– Praca nad formą powieściową była już dużo bardziej czasochłonna. Same powtórzenie bądź przyswojenie lektur, które w sposób palimpsestowy w „Drogach” wykorzystuję – średniowieczne powieści awanturnicze, „Don Kichot”, wiersze i eseje Mallarmé’go, „Imię róży” i zbiory esejów Umberto Eco, utwory Sławomira Mrożka, wreszcie najróżniejsze opracowania kultury średniowiecza czy mitologii i folkloru Słowian – zajęło trochę czasu. Poza tym zależałoby mi, aby nie skupiać się na parodii szeroko rozumianej akademii, ale by raczej pokazać jakiś wspólny dla nas wszystkich zbiór problemów – mówi w rozmowie z portalem Głos24 Łukasz Kucharczyk, pisarz i nauczyciel akademicki, którego najnowsza powieść ukazała się nakładem krakowskiego wydawnictwa IX.
Na salony wtargnął w klapkach Kubota i od tego czasu nie bierze jeńców. Po premierze swojego debiutanckiego zbioru opowiadań "Granty i smoki" został okrzyknięty polskim Terrym Pratchett'em a jego książka stała się przebojem docenionym nie tylko przez czytelników. "Granty i smoki" zostało dostrzeżone przez jurorów zasiadający w krajowych i międzynarodowych gremiach nagród literackich z gatunku szeroko pojętej fantastyki. To sprawiło, że zbiór opowiadań Łukasza Kucharczyka, bo o nim mowa, zdobył nagrodę Chrysalis Award, przyznawanej przez European Science Ficton Society. Teraz, autor akademickiego fantasy z przymrużeniem oka, powraca z zapowiadaną i oczekiwaną powieścią, bardzo udanie rozwijając wykreowany przez siebie świat, który pokochali jego czytelnicy.
"Wszystkie drogi prowadzą"
Cilgeran, doktorant zajmujący się teorią bohaterstwa na Wydziale Nauk Barbarzyńskich, ma o codziennym życiu mniej więcej takie pojęcie, jak trolle o zasadach etykiety. Kiedy jego praca doktorska zostaje skradziona, nie ma wyboru – musi opuścić bezpieczne mury Uniwersytetu im. Kelta Niezwyciężonego i ruszyć w podróż, która okaże się daleka od akademickiej rutyny.
W drodze towarzyszyć mu będzie dość osobliwa kompania: wiecznie niezadowolony niziołek, wiedźma, która niestety nie posiada talentu do magii, oraz żywy szkielet, pasjonat teorii spiskowych i opiekun bezdomnych zwierząt.
"Wszystkie drogi prowadzą" to pełna humoru powieść fantasy, która bawi się znanymi schematami gatunku, nie szczędząc przy tym satyrycznych komentarzy na temat systemu edukacji. Fani Terry’ego Pratchetta mogą odnaleźć w niej ducha twórczości autora Świata Dysku oraz sporą dawkę inteligentnego humoru.
Panie Łukaszu, co pan, puchaty jednorożec skromności i sympatyczności, czuje, gdy czyta o sobie: "Umarł król, niech żyje król! Chciałoby się powiedzieć po lekturze drugiej książki Łukasza Kucharczyka. Bo chociaż świat humorystycznej fantasy bezpowrotnie stracił swojego mistrza, jakim niewątpliwie był sir Terry Pratchett, tak zapełnia nieco tę bolesną lukę właśnie proza naszego rodaka"?
– Wydaje mi się, że przykładanie światowych analogi do naszych rodzimych twórców to już swego rodzaju uświęcona tradycja. Słyszałem od kogoś, że Łukasz Orbitowski miał pomysł zorganizowania panelu „polskich Stephenów Kingów” na którymś konwencie fantastycznym. Obawiam się, że jeśli rzeczywiście udałoby się zgromadzić wszystkich, to dla publiczności zabrakłoby miejsca… W zasadzie to naturalne, że wydawnictwa promują swoje utwory poprzez najbardziej nośne analogie, też jest czymś naturalnym, że krytycy przykładają do ocenianego tekstu miarkę podpisaną nazwiskiem twórcy, który niejako patronuje danej konwencji. Terry Pratchett, cytując klasyka, „wielkim pisarzem był” i położył „wielki cień” na całej konwencji satyry fantasy. Te porównania są bardzo miłe, ale równie dobrze moglibyśmy porównywać snopowiązałkę do komputera kwantowego… Poza tym wydaje mi się, że całkiem dobrze udaje mi się być Łukaszem Kucharczykiem, pewnie głównie dlatego, że nie mam na polu tego bycia żadnej konkurencji.
"Wszystkie drogi prowadzą" są powieścią, pana debiut ("Granty i smoki") był zbiorem opowiadań. Ciężko było "przesiąść" się na dłuższą formę? Co było w tej kwestii najtrudniejsze?
– „Granty i smoki” były pisanie zgodnie z założeniami „strzelby Czechowa”, w początkowe partie wplatałem jakiś przedmiot, postać czy motyw, który w finalnych taktach „wystrzeliwał”. „Granty” jakoś tak same ze mnie wpłynęły, w zasadzie przed ich napisaniem musiałem sobie przypomnieć, lub doczytać baśnie i legendy z różnych zakątków świata. Wtedy, prawdę mówiąc, nawet nie zakładałem, że są to opowiadania, które mają szansą trafić do fandomu fantastycznego. Praca nad formą powieściową była już dużo bardziej czasochłonna. Same powtórzenie bądź przyswojenie lektur, które w sposób palimpsestowy w „Drogach” wykorzystuję – średniowieczne powieści awanturnicze, „Don Kichot”, wiersze i eseje Mallarmé’go, „Imię róży” i zbiory esejów Umberto Eco, utwory Sławomira Mrożka, wreszcie najróżniejsze opracowania kultury średniowiecza czy mitologii i folkloru Słowian – zajęło trochę czasu. Poza tym zależałoby mi, aby nie skupiać się na parodii szeroko rozumianej akademii, ale by raczej pokazać jakiś wspólny dla nas wszystkich zbiór problemów. No i muszę wyznać, że byłem wtedy pod mocnym wpływem tezy Jacka Dukaja o „literaturze Google’a”, czyli takiej, która jest symultaniczna, żongluje wątkami, postaciami, gra repetycją, oddziałuje na współczesny przebodźcowany umysł. Potem przypomniałem sobie, że Dukaj w ogóle nie pisze w taki sposób i prawdę mówiąc dziś już te tezy aż tak mnie nie zachwycają…
Trudno jest pogodzić uniwersyteckie obowiązki z pisaniem? Czy praca nie sprawia, że ma Pan czasami dość literatury, niezależnie od jej formy?
– Nie, literatury nie mam dość w żadnym wypadku. Jednak praca uniwersytecka, która w znacznej mierze polega na pisaniu, więc znalezienie czasu na pisanie po pisaniu to naprawdę niełatwa sprawa. No i przede wszystkim czas na lektury, które wykraczają poza to, co muszę sobie przypominać w ramach zajęciach. Pewnie dlatego piszę rzeczy literackie raczej powoli, ale nie ma co narzekać.
Nawiązując do fabuły, bo jeszcze o niej nie wspomnieliśmy, przydarzyło się Panu zgubić pracę doktorską?
Akurat przy całym moim nieogarnięciu nie, maniakalnie zapisywałem każdy fragment po napisaniu. Ale, że nie zgubiłem wydrukowanej pracy to faktycznie nieco dziwne. Ja potrafię wyjść na spacer ze smyczą pozostawiając psa w domu.
Dodajmy, że do znanej nam już dwójki starych przyjaciół dołączają Horgana - wpływodziejka oraz Mortimus - ożywiony szkielet, który jest wyznawcą teorii spiskowych, posiadający pieska Filiego… Przygotował Pan dla swoich Czytelników nietypową zbieraninę oryginałów…
– Siłą rzeczy musiałem poszerzyć drużynę. Chciałem by te postacie jedynie pozornie pozostawały w ramach jakie wyznaczały im powszechne stereotypy. I tak Horgana to „influencerka” tego świata a Mortimus wyznaje wszelkie możliwe teorie spiskowe. To oczywiście banalne punkty wyjścia, natomiast zależało mi na tym by ich „ślad pamięciowy” zawierał głębsze, bardziej złożone historie. Fili natomiast jest Filim, ponieważ od dwóch lat staramy się okiełznać tę wziętą ze schroniska Czarną Furię i czasem nawet nam to wychodzi. Inspiracje pod tym względem przychodziły do mnie same, czasem nawet bezpardonowo wskakiwały całym ciężarem na kolana i wymuszały smaczki.
Wielu krytyków zauważyło, że "Wszystkie drogi…" jest jak Shrek, tzn. ma warstwy. I tak "pod anturażem humorystycznego fantasy kryje się "coś więcej", coś, nie bójmy się tego stwierdzenia, co znamy nie tyle z heroic fantasy, co po prostu z literatury…
– Właśnie pole problemowe chciałem uczynić tym, co szczególnie odróżni „Drogi” od „Grantów”. Chciałem by powieść była trochę smutna, może też straszna. Jak nas wszystkich mnie też w ostatnich latach szczególnie interesuje geopolityka, więc i w powieści ten temat wyraźnie wybrzmiewa. Dużo czasu mi zajęły próby łączenia satyry z powagą, to trudne, przynajmniej dla mnie.
Nie tylko świat wartości uległ rozszerzeniu, również pole nawiązań i aluzji, do których odwołuje się Pan we "Wszystkich drogach…". Pojawia się polityka i jeszcze więcej czerpie Pan z szeroko pojętej popkultury. Pomijam już tutaj fakt, że cała powieść, sama w sobie jest grą z konwencją…
– Wcześniej mówiłem o niektórych inspiracjach literackich, pewnie nie wszystkich. Ale są tam też oczywiście filmy jak np. „Gladiator” czy „Dobry, zły i brzydki”. No i powieściowy dyktator wygłasza fragmenty przemówień PRL-owskich władyków, m. in. Gomułki. I tak, cała sprawa Księgi, której poszukuje Cilgeran to koncept „Księgi” autorstwa Stéphana Mallarmégo. Francuski poeta stworzył swego rodzaju mit, piękne marzenie o dziele literackim i materialnym, które dąży do uchwycenia stale rozpraszającej się rzeczywistości, do całościowego zamknięcia w sobie wszechświata. Oczywiście piękno tej idei tkwi w samej jej potencjalności. Jej realizacja ma wpisany swoisty koniec – nie tylko literatury, ale i świata. I z tym muszą zmierzyć się w mojej metaopowieści bohaterowie.
W tym kontekście trudno wymyślić lepszy tytuł dla książki. niż ma to miejsce w przypadku pana powieści. Długo trwały poszukiwania?
– Geneza jest prosta, by nie powiedzieć prostacka. Bardzo podobał mi się tytuł „Nie ma tego Złego” Marcina Mortki, taka strategia urwanego przysłowia. Wymyśliłem coś podobnego, ale oczywiście można dodać do tego znaczenie metaforyczne, w końcu każda droga gdzieś nas poprowadzi.
Niektórzy recenzenci "Wszystkich dróg…" mieli Panu za złe, że ta powieść jest "one shot'em", że dobrze się ją czyta, "dobrze wchodzi", ale w gruncie rzeczy nie zostaje w nas na dłużej. Zastanawiam się to nie pewne przestrzelenie, jeśli chodzi o argumentację, bo odnoszę wrażenie, że ktoś pomylił komedię z tragedią, i to dosłownie, bo przecież powieść ta w gruncie rzeczy właśnie taka ma być. Równie dobrze, ktoś mógłby się doczepić się do tego, że koń jest koniem? Nie bawią Pana, takie zastrzeżenia? Pytam, bo dostrzegam w autorach takich opinii chęć lansowania się na poważnych krytyków, a ci, jak wiadomo, nie mogą być zbyt łaskawi.
– Też czasem zastanawiam się nad doborem narzędzi, które służą do takich finalnych sądów. Być może nie ma ich wcale, ale mój nie pozwala mi nie dopytywać się o metodę. Z drugiej strony ja rozumień tych ludzi, jestem wdzięczny za lekturę i trudno by czytali w ten sposób, jaki założył sobie Kucharczyk
"Wszystkie drogi prowadzą" posiada także krakowski akcent, a to za sprawą wydawcy. Pytając żartobliwie: połechce Pan ucho Krakusów i stwierdzi, że w Warszawie nie znalazł się nikt odpowiedni?
– Była jedna taka, która finalnie okazała się „Wandą, która nie chciała Niemca”, ale nie ma co do tego wracać. Jestem bardzo wdzięczny wydawnictwu IX i Word Audio Publishing Poland za wydanie „Dróg”. Tyle.
Nad czym obecnie Pan pracuje? Pytam oczywiście w kontekście tego, kiedy możemy spodziewać się następnej części z Pana serii?
– No właśnie to nie będzie nic związanego z satryą fantasy, w ogóle nie będzie to fantastyka. To będzie coś osadzonego w latach dziewięćdziesiątych. Nie będzie też osadzone na grze aluzjami, choć postaram się by był to „retelling” ważnej dla literatury światowej powieści. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Zauważyłem, że dla nowych pokoleń studentów lata dziewięćdziesiąte to już historia taka jaką dla mnie był PRL. Zobaczymy na co pozwolą mi Muzy i obowiązki akademickie…
Łukasz Kucharczyk - doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Katedrze Polskiej Literatury Współczesnej i Krytyki Literackiej UKSW. Autor monografii naukowych o Stanisławie Lemie, Jacku Dukaju oraz kilkudziesięciu artykułów naukowych i krytycznoliterackich traktujących o polskiej literaturze współczesnej. Laureat Chrysalis Award Europejskiego Stowarzyszenia Science Fiction dla najbardziej obiecujących debiutów, nominowany do Śląkfy 2023 w kategorii Twórcy Roku i Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza Zajdla 2023.