piątek, 26 lutego 2021 14:55

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Widzimy ekspansję „głupoty”, powiązaną z ekspansją niewiary

Autor Mirosław Haładyj
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Widzimy ekspansję „głupoty”, powiązaną z ekspansją niewiary

Za pomocą wirtualnych łączy porozmawialiśmy z prof. Grzegorzem Kucharczykiem, historykiem myśli politycznej XIX i XX wieku, którego najnowsza książka zatytułowana Katedra i Uniwersytet. O kryzysie i nadziei chrześcijańskiej cywilizacji, ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Biały Kruk.

– U naszych zachodnich sąsiadów, w Niemczech, jest więcej zarejestrowanych wróżów i wróżek niż księży katolickich. Ta tendencja jest rosnąca, gdy chodzi o tę pierwszą profesję. Podobnie jest u nas - biznes wróżbiarski jest bardzo ekspansywny

– mówi w wywiadzie prof. Kucharczyk.

Czy  że wikingowie byli czarnoskórzy? Czy słowa "matka”, „ojciec” i można zastąpić wyrazami „rodzic A” i „rodzic B”? Czy starożytny Egipt rządzony był przez czarnoskórych faraonów? Takie teorie wydają się absurdalne, a jednak są badane na uniwersytetach. Według profesora Kucharczyka żyjemy w czasach, kiedy właśnie absurdy stają się mainstreamem. I daje odpowiedź na pytanie o przyczyny takiego stanu rzeczy. – Wystarczy rozejrzeć się po świecie. Kryzys wiary pociąga za sobą kryzys rozumu. Widzieliśmy to na Zachodzie po obu stronach Atlantyku, że erozja wiary chrześcijańskiej pociąga za sobą nieuchronnie kryzys rozumu – mówi prof. Grzegorz Kucharczyk.

Czym objawia się kryzys naszej cywilizacji i gdzie szukać nadziei - na te i inne pytania odpowiedź w poniższym materiale.

Panie Profesorze, słowo kryzys, który widnieje w podtytule książki, w ostatnich czasach objawia się na naszych oczach. Naszą rozmowę chciałbym jednak zacząć od tytułowych bohaterów, czyli Katedry i Uniwersytetu, które symbolizują wiarę i rozum. Obecnie są one od siebie znacznie oddalone, by nie powiedzieć zantagonizowane. Ale to od władzy kościelnej wyszedł pomysł, aby dać początek uniwersytetowi w tym kształcie, jaki obecnie jest nam znany.
– Tak w rzeczywistości było, jak popatrzymy na rozwój cywilizacji, którą nazywamy cywilizacją zachodzą, cywilizacją chrześcijańską czy cywilizacją łacińską. Tam od początku te dwa zjawiska, które są symbolizowane rzeczownikami Katedra i Uniwersytet, występowały jednocześnie. Widzimy np. w XII wieku w wielu ośrodkach, w których stawia się wspaniałe katedry, tworzą się szkoły przykatedralne. Mało tego, Trzeci Sobór Laterański (1179 r.) nakazał tworzenie przy katedrach szkół katedralnych, z których później wyrosły uniwersytety. Tak było m. in. w Paryżu. Kościół był opiekunem tej instytucji, która była nowością w dziejach zachodniej cywilizacji. W XII wiecznym Paryżu za mistrzami chodzili żacy, dopiero potem tworzono budynki uniwersyteckie. Najpierw była idea, że jest prawda i jest dostępna ludzkiemu rozumowi, który jest darem bożym i należy go używać, a nie wzdragać się przed nim. A także to, że prawda jest uniwersalna, jednakowa dla wszystkich. Cała Europa Zachodnia pokryła się siecią nie tylko klasztorów, ale także uniwersytetów.  Jeżeli dzisiaj słyszymy z ust ludzi, który z ubolewaniem mówią jak to „relikty średniowiecza” utrzymują się gdzieniegdzie to trzeba zapytać ich czy mają na myśli Uniwersytet w Oksfordzie, w Cambridge, w Paryżu czy może w Padwie.

Panie Profesorze, czy powstawanie uniwersytetów przy katedrach wypływało z potrzeby podbudowania wiary? Czy wiara potrzebuje rozumu i odwrotnie: czy rozumu potrzebuje wiary?
– Św. Jan Paweł II jak i Benedykt XVI podkreślali, że wiara potrzebuje oczyszczającej siły rozumu, ale i rozum potrzebuje oczyszczającej siły wiary. Tak było od początku istnienia Kościoła. Wystarczy otworzyć Ewangelię i przeczytać jak wiele razy Chrystus tłumaczył swoim uczniom różne przypowieści, uczył ich właściwego sposobu rozumowania. Nie ma nic bardziej błędnego jak myślenie, że te dwie sfery można oddzielić. Jak pisał Jan Paweł II w prologu do swojej encykliki Fides et Ratio Na dwóch skrzydłach wiary i rozumu wznosi duch człowieka ku kontemplacji prawdy. To rzeczywistości, która od początku towarzyszyła Chrześcijaństwu. Oczywiście apostołowie wyruszający  na cały świat, aby głosić Ewangelię nie szli z intencją tworzenia uniwersytetów, ale z intencją podążania za Królestwem Bożym. Zgodnie z zapowiedzią mistrza jeżeli będziecie podążać za Królestwem Bożym, wszystko inne będzie wam dodane. O tym „wszystkim innym” jest ta książka.

W podtytule czytamy O kryzysie i nadziei chrześcijańskiej cywilizacji. Dlaczego powiązał Pan zagadnienie wiary i rozumu z kryzysem cywilizacji chrześcijańskiej? Skąd taka diagnoza?
– Wystarczy rozejrzeć się do świecie. Piszę we wstępie do tej książki, że sekwencja wydarzeń była taka - we wrześniu 2020 zaproponowałem wydawnictwu Biały Kruk wydanie książki, a po paru tygodniach okazało się, że tytuł jest jak najbardziej adekwatny. Kryzys wiary pociąga za sobą kryzys rozumu. Widzieliśmy to na Zachodzie po obu stronach Atlantyku, że erozja wiary chrześcijańskiej pociąga za sobą nieuchronnie kryzys rozumu. To znaczy stworzenie dogodnego pola dla grasowania na zgubę dusz ludzkich różnych form politycznych religii, czyli ideologii świeckich, które chcą zbudować „Królestwo Boże” co, jak wiemy ze źródeł historycznych, kończy się piekłem na ziemi. Dzisiaj nie ma wielomilionowych  ofiar, jak było w przypadku komunizmu czy narodowego socjalizmu, choć ciągle wielu ludzi – zwłaszcza wierzących w Chrystusa – także dzisiaj cierpi w komunistycznej Korei Północnej czy Chinach. Komunizm nie umarł, trwa nadal. Jednak mamy do czynienia  z ekspansją ideologii, która wyrosła z zakwestionowania wiary chrześcijańskiej i urąga zdrowemu rozsądkowi. Jak można na serio twierdzić, że logika matematyczna jest dowodem europejskiego ducha kolonializmu, która narzuca swój model kultury ludom afrykańskim (tako rzecze ideologia multikulturalizmu)? Jak można twierdzić, że wikingowie byli czarnoskórzy (tako rzecze tzw. afrocentryczna historiografia)? To co jest kompletnym absurdem staję się „prawda” obowiązującą. Ci, którzy tworzą te ideologię uważają, że prawdy nie ma, każdy ma swoją własną, uwarunkowaną społecznie lub kulturowo.

Panie Profesorze, tropi pan te wszystkie modne teorię i idee, które posiadają podbudowę teoretyczną. Na myśl przychodzi Chesterton wraz i jego powiedzenie: Kiedy człowiek przestaje wierzyć w Boga może uwierzyć we wszystko. Wspólny mianownik tych rzeczy, którymi się pan zajmuje to to, że powstały w środowisku akademickim są pewnymi konstruktami myślowymi, ale nie wytrzymują oglądu krytycznego. Skąd pomysł na zajęcie się takim teoriami?
– Pomysł wziął się z obserwacji tego co dzieje się w Polsce. Ciągle łapaliśmy się na myśli, że „to nie ma prawa się wydarzyć”, że naród Polski w pewnym momencie będzie przedstawiony jako współsprawca nazistowskich zbrodni ludobójstwa w czasie II wojny światowej. A jednak to się stało. Jeżeli ktoś na Zachodzie zajmuje się dzisiaj tematem niemieckiej okupacji w Polsce  w dziewięciu na dziesięć przypadków oznacza to, że zajmuje się Holokaustem, nie dostrzegając eksterminacji przez różne agendy państwa niemieckiego ludności polskiej, elit. Zazwyczaj eksterminacja ludności żydowskiej jest przedstawiana jako przedsięwzięcie w którym udział brali również Polacy. Krótko mówiąc jesteśmy świadkami kwestionowania prawd oczywistych, które wydawało się nam, że nie można zakwestionować. Tak samo nie można redefiniować pojęcia małżeństwa. Jeszcze 10 lat temu małżeństwo definiowane jako związek kobiety i mężczyzny. Obecnie jeśli ktoś tak twierdzi, podejrzewany jest o autorytarne ciągotki. Jeszcze do niedawna czymś niewyobrażalnym wydawało się, że można w kwestionariuszach osobowych zrezygnować z nazewnictwa „matka”, „ojciec” i zastąpić je wyrazami „rodzic A” i „rodzic B”, co w wielu krajach europejskich jest już faktem. Krótko mówiąc, widzimy ekspansję „głupoty”, która powiązana jest z ekspansją niewiary. Liczby są tutaj bardzo charakterystyczne. U naszych zachodnich sąsiadów, w Niemczech, jest więcej zarejestrowanych wróżów i wróżek niż księży katolickich. Ta tendencja jest rosnąca, gdy chodzi o tę pierwszą profesję. Podobnie jest u nas - biznes wróżbiarski jest bardzo ekspansywny.
Trzeba przypominać to co wydawało się, że nie wymaga przypominana i zerwać z samouspojakaniem się, że prawda obroni się sama. Pewne rzeczy, które wydawały się oczywiste, podczas ataku ideologicznego, zamieniają się w przeciwieństwo samych siebie. Wychodząc z tego założenia i obserwując co dzieje się w Polsce i  na Zachodzie, podjąłem taką inicjatywę.

Panie Profesorze, a jak sytuacja wygląda w Polsce? Wiadomo, że te idee, które powstają na uniwersytetach są kolportowane na inne uczelnie. Czy można powiedzieć, że mamy do czynienia z modą intelektualną, żeby przeszczepiać pewne pomysłu z zachodu na nasze rodzime podwórko? Czy nam też grozi to, aby uniwersytety stały się przybytkiem pewnych idei, które nie mają za wiele wspólnego z rzeczywistością?
–        Zdecydowanie ta groźba jest realna. Niestety sprzyja temu model tzw. reformowania polskiej nauki przyjęty przez byłego ministra nauki – Jarosława Gowina. Krótko mówiąc, utrwalenie zjawiska punktozy, czyli zdobywanie kolejnych punktów, a nie podążanie za prawdą. Dużo punktów można zdobyć w wysoko punktowanych czasopismach, które propagują modne ideologie. Czyli „topowy” ranking czasopism europejskich, amerykańskich, australijskich w których za jeden artykuł można zdobyć więcej punktów niż za opublikowanie w Polsce książki naukowej. Z reguły w naukach społecznych i humanistycznych powielają te „topowe” czasopisma wszystkie postmodernistyczne, genderowe czy neomarksistowskie bzdury. Tak ten mechanizm jest napędzany. Jeśli dodamy do tego drugie schorzenie reformy gowinowskiej tzw. grantozę, czyli mierzenie „naukowości” konkretnej osoby czy uczelni liczbą pozyskiwanych grantów, to mamy pełnię obrazu. Najbardziej lukratywne są tzw. granty europejskie, które w obszarze nauk humanistycznych i społecznych wprost  propagują ideologie marksizmu, genderyzmu czy innych odmian postmodernizmu. Widzimy jak ten system jest skonstruowany.
Zwróćmy uwagę dlaczego tak oprotestowane jest otwarcie listy czasopism punktowanych na czasopisma, które niekoniecznie wpisują się w ten zideologizowany model uprawiania nauki. Ponieważ jest to naruszenie monopolu. Jest to bardzo wymowne, gdy mówimy o sytuacji polskiej nauki w perspektywie w podążania za wiarą i rozumem.

Panie Profesorze, mówimy tutaj o ideach, które stanowią zagrożenie. Czy mógłby Pan przybliżyć niektóre z nich?
– Wszystkie idee, o których Pan Redaktor wspomniał mają jeden korzeń. Wyrastają z zakwestionowania uniwersalnej prawdy, którą każdy może poznać posługując się swoim rozumem. To, z czego wyrastały europejskie uniwersytety, jest dzisiaj etykietowane jako przejaw zachodniego imperializmu kulturowego. Na tym gruncie grasują neomarksistowskie ideologie. Z tego pnia neomarksistowskiego wyrastają m. in. genderyzm i afrocentryczna historiografia. Jest to bardzo modny kierunek na uniwersytetach amerykańskich, który udowadnia, że to nie Grecja i Rzym są kolebkami cywilizacji zachodniej, tylko starożytny Egipt rządzony przez czarnoskórych faraonów (czy Bolesław Prus o tym wiedział?). Jest to zlepek różnych nonsensów. Stawia nas to w sytuacji bohaterów bajki Andersena Nowe szaty cesarza, gdzie wszyscy wiedzą, że cesarz jest nagi, jednak każdy boi się to głośno stwierdzić. Pojawiają się nieliczne „dzieci”, które wykrzykują jaka jest prawda, jednak są oni szybko represjonowani, uciszani w imię poprawności politycznej. Ja też piszę o takich przypadkach ograniczania debaty akademickiej poprzez represjonowanie czy też narzucanie „śmierci cywilnej” naukowcom, który występują przeciwko zideologizowanej wersji historii.

Czy w Polsce też mamy do czynienia z takimi represjami? Czy Pan, jako akademik, spotkał się z przypadkami, kiedy profesorowie napotykali na wykluczenie akademickie czy społeczne z racji tego, że głosili rzeczy, które stały w kontrze z obowiązującymi prawdami?
– To jeszcze nie jest zjawisko rozpowszechniające się jak na Zachodzie, ale pojawiają się początki. Np. ciąganie po różnych komisjach dyscyplinarnych ks. Prof. Pawła Bortkiewicza za jego wykłady o genderyzmie, represje spadające na pana prof. Aleksandra Nalaskowskiego za krytykę gender. W ostatnich miesiącach spada szereg profesorów Uniwersytetu Poznańskiego. Np. kampania hejtu wobec prof. Jacka Kowalskiego. A także podobne kampanie przeciwk profesorom prawa, którzy jako sędziowie Trybunału Konstytucyjnego podtrzymali wcześniejsze orzeczenia Trybunału dotyczące ochrony życia od momentu poczęcia. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które już się zaczyna. Niepokojące jest również to, że gremia, które powinny być zainteresowane gwarancjami wolności debaty akademickiej jak np. Konferencja Rektorów Akademickich Szkół w Polsce (KRASP), negatywnie odnoszą się do projektu „pakietu wolnościowego” przygotowanego niedawno przez Ministerstwo Edukacji i Nauki A przecież ma on wzmacniać gwarancję wolności debaty naukowej, żeby uniemożliwiać tak łatwe stawianie oskarżeń naukowców, który dla różnych przedstawicieli „obrońców ładu i tolerancji” wydają się niebezpieczni. Jest to bardzo znamienne i niepokojące.

Panie profesorze, jak wspomnieliśmy jest pan historykiem. Powiedział Pan o pisaniu o polskiej historii w kontekście holokaustu, wspomniał pan o innych teoriach historycznych. Czy mamy do czynienia z przepisywaniem historii na nowo?
– Zdecydowanie tak. To nie tylko jest kwestia najbardziej znana i bolesna, czyli próba uwikłania Polaków prześladowanych przez niemieckiego okupanta w realizowany przez III Rzeszę Niemiecką Holocaust. Na naszych oczach pisze się całą historię Polski na nowo. Mam tutaj na myśli takie nowe trendy, które przedstawiają Rzeczpospolitą Obojga Narodów jako formę polskiego kolonializmu. Taką teorię upowszechnia Olga Tokarczuk, laureatka Literackiej Nagrody Nobla. Teza „polskiego wyzysku kolonialnego” na Wschodzie, na Ukrainie dzięki słowom Noblistki powoli staje się na Zachodzie wszechobecna. Za niedługo okaże się, że Polska szlachta  postępowała jak Belgowie w Kongo. Innym równie modnym trendem jest opisywanie rozbiorów Polski jako skoku modernizacyjnego. Obecnie wydaje się to absurdalne, jednak za 10-15 lat rzeczy o których wspominamy mogą być wpisane do podręczników szkolnych. Żyjemy w czasach kiedy absurdy stają się mainstreamem.

Panie Profesorze, na zakończenie ostatnie pytanie. W swojej książce pisze Pan o kryzysie, ale też o nadziei. Skąd ją czerpać?
– Znakiem nadziei jest to, że dzisiaj rozmawiamy, że mamy gdzie rozmawiać. Także to, że jest takie wydawnictwo jak Biały Kruk i inne wydawnictwa, które wydają książki idące w poprzek różnym modnym ideologiom zaprzeczające wierze i rozumowi. Znakiem nadziei są młodzi ludzie, który idąc za zachętą papieża Franciszka wstali z „kanapy” i ruszyli bronić kościołów. Znakiem nadziei są młodzi Francuzi, którzy uważali, że lepiej „omadlać” płonącą katedrę Notre Dame, niż robić sobie  selfie na tle płonącego dziedzictwa europejskiej kultury. Nadziei nie można mylić z łatwym optymizmem. Nadzieja jest cnotą, a nad nią należy pracować i może nie być to prosty proces.

Kto nie wierzy w Boga, uwierzy we wszystko

Kto nie wierzy w Boga, uwierzy we wszystko – ta myśl nigdy nie była bardziej prawdziwa niż w XXI wieku. Ileż to osób po odrzuceniu Boga gotowych jest zaakceptować każdy zabobon, najbardziej złudną utopię, z gruntu niewiarygodną manipulację myślową. Dlatego coraz głośniej mówi się o wielkim kryzysie zachodniej, chrześcijańskiej cywilizacji – znanej kiedyś pod dumną nazwą Christianitas – albo zgoła o jej upadku. Znakiem najwyższego przejawu kultury zachodniej były dwa pojęcia stanowiące tytuł tej książki: katedra i uniwersytet, czyli wiara i rozum. To właśnie symbioza katedry i uniwersytetu doprowadziła cywilizację zachodnią do jej największych osiągnięć. W rozdzieleniu wiary i rozumu Autor upatruje zasadniczej przyczyny obecnej degrengolady nauki, ale i słabości Kościoła. Opisuje ten proces na przestrzeni wieków na przykładzie zarówno całej Europy, jak i Polski.

Prof. Grzegorz Kucharczyk to jeden z najbardziej błyskotliwych polskich erudytów i publicystów, autor wielu głośnych książek. W dobie demolowania humanistyki przez postnowoczesnych „naukowców”, i to na czcigodnych uniwersytetach, Autor nie boi się powiedzieć wprost, że mamy do czynienia z czystą głupotą. Rozjaśnia umysły i wykazuje marność fundamentów zgenderyzowanej nauki. Utopijny gmach budowany na takich fundamentach w pewnym momencie musi runąć z hukiem – oczywiście na nasze głowy.

Autor włącza się w nurt głosów rozsądku ludzi dowodzących, że współczesna narracja medialna oraz historyczna idą wbrew prawdzie i wolności. Wykazuje, iż kryzys wiary zawsze pociąga za sobą kryzys rozumu. Cóż stało się z człowiekiem, że posługując się wyszukanym aparatem naukowym, uznaje np. Billa Clintona za pierwszego czarnego prezydenta USA, Sokratesa za Murzyna, a Arystotelesa za złodzieja – bo tak jest to dzisiaj przedstawiane i nauczane na wielu, zdawałoby się, poważnych uniwersytetach!

Na te i wiele innych prowokacyjnych zagadnień, na agresywnie szerzący się nihilizm i relatywizm znajdziemy odpowiedź w publikacji „Katedra i uniwersytet. O kryzysie i nadziei chrześcijańskiej cywilizacji”. W tej pięknie i bogato ilustrowanej książce prof. Kucharczyk nie poprzestaje bowiem tylko na diagnozie. Podsuwa także odpowiedzi na pytanie: co dalej? Okazuje się, że to właśnie w Polsce może obudzić się ruch, który zastopuje postnowoczesne szaleństwo. Mamy ku temu wszystkie potrzebne narzędzia i kadry.

Książka wpisuje się w krąg publikacji Białego Kruka stających twardo w obronie zasad i dorobku zachodniej, chrześcijańskiej cywilizacji. Naszej cywilizacji.

Katedra i uniwersytet. O kryzysie i nadziei chrześcijańskiej cywilizacji
Grzegorz Kucharczyk
Rozmowy na Rękawce

Rozmowy na Rękawce - najnowsze informacje

Rozrywka