poniedziałek, 24 lipca 2023 09:14

Miasto projektuje inwestycje, a mieszkańcy pytają kto nas tak urządził?

Autor Krzysztof Kwarciak - Radny dzielnicowy
Miasto projektuje inwestycje, a mieszkańcy pytają kto nas tak urządził?

Źle przygotowane projekty wielu miejskich inwestycji w Krakowie budzą duże kontrowersje, a mieszkańcy widząc efekty pracy urzędników czasem niedowierzają, że to się dzieje naprawdę. Podczas robót nieraz wycinane są drzewa, które można by uratować, gdyby koncepcja była bardziej przemyślana. Wśród wielu grzechów budowlańców są także latarnie postawione na środku chodnika, tworzenie nielogicznych układów ciągów komunikacyjnych, źle zaprojektowane ekrany akustyczne i morze betonu wylewane często bez żadnego uzasadnienia.

Pokazanie nowych miejskich przedsięwzięć w dobrym świetlne wymaga czasem sporej kreatywności od pracowników biura prasowego, a urzędowy optymizm zdaje się nie mieć granic. Nic dziwnego, że nieraz w miejskich mediach dzieła samorządowej inżynierii prezentowane są na filmikach z drona latającego na sporej wysokości, bo najlepiej prezentują się z dużej odległości. Problem jest jednak bardzo poważny i konieczne są zmiany w zarządzaniu. Złe miejskie procedury oraz absurdalna megalomania władz Krakowa stanowią przyczynę wielu kłopotów z inwestycjami.      

Na niektórych przebudowywanych ulicach postawione na środku chodnika latarnie uliczne tworzą swoisty labirynt. W efekcie chwila zamyślenia może się skończyć bolesnym guzem. Dzięki temu nietypowemu rozwiązaniu mieszkańcy mają jednak możliwość  po nocnej imprezie zrobić swoisty test trzeźwości, bo przejście pomiędzy słupami z procentami we krwi jest raczej mało prawdopodobne. Być może to jakiś innowacyjny pomysł miasta na walkę z alkoholizmem?

Lokatorzy bloków przy ul. Fieldorfa-Nila bardzo się zdziwili, gdy w słoneczny dzień w ich mieszkaniach zaczęło się robić ciemno, a za oknem pojawił się lity beton postawionych kilka metrów od budynków ekranów akustycznych. Wskutek delikatnie mówiąc niezbyt przemyślanej decyzji nie zastosowano transparentnego tworzywa, a konstrukcja stanęła zbyt blisko zabudowań. Początkowo urzędnicy zapewniali, że wszystko jest w porządku i byli zdziwieni napływającymi skargami. Gdy o ,,wielkim murze” zaczęło być jednak głośno w mediach ogólnopolskich to konstrukcja została przebudowana.

Na ul. Meissnera i Młyńskiej zaprojektowano szeroki zieleniec pomiędzy torowiskiem, a jezdnią, którego wyznaczenie będzie wiązało się poszerzeniem układu drogowego, co oznacza wycinkę kilkudziesięciu dorodnych drzew. Nasze miasto, chyba jako jedyne w Polsce, karczuje miejskie zagajniki pod trawnik. Przykłady mniejszych i większych absurdów długo można by wymieniać. W przypadku wielu inwestycji są miejsca, gdzie układ chodników jest mało praktyczny, ścieżki rowerowe prowadzą donikąd, a przeszkody architektoniczne stanowią barierę nie do pokonania dla niepełnosprawnych.

Największy problem stanowi jednak często zupełnie irracjonalna miejska megalomania. Mieszkańcy chcą tramwaju, a dostają przy okazji miejską autostradę. Czego najlepszym przykładem jest budząca olbrzymie emocje rozpoczynająca się budowa trasy do Mistrzejowic, gdzie same tory zajmą tylko niewielką ilość przestrzeni, a setki drzew zostaną wycięte pod dodatkowe pasy ruchu, które w dodatku powstaną tuż pod oknami mieszkań. Władzom Krakowa bliskie są koncepcje z lat 60-tych, kiedy beton kojarzył się z nowoczesnością i tworzono wizje wielopasmowych ulic przecinających całe miasto. Doświadczenia miast ze Stanów Zjednoczonych i zachodniej Europy pokazują jednak, że poszerzanie arterii w nieskończoność prowadzi donikąd. Korki się przenoszą wtedy w inne miejsce albo na drogi wyjeżdża jeszcze więcej samochodów i szybko sytuacja wraca do punktu wyjścia. Dlatego większość dużych metropolii stawia na transportu publiczny, szczególnie w centrach miast.

Zdarza się, że miasto powierza jednej firmie przygotowanie projektu i późniejszą budowę. Wtedy w rękach tego samego podmiotu znajduje się całość przedsięwzięcia, począwszy od pierwszej kreski na mapie do momentu zejścia ostatniego robotnika z placu robót. W założeniu połączenie całego procesu ma przyspieszać przygotowania do inwestycji oraz służy niwelowaniu ewentualnych nieporozumień pomiędzy twórcami koncepcji, a wykonawcami. Sytuacja prowadzi jednak do bardzo poważnego konfliktu interesów. Dla firmy jest wtedy korzystne, żeby projekt obejmował jak najwięcej prac i nowa inwestycja zajmowała maksymie duży obszar, co przekłada się potem na większe wynagrodzenie za roboty budowlane. Może to prowadzić do tworzenia przeskalowanych koncepcji, zakładających na przykład budowę zbyt szerokiej jezdni, niż wynikałoby z potrzeb mieszkańców, czego efektem jest wycinka drzew, czy konieczność zajmowania prywatnych nieruchomości. Po za tym łączenie przygotowania dokumentacji z budową zwiększa ryzyko, że przedsiębiorstwo będzie wybierać rozwiązania najprostsze z punktu widzenia możliwości wykonania przedsięwzięcia, które nie zawsze muszą jednak być najlepsze dla miasta. W dodatku podmiot ma bardzo duży interes, aby jak najszybciej przygotować projekt, a w przypadku skomplikowanych przedsięwzięć pośpiech może się źle skończyć. Rozwiązanie jest wygodne dla miejskich dyrektorów, którzy łatwo mogą odhaczyć wykonanie zadania, a w razie problemów prościej są w stanie zrzucić odpowiedzialność na zewnętrzną firmę. W praktyce późniejsza współpraca z wykonawcą często wygląda tak, że miasto się ustawia w roli petenta, muszącego prosić o zmiany w koncepcji. System ,,zaprojektuj i zbuduj” zazwyczaj sprawdza się w przypadku prostych przedsięwzięć, ale można odnieść wrażenie, że w Krakowie formuła jest mocno nadużywana.

Tworzenie projektu  wymaga dobrej znajomości specyfiki lokalnej, a nie wszystko da się ustalić zza biurka na podstawie dokumentów. Przebudowa drogi, budowa nowej linii tramwajowej czy zmiany w organizacji ruchu powodują wiele interakcji. Przy przygotowaniu złożonego przedsięwzięcia łatwo mogą umknąć jakieś ważne problemy. Dlatego głos społeczności lokalnej powinien mieć kluczowe znaczenie.  Mieszkańcy często żywo się interesują planowanymi inwestycjami i wychwytują wiele niefortunnych rozwiązań, ale nieraz miasto nie specjalnie jest zainteresowane uwagami, bo chodzi oto, żeby jak najszybciej zamknąć sprawę. Konsultacje, nawet jeżeli się odbywają to często, są po prostu w dużym stopniu fikcją, a wszystkie ważne decyzje zapadają w zaciszu urzędniczych gabinetów. Zdarza się, że badanie opinii społeczności zleca się firmie, która przygotowuje projekt. W efekcie podmiot staje się sędzią we własnej sprawie i ma ocenić, czy mieszkańcy słusznie mają uwagi. Kończy się to tym, że czasem na zgłoszone postulaty zainteresowani nie otrzymują nawet żadnej odpowiedzi. Na przygotowanie inwestycji również źle wpływa pewnie chaos panujący w strukturach magistratu. Nisko jest ustawiona poprzeczka dla zarządzających przedsięwzięciami, bo niezwykle rzadko się zdarza, żeby za błędy były wyciągane jakiekolwiek konsekwencje. Wielu dyrektorów wie, że i tak im włos z głosy nie spadnie, więc po co  mają się starać? Choć oczywiście miejska kadra jest zróżnicowana i można tam znaleźć osoby z poczuciem misji, w mojej opinii są to jednak raczej wyjątki potwierdzające smutną regułę.

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka