- Jest jeszcze coś, co może w tych wyborach być zagrożeniem dla PiS-u i dla Konfederacji, i może Konfederację potencjalnie zahamować w ambicjach wysokiego wyniku. Jedna zmienna, która pojawiła się już w wyborach samorządowych. Zapominamy, że mamy jeszcze dwa komitety, które też zarejestrowały się ogólnopolsko - przypomina Daniel Pers, analityk wyborczy i ceniony ekspert, gdy chodzi o prognozowanie wyników. Rozmawiamy o kampanii do Europarlamentu i wynikach, których spodziewa się w okręgu małopolsko-świętokrzyskim.
Daniel Pers – znany użytkownikom X (Twittera), którzy interesują się polską polityką, opracował własne algorytmy, dzięki którym zaskakująco trafnie prognozował kilka ostatnich wyników wyborów. Model powstał przez porównanie przedwyborczych sondaży różnych pracowni z faktycznymi wynikami głosowania Polaków. Ma też własną metodę przeliczania tzw. niezdecydowanych, dzięki czemu udało mu się odnieść sporo sukcesów. Z dużą dokładnością dokonał prognoz i symulacji wyborczych w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, ale też przygotował najdokładniejszy pomiar przed ubiegłorocznymi wyborami prezydenta w Rzeszowie. Jest cenionym ekspertem. Z jego wyliczeń można korzystać w płatnej strefie na Patronite (patreon.com/perselection). Przygotowuje też raporty dla Onetu.
Zdaniem analityka, te wybory do Europarlamentu mogą nas zaskoczyć. Choć najbardziej prawdopodobny jest wynik remisowy między PiS-em i Platformą, jest kilka czynników, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na korzyść koalicji rządzącej. - Okazuje się już nieaktualna doktryna, że „nic na prawo od PiS-u”. Teraz na prawo od PiS jest i Konfederacja, ale jest jeszcze Stanisław Żółtek i Korwin - zauważa ekspert. - Jeżeli chodzi też o sytuację PiS-u, na przykład właśnie w takim okręgu jak Kraków, ciekawą sprawą jest to, że z Konfederacją dogadała się jeszcze Polska jest jedna. To komitet, który w ostatnich wyborach parlamentarnych uszczknął 1,6 proc. (w skali kraju), ale jak się spojrzy na mapę, to na południu Małopolski, były okręgi, w których mieli czasami nawet 4 proc. Spadek poparcia dla PiS-u na południu ilustrują też wybory samorządowe, gdzie w Zakopanem kandydatka PiS-u przegrała - przypomina.
Z Danielem Persem rozmawiamy o kampanii do Europarlamentu i wynikach, których spodziewa się w okręgu małopolsko-świętokrzyskim. Pytamy też, ile mandatów może "dostać" okręg 10 i od czego to zależy.
Jak oceniasz kampanię przed wyborami parlamentarnymi. Czy twoim zdaniem PiS może powtórzyć sukces z wyborów samorządowych? Czy utrzyma się ta tendencja?
- Sukces PiS w wyborach samorządowych to w dużej mierze zasługa Jacka Cieszyńskiego i jego kampanii, w której 100 konkretów zamienił na 100 kłamstw i niezrealizowanych obietnic Tuska (zresztą fałszując rzeczywistość, bo ten rząd w ciągu 100 dni zrobił więcej niż kiedykolwiek). To była kampania tak naprawdę skierowana do wyborców Platformy - miała zniechęcić ich do udziału w głosowaniu. PiS wiedząc jaki ma szanse, postanowił zmniejszyć w ten sposób elektorat Platformy i, jak widać, to się udało. Nie oznacza to jednak, że przy obecnych wyborach – do Europarlamentu – to, co zadziałało wtedy, będzie skuteczne ponownie, gdy zmienią się warunki otoczenia. To, co zadziałało przy wyborach samorządowych, nie musi pomóc teraz. Jednak trudno się martwić o PiS, bo Platforma też leży z kampanią. Tuska nie ma w trasie, nie ma przekazów dnia, jest źle. Natomiast Jarosława Kaczyńskiego jest bardzo dużo. Widać, że Jarosław Kaczyński postanowił zabrać lejce. Owszem jeździ też sporo Beata Szydło, ale to Kaczyński przebija się do mediów.|Znowu w wyborach postawił na takie osoby jak Jacek Kurski, Michał Wójcik czy Mariusz Kamiński (mimo że w ostatnich wyborach będąc „jedynką” w okręgu chełmińskim miał wręcz katastrofalny wynik (zdobył 44 tys. głosów, 10 proc. w całym okręgu, 19 proc. na liście PiS – przyp. red.). Można zapytać – dlaczego oni tam są? Wytłumaczenie jest proste - w wyborach (czy samorządowych czy do europarlamentu) trzeba rozgrzać swój „beton” (czy swoich stałych wyborców – przyp. red), aby poszedł zagłosować. Tylko clou polega na tym, żeby rozgrzewając swój elektorat choćby o 1 procent, skutkiem ubocznym nie było rozgrzanie o 0,75 tego drugiego obozu. Gdy Jarosław Kaczyński jest ciągle na czele lokomotywy, gdy są wystawione takie osoby jak Obajtek czy Kurski, mobilizuje się elektorat PiS-u, który, jednak według naszych danych, przed wyborami europejskimi nie jest wcale tak zmobilizowany jak 5 lat temu. Dziwi mnie też strategia PiS-u. Gdy popatrzysz na siódemkę PiS-u (7 punktów #TakdlaPolski: tak dla inwestycji, dla polskiej wsi, dla bezpieczeństwa, dla obrony polskich granic, dla polskiego złotego, dla wolności, tak dla zatrzymania podwyżek – przyp. red.) to przynajmniej pięć z tych siedmiu punktów, to punkty, które, można odnieść wrażenie, robią PiS-owi antyreklamę i mogą pomóc przeciwnikowi. Wspomina się Zielony Ład podpisany przecież przez Morawieckiego, lobowany przez Kaczyńskiego, o którym pozytywnie mówił też komisarz Janusz Wojciechowski.
PiS próbuje iść tymi tematami asocjacyjnie. W podcaście, który prowadziliśmy z Patrykiem Dolartem, już na jesieni ubiegłego roku przewidywaliśmy, że Zielony Ład będzie tematem numer jeden w kampanii. Bo choć jako społeczeństwo nie jesteśmy eurosceptyczni, rośnie bardzo toksyczny sentyment wokół części rzeczy, które Unia Europejska ma na horyzoncie. Taka toksycznym tematem jest Zielony Ład, bo to projekt, który dotyka portfela i ludzie się tego po prostu boją, bo zaczyna wchodzić bardzo restrykcyjnie w życie. Ludzie boją się utraty samochodów spalinowych, boją się podwyżek. Jest po prostu dużo lęków i obaw.
W kampanii PiS i Konfederacja straszą też tym, że mieszkania i domy będą im odbierać, bo ich nie ocieplili.
- Tak, dokładnie. To jest taki paradoks, że równocześnie Polacy są za ekologią (potwierdziły to w maju br. raport „Polityka klimatyczna z ludzką twarzą”), ale nie chcą Zielonego Ładu, który został ostatnio, moim zdaniem słusznie, wykreowany jako „kosa na portfel”, a nie pozytywna transformacja. I ta przestrzeń to moim zdaniem miejsce dla Platformy. Tusk mógłby bardzo mocno zyskać, gdyby z góry i na dół (i również w mediach) szedł przekaz, że to Mateusz Morawiecki podpisał Zielony Ład, że Jarosław Kaczyński to lobował, a teraz są temu przeciwko. Taki przekaz zbił by tę kanwę asocjacyjną PiS-u i zamienił w kanwę kompetencyjną Platformy. Chodzi o przekaz: „PiS zostawił nas z tym, a my chcemy załatwiać nasze interesy w Unii Europejskiej, my chcemy wpływać i panować nad przekazem, być przynajmniej współautorami kursu, w jakim idzie Unia Europejska i właśnie po to startujemy w wyborach europejskich, żeby to renegocjować, żeby Polaków od tego uwolnić, żeby to było na naszych warunkach”. I dodatkowo politycy Platformy mogliby mówić, że trzeba to zrobić tak, żeby transformacja energetyczna i ekologia była dla nas zmianą pozytywną, podwyższała nasze bezpieczeństwo i żeby też była dobra dla biznesu, bo to są też inwestycje, to są też miejsca pracy, to jest potem magnetyzm dla kolejnych inwestycji.
Teraz jesteśmy w takiej sytuacji, gdzie PiS przy wyborach europejskich startuje z pozycji uprzywilejowanej, bo się nie zatrzymał mimo utraty władzy i jak powiedziałem w moim raporcie dla Onetu, moim zdaniem PiS jest rozpędzony i to widać. Tylko pytanie czy jest rozpędzony, czy jest zachłyśnięty.
Gdy chodzi o PiS oczekiwania przy wyborach samorządowych były bardzo niskie, przy europejskich dla PiS-u są duże. Więc jakakolwiek wywrotka przy wyborach europejskich będzie traktowana jako kataklizm. Będzie to tym większa porażka, bo nikt się jej nie spodziewał, bo podkreślali po wyborach samorządowych swoje zwycięstwo. Ofiarą tego procesu padła na jesieni Konfederacja, gdy oczekiwania były bardzo wysokie, a wynik mimo, że poprawiony i obiektywnie był naprawdę niezły, był odczuwany jako katastrofalny, bo wszyscy widzieli w wyobraźni dwucyfrowy wynik, a dostała 7 proc. I teraz jest podobnie z PiS-em. Trzecia rzecz, która może zaskoczyć negatywnym wpływem na wynik PiS to, jak już mówiłem, jedynki PiS-u i Jarosław Kaczyński na czele tej lokomotywy. Moim zdaniem Platforma ma przestrzeń do tego, żeby naprawdę wygrać te wybory i skanibalizować trochę Lewicę i zwłaszcza Trzecią Drogę, dla której to są najtrudniejsze wybory.
Warto też wspomnieć, o czym mam wrażenie, dużo osób zapomniało, że w tych wyborach może głosować Polonia, ale znowu Platforma nic nie robi w tym kierunku, żeby sobie o tym przypomnieć. A Polonia, jak wyszło przy ostatnich wyborach ostatnich parlamentarnych, to aż 650 tysięcy głosów. Przy tych wyborach to się szczególnie liczy, bo to idzie do ogólnej puli. To tak, jakbyśmy mieli kolejny - czternasty okręg. Choć wiadomo, że tym razem nie pójdzie tyle osób, ale nawet gdyby poszła połowa, to przy 325 tysiącach głosów, i biorąc pod uwagę jak się te głosy rozłożą (Platforma tam dostanie pomiędzy 45-50 proc., a PiS powiedzmy 14-17 proc), to gdyby Platforma zmobilizowała nawet połowę Polonii, która na nią zagłosowała w wyborach parlamentarnych, to netto dodaje sobie przewagi, albo odrabia stratę, o około 120-130 tysięcy głosów.
Ile to może dać mandatów?
- Jeżeli chodzi o mandaty, w wariancie neutralnym, zakładając, że mamy frekwencję 41 proc. jesteśmy w okolicach remisu PiS - PO. Platforma i PiS mają dokładnie tyle mandatów, co w 2014 roku. Zresztą wyniki troszeczkę się rozkładają podobnie, czyli mają po 19 mandatów. I w tym momencie te dodatkowe 100 tysięcy głosów zadecyduje czy jeden mandat nie przepłynie w stronę Platformy.
Jeżeli pojawi się jakaś demobilizacja (znowu w miastach) i PiS osiągnie znowu sukces, to albo PiS utrzyma 19 mandatów, a Platforma straci 1 (do 18 mandatów), a Trzecia Droga zyska siódmy mandat, albo (jeżeli Trzecia Droga aż tak dobrze sobie nie poradzi w tych wyborach, a jest to mocno niewykluczone), to PiS dostanie 20. mandat. Jeszcze też zobaczymy, co się stanie z Lewicą i co się stanie z Konfederacją. Gdyby jeszcze też miało dojść do tego, że przy jakiejś polaryzacji trochę zassałoby Konfederację (zakładamy, że do Konfederacji mógłby spaść ten piąty mandat) wtedy PiS mógłby mieć aż 21 mandatów.
I w tym momencie Polonia (załóżmy - te 150 tysięcy głosów), to jest coś, co może zadecydować o tym, czy będziemy mieli remis, a w takim wariancie bardziej optymistycznym dla Platformy to jest coś, co może zdecydować na przykład o 20 mandacie dla PO.
Czy przez taki mocno eurosceptyczny przekaz PiS-u, (cały czas mówią o zagrożeniu i odebraniu Polsce suwerenności, że będziemy tylko krajem, gdzie mieszkają Polacy) nie strzela on sobie w stopę i czy przypadkiem nie jest tak, że zyska na tym Konfederacja, która może się okazać czarnym koniem, bo gdy PiS serwuje eurosceptyczny przekaz, Konfederacja mówi: przecież my mówiliśmy o tym od samego początku.
- Trafiłaś dokładnie w sedno, bo jeżeli Konfederacja się mocno ocknie w tych wyborach i mówiąc kolokwialnie zaszaleje, to właśnie ona ma w tych wyborach najwięcej do ugrania. Mówiliśmy już, że to są wybory niskofrekwencyjne, a to jest świetne dla Konfederacji, bo jeżeli Konfederacja znowu dostanie na przykład milion albo półtora miliona głosów, to półtora miliona przy frekwencji 70 proc., a półtora miliona przy frekwencji 40 proc. to jest różnica między wynikiem na poziomie 7 proc. a wynikiem na poziomie 10-11 proc. więc dla Konfederacji to są najważniejsze wybory, bo to są ostatnie wybory, w których Konfederacja może w końcu błysnąć. Oni na to bardzo czekają, żeby w końcu wskoczyć na podium i dostać ten lepszy wynik. Więc dla nich to jest olbrzymia szansa.
PiS, jak już mówiłem, idzie asocjacyjnie, bo widzi trendy i ma tutaj słuszność. Idzie w dobrym kierunku, bo nie dość, że ten przekaz jest znowu klasycznie mocno tożsamościowy, Polski itd., to jeszcze słusznie zaczęli troszkę to przechylać w stronę portfela. To jest coś, co jest bardzo ważne. I to jest coś, co jest też lekcją z wyborów parlamentarnych, kiedy trochę od tego portfela odeszli. Więc to jest coś, co oceniam pozytywnie i co muszę pochwalić. Tylko problem jest kto jest w tym jest bardziej wiarygodny. Jeżeli Konfederacja skupi się troszeczkę na dziobaniu tych tematów, wyciąganiu tych rzeczy (a Konfederacja ma znacznie młodszy elektorat, który jest czujny) i jeżeli Konfederacja zacznie w sieci budować ten przekaz, pokazywać, sprawdzać PiS pod tymi kwestiami, może – obok Platformy - dołączyć obozu kompetencyjnego. Tematy korzystne dla Konfederacji już puchną dzięki PiS-owi, ale to Konfederacja będzie w tym bardziej obiektywna, bo co by nie mówić, Konfederacji nie można zarzucić niekonsekwencji, bo Konfederacja jest w tym przekazie bardzo konsekwentna.
On ci też chwalą się tym, że mają bardzo kompetentnych kandydatów, że znają języki, że się znają na rzeczy.
- Pojawia się tu przestrzeń wspólnego interesu między Konfederacją a Platformą, bo jeżeli mówimy o tym, że PiS jest hipokrytą, jeżeli chodzi Zielony Ład i tego typu kwestie, otwiera się przestrzeń do tego, żeby znowu się zrobiło troszeczkę cztery na jednego (PO, Lewica Trzecia Droga i Konfederacja).
Jest jeszcze coś, co może w tych wyborach być zagrożeniem dla PiS-u i dla Konfederacji, i może Konfederację potencjalnie zahamować w ambicjach wysokiego wyniku. Jedna zmienna, która pojawiła się już w wyborach samorządowych. Zapominamy, że mamy jeszcze dwa komitety, które też zarejestrowały się ogólnopolsko: Komitet Bezpartyjnych razem z Korwinem, i Polexit, którego liderem jest Stanisław Żółtek. To polityk, który znany z debaty prezydenckiej w 2020 roku, który mówił o Menelowym Plus. Więc okazuje się już nieaktualna doktryna, że „nic na prawo od PiS-u”. Teraz na prawo od PiS jest i Konfederacja, ale jest jeszcze Stanisław Żółtek i jeszcze Korwin. Teraz pytanie, czy w ogóle uda im się w jakikolwiek sposób przebić. Jeżeli chodzi też o sytuację PiS-u, na przykład właśnie w takim okręgu jak Kraków, ciekawą sprawą jest to, że z Konfederacją dogadała się jeszcze Polska jest jedna. To komitet, który w ostatnich wyborach parlamentarnych uszczknął 1,6 proc. (w skali kraju), ale jak się spojrzy na mapę, to na południu Małopolski, były okręgi, w których mieli czasami nawet 4 proc. (w okręgu Nowy Sącz mieli średnio 5 proc. a w Poroninie nawet 7,7 – przyp. red.). Spadek poparcia dla PiS-u na południu ilustrują też wybory samorządowe, gdzie w Zakopanem kandydatka PiS-u przegrała.
I to mimo bardzo dobrej kampanii.
- Tak jest. I się nie udało. Więc tutaj pojawiają się dla PiS-u tarapaty.
Już na koniec (to jest też taka ciekawostka w kontekście Małopolski i zarządzania w PiS-ie przez kryzys), rozumiem i przyjmuję argumenty, że rywalizacja między posłami, między ministrami, między kandydatami PiS-u jest pomocna, bo gdy konkurują ze sobą pracują ciężej. Natomiast jest tu ryzyko, że tak jak w wyborach parlamentarnych, 2 plus 2 nie da 5, tylko da 3, bo tą wewnętrzną walką zaczną zniechęcać wyborców, żeby głosowali na poszczególne kandydatury. W tym kontekście jestem bardzo ciekaw tego, jak rozegra się akcja wokół Jacka Kurskiego, który był niechciany na listach przez innych polityków PiS-u. Jestem też ciekaw, jak się rozegrają wybory na Podkarpaciu, gdzie prezes wystawił Daniela Obajtka. To może okazać się toksyczne, bo wokół nich rozpędzają się pewne tematy ogólnopolskie, które dosyć dobrze się sprzedają, bo zwłaszcza Obajtek miał dosyć soczyste wypowiedzi.
Czyli gdy chodzi o Kurskiego, może się okazać, że im bardziej będzie aktywny w tej kampanii, tym bardziej zniechęci do wzięcia udziału w wyborach?
- Może nie tyle zniechęci, bo gdy chodzi o partyjny „beton” to raczej problem może mieć sam Kurski. Natomiast przy Obajtku jest pytanie, czy nie zmobilizuje on przeciw sobie wyborców konkurencji. Na miejscu PiS-u tego bym się obawiał. Tym bardziej, że na prawej flance jest teraz naprawdę dużo komitetów.
Przejdźmy teraz do Małopolski. Jestem ciekawa, czy widzisz na listach w naszym okręgu takich kandydatów, którzy mogą wyskoczyć do przodu z dalszych miejsc.
- Jak popatrzysz na te listy, to nie wiem, czy masz takie samo wrażenie, że są to najdziwniejsze listy, jakie mieliśmy w wyborach do Europarlamentu. Bo, owszem, mamy „jedynki” w różnych partiach, ale mamy bardzo dużo pościskanych posłów, znanych twarzy . W Małopolsce tego aż tak dużo nie ma. Liderką jest tu Beata Szydło, która akurat tutaj nie będzie miała problemów. Szydło jest bezsprzeczną lokomotywą i uzyska absolutnie bezkonkurencyjny wynik, jeżeli chodzi o swój okręg. Moim zdaniem uzyska znowu najwyższy wynik w kraju.
Tak, ale ciekawa jest choćby jest pozycja Arkadiusza Mularczyka, który, mimo że jest debiutantem, wyprzedził na liście aktualnego europosła.
- No właśnie. Tarczyński, który jest europosłem, jest dopiero trzeci, a nie drugi.
W naszych wyliczeniach wychodzi, że jednak to Tarczyński będzie miał drugi wynik w PiS-ie, a nie Mularczyk i uzyska powyżej 100 tysięcy głosów.
Jeżeli chodzi o „jedynkę” Platformy, to na dzisiaj realnym rywalem dla Bartłomieja Sienkiewicza jest bardziej Tarczyński niż Szydło. Bo Sienkiewicz wychodzi w tej chwili w okolicach 190-200 tysięcy głosów, a Beata Szydło w okolicach 375 tysięcy.
Jeżeli chodzi o PiS, to w naszym okręgu na pewno będzie miało trzeci mandat. Kto go zdobędzie?
- Trudno powiedzieć. To nie musi być Mularczyk. Na miejscu Arkadiusza Mularczyka bał bym się takich osób, na przykład jak Michał Wójcik - to jest nazwisko, które mimo wszystko jest niebezpieczne dla niego, no i jest też senator Marek Pęk na ostatnim miejscu. To też jest nazwisko, którego nie można ignorować.
Czyli Mularczyk, który jest „dwójką”, może się nie dostać do Europarlamentu, bo wyskoczą mu inne osoby, bardziej jednak rozpoznawalne.
- To jest kwestia tego, na ile Arkadiusz Mularczyk zainwestuje w kampanię, na ile się ruszy w trasę. Na tę chwilę Beata Szydło i Dominik Tarczyński, to dwie osoby, które dzielą się tym tortem. I pytanie, dla kogo jeszcze zostanie.
Jeżeli chodzi o sytuację w Platformie, to bierze ona dwa mandaty. Wiadomo, że Sienkiewicz dostanie ten pierwszy mandat, natomiast jest kwestia tego, kto będzie drugi. Moim zdaniem to wcale nie jest przesądzone. Tam „dwójką” jest Małgorzata Wilk-Grzywna, znana bardziej w województwie świętokrzyskim, której nie kojarzę z polityki, a „trójką” Jagna Marczułajtis-Walczak, posłanka z Małopolski. Jest też jeszcze na liście Marek Sowa (któremu poparcia udzielił prezydent Aleksander Miszalski - przyp. red.). Nam z symulacji wychodzi to, że to Marczułajtis robi drugi wynik, dostaje powyżej 100 tysięcy głosów i zdobywa mandat, a nie kandydatka z dwójki.
Czy tym razem mandat dla Konfederacji jest już pewny? Czy Konfederacja ciągle stoi gdzieś na skraju? Na tej liście mamy i Berkowicza i Brauna. Który z nich będzie liderem? Braun w Małopolsce cieszy się dużą popularnością. Również dzięki tej akcji w Sejmie, gdy zgasił gaśnicą świece hanukowe. Jest bardziej wyrazisty. Czy myślisz, że on ma większe szanse niż Berkowicz?
- Wiesz jak jest teraz Izrael oceniony na świecie. Jest też tak oceniany w Polsce. I w tym kontekście Braun z gaśnicą to człowiek - wizjoner. A co najlepsze, w Małopolsce na ulicach sam osobiście podpisywał ludziom gaśnice. Według naszych wyliczeń na starcie przewagę ma jednak Berkowicz, który zdeklasuje Brauna jeżeli chodzi o takie miejsca jak Kraków, Tarnów czy Kielce. Natomiast pytanie jak Braun poradzi sobie przede wszystkim w Małopolsce i na Kielecczyźnie powiatowej i czy dalej będzie tak prężnie działał. Ważny jest też rozkład frekwencji. Na starcie Berkowicz ma przewagę i dosyć wyprzedza Brauna, ale Braun będzie miał znacznie bardziej wierny elektorat. Natomiast Konfederacja w tych wyborach, przez tą niską frekwencję i przez dobrą pozycję startową, idzie po troszeczkę szerszy elektorat. I Berkowicz jest bardzo precyzyjny.
Spojrzyjmy jeszcze na listę Trzeciej Drogi. Moim zdaniem to bardzo mocna lista. Mamy tu Jarubasa, Rasia, Górnikiewicza, który dostał się niedawno do Sejmu. Mamy Nowogórską, która też jest tutaj lubiana, a zamyka ją na dziesiątce obecny wojewoda małopolski Krzysztof Klęczar.
- Ta lista w Małopolsce bardzo mnie zaskoczyła. Gdy ją opublikowano zmieniły się od razu nasze wyliczenia, bo wcześniej przez chwilę było tak, że Trzecia Droga była tuż przed Konfederacją. W tej chwili jest to już przewaga w okolicach trzech punktów, czyli dla Trzeciej Drogi jest to lepsze pozycja startowa. Faktycznie, lista jest bardzo mocna. I tutaj też ciekawie jest, jak skończy się to w Krakowie, czy będzie Jarubas, czy będzie Raś. Raś jest daleko na listach, ale to jest człowiek, który jest bardzo silny w Krakowie i w Małopolsce. Jarubas ma przewagę, bo po pierwsze jest europosłem i jest maszyną, jeżeli chodzi o świętokrzyskie. To jest jego województwo. Tam nikt mu nie zagrozi. Ale teraz jest pytanie, co się stanie w Małopolsce, czy zdobędzie tu głosy, czy będzie prowadził dobrą kampanię, czy się tu przebije? Natomiast na tę chwilę, Jarubas dosyć bezpiecznie wchodzi jako pierwszy i dostaje między 80 a 90 tysięcy głosów.
Czy Trzecia Droga ma szansę na drugi mandat?
- Nie. Liczyliśmy to na wszelkie sposoby i to się nie wydarzyło. Żeby to się wydarzyło, to Trzecia Droga musiałaby tak naprawdę przebić 20 proc. w Małopolsce.
Dlaczego tak różnią się sondaże, jeśli chodzi o wynik Trzeciej Drogi? Widziałam takie, że była na trzeciej pozycji, ale były też takie, gdzie w ogóle była poniżej Lewicy i Konfederacji. Z czego to wynika? Jak ty typujesz ich miejsce?
- W tej chwili Trzecia Droga jest na trzecim miejscu, dostaje 12 proc. Kropka. Tak wychodzi z danych, już po tych sondażach i po korektach. W tym sondażu, o którym mówisz, gdzie Trzecia Droga miała 7,7 proc, frekwencja wyniosła w nim 76 albo 77 proc. To było kompletnie dziwne badanie. Dla Trzeciej Drogi to są najtrudniejsze wybory, obiektywnie, bo w tych wyborach decyduje tzw. beton, czyli stali wyborcy, a w ich uruchomieniu pomagają znane nazwiska. Trzecia Droga w końcu się zreflektowała, że musi wpuścić więcej nazwisk. Małopolska ma piekielnie silną listę Trzeciej Drogi. Natomiast to nie są wybory, które są dla niej łatwe. Gdy rozważaliśmy, co będzie z Zielonym Ładem, to oni mają problem choćby z Różą Thun. Jak ona wpłynie na wyborców na wsiach? Trzecia Droga jest w tym momencie między młodym, a kowadłem. Gdyby Platforma była „starą Platformą”, to by szła do wyborów z hasłami: Europa da się lubić, kochamy Europę. Jest to też problem dla PiS-u do nagle Platforma jest owinięta biało-czerwonymi flagami, wskoczyła na to boisko tożsamości i zadaje takie niewygodne pytanie: Halo, halo, halo, jak to było z tym Zielonym Ładem? Jak to było z Rosjanami? Jak to było z tymi imigrantami? I tak dalej. To są rzeczy, które mogą mocno zdemobilizować elektorat PiS-u. W tym wszystkim Trzecia Droga jest między młotem a kowadłem, bo ona nie jest w stanie się ustawić na prawo od Platformy. Ona teoretycznie mogłaby ustawić się na lewo od Platformy i być jedyną partią, która na przykład chce Zielonego Ładu, bo taki elektorat też jest. Tylko, że dla niej to jest nieopłacalne, bo ona ma elektorat oparty na wsiach i małych miastach.
- Zobacz też:
Jak uważasz, ile mandatów może zdobyć Małopolska, bo mandaty zależą od wielkości okręgu i od frekwencji. I w zeszłych wyborach Małopolska i Świętokrzyskie były największym okręgiem (mamy prawie 3,6 mln wyborców) i frekwencja była bardzo wysoka. Mieliśmy 47 proc., a tymczasem siedem mandatów trafiło do Katowic, a do nas tylko sześć. Ile teraz możemy dostać?
- W tamtych wyborach byłoby nie sześć, a nawet osiem mandatów z Małopolski, gdyby Konfederacja jednak przekroczyła próg i gdyby Wiosna miała jednak wyższy wynik. To jest kwestia systemu wyborczego. Mandaty na początku są podzielone metodą D'Hondta na poszczególne listy, a potem Hare'a-Niemeyera na okręgi. Mam zbudowany w tej chwili taki wewnętrzny kalkulator w oparciu o dane algorytmowe. I w tej chwili wychodzi, że w okręgu świętokrzysko-małopolskim na dzisiaj jest siedem mandatów, łamane na osiem. Siedem jest przy założeniu, że Lewica ma cztery mandaty w kraju, bo tak dzisiaj wychodzi z danych. Jeżeli Lewica będzie miała piąty mandat w kraju, to w tym momencie na przykład Szejna będzie ósmym mandatem wybieranym właśnie w Małopolsce. Natomiast w momencie gdyby na przykład albo Konfederacja miała jakiś nieproporcjonalnie słaby wynik w Małopolsce, na co się nie zanosi, ale hipotetycznie, wtedy w tym okręgu może być ich mniej.