w ręku. Postanawia więc przedrzeć się przez kordon graniczny i dotrzeć do tworzącej się Armii Polskiej na Zachodzie, której organizatorem i naczelnym wodzem był gen. Władysław Sikorski Rozpoczyna więc odpowiednie przygotowania – rozpoznanie terenu i możliwości przekroczenia granicy. W lutym robi już osobiste przygotowanie do wymarszu..

Znów pojawia się u ciotki Kapturkiewiczowej, która pomaga mu w skompletowaniu ekwipunku. W daszek czapki wszywa prawdziwe jego dokumenty. Fałszywe natomiast mają mu służyć jedynie „na wszelki wypadek” – w czasie przekraczania granicy.

Wreszcie nastąpiła najcięższa chwila dla Tadeusza i jego najbliższych – chwila pożegnania. Było to pożegnanie bardzo czułe, a zarazem bardzo bolesne – wszyscy bowiem podświadomie przeczuwają, że jest to ich ostatnie już spotkanie. Ciotka, ze łzami w oczach, błogosławiąc go na drogę, czyni znak krzyża świętego na czole i szepce modlitewne błaganie o szczęśliwą drogę, gorąco całuje jego czoło. Tadeusz równie gorąco całuje ręce cioci, dziękując za wszelkie dobro, jakie mu wyświadczyła w życiu i przeprasza za wszystkie kłopoty, jakie jej sprawił swoją obecnością i prosi o pamięć w modlitwie. Ciotka wręcza mu jeszcze specjalny kawałek chleba, tzw. „ułomek”, aby mu nigdy chleba nie brakowało (taki jest bowiem zwyczaj w tej okolicy). Tadeusz ruszył w świat – „w nieznane”.

Przerzut został ustalony przez granicę w Szczawnicy – w marcu.

Tam też zameldował się – w określonym miejscu i ustalonym terminie. Początek wyprawy odbył się bez żadnych przeszkód. Dalej jednak los mu nie sprzyjał. Ledwie zdążył przekroczyć granicę w Szczawnicy i wszedł na teren Słowacji, zatrzymany został przez tamtejszą, współpracującą z Niemcami, policję. Natychmiast powiadomiono placówkę gestapo w Nowym Sączu i wkrótce (w Muszynie) nastąpiło przekazanie Tadeusza przez policję słowacką funkcjonariuszom gestapo. Ci przewieźli go do swej siedziby w Nowym Sączu, gdzie przez pewien czas był przesłuchiwany i torturowany. Tadeusz był jednak odporny. Mimo różnych metod tortur i upokorzeń nie uległ, nie zdradził nikogo i nie ujawnił powiązań organizacyjnych. Śledztwo spełzło na niczym, podjęto więc decyzję przewiezienia go do Tarnowa, gdzie osadzono go w więzieniu i nadal prowadzono śledztwo. Jednakże i tu nie załamał się i nie zdradził nikogo. Uznano go jednak za osobę niebezpieczną i wysłano do nowopowstałego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Otrzymał tam numer 329. Był tam jednym z pierwszych więźniów i jednym z pierwszych działaczy konspiracyjnych walczących o wolność Ojczyzny.

Odnośnie aresztowania Tadeusza nieco więcej szczegółów przynosi również list jego narzeczonej, Romy Sygnarskiej, która pisze:

„Myśleliśmy, że Tadziowi się udało i czekaliśmy wiadomości z Węgier. Tymczasem 27 maja 1940 r. dostaję z Tarnowa kartkę, żeby przyjechać. Otóż okazuje się, że wszystkich złapano na Słowacji. Trzech kurierów, którzy mieli ze sobą różne rzeczy rozstrzelano na miejscu, majora i Tadzia wsadzono do więzienia, z którego wyłamali drzwi i uciekli. Następnie złapano ich i znowu wsadzono.”

Po otrzymaniu tych informacji Roma pisała listy i wysyłała paczki do więzienia w Tarnowie oraz czyniła starania o uwolnienie narzeczonego. Podobnie było, kiedy dowiedziała się, że wysłany został „do nowo utworzonego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu”. Jej starania, niestety, nie powiodły się. Odetchnęła jedynie nieco, kiedy w 1941 r. od jednego z więźniów, który zwolniony został z obozu, uzyskała wiadomość, że „Tadeusz pracuje w kartoflarni, a więc jest pod dachem i pracy nie ma ciężkiej”.

Natomiast w obozie – podobnie, jak na gestapo i w więzieniu – Tadeusz nie uległ załamaniu, lecz szukał więźniów o podobnych poglądach, by wspólnie działać konspiracyjnie o wolną i niepodległą Polskę, mimo iż byli za drutami obozu, otoczeni zewsząd „stróżami” i „uszami” tych stróżów.

Dość szybko nawiązał kontakt z innymi więźniami – byłymi oficerami Wojska Polskiego, którzy również postanowili na terenie obozu utworzyć komórkę Związku Walki Zbrojnej. I jednostka taka rzeczywiście powstała w lutym 1941 r.. Jej oficjalnym założycielem, a zarazem komendantem był płk Kazimierz Rawicz. Jednostka ta swą strukturę organizacyjną miała podobną jak w normalnych jednostkach wojskowych, z zachowaniem stopni oficerskich. W „sztabie”, jaki został utworzony, znalazł się również i kapitan Tadeusz Lisowski – pod takim bowiem nazwiskiem był zarejestrowany w obozie. Powierzono mu dowództwo trzeciego „batalionu” i miał pod swoją komendą zaprzysiężonych konspiratorów z bloku 19 i 26, z kuchni obozowej oraz personelu z bloku 20, 21 i 28.

Działalność tej grupy konspiracyjnej trwała dość długo, bo aresztowania nastąpiły dopiero we wrześniu 1943 r. Jeszcze w końcu kwietnia 1943 r. „Lisowski”, wraz z siedmioma innymi więźniami wysłany został do obozu koncentracyjnego w Dachau na kurs „prowadzenia księgowości kuchni” (wykaz uczestników kursu podany jest w załączniku). Po powrocie zaś, z kolei on udzielał instruktażu młodej więźniarce z obozu kobiecego Auschwitz- Birkenau – Zofii Posmysz.

Opracowanie: Stanisław Wcisło c.d.n

fot: „Materiał pochodzi z serwisu www.audiovis.nac.gov.pl ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego”.

Historia

Historia - najnowsze informacje

Rozrywka