sobota, 29 czerwca 2024 06:20

Mydło z ludzkiego tłuszczu? Tomasz Bonek: Tak powstał pierwszy polski "fake news"

Autor Mirosław Haładyj
Mydło z ludzkiego tłuszczu? Tomasz Bonek: Tak powstał pierwszy polski "fake news"

– Tuż po wydaniu „Medalionów” na bazarach Gdańska handlarze zaczęli sprzedawać mydło RIF – twierdzili, że to skrót od słów Reines Jüdisches Fett – prawdziwy żydowski tłuszcz. Mydło RIF trafiło na czołówki gazet na całym świecie. Tak powstał pierwszy polski „fake news”, że w obozach koncentracyjnych Niemcy przerabiali ludzi, przede wszystkim Żydów, na mydło – mówi o swoim najnowszym reportażu mówi w rozmowie z Głosem24 Tomasz Bonek. – Chciałbym jednak podkreślić, że jest to przede wszystkim książka o wielkich niemieckich zbrodniach popełnionych na Pomorzu i w Poznaniu, a nie o negowaniu zbrodni. Sprawa mydła z ludzkiego tłuszczu niczego nie zmienia, jeśli chodzi o ogrom tragedii ludobójstwa z czasów II wojny światowej – zaznacza.

"Ludzie na mydło" to reportaż historyczny o niemieckich lekarzach-anatomach, którzy prowadzili upiorne instytuty w Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu. To także opowieść o Zofii Nałkowskiej i jej wizycie w rzekomej fabryce mydła z ludzkiego tłuszczu, jaką w Gdańsku miał zorganizować profesor Spanner. Autor prezentuje w niej również nieznane kulisy pracy pierwszej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, zapiski z pamiętników, rekonstrukcje wydarzeń a także portrety ofiar i ich oprawców.

Nie negując zbrodni popełnionych podczas wojny ani skali ludobójstwa, Tomasz Bonek w swojej najnowszej książce odpowiada na pytanie, czy faktycznie Niemcy w Gdańsku i obozach koncentracyjnych produkowali z ludzi mydło na skalę przemysłową.

Tomasz Bonek/Fot.: materiały prasowe
Tomasz Bonek/Fot.: materiały prasowe

Panie Tomaszu, tytuł pana najnowszej książki jest bardzo wymowny. Dlaczego postanowił pan zająć się tą sprawą?

– Od wielu lat chciałem napisać tę książkę i wreszcie to się udało! "Ludzie na mydło. Mit, w który uwierzyliśmy" to prequel i zarazem ciąg dalszy "Medalionów" Zofii Nałkowskiej, które, jak miliony Polaków, znam ze szkoły. To historyczny reportaż o niemieckich lekarzach-anatomach, którzy prowadzili upiorne instytuty w Gdańsku, Poznaniu i we Wrocławiu. To także opowieść o Nałkowskiej i jej wizycie w rzekomej fabryce mydła z ludzkiego tłuszczu, jaką w Gdańsku miał zorganizować profesor Spanner. To również nieznane kulisy pracy pierwszej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, zapiski z pamiętników, rekonstrukcje wydarzeń, portrety ofiar i ich oprawców. Napisałem tę książkę, bo od dawna się zastanawiałem, ile prawdy, a ile literackiej fikcji jest w „Medalionach”. Sama Nałkowska twierdziła, że zbiór jej opowiadań nie jest zbiorem reportaży… Chciałbym jednak podkreślić, że jest to przede wszystkim książka o wielkich niemieckich zbrodniach popełnionych na Pomorzu i w Poznaniu, a nie o negowaniu zbrodni. Sprawa mydła z ludzkiego tłuszczu niczego nie zmienia, jeśli chodzi o ogrom tragedii ludobójstwa z czasów II wojny światowej.

Pana zdaniem mit wyrabiania przez Niemców w czasie II wojny światowej mydła z ciał więźniów obozów koncentracyjnych jest równie mocno zakotwiczony w powszechnej świadomości Europejczyków co wśród mieszkańców naszego kraju?

– Niemal na całym świecie powszechnie „wiadomo”, że „Niemcy w obozach koncentracyjnych robili mydło z ludzkiego tłuszczu”, że „przerabiali na nie Żydów”. Ten „fakt” tak mocno zakorzenił się w powszechnej świadomości, że kostkom przydziałowego mydła Wehrmachtu, oznaczonego literami RIF, co tłumaczono jako Reines Judisches Fett (czysty żydowski tłuszcz) wyprawiono pogrzeby, m.in. w Izraelu.

W swoim reportażu skupia się na postaci prof. Rudolfa Spannera…

– W Gdańsku profesor Rudolf Spanner (tytułowy bohater jednego z "Medalionów" Zofii Nałkowskiej) przerabiał zwłoki więźniów zamordowanych w więzieniach gestapo na preparaty anatomiczne. Jego pracownicy do instytutu anatomicznego przywozili też ciała więźniów zgładzonych przez SS-manów w KL Stutthof oraz ze szpitala psychiatrycznego w Kocborowie. Gotowali je w ługu sodowym w specjalnych kotłach, aby uzyskać czyste kości.

W tym samym czasie w lasach piaśnickich Niemcy mordowali tysiące Polaków i grzebali ich w zbiorowych mogiłach. W szpitalach psychiatrycznych rozpoczynała się akcja T4 - ich pacjenci ginęli od zbrodniczych zastrzyków lub w komorach gazowych. Ale książka „Ludzie na mydło opowiada też o innych lekarzach – anatomach, działających na terenie dzisiejszej Polski.

No właśnie, w całej sprawie dużą rolę odegrali anatomowie z Gdańska, Poznania i Wrocławia. Na czym polegała ich funkcja? Czym się zajmowali?

– W Poznaniu profesor Hermann Voss ze zwłok Polaków i Żydów straconych przez niemieckie sądy preparował czaszki i sprzedał je do Muzeum Historii Naturalnej w Wiedniu. Prowadził przy tym pamiętnik, w którym opisywał m. in. jak bardzo nienawidził Polaków. Asystent Vossa, dr Robert Herrlinger pobierał wtedy w poznańskim więzieniu krew ze zwłok zaledwie 40 sekund po wykonaniu egzekucji.

  • Czytaj także:
Pobierał krew ze zwłok zaledwie 40 sekund po wykonaniu egzekucji
“Ludzie na mydło. Mit, w który uwierzyliśmy” to historyczny reportaż Tomasza Bonka o niemieckich lekarzach-anatomach, którzy prowadzili makabryczne instytuty w Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu. Autor odkrywa nieznane kulisy działalności pierwszej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przedstawia zapiski…
Okładka książki "Ludzie na mydło. Mit, w który uwierzyliśmy"/Fot.: materiały prasowe
Okładka książki "Ludzie na mydło. Mit, w który uwierzyliśmy"/Fot.: materiały prasowe

Historię o mydle z ludzkiego tłuszczu znamy z powojennych „Medalionów” Zofii Nałkowskiej, które opisywały niemieckie zbrodnie.

– W międzyczasie Jan Karski spotkał się w Waszyngtonie z prezydentem Stanów Zjednoczonych Franklinem Delano Rooseveltem i opowiedział mu o Holokauście. Roosevelt najwyraźniej nie uwierzył w to, co usłyszał.

W ludobójstwo nie chcieli też uwierzyć Brytyjczycy. Pamiętali, że już podczas I wojny światowej ich dyplomaci rozpuścili w światowych mediach plotkę o tym, że Niemcy przerabiali ludzi na mydło. Musieli się z tego długo tłumaczyć i ją zdementować. Dlatego w ogromną skalę zbrodni popełnianych przez Niemców w czasie wojny na świecie mało kto chciał uwierzyć. Nie wierzyli nawet Żydzi mieszkający za oceanem.

Można powiedzieć, że relacja Nałkowskiej zawarta w "Medalionach" jest kluczowa. Jak doszło do tego, że pisarka mogła zająć się sprawą niemieckich zbrodni?

– Kiedy skończyła się wojna do instytutu anatomicznego w Gdańsku weszła specjalna komisja. Jej członkiem był Stanisław Strąbski, dziennikarz agencji prasowej „Polpress”, który napisał depeszę informującą o odnalezieniu tam "fabryki mydła z tłuszczu ludzkiego".

Po lekturze tego artykułu do Gdańska poleciała Zofia Nałkowska, pisarka i lewicowa publicystka, a wtedy również nominowana przez Bieruta posłanka do Krajowej Rady Narodowej i zarazem członkini Komisji Badania Zbrodni Niemieckich. Z innymi posłami, którzy jej towarzyszyli, oglądała trupiarnię instytutu anatomicznego Spannera. Wraz z Sowietami członkowie komisji przygotowali raport z oględzin placówki i napisali w nim o „fabryce mydła z ludzkiego tłuszczu”.

Po powrocie do Warszawy i Łodzi Nałkowska napisała "Medaliony", które podbiły serca Polaków. Nic dziwnego, bo w narodzie była wielka potrzeba rozliczenia niemieckich zbrodni.

W opisie pana książki czytamy o pierwszym polskim fake newsie. Źródłem fake newsa jest zwykle albo niewiedza, albo zła wola. Z którą z tych sytuacji mamy tutaj do czynienia? Czy ta nazwa jest na pewno adekwatna?

– Tuż po wydaniu „Medalionów” na bazarach Gdańska handlarze zaczęli sprzedawać mydło RIF - twierdzili, że to skrót od słów Reines Jüdisches Fett - prawdziwy żydowski tłuszcz. Do akcji wkroczyła milicja i specjalne komisje. Mydło RIF trafiło na czołówki gazet na całym świecie. Podobne kostki odnajdywane były w wielu państwach, także za oceanem. Organizowano im więc pogrzeby, podczas których mydło RIF składano do grobów. Tak powstał pierwszy polski „fake news”, że w obozach koncentracyjnych Niemcy przerabiali ludzi, przede wszystkim Żydów, na mydło. A to nie było prawdą, choć, raz jeszcze to podkreślę, ten fakt nie umniejsza niemieckim okrucieństwom i zbrodniom.

Dlaczego nikt nie pokusił się, by zweryfikować informacje zawarte w „Medalionach”?

– Śledztwo w sprawie działalności profesora Spannera w Gdańsku utknęło w martwym punkcie. Po wojnie technologia laboratoryjna nie pozwalała na zweryfikowanie, czy znaleziona w jego instytucie substancja to faktycznie mydło zrobione z ludzkiego tłuszczu. W latach 70. dochodzenie zawieszono. IPN wrócił do niego dopiero na początku lat dwutysięcznych. Wówczas poprzez chemiczną analizę porównawczą ustalono, że jej skład chemiczny może odpowiadać zmydlonemu tłuszczowi ludzkiemu. Prokurator prowadzący sprawę napisał jednak, że był to produkt uboczny maceracji zwłok, co zresztą przyznał sam profesor Spanner, zeznając w 1947 roku przed niemieckim sądem w Hamburgu. Co ciekawe, przez kilkadziesiąt lat nie został powołany biegły z zakresu preparatyki anatomicznej. Gdyby wydawał opinię, musiałby z pewnością napisać, że mydło z ludzkiego tłuszczu powstaje nawet dziś w każdym instytucie anatomicznym, który przygotowuje preparaty kostne, na których np. uczą się następnie studenci medycyny.



Dobra książka

Dobra książka - najnowsze informacje

Rozrywka