poniedziałek, 18 września 2023 09:46, aktualizacja rok temu

Ten reportaż o tajemniczych morderstwach to historia powstania FBI [Fragment książki]

Autor Mirosław Haładyj
Ten reportaż o tajemniczych morderstwach to historia powstania FBI [Fragment książki]

Już 27 września premierę będzie miało nowe wydanie reportażu Davida Granna, które ukazało się nakładem Wydawnictwa W.A.B. Na jego podstawie którego Martin Scorsese nakręcił film z gwiazdorską obsad (Leonardo DiCaprio i Robert De Niro).

Członkowie plemienia Osagów z terenów Oklahomy należeli w latach 20. XX wieku do najbogatszych ludzi świata. Dzięki odkryciu na ich terytorium złóż ropy naftowej jeździli limuzynami, kupowali luksusowe rezydencje i wysyłali dzieci do szkół w Europie. Nagle zaczęli ginąć w tajemniczych okolicznościach, jeden po drugim. Kiedy zaczęły ginąć również osoby próbujące wyjaśnić zagadkę, a ofiar było już ponad dwadzieścia, śledztwo przejęło świeżo utworzone FBI, trafiając na jeden z najmroczniejszych spisków w historii Stanów Zjednoczonych.

David Grann przygląda się po latach tej szokującej sprawie, odkrywając nowe szczegóły. Jego doskonale udokumentowana książka jest arcydziełem literatury faktu, frapującym zapisem pełnego zwrotów śledztwa, które ujawniło wiele tajemnic. „Czas krwawego księżyca” to historia chciwości, rasizmu i zbrodni, którą czyta się z zapartym tchem.

W październiku do polskich kin trafi wyreżyserowany przez Martina Scorsese film, którego scenariusz został oparty na tej bestsellerowej książce. W rolach głównych występują m.in.: Leonardo DiCaprio, Robert De Niro, Jesse Plemons.

Porywająca opowieść o tragicznym i zapomnianym rozdziale historii amerykańskiego Zachodu. David Grann jak zwykle dociera do samego sedna

– JOHN GRISHAM, autor bestsellerowych kryminałów prawniczych i thrillerów.

„Czas krwawego księżyca” to wspaniała książka – przykuwająca uwagę opowieść o chciwości, seryjnych morderstwach i niesprawiedliwości na tle rasowym, która ukazuje przerażający epizod amerykańskiej historii. David Grann jest znakomitym dziennikarzem, a „Czas krwawego księżyca” to prawdopodobnie jego najlepsza książka

– JON KRAKAUER, autor książek „Wszystko za Everest” i „Wszystko za życie”.


DAVID GRANN (ur. 1967) – amerykański dziennikarz, od 2003 roku pracuje w tygodniku „The New Yorker”. Publikował także m.in. w „The New York Times Magazine”, „The Washington Post”, „The Wall Street Journal” i „The Weekly Standard”. Autor bestsellera „Zaginione miasto Z. Amazońska wyprawa tropem zabójczej obsesji” (W.A.B., 2018), przetłumaczonego na ponad dwadzieścia pięć języków i zekranizowanego w 2016 roku, oraz książki „Biała ciemność„ (W.A.B., 2021). Napisał również „The Devil and Sherlock Holmes” oraz „The Wager. A Tale of Shepwrick, Mutiny and Murder”. David Grann jest laureatem ważnych nagród dziennikarskich, w tym George Polk Award.

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B publikujemy fragment książki.

W kwietniu porośnięte dębami wzgórza i rozległe prerie terytorium plemienia Osagów w Oklahomie pokrywają się milionem kwiatów: fiołków, klajtonii i houstonii błękitnych. Miejscowy pisarz John Joseph Mathews zauważył, że ten  bezmiar  płatków wygląda tak, jakby „bogowie rozrzucili konfetti”. W maju, gdy kojoty wyją do irytująco wielkiego księżyca, większe rośliny, takie jak trzykrotki i rudbekie, zaczynają zasłaniać mniejsze, pozbawiając je światła i wody. Łodyżki tych drugich łamią się, a płatki spadają i ostatecznie trafiają pod ziemię. To właśnie dlatego Osagowie nazywają maj czasem księżyca, który zabija kwiaty.
24 maja 1921 roku Mollie Burkhart, mieszkanka osady Gray Horse w Oklahomie, zaczęła się bać, że coś się stało jednej z jej trzech sióstr, Annie Brown. Ta mająca  trzydzieści  cztery  lata (a więc niecały rok starsza od Mollie) kobieta zaginęła trzy dni wcześniej. Często zdarzały się jej „hulanki”, jak lekceważąco określała to jej rodzina: picie i tańce z przyjaciółmi do białego rana. Tym razem jednak minęły jedna noc i druga, a Anna, kobieta o długich, potarganych czarnych włosach i ciemnych oczach błyszczących niczym szklane paciorki, nie pokazała się na ganku domu Mollie, tak jak to miała w zwyczaju. Po wejściu do środka zwykle zdejmowała buty i niespiesznie przechadzała się po domu. Mollie brakowało uspokajającego odgłosu jej bosych stóp. Za- miast niego panowała niczym niezmącona cisza.
Mollie trzy lata wcześniej straciła już inną siostrę, Minnie. Ta śmierć nastąpiła zaskakująco szybko i chociaż lekarze tłumaczyli ją „osobliwą odmianą zespołu wyniszczenia”, Mollie szczerze  w to wątpiła: Minnie miała zaledwie dwadzieścia siedem lat i cieszyła się idealnym zdrowiem.

Podobnie jak w przypadku ich rodziców, imiona Mollie i jej sióstr zapisano w rejestrze Osagów, co oznaczało, że są pełnoprawnymi członkami plemienia. A także, że są bogate. Na początku lat siedemdziesiątych XIX wieku Osagowie zostali przesiedleni ze swoich ziem w Kansas do rezerwatu w północno-wschodniej Oklahomie. Tereny były tu skaliste, a ziemia powszechnie uważana za bezwartościową, jednak dziesiątki lat później odkryto w tym miejscu jedne z największych złóż ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych. Aby wydobywać ropę, jej poszukiwacze musieli uiścić Osagom opłatę za dzierżawę i prawa do eksploatacji. Na początku XX wieku wszystkie osoby figurujące w rejestrze członków plemienia zaczęły otrzymywać co kwartał dywidendy. Początkowo kwoty nie przekraczały kilku dolarów, jednak z biegiem czasu, w miarę jak zaczęto wydobywać coraz więcej ropy, wzrosły do setek, a potem tysięcy dolarów. Właściwie co roku były większe, niczym strumienie na prerii, które łączyły się ze sobą, by w końcu stworzyć szeroką, mulistą rzekę Cimarron. Ostatecznie członkowie plemienia zgromadzili miliony dolarów. (W samym 1923 roku było to ponad trzydzieści milionów, ekwiwalent dzisiejszych ponad czterystu milionów). Osagów uważano za najbogatszych ludzi świata per capita. „Patrzcie państwo! Indianie zamiast przymierać głodem… cieszą się bogactwem, które wzbudza zazdrość wszystkich bankierów” – nie mógł się nadziwić dziennikarz nowojorskiego tygodnika „Outlook”. Opinię publiczną szokowała zamożność plemienia, która zadawała kłam powszechnemu obrazowi amerykańskiej ludności rdzennej, powstałemu w wyniku pierwszych krwawych kontaktów z białymi – grzechu pierworodnego, na którym zbudowano cały kraj. Reporterzy mamili czytelników historiami o „plutokratach z Osage” i „czerwonoskórych milionerach”, pyszniących się wzniesionymi z cegieł i terakoty rezydencjami, żyrandolami, pierścionkami z brylantami, futrami i luksusowymi autami pro- wadzonymi przez szoferów. Jedna z dziennikarek zachwycała się młodą kobietą z plemienia Osage, która chodziła do najlepszych zagranicznych szkół i nosiła eleganckie francuskie stroje, zupełnie jakby „une très jolie demoiselle z paryskich bulwarów przez nieuwagę zabłąkała się do miasteczka w rezerwacie”.

Równocześnie reporterzy wyolbrzymiali ponad wszelką miarę opisy tradycyjnego stylu życia Osagów, który zdawał się współgrać z obrazem „dzikich”. W pewnym artykule wspomina się o „kręgu luksusowych automobili otaczającym ognisko, podczas gdy ich ogorzali, jaskrawo odziani właściciele gotowali jedzenie w prymitywny sposób”. Inny dziennikarz opisywał grupę Osagów, którzy przylecieli na swoje ceremonialne tańce prywatnym samolotem – scena, której „żaden pisarz by nie wymyślił”. Podsumowujący nastawienie opinii publicznej wobec Osagów autor artykułu w „Washington Star” twierdził: „Lament nad »biednymi Indianami« może z łatwością przemienić się w nienawiść do »bogatych czerwonoskórych«”.

Gray Horse była jedną ze starszych osad na terenie rezerwatu. Wszystkie te miejscowości –  włączając  Fairfax,  leżące po sąsiedzku, większe miasto liczące blisko piętnaście tysięcy mieszkańców, i Pawhuska, stolicę hrabstwa Osage zamieszkaną przez ponad sześć tysięcy ludzi – przypominały wizje zrodzone w umyśle trawionym gorączką. Ulice roiły się od kowbojów, łowców posagów, przemytników alkoholu, wróżbitów, znachorów, osób wyjętych spod prawa, marshalów, finansistów z Nowego Jorku i potentatów naftowych. Automobile pędziły końskimi traktami, smród paliwa tłumił zapach prerii. Z drutów telefonicznych spoglądały na ludzi, niczym sędziowie przysięgli, stada wron. Były tam restauracje reklamowane jako lokale bez wyszynku, opery i boiska do gry w polo.

Chociaż Mollie nie żyła z takim przepychem jak niektórzy jej sąsiedzi, pobudowała sobie w Gray Horse piękny, rozległy drewniany dom w pobliżu starego rodzinnego wigwamu, który powstał z powiązanych ze sobą pali, tkanych mat i kory. Miała kilka samochodów i służbę – sługusów Indian, jak wielu osadników określało kpiąco pracowników napływowych. Rekrutowali się oni najczęściej spośród Afroamerykanów lub Meksykanów, jednak na początku lat dwudziestych jeden z gości rezerwatu zauważył z pogardą, że „nawet biali” wykonują „wszelkie zadania domowego posługacza, do których żaden z Osagów się nie zniży”.
(…)

• • •

Tydzień po zniknięciu Anny robotnik naftowy, pracujący na wzgórzu półtora kilometra na północ od centrum Pawhuska, zauważył coś wystającego z krzaków u podstawy wieży wiertniczej. Podszedł bliżej. To były gnijące zwłoki; między oczami trupa do- strzegł dwa otwory po kulach. Ofiara została zastrzelona, zupełnie jakby przeprowadzono na niej egzekucję.

Na zboczu wzgórza było parno, mokro i głośno. Świdry trzęsły ziemią, kiedy wwiercały się w skały wapienne, a wieże wiertnicze machały swoimi ogromnymi szponami. Ludzie zgromadzili się wokół ciała w tak zaawansowanym stadium rozkładu, że nie- możliwa okazała się identyfikacja. W kieszeni tkwił list. Ktoś wyciągnął go, rozłożył kartkę i odczytał. Był zaadresowany do Charlesa Whitehorna, dlatego domyślono się, że zmarły to on.

Mniej więcej w tym samym czasie pewien mężczyzna polował na wiewiórki przy Three Mile Creek niedaleko Fairfax ze swoim nastoletnim synem i przyjacielem. Podczas gdy obaj mężczyźni pili wodę ze strumienia, chłopak zauważył wiewiórkę i pociągnął za spust. W podmuchu gorąca i rozbłysku światła zobaczył, że trafione zwierzę spada w dół wąwozu. Pognał za nim po stromym zboczu na dno jaru, gdzie powietrze było gęstsze i dochodził szmer potoku. Znalazł wiewiórkę, podniósł ją, po czym krzyknął: „Tato!”. Kiedy ojciec dobiegł do niego, chłopak wspiął się na skałę, pokazał na porośnięty mchem brzeg strumienia i powiedział: „Tam jest trup”.
Na brzegu widać było rozdęte, rozkładające się ciało kobiety: leżała na plecach, włosy miała poskręcane w błocie i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w niebo. Na zwłokach żerowały robaki. Mężczyźni i chłopak wybiegli z wąwozu i ruszyli przez prerię powozem, wzbijając tumany kurzu. Kiedy dotarli do głównej ulicy Fairfax, nie mogli znaleźć żadnego stróża prawa, więc zatrzymali się przy Big Hill Trading Company, dużym sklepie wielobranżowym, w którym świadczono również usługi pogrzebowe. Opowiedzieli właścicielowi Scottowi Mathisowi, co się stało, i  zaalarmowali  przedsiębiorcę  pogrzebowego,  który  pojechał z kilkoma mężczyznami nad strumień. Tam przeturlali ciało na siedzenie wyjęte z wozu i za pomocą liny wciągnęli je na górę, po czym w cieniu dębu blackjack włożyli je do drewnianej skrzyni. Gdy tylko przedsiębiorca pogrzebowy przysypał zwłoki solą i lodem, zaczęły się kurczyć, zupełnie jakby opuściły je ostatki życia. Mężczyzna próbował ustalić, czy zmarła to Anna Brown. „Ciało było rozłożone, tak spuchnięte, że o mało nie wybuchło, i strasznie śmierdziało” – wspominał później. Gdzie indziej dodawał: „A do tego czarne, tak jakbyśmy mieli do czynienia z Murzynką”. Ani on, ani jego towarzysze nie zdołali dokonać identyfikacji. Jednak Mathis, który prowadził sprawy finansowe Anny, skontaktował się z Mollie. Kobieta od razu udała się z ponurą pielgrzymką do strumienia. Towarzyszyli jej Ernest, Bryan, siostra Rita i jej mąż Bill Smith, a także wiele innych osób znających Annę, wiedzionych niezdrową ciekawością. Wśród nich Kelsie Morrison, jeden z najsłynniejszych w hrabstwie przemytników alkoholu i handlarzy narkotyków, oraz jego żona z plemienia Osagów.

Po przyjeździe na miejsce Mollie i Rita stanęły tuż przy zwłokach. Odór był nie do wytrzymania. Sępy bezwstydnie krążyły po niebie. Siostry nie zidentyfikowały twarzy, bo praktycznie nic z niej nie zostało, ale rozpoznały indiański koc i ubranie, które Mollie niedawno czyściła. Bill, mąż Rity, wziął gałązkę i otworzył usta Anny,  a wtedy zgromadzeni ujrzeli złotą plombę. „To  z pewnością Anna” – stwierdził.
Rita zaczęła szlochać i mąż odprowadził ją na bok. W koń- cu Mollie wyszeptała „tak” – ostateczne potwierdzenie, że to jej siostra. Mollie była jedynym członkiem rodziny, który zawsze zachowywał spokój. Teraz odeszła na bok z Ernestem, pozostawiając za sobą pierwsze oznaki mroku, który mógł zniszczyć nie tylko jej rodzinę, ale również całe plemię.

Fot. i inf.: Wydawnictwo W.A.B., materiały prasowe
Fot. gł.: główna siedziba FBI, wikipedia, autor: Kmf164/Wydawnictwo W.A.B., materiały prasowe

Dobra książka

Dobra książka - najnowsze informacje

Rozrywka