– Malczewska jest jedną z wielu z panteonu polskich mistyków. Niestety, tą zapomnianą, a szkoda. Niektórzy pamiętają o zadziwiającej "przepowiedni" Cudu nad Wisłą na kilkadziesiąt lat przed wydarzeniem, ale umyka nam, że życie Wandy było stale ubogacanie wizjami. Ona oddychała nadprzyrodzonością – mówi o polskiej mistyczce dyrektor wydawniczy Wydawnictwa Fronda Maciej Marchewicz i dodaje: – Była zupełnie niezwykłą postacią, genialnym duchowym Leonardem da Vinci. Ci, którzy sądzą, że jest symbolem czasów minionych, które nigdy nie wrócą, bardzo się mylą. Ona otwiera drzwi do czasów, które dopiero nadejdą.
Wanda Malczewska, świecka mistyczka z XIX w. nazywana jest polską Katarzyną Emmerich. Podobnie jak ona była stygmatyczką, choć ukrytą – na zewnątrz nie było widać na jej ciele atrybutów Męki Pańskiej, ale fizycznie i boleśnie przeżywała ją w piątki i w Wielkim Poście. Otrzymała od Boga dar widzenia przyszłych wydarzeń, znała datę i okoliczności swojej śmierci. Prawie 50 lat przed Cudem nad Wisłą Wanda Malczewska usłyszała od Matki Bożej: „15 sierpnia stanie się świętem waszym narodowym, bo w tym dniu odrodzona Polska odniesie świetne zwycięstwo nad wrogami, dążącymi do jej zagłady.”
Mistyczka z Parzna wyprzedzała swoją epokę. Uczyła chłopów pisania, czytania i religii. W czasie powstania styczniowego organizowała szpitale. O kanonizację wizjonerki zabiegała m.in. Zofia Kossak, a Jan Paweł II nazwał ją apostołką i wspaniałą przewodniczką w dziele ewangelizacji. Życie duchowe Malczewskiej łączyło się z ekstazami, wizjami i przeżywaniem Męki Chrystusa na Drodze Krzyżowej. Słowa Zbawiciela i Maryi usłyszane w czasie objawień zapisywała skrupulatnie w dzienniku. Dzięki nadprzyrodzonemu darowi zawsze wiedziała, kto świętokradczo usiłuje przystępować do ołtarza i z tego powodu żarliwie modliła się w intencji nawrócenia kapłanów.
Nakładem Wydawnictwa Fronda ukazała się książka "Wanda Malczewska: proroctwa, wizje i życie dla Polski". Z dyrektorem wydawniczym Maciejem Marchewiczem porozmawialiśmy o mistyczce z Parzna.
Wanda Malczewska pozostaje jedną z mniej znanych polskich mistyczek. Co, Pana zdaniem, jest przyczyną takiego stanu rzeczy?
– My w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, że, podobnie jak Hiszpania miała swój zloty wiek mistyków w XVI stuleciu, Polska w wieku XIX i XX przeżywa erę duchowego wzmożenia. Malczewska jest jedną z wielu z panteonu polskich mistyków. Niestety, tą zapomnianą, a szkoda. Niektórzy pamiętają o zadziwiającej "przepowiedni" Cudu nad Wisłą na kilkadziesiąt lat przed wydarzeniem, ale umyka nam, że życie Wandy było stale ubogacanie wizjami, może nie tak spektakularnymi jak ta o zwycięstwie nad bolszewikami. Ona oddychała nadprzyrodzonością. A jednocześnie dbała o to, żeby pozostawać w cieniu. Chrystus wyraźnie jej powiedział w czasie któregoś z mistycznych spotkań: „Spełniłaś dobrze swoją misję, ale nie chwal się przed nikim, bo ty byłaś tylko narzędziem w moich rękach, a narzędzie nigdy nie może się chwalić z tego, co ktoś nim zrobił. Pamiętaj na moją przestrogę: «choćbyście wszystko dobrze zrobili, mówcie: słudzy niepożyteczni jesteśmy!»”.
Kiedy zaczęły się wizje Sługi Bożej Wandy Malczewskiej?
– Niektórym mistykom wydaje się, że „tak mają wszyscy”. Świat nadprzyrodzony jest dla nich tak oczywisty, namacalny i osobowy, że ludzie ci są przekonani, iż każdy człowiek ma podobne przeżycia jak oni. Sądzą, że to, iż nikt nie opowiada o swych niebiańskich doświadczeniach, jest po prostu znakiem powszechnej pokory i mądrości. Pewnie Bóg nie chce, by o tym rozpowiadać, więc nie opowiadają. Wanda Malczewska doświadczała przeżyć mistycznych już w dzieciństwie i była przekonana, że obcowanie z aniołem stróżem lub rozmowy z Jezusem są rzeczą normalną dla każdego człowieka, każdego, kto otrzymał chrzest – „W rodzinie jest się razem, więc po prostu się rozmawia”. Dopiero z czasem, kiedy Wanda dorośnie, spostrzeże, iż jej niebieskie audiencje zmieniają swoją jakość, że pojawiają się wizje, a same spotkania nabierają cech innych niż tylko rozmowy. Jak wspomniałem, Malczewska doświadcza wizji Jezusa i Maryi już we wczesnym dzieciństwie. Jako mała dziewczynka ofiarowuje swoje życie – bez warunków i zastrzeżeń – Jezusowi. Wtedy też słyszy od Zbawiciela, że takie ofiarowanie oznacza ból, upokorzenie, poświęcenie, skromność i pokorę. Nieprzypisywanie sobie sobie żadnych zasług: „Wezmę cię do siebie, gdy dużo wycierpisz i dużo w cichości zrobisz dobrego” – miał jej mówić Zbawiciel. Mała Wanda rozmawiała z Aniołem Stróżem, po śmierci swoje matki miała też możliwość rozmowy z jej duszą. W czasie "seansów łączności" z Niebem, Wanda wpada w ekstazę, nie widzi i nie słyszy niczego poza nadprzyrodzonym przekazem. Świadkowie relacjonowali, że nieraz płomienie świec obejmowały dłonie Malczewskiej w czasie jej wizji w kościele w Parznie, ale nie robiły jej krzywdy.
To jednak nie jej ekstazy stały za otwarciem jej procesu beatyfikacyjnego.
– Trybunał do przeprowadzenia procesu informacyjnego powołany został już w 1939 r., jednak na przeszkodzie stanęły okupacja hitlerowska i czasy komunistyczne. Wtedy zaginęły akta z zeznaniami 25 naocznych świadków. Odnaleziono je dopiero w 1962 r. Stolica Apostolska w 2006 r. ogłosiła dekret o heroiczności cnót Wandy Malczewskiej i odtąd przysługuje jej tytuł „Czcigodnej Sługi Bożej”. Brakuje jedynie potwierdzonego kanonicznie cudu, dokonanego za jej wstawiennictwem, choć zanotowano wielką liczbę nadprzyrodzonych interwencji, uzdrowień, które zainteresowani przypisywali interwencji i wstawiennictwu mistyczki. Wanda Malczewska była świeckim apostołem ludu, nie tylko uczyła starszych i młodych katechizmu, z własnej inicjatywy nauczała wiejskie dzieci pisania i czytania. Ujmując to kolokwialnie, była taką katolicką Siłaczką. Podjęła duchową pracę od podstaw. Do tego umiejętnie – jakbyśmy to dzisiaj ujęli – stosowała psychoterapię ewangelią; łączyła rozpadające się małżeństwa (ocalało wiele świadectw), pomagała odzyskiwać zastarzałe długi finansowe, godzić pokłóconych kontrahentów różnych umów a zwłaszcza pomagała wychodzić na prostą grzesznikom. Była wzorem czystości zachowania i intencji. Pod jej wpływem pijacy porzucali nałóg, a nadużywający w mowie przekleństw łagodzili trwale styl swojej wymowy. Jej biograf pisał: „Była bardzo wstrzemięźliwa – nie używała żadnych trunków – jadała bardzo mało, ściśle zachowywała wszystkie posty, w potrawach nigdy nie przebierała. Lenistwo poczytywała za wielki grzech. Zawsze była zajęta: albo modlitwą, albo czytaniem, albo uczeniem dzieci czy opatrywaniem chorych lub robotami kościelnymi i domowymi. Podobna była do pszczółki z różnych stron zbierającej i znoszącej do ula miód: «Kto nie pracuje, niech nie je», powtarzała próżniakom słowa św. Pawła: «Jak drzewo nierodzące owoców, będzie wycięte i spalone – mawiała do służących – tak człowiek niepracujący, więc niewydający owoców, będzie skazany na wieczną karę»”. To samo łagodnie i serdecznie powtarzała dzieciom, toteż nikt się nie obrażał, a wszyscy pilnie słuchali i korzystali z jej uwag.
W setną rocznicę urodzin mistyczki nakładem Wydawnictwa Fronda ukazała się publikacja nieżyjącego już ks. Grzegorza Augustynika. Mógłby pan przybliżyć kulisy jej pierwszego wydania?
– Ks. Augustynik znał Wandę osobiście. Pracowicie gromadził notatki na jej temat, relacje innych osób, w tym kapłanów i zakonnic. Wanda uczestniczyła w jego mszy prymicyjnej i dokładnie na wiele lat naprzód wyliczyła nowo konsekrowanemu kapłanowi, z jakimi trudnościami w życiu się zderzy. Nazywany apostołem Sosnowca Augustynik w miarę upływu lat coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ma do czynienia z osobą świętą, nie tylko widząc spełniające się przepowiednie, ale przede wszystkim obserwując błogosławiony wpływ mistyczki na otoczenie i jej świątobliwy styl życia. Jak sam to ujął: „Czcigodną Wandę Justynę Nepomucenę znałem osobiście od najmłodszych lat i długie lata przebywałem z Nią pod jednym dachem, więc jestem naocznym świadkiem prawie wszystkiego, co tu opiszę. Jestem pewien, że w życiu Wandy nie jeden, a może nawet wszyscy czytelnicy znajdą dużo pokarmu duchowego… jak kochać Pana Boga, bliźnich wszelkich stanów i służyć Ojczyźnie. (...) Najważniejsze są notatki pisane przez Wandę na rozkaz Pana Jezusa, dane do przechowania księdzu Olkowiczowi z zastrzeżeniem zużytkowania ich dopiero po jej śmierci”. Ks. Augustynik napisał książkę w czasie pobytu na Jasnej Górze, a ukończył ją w dniu Matki Bożej Gromnicznej 2 lutego 1922 roku.
Mistyczka zasłynęła otrzymanym od Boga darem widzenia przyszłych wydarzeń, głównie dotyczących losów Ojczyzny i Kościoła. Jak już pan wspomniał, przepowiedziała m. in. Cud nad Wisłą na 50 lat przed tym wydarzeniem.
– W przepowiedni dotyczącej Cudu nad Wisłą zapisała: „Dnia 15 sierpnia, Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny. Z prawej strony Najświętszej Marii Panny siedział na jasnym obłoku Bóg Ojciec, z lewej Pan Jezus i trzymali nad głową Najświętszej Marii Panny prześliczną bogatą koronę, a nad koroną unosił się Duch Przenajświętszy w ognistych promieniach. Wokół widziałam dużo aniołów i słyszałam ich prześliczny śpiew. U podnóżka tronu widziałam dużo świętych różnych narodowości, a pomiędzy nimi, blisko tronu, widziałam świętych polskich: św. Stanisława Kostkę, św. Kazimierza Królewicza, św. Stanisława Biskupa, św. Wojciecha, św. Jacka, św. Bronisławę, Królowę Jadwigę, św. Kunegundę, św. Józefata Biskupa, Andrzeja Bobolę i wielu innych. Św. Wojciech miał w ręku pieśń, którą wszyscy śpiewali: «Boga Rodzico Dziewico, Bogiem sławiona Maryja… Daj na świecie zbożny pobyt… Po żywocie rajski przebyt…». Słysząc ten śpiew, zdawało mi się, że cała Polska śpiewa… Długo nie mogłam przyjść do przytomności, dlatego po nieszporach zostałam w kościele na medytacji przed obrazem Najświętszej Marii Panny. Ośmielona Jej dobrocią zapytałam z pokorą: «Powiedz mi Najdroższa Matko i wszechpotężna Królowo nieba i ziemi! Co to znaczy, że od pewnego czasu pokazywałaś się w zielonym wianku na głowie, z kwiatami białych lilii i z trzema pąsowymi różami. Na to Matka Najświętsza łaskawie odpowiedziała: «Dzisiejsza uroczystość niedługo stanie się waszym, Polaków, świętem narodowym, bo w tym dniu odniesiecie świetne zwycięstwo nad wrogiem dążącym do waszej zagłady. To święto powinniście obchodzić ze szczególną okazałością». «Wiele innych narodów wpadło w herezję i odstąpili Cię – a Polacy, z wyjątkiem pojedynczych osób, pozostali wierni Twojemu Synowi i Tobie. Sąsiedzi (heretycy i schizmatycy) nie mogli nas ścierpieć, więc rozebrali nas i wykreślili spomiędzy żyjących narodów, aż dotąd trzymają nas w niewoli. Królowo i Matko nasza, ratuj nas!». Po tych słowach ucałowałam ręce Matce Najświętszej, a Ona położyła mi rękę na głowie, kiedy ja klęczałam przy Jej nogach, i rzekła: «Tak, Polska niegdyś wyróżniała się nabożeństwem do mnie, toteż serdecznie ją kochałam. Pod moją opieką wzrastała, nieprzyjaciół, nawet silniejszych, zwyciężyła, jej oręż wsławił się wobec całego chrześcijaństwa, gdy szła do boju pod moim hasłem. Skoro otrzyma niepodległość, to niedługo powstaną przeciwko niej dawni gnębiciele, aby ją zdusić, ale moja młoda armia, w Imię moje walcząca, pokona ich, odpędzi daleko i zmusi do zawarcia pokoju. Ja jej dopomogę. (…) Do tego, co słyszałaś, dodam jeszcze, że zbliżają się czasy przewrotne, wasza Ojczyzna będzie wolna od ucisku wrogów zewnętrznych, ale ją opanują wrogowie wewnętrzni. Przede wszystkim będą się starali wziąć w swoje ręce młodzież szkolną. Będą dowodzili, że religia w szkołach jest niepotrzebna, że można ją zastąpić innymi naukami. Spowiedź i inne praktyki religijne oraz kontrola Kościoła nad szkołami też jest zbyteczna, bo ścieśnia samodzielność myślenia ucznia. Ze szkolnych sal będą chcieli usunąć krzyże i obrazy religijne, aby te chrześcijańskie wizerunki nie drażniły żydów. Przez młodzież pozbawioną wiary zechcą w całym narodzie wprowadzić niedowiarstwo. Jeżeli naród uwierzy temu i pozbędzie się wiary, utraci przywróconą ojczyznę. Niechże ojcowie i matki zwracają uwagę na szkoły. Niech protestują przeciwko usuwaniu ze szkoły wizerunków religijnych i przeciwko nauczycielom dążącym do wprowadzenia szkoły bezwyznaniowej. Nauka bez wiary nie zrodzi świętych ani bohaterów narodowych. Zrodzi szkodników…»".
To jednak nie wszystkie jej przepowiednie.
– Zgadza się. Kiedy car wydał ukazy, które w konsekwencji miały doprowadzić do kasaty lub upadku polskich zakonów i klasztorów – w tym – Jasnej Góry, Wanda uspokajała swoich przyjaciół po rozmowie z Jezusem: „Szuwałow niedługo będzie rządził w Warszawie… Rząd carski upadnie… Rosja się rozsypie, a klasztory przetrwają burze i wrócą do dawnej świetności, jeżeli tyko reguła zakonna będzie ściśle przestrzegana. Rosję spotka kara Boża za przelaną przez nią krew unitów, wołającą o pomstę do nieba". Przewidziała też upadek domu Romanowów – okrutną śmierć urzędującego cara i jego rodziny oraz krwawą zemstę ludu na caracie, choć słowo "rewolucja" nigdy nie padło z jej ust. W sprawach polskich zapisała: „Dnia 6 stycznia, święto Trzech Króli. W czasie wotywy ku końcowi pierwszej Ewangelii ukazał się Pan Jezus jako dziecina w białej koszulce, przepasany niebieskim paskiem, stojący na jasnym obłoku. W lewej ręce trzymał kulę ziemską, nad nią świeciła nadzwyczajna gwiazda, a na kuli ziemskiej wyrysowane były różne kraje, pomiędzy nimi Polska z morzem i napisem: «Królestwo Marii». Wokół gwiazdy był wyraźny napis: «Powstań, oświeć się Jeruzalem, ponieważ przyszło twoje światło, a chwała Pańska nad tobą powstała». W czasie podniesienia usłyszałam głos: «Zastanówcie się nad tym, że kto oddaje cześć Bogu i pragnie Go mieć w sercu, powinien iść za Jego głosem, nie wracając do porzuconych grzechów, ani do złych towarzystw». Podczas komunii kapłana widziałam u stóp Pana Jezusa klęczących przedstawicieli różnych narodów, a pomiędzy nimi polskich królów: Mieszka z żoną Dąbrówką, Jagiełłę z Jadwigą, Kunegundę z Bolesławem i Sobieskiego. Pan Jezus błogosławił zebranych i słyszałam głos, jakby wychodzący z Jego ust: «Błogosławiony naród, którego Panem jest Bóg». Podczas ostatniej Ewangelii widzenie znikło w obłokach”.
Dodajmy, że przepowiednie nie ograniczały się tylko do Polski. Jezus w jednym z jej widzeń ogłosił na przykład: „Za grzechy rozpusty cały świat został ukarany potopem, a Sodoma i Gomora ogniem siarczystym. Jeżeli ludzie tych zbrodni nie porzucą, będą karani krwawymi wojnami, zaraźliwymi, śmiertelnymi chorobami i różnymi innymi klęskami, wylewem wód, posuchą, głodem, aby roztyłych rozpustników brakiem chleba sprowadzić na drogę moralności. A jeżeli i to nie powstrzyma ludzi od rozpusty, powymierają całe rodziny, zmarnieją całe państwa”.
Malczewska jest też nazywana polską Katarzyną Emmerich ze względu na to, że jej życie łączyło się z ekstazami i przeżywaniem Męki Chrystusa na Drodze Krzyżowej. Doświadczyła aż siedmiu widzeń z nią związanych.
– To bardzo długie, precyzyjne i przejmujące wizje. Wanda nie tylko uczestniczy fizycznie w Drodze Krzyżowej, czuje dotyk, zapachy, widzi uczestników kaźni na wyciągnięcie ręki. Co jakiś czas Zbawiciel "zatrzymuje" na chwilę wydarzenia, żeby coś wyjaśnić jak narrator, daje jej orędzia i wyjaśnia, dlaczego cierpi, dlaczego konieczna jest jego męka. Chrystus skarży się, że ludzie, którzy są niewiele mniejsi od aniołów, równają się z nierozumnymi zwierzętami. Malczewska widzi sceny tak, jakby w nich uczestniczyła, jakby była obecna tam, wśród ludzi: od Ostatniej Wieczerzy do ukrzyżowania na Golgocie. Jak pan wspomniał, Wanda ma siedem takich wizji. W pierwszej jest obecna przy Ostatniej Wieczerzy. W drugiej – w Ogrodzie Oliwnym. W trzeciej jest świadkiem biczowania. W czwartej uczestniczy w scenie skazania Jezusa na śmierć przez Piłata. W piątej widzi, jak Zbawiciel dźwiga krzyż na Kalwarię. W szóstej jest świadkiem spotkania Pana Jezusa z Matką Bolesną. W siódmej widzi ukrzyżowanie. Nadmieńmy tu, że przepowiednia na temat odzyskania przez Polskę niepodległości i zwycięstwa nad bolszewikami w Bitwie Warszawskiej pada z ust Najświętszej Maryi Panny i pada na Golgocie, pod Krzyżem. A więc można powiedzieć, że ma ponad 2000 lat.
Malczewskiej dane było ujrzeć nieznane innym mistykom epizody Męki Pańskiej: „Kiedy Pan Jezus domawiał do mnie ostatnie słowa, nastąpiła cudowna przemiana, cudowniejsza niż na górze Tabor. Ciało Pana Jezusa stało się jasne jak błękit nieba podczas pogodnej nocy. Rany przemieniły się w świecące gwiazdy – im większa była rana, tym jaśniejsza i większa była gwiazda, cierniowa korona na głowie przemieniła się w koronę złotą, wysadzaną drogimi kamieniami. Cierniste kolce korony przemieniły się w słoneczne promienie. Trzcina w rękach stała się błyszczącym krzyżem z napisem: «Krzyżem zamknąłem piekło, otworzyłem niebo». Brudna czerwona płachta, okrywająca poranione ciało Pana Jezusa, przemieniła się w jasny przezroczysty obłok, przez który widoczne były wszystkie gwiazdy pokrywające Ciało Pana Jezusa. Kamień, na którym siedział Pan Jezus, przemienił się w kryształowy tron przybrany złotem, perłami i różnymi drogimi kamieniami. A mój najdroższy Jezus siedział na tym tronie w Majestacie Króla, któremu niebo i ziemia są posłuszne, a w ręce trzymał błyszczący krzyż, godło swojej Męki”. Wanda Malczewska – podobnie jak Emmerichowa – był też stygmatyczką, choć ukrytą. Na zewnątrz nie było widać na jej ciele atrybutów Męki Pańskiej, ale fizycznie i boleśnie przeżywała ją w piątki i w Wielkim Poście.
Dodajmy, że posiadała też swoisty dar – zawsze wiedziała, który z księży świętokradczo usiłuje przystępować do ołtarza i z tego powodu żarliwie modliła się w intencji nawrócenia kapłanów.
– Mało tego. Nie tylko nie była w stanie fizycznie przyjąć Komunii, której udzielał świętokradczy kapłan, ale otrzymywała także przejmujące wizje. Zanotowała: „Płakałam, bo nie mogłam znieść okropnej katuszy Pana Jezusa. Gdy ten ksiądz rozpoczął mszę świętą, zaraz dwaj kaci wyprowadzili obnażonego Pana Jezusa, przywiązali Go do słupa i przez całą mszę świętą biczowali; krew płynęła po stopniach ołtarza. Pan Jezus spojrzał na mnie i rzekł z wielką boleścią: «Ile razy kapłan odprawia mszę świętą w grzechu śmiertelnym, a szczególnie w grzechu nieczystości lub pijaństwa, zawsze ponoszę takie katusze. Módl się o nawrócenie złych kapłanów»”.
Słysząc nazwisko Malczewskiej, na myśl przychodzi malarz – Jacek Malczewski.
– Rod Malczewskich z Malczewa wydal kilka znakomitości, które wpisały się na trwale na kartach polskiej kultury. Krewniakiem wielkiej mistyczki był Antoni Malczewski, autor – dziś zupełnie zapomnianej – pierwszej polskiej romantycznej powieści poetyckiej „Maria”, która, ze względu na mroczną atmosferę grozy, współcześnie kwalifikowalibyśmy do kategorii horrorów. Mistrz Jacek Malczewski, którego pan wspomniał, był synem rodzonego brata Wandy Malczewskiej, Juliana. Każdy, kto zetknął się z twórczością Jacka Malczewskiego, z łatwością wychwyci, że ten artysta wytworzył swój własny, charakterystyczny, styl. Nawet zwykły z pozoru portret znanej osobistości skrywał w sobie jakąś nieuchwytną tajemnicę, w każdym dziele jego autor wpisywał jakieś mistyczne kody znaczeniowe. A warto wiedzieć, że nie sposób opisać fenomen Malczewskiego, omijając w biografii artysty jego ciotkę, Wandę. Za młodu Malczewski był wolnym słuchaczem wydziału malarstwa w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, dla której to uczelni, na wyraźną prośbę jej rektora, Jana Matejki, opuścił gimnazjum. W 1872 roku Jacek Malczewski wybrał się na wakacje do podradomskiego Żytna, w którym rezydowała wtedy Wanda Malczewska. Po kilku spotkaniach z młodym bratankiem, Wanda zaczęła usilnie prosić Boga, aby wsparł łaską talent Jacka i uczynił wielkim malarzem. Błagała, by Opatrzność uchroniła młodego Jacka od pokus czyhających na ówczesną cyganerię artystyczną królewskiego miasta Krakowa, tonącą w oparach absyntu. Wizjonerka wstawiała się w Niebie, żeby bratanek odnalazł swoją własną drogę, artystyczną i duchową oraz... żeby stał się znany z obrazów religijnych i narodowo-historycznych. Po tym spotkaniu Malczewski na dwa lata wyjechał na studia do Paryża, ale szybko wrócił, bo paryskie życie zupełnie mu nie odpowiadało. Do Krakowa powrócił już w pełni ukształtowanym artystą, świadomym swojej misji i talentu. Narodził się TEN Malczewski, najwybitniejszy polski twórca symbolizmu przełomu XIX i XX wieku.
Wspomnijmy też interesujący rys działalności społecznej Malczewskiego, tak bardzo wyprzedzającej epokę i tak bardzo przypominający odważne zaangażowanie edukacyjne jego ciotki. Tak, jak Wanda uczyła czytania i pisania dzieci włościan, tak Jacek Malczewski założył w własnym dworze w Lusławicach szkółkę malarską dla utalentowanych dzieci wiejskich. Wcześniej, jeszcze w Krakowie, Malczewski nie bał się uczyć kobiet malarstwa, bo panie, pomimo pozornie dość swobodnej obyczajowo atmosfery podwawelskiego grodu, nie miały prawa studiować w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych. I na koniec; Mistrz Jacek sportretował kilku członków swojej licznej rodziny, ale portretu ciotki Wandy nigdy nie wykonał. Do dziś nie wiemy dlaczego. Może Wanda, programowo pozostająca na drugim planie, celowo nie chciała mu pozować? Co do nawrócenia Jacka Malczewskiego, o które modliła się mistyczka w Żytnie, to chyba Wandzie się udało, bo, mało kto wie, że Malczewski w wieku dojrzałym nie rozstawał się z różańcem, a na Skałce pochowano go zgodnie z jego ostatnim życzeniem, we franciszkańskim habicie tercjarskim. Przed śmiercią zdążył napisać o mistyczce: „Ja sam kochałem serdecznie ciotkę Wandę i kocham dotąd, czczę pamięć jej duszy i świętości, bo dla mnie ona tak się przedstawia i taką mi się w modlitwach objawia”.
Co Panu imponuje w postaci mistyczki?
– Jeśli ktoś, czytając naszą rozmowę, pomyśli sobie: "Ta Malczewska zupełnie nie pasuje do naszych czasów, po co zawracamy sobie nią głowę?", uspokajam, Wanda Malczewska nie pasowała i do XIX wieku, i do wielu wcześniejszych stuleci. Żyła tuż obok, a jednocześnie jej nie było, jakby stopami stąpała po ziemi, ale serce i głowa Wandy stale przebywały w niebie. Ona, która otrzymała tyle nadprzyrodzonych darów, że można byłoby nimi obdzielić wielu kinowych superbohaterów Marvela, przez całe życie starła się być niewidoczna dla otoczenia. To zupełnie niezrozumiałe dla nas, którzy ciągle podskakujemy jak osiołek Shreka: "Mnie wybierz, mnie wybierz, mnie zobaczcie, mnie zobaczcie". Była bezkompromisowa i twardo trzymała się zasad wyznaczonych przez swojego Mistrza – Jezusa Chrystusa, ale, co ciekawe, nawet najtrudniejsze napomnienia grzeszników wspominane były potem przez nich po latach jako przekazywane z miłością. Dane jej było zajrzeć za zasłonę czasu, o wielu wydarzeniach – również o dacie i okolicznościach swojej śmierci – wiedziała na wiele lat naprzód. Z tej wiedzy nigdy nie robiła niewłaściwego użytku, bardzo pilnowała, żeby nie uważano jej za jakiegoś samozwańczego proroka. Czystą miłością, którą dzieliła z Jezusem, w sposób naturalny dzieliła się z innymi; łączyła, a nie dzieliła, nie oceniała, a pomagała powstać z upadku. I zupełnie nie interesowała ją opinia otoczenia. Dzięki temu nie bała się robić rzeczy wyprzedzających swoją epokę. Jej własny ojciec, kiedy jeszcze jako mała dziewczynka uczyła elementarza wioskowe dzieci, zarzucał jej żartobliwie, że pewnie chce, żeby "te nasze wiejskie Jasie i Franki zostały kiedyś oficyjerami", ale ona już wiedziała, że "oficyjerowie" z ludu bardzo przydadzą się kiedyś przy zwycięstwie nad bolszewikami, w Bitwie Warszawskiej. Malczewska była zupełnie niezwykłą postacią, genialnym duchowym Leonardem da Vinci. Ci którzy sądzą, że jest symbolem czasów minionych, które nigdy nie wrócą, bardzo się mylą. Ona otwiera drzwi do czasów, które dopiero nadejdą.