środa, 31 sierpnia 2022 15:00

"Diana nie taka święta, jak ją malują". Czego nie wiemy o Windsorach?

Autor Mirosław Haładyj
"Diana nie taka święta, jak ją malują". Czego nie wiemy o Windsorach?

W każdym zakątku świata znajdują się osoby, które z zapartym tchem śledzą doniesienia z brytyjskiego dworu. O Windsorach (celebrytach, nudziarzach i skandalistach) porozmawialiśmy z Iwoną Kienzler, autorką książek o Royal Family, która jak mało kto zna się na sprawach dotyczących Windsorów. Czy królową Elżbietę i księcia Filipa łączyła prawdziwa miłość? Czy Harry jest nieślubnym dzieckiem Diany? I dlaczego małżeństwo tej ostatniej z Karolem się rozpadło? Na te i inne pytania odpowiada nasza ekspertka.

Kilka dni temu magazyn „Time” opublikował listę "100 najbardziej wpływowych osób 2021 roku". Ku zaskoczeniu niektórych czytelników, w zestawieniu znaleźli się książę Harry i Meghan Markle. Para pojawiła się także na okładce Timesa, a zdjęcie autorstwa Pari Dukovica wywołało dyskusję w sieci. Internauci zauważyli m.in. że książę stoi za żoną, tak jakby fotografia ukazywała, że ich związek to show Meghan, w którym Harry jest jedynie drugoplanowym aktorem. To kolejny raz, od momentu opuszczenia przez Susexów rodziny królewskiej, kiedy jest o nich głośno. Najwięcej o Harrym i Meghan mówiło się, po wywiadzie, jakiego para udzieliła Oprze Winfrey. O tym i innych skandalach z udziałem Royal Family rozmawiamy z Iwoną Kienzler, autorką książki „Windsorowie: celebryci, nudziarze, skandaliści”.

Pani Iwono, swoją książką o rodzinie królewskiej trafiła pani na bardzo podatny grunt. Chyba w każdym zakątku świata są osoby, które interesują się tym tematem. Czy mogłaby pani nam przybliżyć kulisy powstania dynastii? Nie każdy wie, że została ona „wymyślona” w 1917 r.

– Kiedy na tronie Wielkiej Brytanii zasiadała jeszcze królowa Wiktoria z mężem Albertem (ten był z rodu Sachsen-Coburg), potomkowie tego rodu byli Niemcami. Tak naprawdę cała dynastia brytyjska, która jest w tej chwili na tronie, ma pochodzenie ściśle niemieckie, czyli to nie była tylko królowa Wiktoria. To byli także jej syn i wnuk. Kiedy Jerzy obejmował rządy, wybuchła I wojna światowa. Wtedy też doszło do załamania i zniknięcia z powierzchni ziemi trzech wielkich monarchii – byli to Hohenzollernowie, Habsburgowie i, jak pamiętamy, car rosyjski z rodziną – Romanowowie. Z carem jest taka historia, że był on bliskim kuzynem Jerzego, ówcześnie panującego w Wielkiej Brytanii. Romanow, kiedy zobaczył, że grozi niebezpieczeństwo jemu i jego rodzinie, poprosił swojego kuzyna o możliwość przyjazdu do Wielkiej Brytanii, żeby się ratować. Oczywiście angielski król się zgodził, bo stwierdził, że kuzyn w Rosji faktycznie jest zagrożony. Tyle, że doradcy króla zwrócili mu uwagę, iż żona Mikołaja jest Niemką i przy obecnej sytuacji, która w tamtym momencie panowała w Wielkiej Brytanii, to będzie bardzo źle postrzegane. Obawiano się, że monarchia brytyjska też zniknie z powierzchni ziemi właśnie z powodu swoich niemieckich korzeni. Dlaczego tak się działo? Jak wybuchła wojna, Niemcy weszli bezprawnie na teren Belgii, a Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom. Wysłano brytyjskich żołnierzy, wysłano również siły marynarki wojennej i wszyscy byli przekonani, że już na święta chłopcy wrócą zwycięsko do swoich rodzin. Tymczasem prawda okazała się bardzo bolesna, bo wiele osób zginęło. To była wojna okopowa, postojowa, gdzie toczono walki, ale też były wszy, szczury... Jak pamiętamy, później, zaraz po wojnie, wybuchła epidemia hiszpanki, ale jeszcze wcześniej, w czasie wojny tyfus zdziesiątkował ludzi. I brytyjscy chłopcy, owszem, wracali, ale albo ranni, albo nieżywi. Stąd w Wielkiej Brytanii była fobia przed Niemcami i bardzo silne nastroje antyniemieckie. Z tego właśnie powodu obawiano się, że monarchia brytyjska, która miała też korzenie niemieckie, zniknie z powierzchni ziemi. Taki przykład. Proszę sobie wyobrazić, że brytyjski admirał marynarki, który był z pochodzenia Niemcem, kaleczył bardzo język angielski, mówiąc z silnym akcentem niemieckim, ale od 14 roku życia służył w marynarce, był Anglikiem. Tak naprawdę czuł się Anglikiem, ale w jego posiadłościach pracowali Niemcy, bo było mu bliżej do mentalności niemieckiej. Kiedy zaczęto przypatrywać się jego działalności, tylko ze względu na jego niemieckie pochodzenie, poproszono go o odejście z marynarki. Został oskarżony o współpracę z Niemcami, co było bzdurą. On był z krwi i kości Anglikiem, tak mocno wyrósł w marynarkę. Ten admirał doprowadził do tego, że brytyjska marynarka była w stanie odeprzeć ataki Niemców. Była bardzo silna, bo on zmodernizował całą Royal Navy i dzięki temu oparto się Niemcom. Mimo tego i tak musiał się podać do dymisji.

W takich właśnie warunkach, kiedy Mikołaj car Rosji poprosił o azyl, o możliwość przyjazdu do Anglii, król zmuszony był odmówić. Sytuacja była bardzo niekorzystna dla wszystkich osób pochodzenia niemieckiego. Wtedy zaczęto się zastanawiać nad monarchią angielską – co tu zrobić, żeby ją przekształcić w prawdziwych Anglików z krwi i kości. Wtedy sekretarz króla wymyślił, żeby zmieniono nazwisko na Windsor, od nazwy zamku windsorskiego, w którym królowa Victoria spędziła bardzo wiele czasu po śmierci swojego męża. Wydano odpowiedni dekret i ogłoszono, że od tej chwili monarchowie brytyjscy nazywają się Windsorowie i zrzekają się wszelkich tytułów, wszystkiego, co wiąże się z Niemcami – nie będą nosili żadnych książęcych tytułów ani ich używali. Zrobili się bardzo brytyjscy. Oczywiście wcześniej swoją postawą cały czas dowodzili, że są Brytyjczykami, ale chodziło właśnie o nazwę. W ten sposób powstała monarchia Windsorów. To było bardzo dobre posunięcie, bardzo ważne dla zachowania tej monarchii, aby nie została odsunięta od władzy. W momencie katastrofy, wojennej zawieruchy, kiedy ludzie wracają martwi, jest bieda (bo wojna również przynosi ze sobą zawsze obniżenie standardu), łatwo dochodzi do rewolucji i obalania kolejnych monarchii. Windsorowie tego uniknęli, dzięki temu „manewrowi” zmiany nazwiska.

Zamek w Windsorze (strona wschodnia)/Fot.: wikipedia
Zamek w Windsorze (strona wschodnia)/Fot.: wikipedia

Teraz powiedzielibyśmy, że był to zabieg PR-owy. Jak wspomniałem na początku, miliony z zaciekawieniem śledzą życie rodziny królewskiej. Wydaje się ono być jak z bajki, ale do bajki Windsorom chyba daleko.

– Oczywiście, nigdy nie jest tak, że król ma cudownie. Jak popatrzymy na rody osmańskie na przykład, to wydawałoby się, że mają wszystko, ale tak naprawdę to była straszna walka o przetrwanie. Monarchia brytyjska o przetrwanie walczyła może mniej gwałtownie, było spokojniej, nie dochodziło już w tym okresie, o którym mówimy, do jakichś bratobójczych walk na dworze czy do zamachów stanu. Było to wszystko w miarę spokojne, ale i też pamiętamy, że w pewnym momencie Edward VIII musiał abdykować, ponieważ jego zapatrywanie (które było bardzo proniemieckie), nie było wszystkim poddanym bliskie. Właściwie był on gotów zawrzeć układ z Hitlerem i, kiedy Niemcy weszliby na teren Wielkiej Brytanii, być może poddałby ją bez walki i zostałby wielkim królem obu narodów. Choć nie wiemy, jakby to się wszystko potoczyło, to nie zmienia faktu, że brytyski król miał bardzo dobre układy z Hitlerem. Bywał u niego gościem, kiedy abdykował i był przyjmowany z honorami. W związku z tym dobrze się stało, że abdykował. Oczywiście podano, że główną przyczyną jego rezygnacji jest małżeństwo z Wallis Simpson, Amerykanką, rozwódką. Nie było mowy, żeby takie małżeństwo w tamtych czasach (w takich sferach) miało miejsce. Natomiast teraz Harry ożenił się również z Amerykanką i rozwódką (w dodatku ciemnoskórą), co byłoby nie do pomyślenia jeszcze 50 lat temu. W tej chwili wszystko się pozmieniało i to małżeństwo było możliwe. Natomiast wtedy Edward VIII musiał zrezygnować z korony. Przyszło mu to bardzo ciężko. W przemówieniu wygłoszonym do poddanych oświadczył, że nie może funkcjonować bez kobiety, którą kocha, dlatego wyjeżdża. Tułali się po całej Europie, ale tułali się na wysokim poziomie, bo mieli na tyle pieniędzy, że mogli organizować wystawne przyjęcia, kiedy byli jeszcze w Europie. Później pojechali na Bahama, wpadali czasem do Nowego Jorku, żeby na plażach Miami Wallis mogła brylować w towarzystwie. Tak naprawdę najgorzej im się nie działo, ale Edward tęsknił do Wielkiej Brytanii. Chciał wrócić, ale królowa Elżbieta twardo mówiła "Nie". Po tych wszystkich zawirowaniach nie chciała mieć następnych historii z jego udziałem. Dopiero, kiedy Edward zachorował i musiał mieć operację zaćmy, pozwoliła mu przyjechać na Wyspy. Po śmierci pochowano go oraz jego żonę we Frogmore (niedaleko Windsoru).

Te osobiste perypetie to jedna sprawa, ale jest też królewska etykieta, do której muszą stosować się wszyscy członkowie rodziny, a której wymagania stały się wręcz legendarne. To również rzutuje na królewską rodzinę, na jej zwyczaje, praktycznie na wszystko, łącznie ze stosunkami, które panują między poszczególnymi członkami.

– Tak, ale poddani królowej uważają z kolei, że właśnie ta etykieta, ta cała otoczka dworu i trzymanie się sztywnych norm jest taką opoką dla ludu. Twierdzą, że, jeżeli istnieje coś tak nienaruszalnego, to również jest to ku chwale państwa, ku umocnieniu monarchii, ich kraju i jest to postrzegane przez nich bardzo dobrze. To, że otoczenie królowej zobowiązane jest dygać przed nią, kiedy się spotykają - nawet siostra i królowa matka musiały się kłaniać Elżbiecie (dzieci zwolniła z tego obowiązku, ale już siostry i matki nie) - to jest, być może, trudne, ale oni po prostu tak funkcjonują. W ten sposób wszystko się odbywa. Jest cała armia ludzi, którzy się tym zajmują. Proszę zobaczyć, w momencie pogrzebu męża królowej Elżbiety wszystko było od pierwszego do ostatniego kroku przemyślane. Musiało odbywać się w odpowiedni sposób. Osoby biorące udział w ceremonii musiały występować w odpowiedniej kolejności, bo tak nakazuje etykieta. Musiały też być odpowiednio ubrane, chociaż w ostatnich czasach zdarzało się, że na przykład na ślubach młoda para żądała, żeby nie przychodzić w kapeluszach (co było przedtem nie do pomyślenia, bo wszystkie kobiety musiały mieć nakrycia głowy). Ponieważ czasy się zmieniły, zrezygnowano z kapeluszy, które są momentami śmieszne, ale nakrycia głowy nadal możemy zobaczyć na wielu zdjęciach – królowa występuje w nich nie tylko w Ascot (podczas wielkich dorocznych wyścigów), ale również przy wielu innych okazjach. Podczas oficjalnych spotkań nie można dotykać królowej. To, co zrobił Trump, gdy próbował poklepać ją po ramieniu, było szalonym nietaktem i tego się po prostu nie robi. To królowa podaje pierwsza rękę, jeżeli chce, a jeżeli nie, etykieta nie zmusza jej do tego. Są to ścisłe zasady i oczywiście nie każdy może się dostosować, ale zobaczmy, że Kate weszła do rodziny i daje sobie z tym radę. Przynajmniej publicznie nikt nie słyszał, że jest inaczej. Tak samo Kamila. Weszła do rodziny i jest ok, a funkcjonuje w bardzo ciężkich warunkach. To, przez co ona przeszła, jest dla nas niewyobrażalne. Taka fala hejtu, która się na nią wylewała, te wszystkie listy, uwagi, notatki prasowe, artykuły… Myślę, że nie każdy byłby w stanie to przetrwać. Ona miała na tyle klasy, że przetrwała i nadal jest u boku Karola.

Skąd, pani zdaniem, bierze się tak duże zainteresowanie Windsorami, że możemy mówić tutaj o fenomenie w skali świata? Przecież to nie jest jedyny arystokratyczny ród w Europie, jednak bije na głowę swoją popularnością wszystkie inne?

– Musimy pamiętać o tym, że Wielka Brytania była prawdziwym imperium. Do dzisiaj królowa jest głową Australii, Kanady. Stany Zjednoczone, choć oderwały się od monarchii brytyjskiej, mają w tej chwili z nią bardzo bliskie i dobre stosunki. Do tego dochodzi Mauritius (który stosunkowo niedawno się wyzwolił), Filipiny, Afryka, Indie. Wielka Brytania była największym mocarstwem. Miała najwięcej kolonii ze wszystkich, co także rzutuje na to, o czym mówimy. Pamiętajmy, że królowa tylko raz w życiu odwiedza każdy z krajów (zarówno te, które były koloniami, ale również inne). Jak przyjeżdża do Polski, to tylko raz i nigdy więcej tego nie powtórzy. Jeżeli jest wizyta w Stanach, to podobnie, tylko raz. Później mogą tam jeździć inni członkowie rodziny królewskiej, ale nie ona.

Kanadyjski znaczek pocztowy z portretem królowej/Fot.: wikipedia
Kanadyjski znaczek pocztowy z portretem królowej/Fot.: wikipedia

Myślę, że również księżna Diana przyczyniła się do tego, że rodzina królewska stała się bardziej sławna. Tak jak Monako rozkwitło, dzięki temu, że Grace Kelly została żoną tamtejszego księcia. Przedtem była tam bieda absolutna, monarchia monakijska chyliła się ku upadkowi i nie wiedziano, co zrobić. Grecki milioner Arystoteles Onassis, który na stałe mieszkał w Monako, poradził, żeby ściągnąć gwiazdę Hollywood. Rozpatrywanych było kilka nazwisk, między innymi również Merlin Monroe, ale stanęło właśnie na Grace Kelly. Dzięki temu posunięciu, faktycznie wartość tego, co posiada książę dzisiaj, w porównaniu z tym, co było przed ślubem, wzrosła niewiarygodnie. Jest w tej chwili bogatszy od królowej angielskiej. Natomiast monarchia brytyjska zyskała na wartości przez te wszystkie perypetie Diany, która wychodziła przepięknie na zdjęciach, której tlumy współczuły, że jest nieszczęśliwa. Była taką dziewczyną z sąsiedztwa, która wyszła za mąż za księcia z bajki. Okazało się jednak, że to nie jest zbyt szczęśliwe małżeństwo. Wszyscy jej współczuli i wcale jej nie potępiali za kolejne romanse. Podziwiano Dianę za działalność charytatywną, jej empatię dla ludzi poszkodowanych, za to, że pierwsza podała rękę osobie chorej na AIDS (kiedy obawiano się, że nawet podanie ręki może być zaraźliwe). To ona walczyła z minami przeciwpiechotnymi, bywała w szpitalach, przyjaźniła się z Matką Teresą i uważała, że każdemu należy się współczucie. Kiedy pojawiała się z mężem, to na Karola nikt nie zwracał uwagi. Wszyscy chcieli dotknąć Diany, jej dać kwiatka i, gdyby to było możliwe, uścisnąć rękę. Po prostu Diana była szalenie popularną osobą. Dzięki temu monarchia zyskała na wartości. Później pojawiły się problemy z rozwodem i Andrzeja, i Karola. Obawiano się, że monarchia może upaść, że może się to źle skończyć, ale królowa swoim spokojem i taką stabilnością przekonała wszystkich, że jednak monarchia jest czymś dobrym. Ona stabilizuje kraj, jest bardzo popularna na całym świecie i jest wartością samą w sobie. Myślę, że główną osobą, która przyczyniła się do wzrostu jej popularności, była właśnie Diana.

Diana księżna Walii/Fot.: wikipedia
Diana księżna Walii/Fot.: wikipedia

Zostańmy na chwilę przy Dianie. Poświęca jej pani w swojej książce cały rozdział zatytułowany Diana nie taka święta, jak ją malują. Chyba większość z nas posiada w głowie obraz nieszczęśliwej księżniczki, która została skrzywdzona przez swojego ukochanego (bo myślę, że na początku to uczucie było szczere). Obraz dziewczyny z sąsiedztwa (chociaż była arystokratką). To nie do końca prawda, ale właśnie to, co przekazywały tabloidy, sprawiło, że pokazywana była w samych superlatywach. Pani w swojej książce trochę zaprzecza temu wizerunkowi.

– Karol uważał, że ona jest troszkę niezrównoważona psychicznie. Kiedy była w ciąży i chciała zwrócić na siebie uwagę, powiedziała, że rzuci się ze schodów. To wszystko było spowodowane właśnie problemami psychicznymi, bo Karol ją odrzucił. W ogóle jej nie akceptował. Ona dla niego była trochę młoda, a poślubił ją dla rodziców, dla rodziny. "Chcecie, żebym się ożenił? No to macie pannę, która wam odpowiada", ale nie do końca nadawali na tych samych falach. Mieli zupełnie inne zainteresowania. Karol uwielbiał polowania, grę w polo. Dla Diany polowania były czymś barbarzyńskim i w ogóle tego nie akceptowała. Koni się bała, bo kiedyś z jednego spadła i potem unikała jazdy konnej. Karol i Diana mieli inne poczucie humoru, inne doświadczenia. Ona pochodziła z rozbitej rodziny, jej rodzice się rozwiedli, a ojciec sprawował opiekę nad nią i jej bratem w taki sposób, że mieli sztab opiekunek i prawie go nie widywali. Diana chciała mężczyzny, który roztoczy nad nią opiekę i będzie dla niej oparciem. Tymczasem Karol miał swój świat. Był o wiele starszy, to też jest istotne. Tak naprawdę on świetnie porozumiewał się z Kamilą, z którą nadawali na tych samych falach. Karol naprawdę próbował rozstać się z Kamilą. Powiedział jej, że ma teraz zakładać rodzinę i będzie musiał spełnić swoje obowiązki, spłodzić potomków. Chciał, żeby to małżeństwo było faktycznie małżeństwem, ale nie dało rady. Oni po prostu nie mieli żadnej platformy porozumienia. Przed ślubem wszystko było dla niego urocze, a potem okazało się, że ta dziewczyna jest płytka, nie ma specjalnych zainteresowań. On był jej pierwszym mężczyzną. Nigdy przedtem z nikim nie chodziła. Zakochała się i okazało się, że to nie jest to, że oni po prostu nie mogą się porozumieć, bo był bardzo chłodny, emocjonalnie nie był otwarty. Był introwertykiem i nie potrafił dać jej tego ciepła rodzinnego, którego ona chciała. Oczywiście, kiedy Diana dowiedziała się, że jest w trójkącie, Kamila również stała się przeszkodą. To był dla niej absolutny szok. Nie była w stanie zrozumieć, po co Karol się ożenił, skoro miał inną. Nie dogadali się.

Kwiaty przed pałacem Kensington złożone po jej tragicznej śmierci/Fot.: wikipedia
Kwiaty przed pałacem Kensington złożone po jej tragicznej śmierci/Fot.: wikipedia

Niedawno, przy okazji 60. rocznicy urodzin księżnej Diany, ponownie pojawił się temat pochodzenia księcia Harry'ego. Za namową żony ma on sprawdzić, czy jest synem Karola. Kiedyś już ponoć chciał podjąć próbę ustalenia ojcostwa, ale wtedy wkroczyła w to królowa. Teraz, kiedy Harry jest (oficjalnie już można powiedzieć) poza rodziną, nic nie stoi na przeszkodzie. Jak pani ocenia ten krok?

– Dla mnie, z tego, co mogłam dociec, jest synem Karola. To jego podobieństwo do kochanka Diany, którego tak naprawdę poznała 2 lata po urodzeniu Harry'ego wyklucza ojcostwo. Natomiast on jest podobny do swojego wuja, brata Diany. On też jest rudy. Jeśli popatrzymy na włosy, na typ sylwetki, to Harry przypomina z jednej strony swojego dziadka Filipa, z drugiej brata Diany (po nim odziedziczył typowo rude włosy). Ja tu nie mam żadnych wątpliwości, bo Diana po prostu nie mogła poznać swojego kochanka wcześniej. Ona jeszcze liczyła, że w jej małżeństwie jakoś się w końcu ułoży i spłodziła 2 synów. To był jej absolutny obowiązek (jako królowej) i wówczas jeszcze nie myślała o tym, żeby Karola w jakikolwiek sposób zdradzać. Myślała, że to małżeństwo jeszcze się uratuje. Natomiast jej mąż był bardzo rozczarowany, że druga nie jest dziewczynka, bo bardzo chciał mieć córkę. Narodziny Harry'ego przyjął z takim chłodem, że wtedy Diana zupełnie się do niego zraziła, ale to nie znaczy, że nie jest jego ojcem. Dla mnie jest z całą pewnością, ale badania genetyczne tylko tego dowiodą. Natomiast myślę, że królowa nie jest zadowolona, bo ona z kolei ma dwóch synów: Andrzeja i Edwarda, którzy prawdopodobnie nie są potomkami jej męża, więc nie jest w jej interesie, żeby to wszystko teraz rozgrzebywać i robić jakieś badania. Dotąd było tak, że ignorowano tego typu prośby. Po prostu nikt się na to nie zgadzał. Są dzieci zrodzone w małżeństwie. Koniec. To są dzieci, które z ojca czy nie, są jego dziećmi, ponieważ powstały w okresie trwania małżeństwa.

Szerokim echem w mediach odbił się wywiad, którego Oprze Winfrey udzielili książę Harry i Megan Merkle. Rozmowa ta zresztą została nominowana do nagrody Emmy. Czy coś panią w tej rozmowie zaszokowało? Jak odebrała pani ten wywiad?

–Myślę, że tak jak większość Brytyjczyków, którzy byli tym wszystkim zniesmaczeni, bo to, co Megan opowiadała, delikatnie mówiąc, mijało się z prawdą. Ona twierdziła, że nie miała pojęcia, w co się pakuje, jak wygląda życie na dworze królewskim. Nieprawda. Ona od małego interesowała się (była nawet zafascynowana) rodziną królewską i do niej weszła. Mogło jej się to absolutnie nie podobać, bo jest różnica między mentalnością amerykańską, a mentalnością brytyjską (w dodatku na dworze królewskim). Meghan nie miała tej swobody, nie miała tego, co chciała. Taka jednak była jej praca, więc powinna się podporządkować. Nie udało jej się to, ale to nie znaczy, że powinna opowiadać, iż nie miała pojęcia, bo miała. To Diana nie wiedziała, w co się pakuje, bo nigdy jej to aż tak bardzo nie interesowało, chociaż jej babcia na dworze królewskim była bardzo zaufaną osobą Elżbiety. Z grubsza wiedziała, o co chodzi, ale nie sądziła, że to będzie aż tak bolesne i drastyczne. Nie przypuszczała, że nie będzie miała nikogo bliskiego na terenie pałacu, bo jej mąż z pewnością nie należał do osób, które brały jej stronę. Natomiast Harry absolutnie brał stronę Meghan. Był z nią i był za nią, chociaż jego ojciec powiedział, że z aktorkami można się spotykać, ale nie żenić. Natomiast Harry stanowczo stwierdził, że to jest ta kobieta. Najpierw pojechali w podróż, bo mówi się, że najlepiej poznać kogoś, kiedy się z nim wyjeżdża, kiedy jest się w podróży. Oni pojechali do Afryki i wtedy Harry stwierdził, że to jest kobieta, z którą chce być i koniec. Ona wiedziała, w co się pakuje i jak to będzie wyglądać. Prawdopodobnie chciała zostać znaną osobą. Wróciła teraz do Hollywood. Być może ma nadzieję na jakąś rolę w filmie? Nie wiemy tego. Nie wiemy, dlaczego do Hollywood, przecież to nie jest miejsce, gdzie panują spokój i cisza. Tam też paparazzi czyhają na sławne osoby, żeby zdobyć jakieś ciekawostki. Opowiadała także, że nie miała żadnego wsparcia od rodziny królewskiej, ale miała wsparcie męża. Miała także wsparcie osób, które zatrudniała. Proszę pamiętać, że ona nie pracowała sama, miała asystentów i asystentki. Osoby, które odbierały za nią telefony, pisały i umawiały na spotkania. Oni mieli obowiązki polegające m.in. na uczestniczeniu w różnego rodzaju spotkaniach i to ją troszeczkę przerosło. To nie było to, czego ona się spodziewała. Życie na dworze to nie jest leżenie plackiem czy opalanie się. To jest praca. Elżbieta od rana do wieczora jest zajęta, ma mnóstwo papierów do przeczytania, mnóstwo rozmów do odbycia. Nawet, jak wyjeżdża do swojej posiadłości letniskowej, dostarczane są jej czerwone skrzyneczki, w których znajdują się najważniejsze dokumenty, które musi przejrzeć i podpisać. I Meghan temu wszystkiemu nie sprostała. Wywiad został bardzo źle odebrany przez Brytyjczyków. Dobrze, że nie pokazała się na pogrzebie Filipa, dlatego że byłaby źle przyjęta.

Książę Harry i Megan Merkle/Fot.: wikipedia
Książę Harry i Megan Merkle/Fot.: wikipedia

Tak naprawdę można powiedzieć, że celebryctwo amerykańskie nie równa się temu angielskiemu. W podtytule swojej książki napisała pani o Windsorach: Celebryci Nudziarze, Skandaliści. W związku z tym chciałbym zapytać się, który skandal z udziałem Royal Family uważa pani za najbardziej bulwersujący?

– Rozmowy telefoniczne Karola z Kamilą, które upubliczniono, a podczas których opowiadali o intymnych rzeczach. Myślę, że to bardzo Karolowi zaszkodziło, że to było takie trochę niesympatyczne. Po co to w ogóle zrobiono? Po co tego typu historie upubliczniać? Myślę, że to bardzo zaszkodziło Karolowi i Kamili. Oni naprawdę byli opluwani i spotykali się z niechęcią poddanych. Dopiero z czasem, kiedy pokazali, że nie kilkanaście, ale kilkadziesiąt lat są razem i nic nie jest w stanie im zaszkodzić - ani małżeństwa, ani dzieci, ani przeciwieństwa - w końcu udało mi się te wszystkie przeciwności losu pokonać i są razem. Myślę, że to był taki najbardziej nieprzyjemny skandal. Również historie, które wyprawiała Fergie, kiedy pokazywała się z innymi mężczyznami, będąc jeszcze żoną Andrzeja i wydawało się, że jej małżeństwo do uratowania, też mocno zaszkodziło wizerunkowi monarchii i jej samej. Fergie miała niezwykły talent do wydawania pieniędzy i do dzisiaj nie jest w stanie spłacić swoich długów, ale taka się urodziła. Te wszystkie historie bardzo zaszkodziły wizerunkowi Royal Family. Natomiast królowa na pewno starała się, żeby nie być bohaterką żadnego skandalu. Ale to, że nie opuściła flagi, że nie przyjechała do Londynu po śmierci Diany, mogło bardzo zaszkodzić jej wizerunkowi. Na szczęście Tony Blair zadziałał, ściągnął ją i przedstawił sytuację, mówiąc, że koniecznie musi przyjechać i opuścić flagę. Diana już nie była z rodziny królewskiej, więc takie hołdy jej się nie należały (zgodnie z protokołem), ale poddani właśnie tego się spodziewali. W końcu królowa przyjechała, wygłosiła mowę w telewizji i jakoś to wszystko dobrze się skończyło. Myślę, że to był jedyny skandal, który mógł poważnie zaszkodzić jej i monarchii, ale wszystko skończyło się dobrze.

Księżna Kamila i książę Karol/Fot.: wikipedia
Księżna Kamila i książę Karol/Fot.: wikipedia

Wspomniała Pani o królowej. Niedawno, o czym pani już mówiła, dwór pożegnał księcia Filipa. Między nim a Elżbietą nie zawsze było kolorowo, jednak podczas pogrzebu można było zobaczyć, że odejście małżonka jest ciężkie dla królowej. Czy, w pani ocenie, to była prawdziwa miłość?

– Myślę, że tak. Na pewno ze strony Elżbiety, ale również jej mąż był do niej przywiązany. On cenił ją za stabilność, za to, że jest w stanie mu wybaczyć te wszystkie historie. Oni po prostu stworzyli taki tandem w ramach firmy i nawzajem się wspierali. Na niego faktycznie mogła liczyć. Mało tego, Filip potrafił zrewolucjonizować ten pałac, czyli wpuścił telewizję, pozwolił na nagrywanie scen z życia codziennego królowej i jej otoczenia, przybliżył poddanym tę postać. To on pierwszy domagał się na dworze telewizji. To było nowe medium, radio okazało się przeszłością. Ono było przed wojną, w czasie wojny i zaraz po niej. Skoro pojawiła się telewizja, uważał, że należy ją wykorzystać. To on był zawsze promotorem nowych poczynań, dzięki niemu utworzono również stronę internetową rodziny królewskiej, na którą można wejść i poczytać, co ciekawego dzieje się na dworze. Kate na bieżąco upublicznia tam zdjęcia swoich dzieci. Pokazuje, jak rosną przyszli następcy tronu. Tak naprawdę to Filip otworzył tę firmę. To on był za tym, żeby to skostnienie troszeczkę poluzować, żeby dwór nie był taki sztywny, ale by iść z duchem czasu. To on został pierwszym w historii wśród monarchów i książąt lotnikiem. Dotąd, owszem, służono w Royal Navy, ale na statkach. Samoloty były uważane za zbyt niebezpieczne, ale on się uparł, że zrobi licencję pilota i Elżbieta nie była w stanie się temu przeciwstawić. I faktycznie to było jego hobby, to było jego życie, tak samo jak marynarka wojenna. Spędzał tam dużo czasu, po prostu szedł z duchem czasu. To było bardzo fajne.

Książę Edynburga z królową (2007 r.)/Fot.: wikipedia
Książę Edynburga z królową (2007 r.)/Fot.: wikipedia

Ta modernizacja także dosłownie dotyczyła pałacu, który m.in. został zelektryfikowany. Pani Iwono, po śmierci królowej korona przypadnie Karolowi. Czy uważa Pani, że powinien się jej zrzec na korzyść Williama?

– Nie mnie wypowiadać się o tym. Po prostu zobaczymy, co życie pokaże, ile pożyje Elżbieta, w jakim stanie zdrowia będzie będzie Karol i czy będzie mógł sprostać tym wszystkim obowiązkom, bo ma już swój wiek. Natomiast Elżbieta wydaje się niezniszczalna, więc nie wiadomo, kto kogo przeżyje. Myślę, że gdyby objął koronę (bo to jest bardzo prawdopodobne, że zostanie królem), podzieliłby się obowiązkami synem. Obowiązki króla wcale nie są takie lekkie. Elżbieta, owszem, stara się uczestniczyć we wszystkich posiedzeniach i spotykać się z premierem (tak jak zawsze), ale część obowiązków scedowała również na Wiliama i Karola. Po prostu nie jest w stanie temu wszystkiemu podołać, bo ona przecież ma już swoje lata.

Ile jest prawdy w popularnym w Polsce i nie tylko serialu "The Crown"? Jest pani jego fanką, a może wręcz przeciwnie, uważa pani, że jednak historia w nim opowiedziana troszkę się rozmija z prawdą historyczną?

– Serial bardzo mi się podobał, powiem szczerze. Najbardziej podobała mi się Margaret Thatcher. Była rewelacyjna i to, że grała ją amerykańska aktorka (ma brytyjskie korzenie, ale całe życie pracowała na karierę za oceanem) i tak doskonale wcieliła się w rolę Margharet jest po prostu niesamowite! Również kreacje Małgorzaty i Elżbiety wcale nie są takie złe. Dobrze, że przedstawiono w serialu losy i postać matki Filipa, bo dotąd jego pochodzenie (to że pochodzi z dynastii niemiecko-duńskiej, a jego przodkowie zasiadali na tronie greckim) nie było specjalnie pokazane. W serialu nagle przedstawionk jego matkę, którą ściągnięto do Pałacu Buckingham. Tak naprawdę ona się tu urodziła i wróciła do swoich korzeni. Całe jej życie jest bardzo interesujące. Pamiętamy, że była zupełnie głucha i porozumiewała się, czytając z ruchu warg. Była bardzo uduchowiona, chociaż uważano, że ma problemy psychiczne, że jest chora, a do końca tak nie było. Mąż troszeczkę się jej pozbył, była prawdopodobnie w jakiejś depresji poporodowej, tylko że wtedy takich pojęć w ogóle nie było. Uważano, że ma problemy psychiczne, próbowano ją leczyć w bardzo brutalny sposób -elektrowstrząsami. Mimo tego, że swoje przeszła, była bardzo ciepłą postacią. Kiedy przyjechała do Pałacu Buckingham, wszystkie wnuki bardzo ją pokochały. Lubiły spędzać z nią czas. Okazało się, że jest ciepłą, empatyczną osobą, która znajduje dla nich czas i która ma wiele historii do opowiedzenia. To, że przedstawiono ją w filmie, jest bardzo ciekawe. Dobrze, że pokazano, iż Alicja była kimś ważnym i historii, i dla swoich wnuków.

Podobno, obserwując strój i zachowanie królowej, można wiele wyczytać. Czy tak w rzeczywistości jest?

–Królowa, jak pamiętamy, nosi zawsze malutką torebkę, do której prawie nic nie wchodzi, ale w zależności od tego, co się z nią dzieje, ochrona wie, na jakim etapie jest spotkanie. Jeżeli królowa daje znać, że już chce iść, to w gotowości ma torebkę i wiadomo, że za chwilę zakończy rozmowę i trzeba będzie się zbierać. Jeżeli pojawia się niebezpieczeństwo, to też są umówione znaki i królowa pokazuje, że coś złego się dzieje. Wtedy ochrona reaguje. Pamiętajmy, że te niewerbalne znaki są istotne, bo ona nie może sobie pozwolić na powiedzenie czegoś w obecności innych, tylko po prostu daje znać. Pamiętajmy też, że na dole w strojach kobiet z rodziny królewskiej (w sukienkach) wszyte są specjalne kuleczki, żeby te sukienki nie powiewały tak jak u Marylin Monroe na znanym zdjęciu. To samo dotyczy butów, które muszą być odpowiednie. Cała otoczka, która jest związana z rodziną królewską czasem nas śmieszy, ale to ma sens. Na przykład kolorystyka strojów królowej też nas czasami poraża, bo to są jakieś bardzo wyraziste kolory, ale to dlatego, aby Elżbieta odbijała się na tle innych osób, kiedy pojawi się w tłumie. Wszystko po to, aby było wiadomo, że to jest królowa. Ona nigdy nie nosi cielistych ubrań, ma być widoczna z daleka na zdjęciach dla swoich poddanych i dla prasy. Wszyscy wiedzą, że królowa to osoba w bardzo wyrazistym stroju: niebieskim, zielonym, różowym. Z pewnością wiele pań nigdy w życiu nie ubrałoby się w tak kolorowe stroje, ale taki jest dress code dla królowej. Ona ma być widoczna.

Kolorystyka strojów królowej jest bardzo wyrazista/Fot.: wikipedia
Kolorystyka strojów królowej jest bardzo wyrazista/Fot.: wikipedia

Windsorowie. Celebryci, nudziarze, skandaliści

Czy Harry i Meghan to idealna para, przykładni rodzice czy może jednak celebryckie show? Skąd się wzięli Windsorowie? Dla kogo Edward VIII zrezygnował z korony?

Losy brytyjskiej royal family z zapartym tchem śledzą co dzień miliony osób na całym świecie, a radości i smutki jej członków to stały temat medialnych doniesień. Dzieje Windsorów pełne są romansów i skandali, a niektórzy z nich stali się prawdziwymi celebrytami. Zwykłym ludziom może się wydawać, że królowa Elżbieta II i jej krewni są postaciami z baśni. Windsorowie to jednak także sporych rozmiarów przedsiębiorstwo, które przynosi niemałe dochody. Iwona Kienzler, znana pisarka i popularyzatorka historii, w swojej nowej książce odkrywa tajemnice najsłynniejszego królewskiego rodu współczesnego świata. Celebryci, nudziarze, skandaliści… poznaj brytyjską royal family!

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Lira poniżej prezentujemy fragment książki:

Wstęp

Angielski pisarz i myśliciel doby oświecenia, współcześnie uznawany za prekursora liberalizmu, Thomas Paine, powiedział niegdyś: „Monarchię lepiej trzymać za zasłoną, otoczyć ceremoniałem, krzątaniną i wzniosłą atmosferą powagi. Lecz gdyby przypadkiem pozwoliło się widzom zobaczyć, co dzieje się naprawdę za zasłoną, wszyscy wybuchną śmiechem”. Jak łatwo się domyślić z przytoczonych słów, Paine nie był zwolennikiem władzy królewskiej, opowiadając się raczej za republiką, zresztą przyczynił się do powstania Stanów Zjednoczonych. Temu wielkiemu entuzjaście zmian przyniesionych przez rewolucję francuską wydawało się zapewne, że wkrótce władza królewska zniknie z powierzchni ziemi, a koronowanych władców ludzie będą oglądać jedynie na obrazach w muzeum lub na kartach książek historycznych. Tymczasem w XXI wieku nadal istnieją
państwa o ustroju monarchistycznym, a w niektórych obowiązuje monarchia absolutna — taką władzę posiadają chociażby papież, król Arabii Saudyjskiej czy sułtan Brunei — i chociaż rewolucje oraz wojny zmiotły ze sceny wielkie dynastie, niemal w co czwartym europejskim kraju panuje dziś rodzina królewska lub książęca. Na Starym Kontynencie próżno szukać jednak absolutyzmu, nasi poczciwi europejscy władcy nie rządzą, a jedynie panują, bowiem procesy historyczne skutecznie doprowadziły do symbiozy starego porządku z nowym i w efekcie do stanu, w którym król, książę, królowa czy księżna są jedynie żywym symbolem trwałości danego państwa, lecz praktycznie nie pełnią żadnej politycznej roli.

Na tle współczesnych monarchii zupełnym ewenementem jest korona brytyjska. Przeszło dziewięćdziesięcioletnia królowa Elżbieta II zasiadła na tronie w 1953 roku i, przynajmniej na razie, cieszy się na tyle dobrym zdrowiem, że nie zamierza abdykować. Ta sędziwa już dama jest nie tylko głową państwa, lecz jednocześnie pełni funkcję zwierzchnika sił zbrojnych i stoi na czele Kościoła anglikańskiego. Jest wciąż na tyle aktywna, że nie tylko jej poddani zastanawiają się, czy jej syn i oficjalny następca, książę Karol, kiedykolwiek zasiądzie na tronie. Coraz więcej zwolenników ma propozycja, by jej miejsce zajął książę William, drugi w kolejce do tronu, który, zdaniem wielu, byłby lepszym królem niż jego własny ojciec.

Windsorowie to jednak nie tylko rodzina królewska — to także sporych rozmiarów przedsiębiorstwo, przynoszące dochody, i to niemałe, a każdy z członków royal family wart jest dosłownie fortunę. Majątek królowej wyceniany jest na pięćset milionów dolarów, ale według niektórych ekonomistów jego wartość może przekraczać nawet miliard, choć jego rzeczywista wartość utrzymywana jest przez Koronę w tajemnicy. Przeciętnemu zjadaczowi chleba sama monarchini i jej krewni wydawać się mogą dosłownie postaciami z baśni, zwłaszcza że na brytyjskim dworze, obok wszechobecnych asystentów czy sekretarzy, wciąż zatrudniani są ludzie pełniący funkcje o dość egzotycznych nazwach: królewski opiekun łabędzi, królewski dudziarz, którego zadaniem jest piętnastominutowa przygrywka każdego dnia tygodnia wykonywana pod oknem brytyjskiej królowej, nie brakuje też dam dworu i paziów. Nic dziwnego, że wielu z nas chce od czasu do czasu zajrzeć za ową kurtynę, o której przed wiekami mówił Paine, co jest dziś zresztą znacznie łatwiejsze niż kiedyś, i to bynajmniej nie po to, by śmiać się z tego, co tam zobaczy. Jeszcze w 1952 roku prasę obowiązywała zasada, że o rodzinie królewskiej należy pisać wyłącznie dobrze, a do 1969 roku wszystko, co dotyczyło prywatnego życia rodziny królowej, pozostawało poza zasięgiem kamer. Kiedy księżniczka Małgorzata, siostra Elżbiety II, brała ślub ze znanym fotografem i playboyem o biseksualnych skłonnościach, Antonym Armstrongiem-Jonesem, zainteresowanie mediów było minimalne, a prasa publikowała tylko oficjalne fotografie młodej pary, oczywiście za zgodą pałacu. Starannie wyreżyserowaną przez męża księżniczki, któremu królowa nadała tytuł lorda Snowdon, ceremonia inwestytury Karola na księcia Walii, była w 1969 roku transmitowana przez telewizję i cieszyła się już naprawdę wielkim zainteresowaniem poddanych Elżbiety II.

Wydarzeniem, które wywołało pierwsze objawy trwającej do dzisiaj windsormanii, były obchody srebrnego jubileuszu królowej, lecz najważniejszym, przełomowym momentem był ślub następcy tronu ze zjawiskową Dianą Spencer. To właśnie księżna Walii stała się najjaśniejszą gwiazdą rodu Windsorów, pierwszą celebrytką z krwi i kości, a jej późniejsze perypetie i szczegóły jej nieudanego małżeństwa z Karolem śledził cały świat. Z czasem wielka medialna machina dopadła całą rodzinę królewską, która raz lepiej, raz gorzej radzi sobie z tym zainteresowaniem, aczkolwiek jej członkom, a przynajmniej większości z nich, trudno odmówić umiejętności kreowania własnego wizerunku w oczach opinii publicznej. Nawet królowa, mimo iż niewątpliwie jest ostoją monarchii w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, nauczyła się postępować z mediami, czego przykład dała w 2012 roku, podczas olimpiady w Londynie, kiedy, za namową księcia Harry’ego, pozwoliła uwiecznić się w zabawnym filmie, w którym, razem z Danielem Craigem, wcielającym się w rolę agenta 007, skacze na spadochronie. Oczywiście Elżbieta nie ryzykowała własnym życiem i zdrowiem i sam skok wykonał za nią odpowiednio ucharakteryzowany kaskader, jednak ów zabawny film, uświetniający otwarcie igrzysk, stał się niekłamanym przebojem całej ceremonii, a poddani królowej uznali go za najciekawszy moment w całym życiu swojej ukochanej władczyni.

Bez przesady można stwierdzić, że za czasów panowania królowej Elżbiety II anachroniczna instytucja monarchii została skutecznie odkurzona i nabrała nowego blasku. Co więcej, brytyjska rodzina królewska stała się zjawiskiem medialnym, czymś w rodzaju bohaterów opery mydlanej z koroną w roli głównej, a perypetie jej członków są śledzone z zapartym tchem przez miliony ludzi na całym świecie. Podobnie jak dzieje się w przypadku telewizyjnych tasiemców, największe zainteresowanie budzą bohaterowie negatywni, przysłowiowe czarne owce, skutecznie psujący medialny wizerunek Windsorów. W końcu czymże byłaby Dynastia bez knowań i niecnych poczynań Alexis Carrington, brawurowo zagranej przez Joan Collins?

Przyjrzyjmy się zatem tym członkom rodu Windsorów, których zachowanie i sposób bycia nieraz przyprawiały speców od wizerunku, podobnie zresztą jak samą królową, o niemały ból głowy. Naszą opowieść zaczniemy od stryja łaskawie panującej monarchini, Edwarda VIII, przedkładającego miłość do rozwódki ponad koronę, a skończymy na jej niegrzecznym, ale za to ukochanym wnuku Harrym. Sporo miejsca poświęcimy też oczywiście jego matce, księżnej Dianie, uchodzącej w oczach wielu osób niemal za święta, a która, jak się przekonamy, też miała kilka ciemnych kart w swoim życiorysie i kilka niecnych sprawek na sumieniu.

ROZDZIAŁ 1. Wymyślona dynastia

Dynastia Windsorów jest niewątpliwie ewenementem w skali światowej, została bowiem ni mniej ni więcej, tylko najzwyczajniej w świecie… wymyślona, powołana do życia ze względów, które dziś określilibyśmy mianem PR-u. Pojawiła się na świecie niczym przysłowiowy królik z kapelusza 17 lipca 1917 roku. Właśnie tego dnia wszystkie brytyjskie gazety wydrukowały dekret obwieszczający, iż odtąd królewski ród zwać się będzie Domem i Rodem Windsorów, a w królestwie będą panować monarchowie z tej właśnie dynastii.

Nie oznacza to bynajmniej, że tego dnia lub nieco wcześniej poprzedni władca opuścił świat doczesny lub zmuszony został do abdykacji na skutek jakiejś rewolucji czy też mniej lub bardziej krwawego przewrotu, wprost przeciwnie. Król Jerzy V panujący w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii oraz brytyjskich dominiów zamorskich, posiadający również tytuł cesarza Indii, czuł się dobrze, był pełen życia i nie miał najmniejszego zamiaru oddawać berła, pomimo że na skutek zawieruchy dziejowej, która właśnie przetaczała się przez całą Europę, władzę stracił jego kuzyn, car Mikołaj II, a tron drugiego z jego kuzynów, cesarza Wilhelma II, już drżał w posadach, podobnie jak tron Habsburgów. Czas pokazał, że ten sprytny zabieg, na który król zdecydował się za namową jednego z dworzan, był strzałem w dziesiątkę.

Tak naprawdę król Jerzy V wywodził się z dynastii Sachsen-Coburg-Gotha, w niektórych opracowaniach nazywanej po prostu Koburgami. Jak sama nazwa wskazuje, była to dynastia o niemieckim rodowodzie. Zresztą Anglią już od 1714 roku, po bezpotomnej śmierci ostatniej królowej z dynastii Stuartów, Anny, rządzili władcy niemieccy. Na tronie Plantagenetów, Tudorów i Stuartów zasiadł wówczas Jerzy I Hanowerski. Nie znaczy to jednak, że nie było żadnego Stuarta, krewnego zmarłej Anny, któremu można by przekazać koronę, problem polegał na tym, iż Stuartowie byli katolikami, a papisty na tronie żaden szanujący się protestancki Anglik za nic by nie zdzierżył. W ten sposób królem został Jerzy, który spokrewniony był co prawda z królową Anną przez swoją matkę, Zofię Dorotę Wittelsbach, ale uważał się za Niemca. Ofiarowaną mu koronę oczywiście przyjął i 20 października 1714 roku został uroczyście koronowany w opactwie westminsterskim, lecz nigdy nie nauczył się mowy swoich poddanych. Z przedstawicielami rządu oraz dworzanami porozumiewał się wyłącznie po niemiecku, ewentualnie po francusku, natomiast jego syn, Jerzy II Hanowerski, co prawda mówił po angielsku, ale z tak silnym niemieckim akcentem, że stało się to obiektem niewybrednych żartów ze strony Anglików.

20 czerwca 1837 roku na tronie Zjednoczonego Królestwa zasiadła pierwsza od ponad stu dwudziestu lat kobieta, królowa Wiktoria Hanowerska, która, zanim poznała mowę Szekspira, mówiła w języku niemieckim. I nic w tym dziwnego, skoro była to ojczysta mowa zarówno jej matki, Wiktorii z Saksonii, rodowitej Niemki, jak i niemieckiej niani małej Wiktorii, a przecież były to dwie osoby, z którymi miała od urodzenia najczęstszy kontakt. Angielskiego zaczęto ją uczyć, dopiero gdy skończyła trzy lata, dlatego opanowała go płynnie. Kiedy już jednak była królową imperium, w zaciszu domowym, razem ze swoim mężem, Albertem, rozmawiała wyłącznie po niemiecku. Zresztą wśród biografów królowej i znawców historii Anglii, nierzadko można spotkać opinię, że to właśnie ta sławna monarchini „zniemczyła” dom panujący, gdyż jej małżonek, z którym doczekała się sporej gromadki dzieci, pochodził z dynastii Sachsen- -Coburg-Gotha, bocznej gałęzi ernestyńskiej linii rodu Wettynów. Jest to jednak daleko posunięte uproszczenie, monarchini nie była w tej kwestii wyjątkiem, skoro przedstawiciele dynastii hanowerskiej od początku jej istnienia brali za swoje małżonki Niemki, za Niemców wydawali też swoje córki i nikt z ich angielskich poddanych nie miał im tego za złe. W wyniku małżeństwa królowej Wiktorii jej następcy nosili właśnie nazwisko Sachsen-Coburg-Gotha i takie też nazwisko powinna nosić obecna królowa Elżbieta II, ewentualnie nazwisko Mountbatten, po swoim mężu, księciu Filipie, w którego żyłach płynie przecież błękitna krew. Nawiasem mówiąc, nazwisko królewskiego małżonka też powinno brzmieć zupełnie inaczej, ale o tym opowiemy w innym miejscu. Ani sama królowa Wiktoria, ani jej poddani nie widzieli nic złego w pochodzeniu monarchini, mającej niemieckich przodków, władczyni podkreślała nawet, że jej rodzina powinna pielęgnować niemieckie pochodzenie. Nikogo nie oburzał też fakt, że królowej zdarzało się zapominać i zwracać do swoich ministrów w języku Goethego, a jednego z premierów, lorda Palmerstona, nazywała nawet złośliwie Pilgersteinem.

Wszystko zmieniło się jednak wraz z wybuchem I wojny światowej, kiedy na tronie zasiadał wnuk Wiktorii, Jerzy Fryderyk Ernest Albert Sachsen-Coburg-Gotha, panujący jako Jerzy V. Paradoksalnie był on pierwszym królem od czasów Anny Stuart, który czuł się Anglikiem z krwi i kości, ba, przez całe życie zachowywał się zupełnie jak typowy przedstawiciel angielskiej klasy średniej, ceniący sobie rodzinne wartości, wykazując przy tym zamiłowanie do prostych wartości i swojskich cnót. W 1893 roku poślubił jednak Niemkę, księżniczkę von Teck, której na chrzcie nadano imiona Victoria Mary Augusta Louise Olga Pauline Claudine Agnes, a która używała swojego drugiego imienia Maria, natomiast jej mąż nazywał ją zdrobniale May. Król Jerzy z pewnością nie wdał się w swojego ojca, króla Edwarda VII, znanego bon vivanta, playboya i ikonę elegancji, był bowiem zakochany w swojej żonie, w jego życiu nigdy nie było innej kobiety, a salonowe rozrywki dosłownie go nudziły. Nie był też wulkanem intelektu, co negatywnie wpłynęło na poziom jego edukacji i zdobytej wiedzy, przy czym on sam nie uważał tego za wadę, wprost przeciwnie, szczycił się wręcz tym, że nigdy nie przeczytał żadnej książki. Uważał, że służba w marynarce, którą przeszedł w młodości, jest wystarczającą szkołą, a nabyte tam umiejętności są wystarczające, nie tylko dla przeciętnego człowieka, ale także dla osoby panującej. Niejednokrotnie wprawiał w konsternację zarówno dworzan, jak i współpracowników, mawiając: „Ludzi, którzy piszą książki, należałoby uciszyć!”. Nie znosił podróżowania, zwłaszcza za granicę, ponieważ uważał, że we wszystkich krajach jest gorzej niż w jego ojczyźnie. Na szczęście, po ślubie, kiedy w jego życiu pojawiła się starannie wykształcona kobieta, zmienił swój stosunek do literatury, a małżonka nie tylko wymusiła na nim bywanie w teatrze czy operze, ale przede wszystkim umiejętnie wspierała go w czasie wszelkiego rodzaju uroczystości, bowiem ceremoniał, podobnie jak obowiązki królewskie, zwyczajnie go przerastał. Zdecydowanie wolał całymi dniami polować, przede wszystkim na głuszce, był też zapalonym filatelistą, a każdy nowy znaczek osobiście wklejał do albumu, oczywiście po wcześniejszym oblizaniu strony posmarowanej klejem. Weekendy wraz z żoną oraz sześciorgiem dzieci, którymi obdarzyła go Maria, najchętniej spędzał w York Cottage w Sandringham, w domu niewiele większym niż podmiejska willa.

Ani luki w edukacji, ani mierna inteligencja monarchy nikogo jednak nie raziły. Przeciwnie — w państwie, w którym przyszło panować Jerzemu V, takie cechy były u króla jak najbardziej pożądane — miał on panować, ale nie rządzić. Pamiętajmy, iż Wielka Brytania jest monarchią parlamentarną, gdzie realną władzę pełni właśnie parlament, a osoba monarchy jest nie tyle swoistym ozdobnikiem, ukłonem w stronę tradycji, ile symbolem jednoczącym naród, zaś królewskie obowiązki ograniczają się tak naprawdę do pełnienia funkcji reprezentacyjnych. Z definicji król ma więc jednoczyć naród, nie zaś antagonizować swoich poddanych, dlatego monarchowie nie tylko nie mogą brać udziału w życiu politycznym, niedozwolone jest wyrażanie przez nich, nawet poufnie, opinii w kwestiach istotnych dla państwa czy polityki rządu. Z tego powodu do kształcenia przyszłych monarchów nie przykładano nigdy zbytniej wagi, co więcej, sądzono, iż nadmiar wiedzy mógłby rozbudzić w nich większe ambicje i zachęcić do angażowania się w prace rządu czy też inspirować do wypowiadania się w kluczowych dla linii politycznej władz sprawach. Zgodnie z tradycją konstytucyjną król lub królowa muszą spotykać się co jakiś czas z ludźmi stojącymi na czele kolejnych rządów, mogą w ich obecności wyrazić własne zdanie, a nawet im doradzać, lecz spotkania te, podobnie jak treść prowadzonych podczas nich rozmów, okryte są tajemnicą. Poważny sprzeciw opinii publicznej budzą wypowiedzi aktualnego księcia Walii i następcy tronu, księcia Karola, który zdaniem wielu osób stanowczo za często wypowiada się publicznie na temat sytuacji współczesnej młodzieży, architektury i ochrony środowiska. Śmiało można postawić tezę, iż król-intelektualista byłby zapewne dla brytyjskich konstytucjonalistów znacznie większym problemem niż zasiadający na tronie idiota…

Jerzy V idiotą z pewnością nie był, chociaż jednocześnie trudno byłoby go uznać za geniusza w koronie, mimo iż, jak dowiodła historia, zmiana nazwy dynastii, z której się wywodził, była naprawdę genialnym posunięciem.

Wszystko zaczęło się 28 czerwca 1914 roku, kiedy w Sarajewie młody bośniacki Serb Gawriło Princip, należący do organizacji Młoda Bośnia, strzelił z browninga do następcy tronu monarchii austro-węgierskiej, arcyksięcia Ferdynanda, i jego żony, Zofii, raniąc oboje śmiertelnie. To tragiczne wydarzenie stało się przysłowiowym kamykiem, którego poruszenie wywołało prawdziwą lawinę. Wkrótce wybuchła Wielka Wojna, międzynarodowy konflikt, który kosztował życie 10 milionów ofiar, zmienił oblicze całej Europy i dosłownie zmiótł ze sceny politycznej trzy wielkie dynastie — Hohenzollernów, Habsburgów i Romanowów. W wyniku wspomnianego zamachu już w lipcu 1914 roku władze Austro-Węgier postawiły rządowi serbskiemu ultimatum, które dla tamtejszych władz okazało się niemożliwe do spełnienia, w związku z czym 28 lipca cesarstwo wypowiedziało wojnę Serbii. Braci Słowian poparł bezzwłocznie car Mikołaj II, stając tym samym przeciwko swojemu kuzynowi, cesarzowi Wilhelmowi II, który opowiedział się z kolei po stronie Austrii. Wielka Brytania przystąpiła do wojny 4 sierpnia 1914 roku w odpowiedzi na pogwałcenie przez Niemcy neutralności Belgii. „To straszliwa katastrofa, jednak nie ma w tym naszej winy — odnotował Jerzy V w swoim pamiętniku w dniu wypowiedzenia wojny. — Ogromny tłum zebrał się pod pałacem: wyszliśmy na balkon zarówno przed, jak i po obiedzie. Na wieść o wypowiedzeniu wojny podniecenie zgromadzonych wyraźnie wzrosło; wraz z May i Dawidem [tak nazywano w rodzinie następcę tronu, księcia Edwarda — przyp. I.K.] wyszliśmy na balkon wśród oszałamiających wiwatów”.

Poddani królewscy, zwłaszcza przedstawiciele młodego pokolenia, rzeczywiście byli rozentuzjazmowani perspektywą udziału w wojnie i uczestnictwa w prawdziwych walkach. Wielu młodych mężczyzn zgłaszało się ochotniczo do armii. Nikt nie spodziewał się ogromu nieszczęść, tak wielkiej ilości ofiar, ani tego, że konflikt potrwa do 1918 roku, sądzono, że wojna przyniesie wielkie zwycięstwo imperium brytyjskiego, zwłaszcza gdy do walki włączy się niezwyciężona Królewska Marynarka Wojenna, która miała roznieść w pył niemieckie okręty. Z kolei Brytyjski Korpus Ekspedycyjny miał pokonać Niemców we Francji, co zdaniem znawców i przeciętnych zjadaczy chleba było tylko formalnością. Zdecydowana większość młodych mężczyzn wyruszających na front spodziewała się wrócić do domu na święta Bożego Narodzenia, gdzie czekały na nich pieczona gęś oraz śliwkowy pudding, tradycyjne potrawy jadane w angielskich domach przy świątecznym stole. Nic dziwnego, skoro brytyjscy planiści oficjalnie głosili, iż konflikt zakończy się zaledwie po kilku tygodniach i sześciu bitwach. Co więcej, uznano, że nie ma potrzeby, aby wstępujących do armii ochotników wyposażać w kompletne uzbrojenie artyleryjskie, za co żołnierze angielscy mieli potem zapłacić straszliwą cenę. Przyszłość dowiodła, że wywołany strzałami w Sarajewie konflikt zbrojny nie był błyskawicznym pasmem zwycięstw brytyjskiej armii. Pierwszego wojennego Bożego Narodzenia żądni przygód i chwały młodzi żołnierze nie spędzili w gronie najbliższych przy zastawionych smakołykami stołach, lecz w towarzystwie wszechobecnych wszy i szczurów, od których roiło się w okopach na wojnie pozycyjnej, modląc się o przeżycie. O śmierć było wyjątkowo łatwo, co sprawiła zabójcza technologia, w postaci gazów bojowych, czołgów i samolotów. W samej bitwie nad Sommą w 1916 roku straciło życie aż czterystu dwudziestu brytyjskich żołnierzy, a na każdych trzech walczących na wszystkich frontach I wojny światowej przypadał jeden poległy, jeden ranny w walce i jeden zdrowy. Czy można się dziwić, iż ci, którzy pozostali w domach, opłakując poległych, do szpiku kości znienawidzili Niemców i ich cesarza — winowajców całego nieszczęścia? Te negatywne odczucia przybrały jeszcze na sile wraz z docierającymi do opinii publicznej informacjami prasowymi o zbrodniach dokonywanych przez niemieckie wojska na kontynencie wobec ludności cywilnej. Oficjalna propaganda wykreowała jednocześnie niemający wiele wspólnego z rzeczywistością wizerunek tępego Huna, jak wkrótce zaczęto nazywać Niemców, co jeszcze wzmogło wszechobecną nienawiść, która z czasem przeniosła się na wszystko, co miało jakikolwiek związek z Niemcami, bądź jedynie budziło takie skojarzenia. Zakazano sprzedaży precli, z programów szkolnych usunięto wszystkie utwory pióra niemieckich pisarzy i poetów, z Goethem i Schillerem na czele, zakazano grywać Mozarta i Beethovena, atakowano nawet sklepikarzy mających niemiecko brzmiące nazwiska, niemieckie guwernantki, wcześniej chętnie zatrudniane w bogatych angielskich domach, jak również właścicieli psów ras wywodzących się z Niemiec — rottweilerów, dobermanów, a nawet jamników. Podpalano domy, w których mieszkali posiadacze tych czworonogów, nierzadko zdarzało się, że kopano nieszczęsne jamniki spokojnie spacerujące ze swoimi właścicielami. Szczególnie intensywne działania prowadzili działacze spod znaku Ligi Antyniemieckiej, będący w istocie zwykłymi chuliganami, wszczynający rozróby z hasłami patriotycznymi na ustach. Sytuacji nie poprawiał fakt, że prawie nikt z prześladowanych nie ośmielił się protestować, aby nie pogarszać swojego położenia ewentualnymi oskarżeniami o kolaborację i zdradę, a o to akurat nie było trudno. W tych burzliwych czasach szpiegów widywano niemal pod każdym łóżkiem. Swoistą pamiątką po tych wydarzeniach jest słowo Willy — będące zdrobnieniem od imienia Wilhelm, noszonego przez najbardziej znienawidzonego nad Tamizą Niemca, cesarza Wilhelma II — które właśnie wówczas weszło do slangu jako określenie męskiego organu płciowego.

ęskiego organu płciowego. Ofiarą owej, w gruncie rzeczy zupełnie irracjonalnej nienawiści, padł również kuzyn króla Jerzego V, Louis Alexander Battenberg, pierwszy lord Admiralicji, który od czterdziestu lat, czyli od czternastego roku życia, pełnił służbę w brytyjskiej flocie. Pomimo „okropnego” niemieckiego nazwiska i jeszcze okropniejszego, bardzo silnego niemieckiego akcentu, z jakim mówił, Battenberg czuł się Brytyjczykiem. To właśnie dzięki niemu brytyjska flota została należycie wyposażona i przygotowana do nadchodzącej wojny. Jednak kiedy antyniemiecka histeria na dobre zawładnęła obywatelami Albionu, wszelkie jego zasługi zostały w oczach poddanych jego kuzyna zdyskredytowane, podobnie jak podważona została jego bezsporna lojalność wobec korony i zapomniany fakt, że jego żoną była córka wciąż szanowanej przez Brytyjczyków królowej Wiktorii. Liczyło się jedynie to, że lord admiralicji urodził się w Niemczech, tam miał swoje włości, mówił z okropnym pruskim akcentem, a w swojej angielskiej posiadłości zatrudniał wyłącznie niemiecką służbę. W efekcie został zmuszony nie tylko do dymisji, ale także do rezygnacji z książęcego tytułu.

Z czasem nienawiść do wszystkiego co niemieckie dosięgła także królewskiego dworu. Poddani Jerzego V uświadomili sobie, że ich łaskawie panujący król jest, tak samo jak mordujący ich współobywateli tępi żołnierze Wilhelma II, Niemcem. Świadczyły o tym jego nazwisko, pokrewieństwo z cesarzem, a także fakt, że poślubił niemiecką księżniczkę. Nie miało przy tym znaczenia, że monarcha był całym sercem po stronie swoich poddanych, zwłaszcza żołnierzy walczących na froncie, więcej, na wojnę wysłał dwóch swoich najstarszych synów, księcia Edwarda i księcia Alberta — pierwszy z nich służył na terenie Francji, drugi w marynarce wojennej. Sam Jerzy wizytował szpitale i wojskowe lazarety, niosąc pociechę cierpiącym, zjawiał się też od czasu do czasu na froncie, a nawet odniósł obrażenia, kiedy koń, którego dosiadał podczas jednej z takich frontowych wizytacji, spłoszony wystrzałem, zrzucił go z siodła — monarcha złamał miednicę. Pomimo że król był spokrewniony z cesarzem Wilhelmem II, w oficjalnej korespondencji zarzucił stosowany wcześniej wobec niego zwrot „drogi kuzynie” i gdzie tylko mógł, otwarcie manifestował swoją „brytyjskość”, ale na tym nie poprzestał. Za namową swej matki i pod naciskiem ówczesnego premiera usunął z królewskiej kaplicy św. Jerzego w Windsorze sztandary ośmiu kawalerów Orderu Podwiązki, którzy byli Niemcami, a których w przeszłości wyróżniono tym najwyższym brytyjskim odznaczeniem. Jakby tego mało, solidaryzując się z poddanymi, wprowadził w pałacu Buckingham iście drakońskie ograniczenia w wydatkach i racjonowanie żywności. Ze stołów zniknęły wykwintne potrawy i alkohole, a królewskie menu było bardzo ograniczone, podobnie jak wydatki na służbę i prowadzenie pałacu. Doszło nawet do tego, że dworzanie, którzy nieopatrznie spóźnili się na śniadanie, bądź z jakichś względów w nim nie uczestniczyli, musieli obejść się smakiem i czekać, aż zostanie podany bardzo skromny obiad. Gdy jeden z dworzan nieopatrznie poprosił o ugotowane na miękko jajko, wywołał u króla taki gniew, jakby poprosił co najmniej o pieczonego indyka lub słowicze języki w maderze, a monarcha zarzucił mu ni mniej ni więcej, tylko brak uczuć patriotycznych. W swoich zapędach Jerzy V szedł jednak chwilami stanowczo za daleko — swoją postawą przyczynił się do śmierci cara Mikołaja II, jego żony i dzieci z rąk bolszewików. W marcu 1917 roku, kiedy car, zmuszony przez rewolucjonistów, abdykował i poprosił kuzyna o pozwolenie na przyjazd do Wielkiej Brytanii, ten początkowo zgodził się bez namysłu, lecz ostatecznie zmienił zdanie. Jego doradcy uświadomili mu bowiem, iż niemieckie pochodzenie carskiej małżonki stało się zarzewiem wojny, co oczywiście miało niewiele wspólnego z prawdą. Jeden z nich oświadczył wręcz królowi: „Caryca jest Szwabką nie tylko z urodzenia, ale i z natury. Robiła, co mogła, by doprowadzić do porozumienia z Niemcami. Uważa się ją za zbrodniarkę lub za osobę ze zbrodniczymi skłonnościami, a eks-cara za zbrodniarza ze względu na jego słabość i uleganie jej namowom”*. Król cofnął więc swoją zgodę, informując jednocześnie kuzyna Nicky’ego, jak nazywał cara prywatnie, iż w chwili obecnej nie uważa za rozsądne, by on sam i jego rodzina schronili się na terenie Wielkiej Brytanii. Sugerował im wyjazd do Hiszpanii lub na południe Francji. Jego odmowa zmieniła stosunek bolszewików do pozbawionego tronu Mikołaja II. Wcześniej sądzono bowiem, iż samego cara, podobnie jak jego rodzinę, należy traktować z szacunkiem, by nie prowokować żadnych ruchów ze strony Europy, a zwłaszcza Wielkiej Brytanii. Jerzy V dał swoją decyzją do zrozumienia, iż los krewnego niewiele go obchodzi. W efekcie opuszczonego Mikołaja II wraz z rodziną uwięziono, a 17 lipca 1918 roku na rozkaz bolszewików, rozstrzelano.

Zabiegi króla Jerzego i poświęcenie własnego kuzyna wydawały się daremne, skoro w miarę rozwoju działań wojennych coraz więcej Brytyjczyków widziało w nim i jego małżonce jedynie przedstawicieli znienawidzonej nacji. Na ręce premiera trafiały niezliczone listy z pytaniem, w jaki sposób Wielka Brytania ma wygrać wojnę, jeśli łaskawie panujący król jest… Niemcem. Doszło nawet do tego, że jeden z parlamentarzystów nazwał monarchę „niemieckim rzeźnikiem”, podniosły się nawet się głosy, iż monarchia w ogóle jest przeżytkiem, jakimś zmurszałym reliktem dawno minionych czasów i należałoby ją zlikwidować. Do ataków na rodzinę królewską i całą instytucję monarchii dołączył znany i poważany pisarz, H.G. Wells, który nazywał dwór Jerzego V „obcym”, a dynastię „królewską kastą z Niemiec” i oficjalnie nawoływał do obalenia króla. Socjaliści natomiast przed organizowanym przez nich zjazdem Związków Zawodowych otwarcie głosili, że ów zjazd uczyni dla kraju to samo, co wcześniej rewolucja zrobiła dla Rosji. Na nieszczęsnego monarchę padł blady strach, tym bardziej że lord Esher wieszczył niekorzystny dla monarchii obrót wydarzeń: „Będziemy mogli mówić o szczęściu, jeśli unikniemy rewolucji, która pogrąży monarchię, Kościół i nasze wszystkie wiktoriańskie instytucje — twierdził arystokrata. — Nie spotkałem nikogo, kto wejrzawszy w głąb swojego umysłu, nie podzielałby tej opinii”.

W końcu, kierując się sugestiami doradców, król doszedł do wniosku, że głównym źródłem problemów jest jego niemieckie nazwisko: Sachsen-Coburg-Gotha, dlatego postanowił je zmienić. Chciał raz na zawsze odciąć się od swoich korzeni i zamknąć usta tym wszystkim, którzy oskarżali go o proniemieckie sympatie. Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. Grono doradców długo głowiło się, jak powinna brzmieć nowa nazwa dynastii, na której czele stoi Jerzy V. Książę Connaught optował za Tudor-Stewart, inni opowiadali się za Plantagenetami, Yorkami lub Lancasterami, inni woleli, aby było to po prostu England… Wówczas do akcji wkroczył osobisty sekretarz króla, lord Stamfordham, rzucając uwagę, iż w przeszłości jeden z władców, Edward III, tytułował się Edwardem Windsorem. Pomysł wzbudził powszechny entuzjazm, bowiem zamek Windsor jest dla historii Anglii równie ważny jak dla Polski Wawel, lecz w przeciwieństwie do zamku w Krakowie Windsor nadal używany jest do celów rezydencjalnych, co czyni go najstarszą wciąż zamieszkałą rezydencją królewską na świecie. Historia tej szacownej budowli sięga czasów samego Wilhelma Zdobywcy, inicjatora jej powstania. Mimo iż angielscy władcy nie przepadali za ową rezydencją i chętniej spędzali czas w mniejszych i wygodniejszych rezydencjach w rodzaju Hampton Court, w kaplicy w Windsorze spoczywa kilku królów. W ten oto sposób, dzięki pomysłowości jednego z dworzan, pojawiła się dynastia Windsorów. Należało jedynie dopełnić wymogów formalnych.

16 lipca 1917 roku Rada Przyboczna, czyli oficjalny organ doradczy monarchy, opracowała stosowny dekret, który następnego dnia wydrukowały wszystkie brytyjskie gazety. Monarcha oświadczał w nim swoim poddanym: „[...] odtąd Dom Nasz i Ród zwać się będzie i winien być znany jako Dom i Ród Windsor; [...] Postanowiliśmy w imieniu Własnym oraz wszystkich naszych potomków i wszystkich pozostałych potomków Naszej Babki Królowej Wiktorii [...] zrezygnować ze wszystkich niemieckich Tytułów i Godności oraz zaprzestać ich stosowania”.

Na tym nie poprzestano — także krewni królewscy, noszący niemieckie nazwiska, zostali zobligowani do ich zmiany na angielskie odpowiedniki. I tak Louis Alexander, wspomniany wcześniej niegdysiejszy lord admiralicji, stał się Mountbattenem, a bracia królowej, Adolf, książę Teck, oraz Aleksander, książę Teck, otrzymali odpowiednio tytuły markiza Cambridge i hrabiego Althone’a.

Kiedy o wprowadzonych przez królewskiego kuzyna zmianach dowiedział się cesarz Wilhelm II, wybuchł śmiechem, a następnie oświadczył, iż wieczorem w teatrze zamiast Wesołych kumoszek z Windsoru obejrzy Wesołe kumoszki z Sachsen-Coburg-Gotha. Wkrótce jednak mina mu zrzedła i to bardzo, kiedy, podobnie jak wcześniej inny jego kuzyn, car Rosji, został zmuszony do abdykacji, przy czym, na szczęście, udało mu się ocalić życie. Podobny los czekał Habsburgów. Tymczasem Jerzy V, dzięki sprytnemu pomysłowi swojego doradcy, nie tylko zachował tron, ale jeszcze przekazał go swojemu następcy, więcej nawet — zapoczątkowana przez niego dynastia trwa w najlepsze, przetrwawszy niejedną burzę. Przewidział to zresztą Faruk I, ostatni król Egiptu, który twierdził, iż pod koniec XX stulecia większość monarchii przestanie istnieć. Dodawał przy tym: „Na świecie zostanie wtedy tylko pięciu królów. Kier, karo, pik, trefl i… król Anglii”. Nie przewidział tylko, że króla może zastąpić królowa.

Fot. i opis książki pochodzi od wydawcy (wydawnictwo Lira)
Fot. tytułowe: wikipedia

Rozmowy na Rękawce

Rozmowy na Rękawce - najnowsze informacje

Rozrywka