środa, 16 marca 2022 22:58

Krakowska akcja poruszyła nie tylko Małopolskę, ale i USA, wywołując uśmiech na twarzach setek ukraińskich dzieci

Autor Joanna Jamróz-Haładyj
Krakowska akcja poruszyła nie tylko Małopolskę, ale i USA, wywołując uśmiech na twarzach setek ukraińskich dzieci

O organizowanej w Krakowie akcji pomocowej dla ukraińskich dzieci dowiedzieli się mieszkańcy nie tylko Małopolski, ale i Karoliny Północnej. Zainteresowanie krakowskim Plecaczkiem przeszło najśmielsze oczekiwania jego koordynatorki, Anny Majewskiej, z którą rozmawiamy o inicjatywie podjętej z myślą o najmłodszych uchodźcach.

Krakowianie ochoczo odpowiadają na potrzeby trafiających do miasta Ukraińców. Nie pozostają obojętni na sytuację, w jakiej znaleźli się uchodźcy.

– Kochani, wszyscy jesteśmy wstrząśnięci sytuacją na Ukrainie. Nasze serca pękają za każdym razem, gdy widzimy obrazy z tej okrutnej, bezsensownej wojny. Tysiące ludzi uciekają w nieznane, zostawiając za sobą swój dom, przyjaciół, plany i marzenia. W tym tłumie idą dzieci, przestraszone, smutne, zmęczone. To ich los najbardziej nie daje mi spokoju. Chciałabym dołączyć do akcji Plecaczek. Ma ona na celu wyposażenie ukraińskich dzieci w małe plecaczki z niespodzianką w środku. A właściwie przede wszystkim ma na celu wywołanie na ich buziach uśmiechu.

– napisała kilka dni temu w mediach społecznościowych Anna Majewska, koordynatorka krakowskiego Plecaczka.
Na odzew nie musiała długo czekać. Do organizatorki zgłosiło się wielu ofiarodawców i wolontariuszy z całego województwa.
Z pracującą na co dzień z dziećmi Anną Majewską rozmawiamy o akcji, która poruszyła nie tylko Małopolskę, uruchamiając w ludziach pokłady dobra.

Anna Majewska podczas przygotowywania plecaczków dla uchodźców / Fot. Archiwum prywatne p. Anny
Anna Majewska podczas przygotowywania plecaczków dla uchodźców / Fot. Archiwum prywatne p. Anny

Jak to się stało, że zdecydowała się pani włączyć w pomoc uchodźcom?
– Jak chyba wszyscy byłam wstrząśnięta wybuchem wojny. Przez kilka dni na zmianę oglądałam informacje w TV, przeglądałam Internet i śledziłam grupy pomocowe na Facebooku. Ponieważ jestem mamą i od 18 lat pracuję z dziećmi (jestem logopedą), ich los szczególnie nie dawał mi spokoju. Przyszedł mi do głowy taki pomysł, żeby rozdawać przyjeżdżającym do Krakowa dzieciom maskotki. Chciałam w ten sposób wywołać choć na chwilę na ich buziach uśmiech. Ale natknęłam się na Facebooku na post Szkoły Podstawowej nr 65 w Krakowie, która brała udział w Akcji Plecaczek, jak się później okazało, ogólnopolskiej akcji, której pomysłodawczynią jest Olga Credo- Godek. Założyłam wydarzenie na Facebooku, mając nadzieję, że kilku moich znajomych zechce wziąć udział w akcji. To, co się później stało i dzieje do dziś, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Skąd pomysł na taką formę niesienia pomocy?
– Pomysł nie jest mój, wpadła na niego Olga. Zamysł początkowy był taki, żeby plecaczki rozdawać dzieciom na granicach. Wiem, że nadal tam trafiają. Pomyślałam jednak, że względu na ogromną ilość osób z Ukrainy, która przyjeżdża do Krakowa, tu na miejscu też będą potrzebne.

Pisze pani, że celem akcji jest wywołanie na twarzach dzieci uśmiechu, jak zatem jesteście państwo odbierani przez najmłodszych?
– Dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałam. Niektóre dzieci są troszkę nieśmiałe, zaskoczone, ale większość rozpromienia się, uśmiecha, dziękuje, co bardzo mnie wzrusza. Wiele dzieci potrafi już pięknie po polsku powiedzieć "dziękuję bardzo" albo "papa". Później, kiedy mamy możliwość obserwowania ich, wyciągają z plecaczków ich zawartość, zjadają słodycze, kolorują, przytulają misie. Widać, że starsze dzieci też bardzo się cieszą z plecaczków.

Zdjęcie wykonane podczas przygotowywania plecaczków dla uchodźców / Fot. Akcja Plecaczek
Zdjęcie wykonane podczas przygotowywania plecaczków dla uchodźców / Fot. Akcja Plecaczek - Kraków

Krakowianie otworzyli swoje serca na potrzeby Ukraińców. Ile osób zgłosiło się do pani z chęcią wsparcia?
– Och, bardzo trudno mi powiedzieć konkretnie. Bardzo, bardzo dużo! Zgłaszają się osoby prywatne, szkoły, przedszkola, warsztaty terapii zajęciowej, kluby fitness, pływalnie, kluby rodzica. Plecaczki docierają do nas z innych miast i miejscowości, m.in. z Myślenic, gdzie akcję koordynuje Ania, z Niepołomic, gdzie jest Karina, z Gdowa, Krzeszowic, Kocmyrzowa i wielu innych. Najbardziej odległym miejscem, z którego dostaliśmy przesyłkę, była do tej pory Karolina Północna w USA. Jest spora grupa osób, które razem ze mną ogarniają akcje logistycznie - Patrycja, Ewelina, Julia, Angelika, Ania, Karina, a także wolontariuszki z Ukrainy, którym ogromnie dziękuję za pomoc.

W sieci publikuje Pani zdjęcia rzeczy, które trafiają do dziecięcych plecaków. Który z darów najbardziej Panią wzruszył, a który zaskoczył?
– Muszę przyznać, że wzruszam się wielokrotnie każdego dnia. Wzrusza mnie to, jak wiele serca każdy wkłada w kompletowanie plecaczka. Wzruszają mnie laurki od polskich dzieci, ukraińskie flagi, słowa wsparcia w języku ukraińskim pisane dziecięcą rączką. Wzruszają mnie bardzo maskotki i poduszki ręcznie wykonane. Karteczki ze słowami wsparcia. Plecaczki przygotowane przez dzieci, często oddane ukochane pluszaki czy plecaki.

Napisała pani w Internecie, że prawdziwi bohaterowie nie noszą peleryny. Jacy bohaterowie stoją za akcją Plecaczek?
– Każdy, kto w jakikolwiek sposób przyczynia się do tej akcji, jest dla mnie bohaterem. Akcja trwa zaledwie tydzień i 4 dni, a ja przez ten czas spotkałam kilkadziesiąt cudownych osób, skromnych, pragnących tylko jednego - pomóc dzieciom, które musiały opuścić swój kraj, swój dom, swoich przyjaciół, szkoły oraz przedszkola i uciekać w nieznane przez wojną. Każda osoba, która udostępnia informacje o akcji, pomaga w jakikolwiek sposób, trzyma kciuki, jest dla mnie bohaterem. Bohaterami są też te dzielne, ukraińskie babcie, mamy i dzieci, które próbują organizować sobie życie w obcym kraju. Szczególnie dziękuję Ewelinie, Patrycji, Julii, Ani, Karinie, Angelice. Wspólnie koordynujemy akcję w Krakowie. Każda z nas przez ostatni tydzień od rana do wieczora jest pochłonięta załatwianiem spraw związanych z plecakami. Nasze domy toną w plecaczkach. Całe nasze rodziny są zaangażowane w pomoc. Bardzo intensywny, ale też budujący i, mimo całej powagi sytuacji, dobry czas.

Kolejka przed konsulatem w Krakowie / Fot. Akcja Plecaczek
Kolejka przed konsulatem w Krakowie / Fot. Akcja Plecaczek - Kraków

Czy podczas rozdawania plecaków doszło do jakiejś nietypowej sytuacji?
– Od kilku dni najwięcej uwagi poświęcamy dzieciom czekającym w wielogodzinnej kolejce do konsulatu. Nasz mini magazyn znajduje się bardzo blisko konsulatu. Faktycznie wszelkie wózki są bardzo pomocne, bo noszenie plecaczków jest dość ciężkim wysiłkiem fizycznym. Wczoraj i dziś zaczepiły nas przemiłe dziewczyny z Ukrainy. Bardzo chcą pomóc i robią to wspaniałe. Tak się złożyło, że to nauczycielki m.in. z Kijowa - psycholog dziecięcy i nauczycielka ze szkoły muzycznej. Przedwczoraj ogromną pomoc dostałam też od mamy mojej koleżanki, pani Uli oraz od znajomej Ukrainki Oleny. Wielu znajomych pomaga w transporcie i organizacji. Dla mnie ogromnym zaskoczeniem było to, że na dworcu szukaliśmy ludziom noclegów i udało się go znaleźć dla 3 rodzin. Zaskakują mnie historie, które słyszę. Wczoraj młoda dziewczynka opowiadała, że stoi w kolejce do konsulatu już drugi dzień, stoi z tatą, a mama z rodzeństwem jest w Rzeszowie. Oni spali na dworcu... Poza plecaczkami staramy się pomagać na różne sposoby. Ktoś pyta o drogę,  ktoś prosi o zamówienie taksówki, ktoś szuka walizki. To są zmęczeni, zestresowani, często zagubieni ludzie.  Potrzebują kogoś, kto ich poprowadzi, pomoże im. Na dworcu widziałam mnóstwo zwierząt. One, podobnie, jak dzieci, są bardzo bliskie mojemu sercu. Cieszę się, że ludzie nie zostawili swoich przyjaciół, że mieli możliwość zabrać zwierzaki ze sobą.

A jakie wydarzenie z ostatnich dni szczególnie zapadło pani w pamięci?
– Zachwyciła mnie młodzież z IV Prywatnego Liceum Ogólnokształcące w Krakowie. Z jej pomocą w błyskawicznym tempie rozdaliśmy w zeszły piątek ponad 150 plecaków na dworcu. Poza plecakami młodzież rozdawała również naleśniki, które zrobiła moja przyjaciółka Ania.

Plecaczki przygotowany dla dzieci z Ukrainy / Fot.: Akcja Plecaczek
Plecaczki przygotowany dla dzieci z Ukrainy / Fot.: Akcja Plecaczek - Kraków

Jak można się włączyć w pomoc? Czego państwu potrzeba i do kogo się zgłosić?
– Zapraszamy serdecznie na nasze wydarzenie Akcja Plecaczek- pomoc dla dzieci z Ukrainy oraz grupę Akcja Plecaczek- Krakow- Akcja dla dzieci z Ukrainy. Tam staramy się na bieżąco informować o tym, co robimy i jaka pomoc jest potrzebna. Sposobów na włączenie się w akcję jest wiele. Można, tak jak wczoraj Basia, powiedzieć, że ma się czas i przyjść, żeby pomóc w segregowaniu plecaczków, w uzupełnianiu,  jeśli czegoś w którymś nie ma, w zanoszeniu ich pod konsulat czy na dworzec. Można, jak wczoraj Asia i Rafał, pomóc nam w transporcie. Można ogłosić gdzieś zbiórkę, jak zrobiła pani Kasia, wychowawczyni mojego syna. Z jej inicjatywy przedwczoraj klasy 1-3 ze Szkoły Podstawowej nr 128 w Krakowie miały dzień solidarności z Ukrainą. Dzieci ubrały się w barwy Ukrainy, przyniosły plecaczki, rozmawiały o tym, co się dzieje i robiły laurki, które wsadzimy do plecaków. Można zaproponować jakieś miejsce, jeśli takim ktoś dysponuje, gdzie osoby z okolicy będą mogły przynosić plecaczki. Można mówić o nas, żeby, jak najwięcej osób usłyszało o akcji.

Jak ocenia Pan sytuację na krakowskim dworcu PKP?
– Trudno mi ocenić sytuację, zdaję sobie sprawę, że jest ona dla wszystkich nowa. Chylę czoła przed wolontariuszami, harcerzami... są niesamowici. Miasto również stara się ogarnąć chaos, który tam niestety panuje. Na dworcu jest dużo ludzi, ale podobno na razie pociągi nie będą się tu zatrzymywać. W tej chwili zdecydowanie gorsza sytuacja jest pod konsulatem.

Fot.: Akcja Plecaczek - Kraków

Czytaj również:

To było spontaniczne i intuicyjne! Już pierwszego dnia ruszyli na pomoc Ukrainie. Dziś zapraszają na wyjątkowe wydarzenie
Wiadomości Kraków: Krakowianie chętnie włączają się w pomoc dla Ukraińców. Jedna z restauracji, znajdująca się w sercu miasta, organizuje wyjątkowe wydarzenie, a cały dochód zamierza przeznaczyć na pomoc naszym wschodnim sąsiadom. Rozmawiamy ze współwłaścicielką Wschód Baru, Dominiką Grabowską.
“W sercu Krakowa dzieją się rzeczy niestworzone!” Mimo że opadają z sił, wciąż chcą pomagać Ukraińcom
Wiadomości Kraków: W sercu miasta, na krakowskim Kazimierzu (przy ul. Berka Joselewicza) mieszkańcy niosą bezinteresowną pomoc uchodźcom wojennym. O potrzebach Ukraińców i ogromnych sercach wolontariuszy rozmawiamy z ich koordynatorką Kati Płachecką.
„Dlaczego pan Putin zabija dzieci”? Mała dziewczynka o wielkim sercu niesie pomoc dzieciom z Ukrainy
Wiadomości Kraków: Codziennie do Krakowa przybywają kolejni uchodźcy z ogarniętej wojną Ukrainy. Mieszkańcy stolicy Małopolski natychmiast odpowiedzieli na potrzeby zgromadzonych na dworcu PKP Ukraińców. Wśród osób niosących pomoc znalazła się też czteroletnia Nikolka, jedna z najmłodszych,
“To, co zobaczyłem, po prostu mną wstrząsnęło”. Pomaga i będzie pomagał tym, którym zabrano spokojne dzieciństwo
Wiadomości Kraków Krakowianie nie ustają w niesieniu pomocy Ukraińcom. W wolontariat na rzecz uchodźców postanowił się włączyć także 34-letni Sebastian z Krakowa. Mężczyzna w przebraniu uwielbianego przez dzieci psa Marshalla (bohatera popularnej bajki “Psi Patrol”) działa na dworcu PKP.
Niesie pomoc najmłodszym uchodźcom, a serca krakowian wyleczyły ją ze sceptycznego podejścia do narodu
Wiadomości Kraków: Krakowianie nie ustają w niesieniu pomocy Ukraińcom. Jedna z mieszkanek stolicy Małopolski postanowiła pomagać na dworcu, odwracając uwagę najmłodszych uchodźców od sytuacji, w której się znaleźli.

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka