sobota, 12 marca 2022 20:30

Dr inż. Paweł Poprawa: "Rynek jest obecnie przegrzany". Ceny paliwa jeszcze podskoczą?

Autor Mirosław Haładyj
Dr inż. Paweł Poprawa: "Rynek jest obecnie przegrzany". Ceny paliwa jeszcze podskoczą?

– Wojna Rosji z Ukrainą nie zmieniła w żaden sposób równowagi podaży i popytu, więc skoki cen są wyłącznie efektem „paniki”, a ściśle mówiąc obaw o przyszłe bezpieczeństwo podaży – uważa dr inż. Paweł Poprawa z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Katedry Surowców Energetycznych AGH w Krakowie. W rozmowie z redakcją Głosu24 odpowiedział on na szereg pytań związanych o bezpieczeństwem energetycznym Polski.

Zdaniem badacza Akademii Górniczo-Hutniczej, w przypadku ropy naftowej i wytwarzanej z niej benzyny można wierzyć zapewnieniom PKL Orlen i "nie należy się obawiać o ciągłość dostaw do Polski". Z nadzieją można patrzeć także na sytuację związaną z gazem, gdyż "w najbliższych miesiącach osiągniemy zdolność zaspokojenia rynku całkowicie bez udziału gazu rosyjskiego". Mimo tego, nie możemy być pewni sytuacji na międzynarodowych rynkach surowców energetycznych, zwłaszcza naftowych. Dr Poprawa  przestrzegł też przed popadaniem w hura optymizm w związku z zerwaniem współpracy niemiecko-rosyjską w zakresie Nord Stream 2, która uderzała w Polskę. –Przy dekoracyjnej zmianie watażki na Kremlu politycy niemieccy zapewne głęboko odetchną z ulgą i wrócą w stare koleiny – powiedział naukowiec z AGH w rozmowie z Głosem24.

Dr inż. Paweł Poprawa/Fot.: archiwum prywatne
Dr inż. Paweł Poprawa/Fot.: archiwum prywatne

Wojna na Ukrainie zachwiała międzynarodowymi rynkami. Sankcje nałożone na agresora są ogromne. Czy rynek surowcowo-energetyczny ucierpi przez te restrykcje? Pytam, ponieważ nie jest tajemnicą, że swoją potęgę gospodarczą państwo kierowane przez Władimira Putina budowało i nadal buduje na handlu nośnikami energii i surowcami, stąd Rosja pełni ważną rolę w systemie ogólnoświatowym.

– Rynek naftowy jest bardzo wrażliwy na nierównowagę podaży i popytu, a także na wszelkie ryzyka oddziałujące na nie. Inwazja Rosji na Ukrainę nie spowodowała bezpośredniego spadku podaży ropy naftowej, ale stworzyła ryzyko niedoboru ropy w wyniku sankcji. Niestety nałożyło się to również na trwający już silny trend wzrostu cen ropy związany z obecnym globalnym ożywieniem gospodarczym. Obawa że sankcje spowodują dalszy skokowy wzrost cen ropy, inwestorzy nie ograniczają popytu mimo wysokich cen.
Rosja produkuje ok. 10 mln baryłek ropy dziennie, z czego ok. 5 mln baryłek eksportuje. Rosyjski eksport jest równy mniej więcej pięciu procentom globalnej konsumpcji ropy, jest ot więc duży eksporter. Jednak bojkotem zagrożona jest tylko część rosyjskiego eksportu. W puli importerów tej ropy są kraje które z pewnością nie nałożą embarga na nią, jak np. Chiny czy Białoruś. W rzeczywistości większość krajów europejskich zapewne też nie nałoży całkowitego embarga. Na razie zrobiły to tylko Stany Zjednoczone, odpowiedzialne za zaledwie 1 % rosyjskiego eksportu.
Jednocześnie trwają obecnie bardzo intensywne zabiegi USA na rzecz normalizacji stosunków z Iranem i Wenezuelą, które mogą doprowadzić do szybkiego zdjęcia z nich sankcji i powrotu tych eksporterów ma rynki – co by te rynki ustabilizowało. Potencjał wzrostu wydobycia ropy mają również złoża łupkowe w USA. Natomiast zaskoczeniem są nieudane rozmowy amerykańskie z Arabią Saudyjską i ZEA, które odmówiły zbicia globalnych cen ropy za pomocą zwiększenia swojego wydobycia. W razie rzeczywistych pełnych sankcji krajów OECD na rosyjską ropę, mało prawdopodobnych, globalny niedobór tego surowca wyniósł by nie więcej niż 2-3%, co można skompensować wzrostem wydobycia z innych, wymienionych powyżej kierunków. Zatem docelowo świat poradził by sobie bez rosyjskiej ropy.
Natomiast Rosji nie było by łatwo bez eksportu ropy do krajów OECD. Obniżenie rosyjskiego eksportu o 2-3 mln baryłek dziennie było by katastrofalne do budżetu tego państwa i jego ekonomii. Rosja nie tylko musiała by eksportować znacznie mniej ropy, dodatkowo była by w trudniejszej pozycji co do negocjacji cen z głównym klientem pozostałym jej w takim scenariuszu, tj. z Chinami, konsumującymi 1/3 rosyjskiego eksportu.

W Polsce w pierwszych kilkudziesięciu godzinach wojny dało się wyczuć panikę o czym świadczyły kolejki na stacjach benzynowych. Czy możemy się obawiać, że ceny paliw będą pięły się w górę?

– Długofalowo zrównoważony rynek powinien ustabilizować ceny ropy na poziomie 50-70 USD/baryłkę. Jesteśmy więc w fazie anomalii cenowej. To jak długo będzie ona trwać zależy od dwóch czynników. Po pierwsze jak długo będzie trwać rosyjska wojna na Ukrainie i jak będzie mieć przebieg, czyli jak długo rynki odczuwać będą ryzyka z tym związane. Drugi czynnik to zmiany podaży ropy. Tu kluczowy będzie ewentualny powrót na ryki ropy irańskiej i wenezuelskiej, a przede wszystkim strategia OPEC do wzrostu swojego wydobycia. To nie są czynniki które mogli byśmy teraz przewidywać w kalendarzu najbliższych tygodni. Rynek jest w fazie niezwykle turbulentnej więc tymczasowo możemy obserwować wciąż skokowe zmiany cen ropy, zarówno w górę, jak i w dół. W sytuacji wojny z udziałem jednego z największych producentów ropy na świecie ciężko określić górny limit skoków cenowych. Jednak rynek jest obecnie na tyle przegrzany, że wszelkie stabilizujące czynniki będą oprowadzać do znaczących spadków cen.

Jak prognozuje Pan ceny na rynku paliwowym? Czy wzrost cen to rzeczywiście efekt paniki a nie wojny? Przed wybuchem wojny stawki za baryłkę ropy już były wysokie i przekraczały 90 dol.

– Wojna Rosji z Ukrainą nie zmieniła w żaden sposób równowagi podaży i popytu, więc skoki cen są wyłącznie efektem „paniki”, a ściśle mówiąc obaw o przyszłe bezpieczeństwo podaży.

Można wierzyć zapewnieniom PKL Orlen, że benzyny nie zabraknie i koncern posiada zapasy zapewniające ciągłość dostaw?

– Nie należy się obawiać o ciągłość dostaw do Polski. Wśród krajów naszego regionu mamy atut w postać portu północnego w Gdańsku, którym odbieramy ropę z dowolnego kierunku. Sam nowy kontrakt Orlenu z Saudi Aramco przewiduje dostawy tego producenta do Polski na poziomie rzędu 50 % naszego zapotrzebowania. Od lat Polska wprowadza już program uniezależnienia się od rosyjskiej ropy. Inne kraje regionu, nie mające dostępu do morza i powiązane na sztywno z rosyjskim dostawcą rurociągami, są w znacznie bardzie ryzykownej sytuacji.

Czytaj także:

Krakowianie ruszyli tankować. Popyt na paliwa wzrósł o 400%. Orlen apeluje o nieuleganie panice
Wiadomości Kraków: Mieszkańcy Krakowa postanowili na wszelkie wypadek zatankować do pełna. Jak informują nas czytelnicy, ceny benzyny rosną w szybkim tempie.

Jak wygląda sytuacja z innymi paliwami? Polska importowała z Rosji choćby węgiel i gaz a to tylko część naszych zakupów.
– Rynkiem węgla się osobiście nie zajmuję, a tu chyba mamy najłatwiejsze możliwości zastąpienia rosyjskiego surowca. Natomiast istotny jest rynek gazu ziemnego, który również przechodzi fazę niewyobrażalnej anomalii cenowej. Począwszy od jesieni, za sprawą silnej stymulacji ze strony rosyjskiej, ceny gazu w Europie podniosły się o jeden rząd wielkości! Wpływa na to długotrwałe utrzymywanie rosyjskiego eksportu nieco poniżej popytu poprzez sprzedaż gazu wyłącznie w kontraktach długoterminowych, następnie niezapełnienie przez Gazprom na zimę wykupionych przez to przedsiębiorstwo magazynów gazu w Niemczech, a obecnie ceny są pod dodatkową presją ryzyk związanych z wojną. Absurdalnie wysokie ceny gazu są jednym z dwóch powodów, dla których w Europie utrzymują się niezwykle wysokie ceny energii elektrycznej. Obecnie jest wyobrażalne, że w jakiejś fazie eskalacji konfliktu Rosji z Europą odetnie ona Unię Europejską, bądź jej część, od dostaw nawet tego gazu, który jest zakontraktowany. Wówczas przyniosło by to duży kryzys, choć szczęśliwie nie nałoży się to już na zimowy szczyt zapotrzebowania, kiedy Europą była bardziej bezbronna.
Na tym tle Polska znajduje się w stosunkowo dobrej sytuacji dzięki długotrwałej, konsekwentnej polityce dywersyfikacji dostaw gazu, opierającej się o port LNG i gazociąg Baltic Pipe. Swoją drogą chciałbym zobaczyć dziś komentarze krytyków tych projektów, których niestety nie brakowało. Przy naszym rocznym zapotrzebowaniu na gaz sięgającym już ok. 20 mld m3/rok w najbliższych miesiącach osiągniemy zdolność zaspokojenia rynku całkowicie bez udziału gazu rosyjskiego. Port LNG w Świnoujściu po kończącej się rozbudowie powoli sprowadzać z dowolnego kierunku 7,5 mld m3/rok (obecnie jest to 5 mld m3/rok). Rurociąg Baltic Pipe, który będzie otwarty jesienią, pozwoli nam sprowadzić z Norwegii 10 mld m3/rok. Do tego mamy krajowe wydobycie na poziomie ok. 4 mld m3/rok. To równoważy popyt z nadwyżką na poczet przyszłego wzrostu skali konsumpcji gazu w Polsce. Ponadto w fazie przygotowań jest budowa drugiego portu LNG w Gdańsku, w technologii pływającej, a zatem o mniejszej przepustowości (do 4 mld m3/rok). Wkrótce będziemy mieć też rozbudowaną moc interkonektorów, tj. rurociągowych połączeń z systemami sąsiednich krajów. Będzie to interkonektor ze Słowacją (ok. 5 mld m3/rok) i Litwą (ok. 2 mld m3/rok). Jesienią po przejęciu przez nasz Gaz System rurociągu Yamal będziemy od strony technicznej mogli importować nim ok. 10 mld m3/rok z rynków zachodnioeuropejskich.
Nasza ekspozycja na ryzyko brutalnego szantażu ze strony rosyjskiej kończy się więc tej jesieni. Nawet przy trudnym do wyobrażenia zerwaniu przez Gazprom kończącego się kontraktu, zapewniającego nam dostawy na poziomie połowy naszego zużycia gazu, byli byśmy w stanie te kilka miesięcy przetrwać z wykorzystaniem magazynów gazu i wsparciem importem poprzez interkonektory.

W wyniku działań wojennych zerwano współpracę niemiecko-rosyjską w zakresie Nord Stream 2. Możemy uznać to za sukces? A może jest za wcześnie, żeby wyrokować w tej sprawie?
– Patrzymy z nadzieją na obecne deklaracje Niemiec co do zmiany polityki importu gazu ziemnego i ropy naftowej z Rosji. Jednak wiarygodność buduje się faktami, a tu Niemcom do niej daleko. W komunizmie żartowano, że kiedy partia mówi, że zabierze, to znaczy, że zabierze. A kiedy mówi że da, to znaczy, że mówi. Kiedy strona niemiecka mówi, że nawiąże współprace z Gazpromem, to nawiąże. Boję się żeby się nie okazało, że kiedy mówi, że ją zerwie, to mówi. Przy dekoracyjnej zmianie watażki na Kremlu politycy niemieccy zapewne głęboko odetchną z ulgą i wrócą w stare koleiny.

Jak długość konfliktu wpłynie na sytuację na polu energetycznym? Jak wpłynie to na Polskę?
– Turbulencje na rynkach ropy i gazu zapewne wkrótce osłabną, o ile nie wejdą w życie mocne sankcje którejkolwiek ze stron. Od strony technicznej zapewnienie równowagi podaży i popytu, i ropy i gazu, jest w pełni możliwe, co powinno spowodować spadek cen ropy o co najmniej połowę, a gazu 5-10 krotnie. W przypadku gazu istotne jest to, że wraz z wiosną obniży się popyt na ten surowiec. Czynnik paniki/niepewności będzie wkrótce tracił na znaczeniu. Nawet gdyby Rosja kontynuowała wojnę w skali miesięcy, co chyba mało prawdopodobne, rynki nauczą się żyć z takim elementem ryzyka i będzie on słabiej oddziaływał.

Jaka Pana zdaniem jest najważniejsza kwestia związana z trwającą wojną? Mam tutaj oczywiście na myśli perspektywę energetyczną. Możemy mieć jakieś powody do obaw?
– Dla nas podstawową obawą może być ewentualna próba szantażu energetycznego Rosji na Unii Europejskiej. Gdyby pod jakimś pozorem natychmiast przestali przesyłać na zachód gaz ziemny i ropę naftową, wywołało by to duże perturbacje ekonomiczne. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, bo jakikolwiek cel szantażu były pewnie trudny obecnie do osiągnięcia, a doprowadziło by on do jeszcze głębszej ruiny wiarygodności Rosji. Łatwiej natomiast sobie wyobrazić próby odcinania od dostaw i szantaż na wybranych krajach. Polska jest pod tym względem dość dobrze zabezpieczona.

Jak Pana zdaniem obecna sytuacja obije się na przeciętnym Kowalskim?
– Koszt ropy naftowej, a także energii elektrycznej, po części determinowanej cenami gazu ziemnego, są w nieomal każdym produkcie czy usłudze. Nieuniknioną konsekwencją obecnej sytuacji jest nie tylko bardzo droga benzyna na stacjach, ale przede wszystkim presja inflacyjna, przekładająca się na przysłowiową drożyznę. Jednym ze sposobów jej przeciwdziałania jest podnoszeni stóp procentowych, zatem zwiększają się koszty kredytów, obniżając poziom życia ludzi i tłumiąc inwestycje. Można mieć jednak nadzieję, że zabiegi Stanów Zjednoczonych, co do wzrostu podaży ropy z kierunków innych niż rosyjski, szybko przyniesie efekt w postaci spadku cen. Jeśli Unia Europejska nie zmarnuje najbliższych miesięcy, to następnej zimy Rosji zapewne nie uda się też powtórzyć obecnego scenariusza na rynku gazu ziemnego.

Czy możemy w jakiś sposób przygotować się i zabezpieczyć na przyszłość?
– Oczywiście możemy, wystarczy kontynuować to, co jest już w zaawansowanym stanie realizacji. W przypadku gazu ziemnego trzeba doprowadzić do końca budowę rurociągu Baltic Pipe i rozbudowę portu LNG. Tegoroczna zima dobitnie pokazała też, że koniecznie trzeba zwiększyć pojemność krajowych podziemnych magazynów gazu. Obecnie jest to zaledwie ok. 3 mld m3. W przypadku ropy naftowej musimy osiągnąć możliwość importu ropy tankowcami na poziomie 100% krajowego zapotrzebowania oraz w pełni skomunikować rurociągami odpowiedniej przepustowości porty z rafineriami. Być może należało by rozważyć budowę drugiego terminalu naftowego w bardziej bezpiecznej lokalizacji, tj. w zachodniej części Pomorza.
Można w tej sytuacji także dostrzec nowe możliwości. Przy odpowiedniej docelowej przepustowości naszych terminali gazowych i ropnych możemy w jakimś stopniu odegrać rolę reeksportera tych surowców do krajów położonych na południe od Polski, tj. Czech, Słowacji, Węgier czy Austrii. Taka pozycja zawsze wiąże się z korzyściami ekonomicznymi i strategicznymi.

Dr inż. Paweł Poprawa – adiunkt badawczy na Wydziale Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Katedry Surowców Energetycznych AGH w Krakowie. W obszarze jego zainteresowań badawczych znajdują się: geologia naftowa, modelowania systemów naftowych, tektonika, analiza basenów sedymentacyjnych, analiza obszarów proweniencji

Polska - najnowsze informacje

Rozrywka