niedziela, 24 grudnia 2023 07:19

Psycholog: „To nie jest magiczny wieczór, który wszystkich odmienia”. Święta u rodziny czy w domu?

Autor Mirosław Haładyj
Psycholog: „To nie jest magiczny wieczór, który wszystkich odmienia”. Święta u rodziny czy w domu?

– Co roku w okolicy świąt temat wspólnej Wigilii jest poruszany. Często są to trudne decyzje, gdzie trzeba wybierać pomiędzy swoją rodziną (mężem, dziećmi) a rodzicami, bo jest tak wysokie napięcie w rodzinie, że spędzanie wspólnych świąt kosztuje tak bardzo dużo na poziomie emocji, iż pacjenci już na samo wspomnienie dostają objawów somatycznych, a kilka dni przed potrafią bardzo się rozchorować lub, aby przetrwać, sięgają po leki uspokajające – mówi w rozmowie psycholog Joanna Rumińska i dodaje: – Należy również podkreślić, że to, w jakiej atmosferze spędzimy święta, jest wypadkową tego, jaki był cały rok. Wbrew pozorom to nie jest magiczny wieczór, który wszystkich odmienia i w cudowny sposób odcina od przeszłości.

Zdaniem naszej ekspertki w związku ze świętami nie powinniśmy próbować dostosowywać własnych tradycji czy rytuałów do tych, które możemy zaobserwować w social mediach czy środkach masowego przekazu. – Przygotowanie do świąt powinno być indywidualną wizją każdej rodziny – to jest droga, w której idziemy razem. Każdy z nas powinien próbować odnaleźć najbardziej dopasowane do siebie/swojej rodziny tradycje. Świat pędzi i zaprasza do bezrefleksyjnego powtarzania różnych schematów, bo „wszyscy tak robią” – mówi Rumińska i dodaje: – Może warto się zatrzymać na chwilę i zastanowić, jak my chcemy spędzić te święta, jakie tradycje będą nasze, jakie menu ustalimy wspólnie. Jeżeli porównujemy się do innych, oglądamy Instagrama czy Facebooka, gdzie widzimy tylko skrawek jakiegoś świata, który wydaje się być idealny, to nasz rozwój się zatrzymał, a nasza twórczość umiera. Posiadając przymus „rozwoju” poprzez oglądanie celebrytów i dokonując próby kopiowania ich, tracimy nie tylko czas na własne przygotowania, ale i uważność na potrzeby naszych bliskich.

Z naszą ekspertką porozmawialiśmy o tym, jak przeżyć nadchodzące święta, by były one czasem wewnętrznego spokoju i odpoczynku.

Joanna Rumińska, psycholog/Fot.: Joanna Rumińska, archiwum prywatne
Joanna Rumińska, psycholog/Fot.: Joanna Rumińska, archiwum prywatne

Wigilia i Święta Bożego Narodzenia to czas, który szczególnie kojarzy się z ciepłem rodzinnego ogniska. Jednak w ostatnich latach coraz częściej mamy do czynienia z narracjami, w którym czas spędzony przy świątecznym stole przedstawia się zgoła inaczej. Te głosy są dla Pani w jakiś sposób ważne? Pani zdaniem mówią nam coś o kondycji polskiej rodziny?
– Myślę, że cały czas w naszych marzeniach i sercach tak właśnie jest. Wszyscy w głowie mamy idealny obraz Wigilii to znaczy rodziny przy stole, gdzie wszyscy są radośni, szczęśliwi, bezpieczni, czują się kochani, akceptowani, a na stole są potrawy nie tylko te klasyczne, ale również takie, które smakują osobom nielubującym się w tradycyjnych potrawach. Mamy w sobie potrzebę idealności. Dlatego, staramy się utrzymać ten obraz, który w realnym świecie kosztuje bardzo dużo wysiłku i czasu, aby go odzwierciedlić. Coraz częściej decydujemy się na wyjazd świąteczny. Hotele prześcigają się w ofertach świątecznych, aby utrzymać tę magię. Perspektywa tego, że do wigilijnego stołu nie będę zasiadać zmęczona i sfrustrowana jest bardzo kusząca. Przyglądam się z ogromną ciekawością temu trendowi. Mam takie przeczucie, że, wybierając tę drogę, często bardziej stawiamy na relacje i budowanie więzi z rodziną, bo na tym możemy się skupić bez rozpraszaczy i stresu, czy ze wszystkim zdążymy.

Tracimy uważność na potrzeby nasze i naszych bliskich

W okresie przedświątecznym jesteśmy bombardowani obrazami szczęśliwych rodzin i radosnego świętowania. Czy w tym czasie powinniśmy wyłączyć telewizory i telefon? Social media także są pełne takich treści, dochodzą też relacje ze świętowania u znajomych czy celebrytów… Pomijam już fakt, że nie każdy ma z kim świętować.
– Należy zadać sobie czy też wspólnie z rodziną pytanie, do czego my się właściwe przygotowujemy? Czy w tej gonitwie nie zatracamy dbałości o potrzeby swoje i naszych domowników? Na ile obraz świąt stworzony w mojej głowie jest tylko w niej i zgadza się z wizją współmałżonka czy dzieci? Na ile ja próbuję przekopiować święta z innego obrazu, robię to mechanicznie, bez zatrzymania i zastanowienia się, czy ja/ my tak chcemy? Przygotowanie do świąt powinno być indywidualną wizją każdej rodziny - to jest droga, w której idziemy razem. Każdy z nas powinien próbować odnaleźć najbardziej dopasowane do siebie/swojej rodziny tradycje. Świat pędzi i zaprasza do bezrefleksyjnego powtarzania różnych schematów, bo „wszyscy tak robią”. Może warto się zatrzymać na chwilę i zastanowić, jak my chcemy spędzić te święta, jakie tradycje będą nasze, jakie menu ustalimy wspólnie. Jeżeli porównujemy się do innych, oglądamy Instagrama czy Facebooka, gdzie widzimy tylko skrawek jakiegoś świata, który wydaje się być idealny, to nasz rozwój się zatrzymał, a nasza twórczość umiera. Posiadając przymus „rozwoju” poprzez oglądanie celebrytów i dokonując próby kopiowania ich, tracimy nie tylko czas na własne przygotowania, ale i uważność na potrzeby naszych bliskich.

Warto tworzyć własną historię

Jak z tym walczyć, jeśli mamy takie skłonności?
– Dobrze na ten czas przygotowań wylogować się z sieci, telewizji i tworzyć swoją własną historię oraz opowieść świąteczną. No i może te pierniczki nie wyjdą tak, jak w mainstreamie, ale będą nasze. Nawet dzień przed Wigilią nie jest za późno, żeby się zatrzymać i zaprosić do stołu domowników, żeby zapytać, jak oni widzą te święta oraz czego by chcieli lub nie chcieli. Warto postawić na relację z najważniejszymi osobami, a nie ze wszystkimi.

Wiadomo, że każdy przypadek jest inny i powinniśmy rozpatrywać go indywidualnie, ale czy możemy mówić tu o jakiś trendach?
– Na pewno możemy mówić tutaj o większej swobodzie i braku lęku przed własnymi wyborami. Co w poprzednim pokoleniu, które było wychowywane w dyscyplinie i bezwzględnym posłuszeństwie, kończyło się tak, że każda próba wyrażenia swojego zdania była uznawana mylnie za brak szacunku. Wychodzimy ze sztywnych ról społecznych np. Matki Polki, która wypruwa sobie żyły, ale u której stół będzie się uginała od potraw, obrus będzie wykrochmalony i wspaniale wyprasowany, a dzieci idealnie ubrane. Bardzo się z tego cieszę, bo mamy zwrot ku najważniejszemu, a mianowicie dbałości o emocjonalne potrzeby naszej rodziny. Naprawdę nieważne jest, czy ciasto ma zakalec, natomiast bardzo ważne jest, że zostało zrobione np. przez nasze dziecko lub wspólnie z całą rodziną. Nieważne jest, czy na stole mamy 12 potraw, ale ważne jest, że do stołu zasiadamy z osobami, które są nam najbliższe i najważniejsze, oraz to, czy są one uśmiechnięte i szczęśliwe. Przestajemy się wykańczać przygotowaniami, które powodują w nas wzrost frustracji i poczucia samotności. Szukamy rozwiązań, które ułatwiają nam przygotowania, nie gubiąc centrum świąt oraz dbałości o potrzeby swoje i najbliższych.

Czasem, mimo wielkich starań, pojawiają się trudności. Czy wszystkie niesnaski przy świątecznym stole możemy tłumaczyć naturalnym skądinąd konfliktem pokoleń?
– Niestety nie. I tu myślę, że Ci, którzy cały czas używają, tego koronnego argumentu, będą bardzo zawiedzeni. Konflikt pokoleń powstaje przede wszystkim dlatego, że osoby z poprzednich pokoleń (z lęku przed "utratą" "szacunku", "pozycji w rodzinie", "tytułu osoby wiedzącej wszystko") przestają słuchać młodszych pokoleń, są zamknięte na nowe. Często w trudny sposób dla innych próbują ponad wszystko udowodnić, że to "ich" było/jest lepsze. Konflikty często rodzą się z różnych wartości wyznawanych przez rozmówców i chęci przekonania jednego przez drugiego, że ma rację. Wartość może być też jedna, ale drogi realizacji jej różne. Są rodziny, w których nie ma konfliktu pokoleń, ponieważ osoby z poprzednich pokoleń nie mają potrzeby udowadniania swoich racji, są otwarte na zmiany. Te osoby potrafią wyrazić swoje obawy w sposób nieraniący innych, a także dyskutować bez walki o swoje racje. Pamiętajmy też, że brak zgody ze strony rozmówcy nie jest automatycznie atakiem czy brakiem szacunku, ale w powyższym opisie niestety jest w ten sposób (czyli mylnie) interpretowany. Należy również podkreślić, że to, w jakiej atmosferze spędzimy święta, jest wypadkową tego, jaki był cały rok. Wbrew pozorom to nie jest magiczny wieczór, który wszystkich odmienia i w cudowny sposób odcina od przeszłości.

Czy ten jeden dzień w roku jest tego wart?

Czy "pretensje" i niedyskretne pytania starszych osób (zwłaszcza z dalszej rodziny) na temat naszego życia uczuciowego i planów na przyszłość są w jakiś sposób do usprawiedliwienia?
– Osoby, które stawiają takie pytania, często mają mylne pojęcie troski - więc pytać będą. Jeżeli wiemy, że spotkamy taką osobę w święta, to przede wszystkim zastanówmy się, po co jedziemy w to miejsce? Czy ten jeden dzień w roku jest tego warty?

“Jeśli wyjazd oddali mnie od żony, męża, dzieci, lepiej zostać w domu”

Co jeśli mamy trudne relacje rodzinne, które sprawiają, że po wspólnym świętowaniu czujemy się totalnie wypompowani? Powinniśmy brać udział w takim spotkaniu?
– Pamiętajmy, że odmowa przyjazdu na święta nie stoi w konflikcie z szacunkiem do danej osoby. Stawiamy granice babci, dziadkowi, bo z racji wieku nie mają prawa ich przekraczać. Pamiętajmy, że wiek nie świadczy o dojrzałości. Mamy dużo dzieci w ciałach osób starszych - poznajemy to po niedojrzałej, emocjonalnej, zaczepnej komunikacji. Jeżeli przez cały rok nie udało się tego zmienić, to w jeden wieczór również się to nie uda. Jeśli taki wyjazd ma sprawić, że oddalę się od męża, żony, dzieci, to lepiej zostać w domu i pogłębiać te najważniejsze relacje.

Jak odwołać uczestnictwo w rodzinnej wizycie, tak, żeby nie zranić bliskich i siebie? Czy mówienie w tym przypadku o własnych odczuciach jest dobrą strategią?
– Jeżeli mam rodzinę, to ważne jest, aby postawić ją na pierwszym miejscu. Trzeba też pamiętać, że na to, czy ktoś z krewnych poczuje się dobrze, nie mamy wpływu. Takie nastawienie i obawy pokazują, że nie stawiamy granic w naszej dalszej rodzinie. Najpierw jest mąż lub żona, potem dzieci, a następnie dopiero cała reszta rodziny: rodzice, teściowie itp. Jako mąż najpierw muszę zadbać o komfort swojej żony czy dzieci. Czyli zastanowić się, na ile dla nich nie będzie to raniące, na ile będę w stanie ich bronić i czy w ogóle w ten jeden wieczór w roku chcę to robić? Porozmawiać z żoną, mężem i dziećmi, czy chcą jechać i jak się będą czuli. Pamiętajmy, w święta najważniejsza jest rodzina (mąż, żona, dzieci i ich potrzeby - dopiero gdy tutaj wszystko jest dograne, można myśleć o dalszej rodzinie). Ważne jest to, aby dać sobie prawo do odmowy i niezadowolenia wszystkich dookoła kosztem siebie i swojej rodziny, a przede wszystkim dzieci czy nastolatków. To właśnie ich takie spotkania najbardziej kosztują emocjonalnie, a my, jako rodzice, mamy obowiązek ich wówczas chronić.

Co zrobić, żeby nie zwariować przy świątecznym stole? Czy przyjmowanie postawy asertywnej jest odpowiednią strategią? A może czasami przemilczeć i uśmiechnąć się tylko, słysząc uwagę na swój temat?
– Jeżeli już znajdziemy się w tak niekomfortowej sytuacji, warto pamiętać, że mamy prawo do odmowy na pytania. Nie musimy od razu odpowiadać, dajmy sobie czas na dialog wewnętrzny (po co ta osoba mnie o to pyta, czy ja chce jej odpowiadać, czy to wynika z jej troski, czy też chodzi o prowokowanie kłótni lub udowodnienie, że jestem gorszy). Jeżeli już wszystko przeanalizujemy, możemy odpowiedzieć zgodnie z tym, co czujemy. Na pewno warto zwrócić uwagę i być wyczulonym na reakcje z ciała, kiedy po jakimś pytaniu czuję ścisk w żołądku, klatce piersiowej, odczuwam jakiś dziwny zalew ciepła czy pot na dłoniach, to znaczy, że emocje przejmują sterowanie i prowadzą do sprzeczek. Ponieważ one sprawiają, że przestajemy racjonalnie myśleć, bo do głosu dochodzi mózg gadzi, czyli włączają się mechanizmy pierwotne: walcz albo uciekaj. Warto się wtedy zastanowić, uspokoić. Nikt od nas nie wymaga natychmiastowej reakcji masz tyle czasu, na ile sam sobie pozwolisz. Takim szybkim odwróceniem uwagi jest zazwyczaj podziękowanie za zainteresowanie i zapytanie się, co słychać u osoby pytającej.
Duma z rodziny i szczęście nie wynika z zewnętrznej oceny, ale z wnętrza nas - z tego, do czego ja dążę, co ja chcę osiągnąć, jakie wartości chcę przekazywać. Jeżeli my (jako rodzina) nie mamy spójności i ugruntowanych wspólnych wartości, to, wchodząc na taką świąteczną kolację, chwiejemy się na wietrze jak chorągiew i bardzo łatwo jest nas zachwiać i zatopić. Jeżeli najpierw ja sobie ugruntuję, do czego dążę/ dążymy jako rodzina, czemu podejmujemy takie, a nie inne decyzje (jeżeli mamy ugruntowane poczucie odpowiedzialności za własne decyzje i zgodę na ponoszenie konsekwencji za swoje wybory), to wtedy, gdy pada niewygodne pytanie, nie mam problemu, żeby odpowiedzieć zgodnie ze sobą. Ale jeżeli sami jesteśmy niepewni, to takie pytania powodują w nas duży zamęt, który utrudnia trzymanie granic. Kiedy jestem ugruntowana, to odpowiadam w wolności nawet w wśród osób, które mają inne poglądy.

Jeżeli ktoś przychodzi do pani, mówiąc, że nie chce spędzać czasu świąt z rodziną, to kto ma problem: on czy jego bliscy? Czy fakt, że na problem patrzymy subiektywnie, nie sprawia, że wypieramy niewygodne prawdy związane z nami?
– To nie tak (śmiech). Nie zdarzyło się jeszcze, żeby przyszedł ktoś z ulicy i tak powiedział. Pamiętajmy, że na to, z kim i w jaki sposób będziemy spędzać święta, ma wpływ budowanie relacji w ciągu całego roku. Jeżeli przez cały rok nie dbałam o relacje, ważniejsze były dla mnie inne priorytety niż rodzina, prawdopodobnie nic się nie zmieni. Niestety, Wigilia nie ma takiej mocy, aby to naprawić. Można próbować w postanowieniach adwentowych w błyskawicznym tempie naprawiać relacje. Pytanie, czy przyniesie to oczekiwany efekt. Praktycznie niemożliwym jest wykrzesać miłość czy porozumienie na jeden wieczór, gdy przez cały rok ta relacja przynosiła wielki trud. Ważne jest, aby oddzielić również szacunek do osób zapraszających od prawa odmowy udziału w takim wydarzeniu. To nie stoi w konflikcie i każdy z nas ma wolną wolę i prawo wyboru, z kim chce spędzać ten czas.

Co roku poruszam na terapii temat Wigilii

Ale w swojej praktyce miała pani do czynienia z osobami, które perspektywa wspólnych świąt z rodziną przywiodły na terapię?
– Oczywiście, że tak. Co roku w okolicy świąt temat wspólnej Wigilii jest poruszany. Często są to trudne decyzje, gdzie trzeba wybierać pomiędzy swoją rodziną (mężem, dziećmi) a rodzicami, bo jest tak wysokie napięcie w rodzinie, że spędzanie wspólnych świąt kosztuje tak bardzo dużo na poziomie emocji, iż pacjenci już na samo wspomnienie dostają objawów somatycznych, a kilka dni przed potrafią bardzo się rozchorować lub, aby przetrwać, sięgają po leki uspokajające. Czasami trzeba wybrać pomiędzy świętami spędzonymi samotnie, a tymi trudnymi, pełnymi bólu w towarzystwie rodziny. Pamiętajmy, że święta nie są powodem, ale zapalnikiem - problem jest zazwyczaj w relacji i zaczął się o wiele, wiele wcześniej.

Święta z Głos24 - najnowsze informacje

Rozrywka