niedziela, 21 maja 2023 06:00

Jego mit daje nadzieję, że nawet po najczarniejszej z nocy przychodzi nowy dzień

Autor Mirosław Haładyj
Jego mit daje nadzieję, że nawet  po najczarniejszej z nocy przychodzi nowy dzień

Superherosi oddziałują, bo są sztandarowym nośnikiem postaw, idei, światopoglądów, wartości moralnych i filozoficznych. Jeżeli chociaż jeden pedagog czy specjalista od przypadłości umysłowych zmieni za sprawą mojej książki zdanie na temat popkultury i wykorzysta ją w sposób, jaki amerykańscy psychoterapeuci wykorzystują komiks superbohaterski, to będę szczęśliwy – mówi w rozmowie z Głosem24 Michał Chudoliński, socjolog i najlepszy batmanolog w Polsce na temat swojej najnowszej monografii „Mroczny Rycerz Gotham – szkice z kultury popularnej”  poświęconej komiksowemu Człowiekowi-Nietoperzowi. – Mit Batmana uświadamia bezwzględność życia, ale daje też nadzieję, że nawet po najczarniejszej z nocy przychodzi świt. Nowy dzień – dodaje.

Michał Chudoliński jest socjologiem, wykładowcą Collegium Civitas, a nade wszystko krytykiem komiksowym, polskim korespondentem ogólnoświatowego magazynu „The Comics Journal”, pomysłodawcą i redaktorem prowadzącym bloga „Gotham w deszczu”, będącego w kraju najpopularniejszą witryną poświęconą Batmanowi. Nakładem Wydawnictwa Universitas ukazał się jego zbiór esejów poświęconych ikonie amerykańskiej popkultury – Batmanowi. Zostały w nich zawarte nie tylko informacje o genezie powstania jednego z najpopularniejszych komiksowych bohaterów na świecie i najważniejszych tekstach kultury związanych z jego postacią. W książce zarówno komiksy, jak i filmy poddane zostały dogłębnej analizie, prowadzonej przez pryzmat aparatu poznawczego socjologii dewiacji. To również spojrzenie na postać Batmana w dobie politycznej poprawności, pozwalające na odkrycie, w jaki sposób progresywizm zmienia wymowę jednego z najbardziej znanych bohaterów literackich i transmedialnych.

Dla mnie w komiksie o Batmanie, pretendującym do bycia czymś więcej niż rozrywką, odbija się wielowymiarowość ludzkiej psychiki, ale też zdemaskowane są zasady obowiązujące w społeczeństwie, doprowadzające zazwyczaj do konfliktów, zbrodni. Dobry komiks o Batmanie potrafi stanowić ciętą krytykę instytucji publicznych, organizacji pożytku publicznego oraz tego, jak w ogóle funkcjonują społeczności, wspólnoty. To nierzadko satyry na świat Zachodu, który często wychodzi z przyłbicą jedynego słusznego, sprawiedliwego. Zwłaszcza, gdy za scenariusz odpowiadają Brytyjczycy, mający dość zdystansowany stosunek do USA oraz jej roli jako światowego strażnika – mówi w wywiadzie z Głosem24 batmanowy ekspert i dodaje: – Weźmy za przykład komiks, który ukaże się niebawem w przepięknym wydaniu po polsku – „Wieża Babel” Marka Waida. To dość przykra historia o utracie zaufania wobec kogoś, kto miał uznanie autorytetu. Z jednej strony historia omawia uniwersalny dla każdych czasów dylemat „kto strzeże strażników”, tzw. problem nie do rozwiązania. Z innej widzimy przełożenie tych dylematów w naszym świecie, kiedy dowiadujemy się, że sojusznicy szpiegują siebie nawzajem albo nagle zrywają sojusze na arenie międzynarodowej. Niby komiks akcji, a jednak uświadamiający o niejednoznaczności świata. Sferze szarości, w której tkwimy, czy tego chcemy, czy nie. Jest to swego rodzaju zwierciadło, w którym możemy się przeglądać. Tak, jak w opowieściach o Wiedźminie, odzwierciedla się polska dusza, z wszelkimi zaletami i przywarami.

Z autorem porozmawialiśmy na temat jego najnowszej publikacji, fenomenu jej bohatera, medium, od którego zaczęła się droga Człowieka-Nietoperza do panteonu popkulturowych postaci oraz tego, jak współczesna psychologia wykorzystuje Batmana w pomaganiu dzieciom i młodzieży.

Michał Chudoliński/Fot.: Archiwum prywatne
Michał Chudoliński/Fot.: Archiwum prywatne

Panie Michale, może na początku zapytam ogólnie o przedmiot pana badań, czyli komiks. W gruncie rzeczy jest to już wiekowe medium (ma ponad 100 lat), jednak w Polsce nadal funkcjonuje dość stereotypowo jako niezbyt mądra rozrywka dla dzieci. Tymczasem na Zachodzie komiks doczekał się wielu naukowych opracowań, podobnie jak bohaterzy znani z jego kart. W Polsce są wprawdzie badacze podejmujący tę tematykę, ale mówimy bardziej o wyjątkach niż regule. Polski świat kultury i nauki ma problem z komiksem? Z uznaniem go za gałąź sztuki i „godny” przedmiot badań?
– Z jednej strony jest to wynik skrótu myślowego. Gdy obarczymy coś mianem „komiksowości”, to z automatu nakładamy łatkę uprzedzenia. Wydźwięk, jak to w słowie komiks, jest komiczny (komiks – ang. comics, jest spolszczeniem angielskiego skrótu od zwrotu comic strip; comic oznacza w języku angielskim komiczny – dop. red.), więc jedno słowo i nie trzeba się silić na dalsze opisy. Stereotyp podtrzymuje też swego rodzaju lenistwo intelektualne, a niszowość sztuki komiksowej w Polsce jedynie w tym dopomaga. Z drugiej strony nie można zapominać o kontekście historycznym. W Polsce Ludowej komiks był narzędziem amerykańskiego, plugawego kapitalizmu. Pewne stereotypy, pomimo wielu dekad, wryły się w kontekst polskiej edukacji.

Swoje trzy grosze dorzuciła spuścizna po „Seduction of Innocent” dr Fredricha Werthama – książki, przez którą w latach 50. ubiegłego wieku sztuka komiksowa w Ameryce była niemal pogrzebana. Wręcz zepchnięta do podziemi. Mówimy tutaj o pseudonaukowej publikacji, krytykowanej dzisiaj za oceanem za mizerną metodologię oraz nierzetelne wyniki badań, w których dopuszczono się wielu przeinaczeń, manipulacji, wyrywania wypowiedzi z okoliczności towarzyszących. Żeby było śmieszniej, to „odkrycia naukowe” Werthama były promowane medialnie przez takie media, jak The New York Times. Pokazuje to dobitnie, że źle podejmowana nauka może wyrządzać niebagatelne szkody, jeżeli niekompetentni badacze mają za swoimi plecami wsparcie potężnych mediów. Abstrahuję totalnie od tego, że bojownicy moralności (przykładem Peter Mauger) o wyplenienie komiksu z głów pociech w takiej Wielkiej Brytanii byli de facto nierzadko sowieckimi agentami wpływu. Ich zadaniem była praca u podstaw w poróżnieniu Anglików z Amerykanami. Stąd historia przestrzega, aby patrzeć na intencje tego, który poddaje komiks banalnej krytyce ad personam.

Dzisiaj za słowem komiks kryje się szeroka gama zjawisk dziejących się nie tylko na kartce papieru, ale także w kinie, na obszarze sztuki. Jeżeli ktoś w komiksie będzie doszukiwał się na siłę infantylizmu, to go bez trudu odnajdzie. Nie zmienia to jednak faktu, że historie obrazkowe potrafią także przedstawiać poruszające dramaty, historie biograficzne o ludziach zmieniających świat, poradniki w formie obrazkowej, a także komiksowe wariacje klasycznej literatury. Jest to gałąź literatury i sztuki, która wciąż się rozwija. Z tym, że teraz żyjemy w epoce kulturalnego imperializmu Japonii z racji sukcesów mang i anime, nie tylko w USA.

Zostańmy jeszcze na chwilę w temacie stereotypów i kulturowych antagonizmów. Batman jest bohaterem komiksu amerykańskiego, który często jest traktowany jako „gorszy” w stosunku do swojego europejskiego odpowiednika. Podziela pan to zdanie?
– Batman Batmanowi nierówny. Nie można mówić o jednym Batmanie. Wszystko zależy od konkretnej interpretacji tej postać, a zwłaszcza od autora poszczególnych scenariuszy/fabuł. Współcześnie komiks europejski często bywa bardziej dopracowany od swego amerykańskiego odpowiednika, co wynika z różnic w procesie wydawniczym. Niemniej jednak to kwestia snobizmu, który koniec końców poza podkreśleniem prestiżu i pozycji nie ma zbyt wiele sensu. Odpowiem wymijająco – zamiast antagonizować, dlaczego nie czytać zarówno komiksu amerykańskiego, jak i europejskiego? Dla różnorodności. Inną sprawą, że owo zadufanie wynika z takiej, a nie innej, praktyki marketingowej wokół komiksu jako kosztownego hobby dla klasy średniej, co pielęgnuje u nas chociażby Egmont.

Po raz pierwszy postać Batmana pojawiła się w maju 1939 roku/Fot.: Pixabay
Po raz pierwszy postać Batmana pojawiła się w maju 1939 roku/Fot.: Pixabay

W tytule pana książki czytamy: „szkice z Kultury Popularnej”. Czy nie jest to kolejna deprecjacja? W Polsce rozróżnienie na kulturę wyższą i popularną/masową (a więc gorszą) ma się dobrze, także za sprawą naszej najnowszej noblistki. Spotykamy się tu trochę z podobną sytuacją, jak w przypadku pierwszego pytania...
– Znów odniosę się do tworzenia debaty publicznej w taki sposób, aby nadać światu klarowności i prostoty. Tak jest łatwiej tłumaczyć rzeczywistość, która tak naprawdę jest skomplikowana, złożona, chaotyczna. Oczywiście, używanie terminu „kultura wysoka” jest przejawem snobizmu, mającym czasami podkreślić status społeczny osoby go używającej, a czasami marketingowym chwytem mającym zachęcić do zapoznania się z dziełem tak zaklasyfikowanym. Przykładem tego mogą być niedawne rozmowy z panem profesorem Krzysztofem Zanussim promujące jego ostatnie dzieło „Liczba doskonała”. Klasyfikując niniejszy film do rangi wyższej półki (nieważne, czy zasadnie, czy nie), nadawany jest komunikat, że mamy oto do czynienia z propozycją czegoś innego od tego, co obecnie pojawia się w kinach. Jakiekolwiek by nie były zamiary i intencje, to jest zaczarowywanie rzeczywistości. Gdy tak rozmawiamy, to akurat Tenacious D puściło w Internecie kawałek „Video Games”. Przytoczę jedną zwrotkę (tłumaczenie własne): „Red Dead Redemption 2, to nie jest gra/ To niesamowita podróż przez starą amerykańską historię/ Walcz o swoje życie i walcz o swoją rodzinę/ Staraj się przeżyć swoje dni z honorem i uczciwością/ To nie jest gra, to sprawa dla dorosłych/ To wcale nie jest gra, to jak pieprzony Szekspir”. Można wstawić zamiast nazwy gry oraz słowa „gra” tytuł ulubionego komiksu. Wyjdzie na to samo.

W obliczu tego wszystkiego, o czym mówiliśmy, trzeba zaznaczyć, że pana praca jest pod wieloma względami przełomowa i absolutnie prekursorska. „Mroczny Rycerz Gotham” to pierwsza w Polsce monografia naukowa poświęcona bohaterowi komiksowemu. Znalazł się także poważny wydawca, który powziął się zadania jej wydrukowania. Możemy więc mówić o pewnym przełomie?
– Dziękuję, ale jest w tym nieco przesady (śmiech). Tacy badacze jak profesor Jerzy Szyłak, dr hab. Tomasz Żaglewski, dr hab. Wojciech Lewandowski czy dr Adam Rusek zrobili i nadal robią naprawdę wiele, aby zmienić sposób postrzegania komiksu i popkultury w Polsce. Warto tutaj też przytoczyć publikację „Kapitan Żbik Portret pamięciowy” Mateusza Szlachtycza. Co prawda, nie jest to publikacja naukowa, ale doskonale kompletuje informacje dotyczące kluczowego dla PRL bohatera popkultury.

Wymienił pan najważniejszych rodzimych badaczy zajmujących się komiksem, ale ich refleksja ma charakter ogólny, stąd będę się upierał przy swoim zdaniu. Zdradzi pan nieco z kulis powstania swojej monografii? Skąd motywacja do jej napisania?
– Napisałem „Mrocznego Rycerza Gotham” z kilku powodów. Po pierwsze, jest to swego rodzaju podsumowanie kilku lat prowadzenia zajęć fakultatywnych w Collegium Civitas. Po drugie, chciałem uświadomić rodzimych scenarzystów, że korzystanie z kategorii superbohaterów w fabule nie może się ograniczać do wykorzystywania samej estetyki. Superherosi oddziałują, bo są sztandarowym nośnikiem postaw, idei, światopoglądów, wartości moralnych i filozoficznych. Niniejsza książka to także próba stworzenia pomostu pomiędzy nastolatkami, młodymi dorosłymi a nauczycielami, psychoterapeutami, psychologami. Chciałem, aby wiedza związana z komiksem amerykańskim – jako narzędzia wykorzystywanego tam do przyswajania podstaw moralnych przez najmłodszych – była bardziej powszechna, a jednocześnie nie podlegała stereotypom. Niewątpliwie ma tutaj także wpływ fakt, że tak wiele młodych osób ma problemy ze zdrowiem psychicznym i że jest tak wiele samobójstw. Mit Batmana uświadamia bezwzględność życia, ale daje też nadzieję, że nawet po najczarniejszej z nocy przychodzi świt. Nowy dzień. Czy po publikacji „Mrocznego Rycerza Gotham” będzie wysyp podobnych monografii? Byłoby wspaniale. Jeżeli chociaż jeden pedagog czy specjalista od przypadłości umysłowych zmieni za sprawą mojej książki zdanie na temat popkultury i wykorzysta ją w sposób, jaki amerykańscy psychoterapeuci wykorzystują komiks superbohaterski, to będę szczęśliwy. Tak się zaczyna zmiana. Od pracy u podstaw. Bliskie są mi słowa Gandhiego, aby być zmianą, którą chce się widzieć w świecie.

Okładka "Mrocznego Rycerza Gotham"/Fot.: Wydawnictwo Universitas, materiały prasowe
Okładka "Mrocznego Rycerza Gotham"/Fot.: Wydawnictwo Universitas, materiały prasowe

O umysłowych przypadłościach jeszcze porozmawiamy. W pana przypadku wybór Batmana na przedmiot badań był poniekąd oczywisty, bo fascynuje się pan tą postacią od dawna – jest pan założycielem bloga „Gotham w deszczu”. Jak zaczęła się pana przygoda z Mrocznym Rycerzem?
– Urodziłem się w 1988 roku. Miałem niebywałe szczęście. Tim Burton świecił triumfy swoim „Batmanem”. Przede mną był złoty okres Batmanii – kultowy serial animowany, Azyl Arkham, Knightfall, No Man’s Land. Batman Beyond. Moja miłość do tej postaci nie mogłaby się ziścić, gdyby nie emocja „Batman: The Animated Series” w telewizji oraz działalność kulturalna wydawnictwa TM-Semic, który wydawał w latach 90. wyborne przedruki z DC Comics i Marvela. Przyznaje, pierwszym Batmanem obejrzanym w kinach był „Batman Forever” w reżyserii Joela Schumachera.

Pana monografia to nie tylko kopalnia wiedzy na temat Człowieka Nietoperza – jego twórców i ich dzieł. W obliczu tego, co powiedzieliśmy na początku o niedocenieniu komiksu, może kogoś szokować, jak dużo jest tu problemów, które są rozpoznane i zdefiniowane przez profesjonalną psychologię.
– Dla mnie w komiksie o Batmanie, pretendującym do bycia czymś więcej niż rozrywką, odbija się wielowymiarowość ludzkiej psychiki, ale też zdemaskowane są zasady obowiązujące w społeczeństwie, doprowadzające zazwyczaj do konfliktów, zbrodni. Dobry komiks o Batmanie potrafi stanowić ciętą krytykę instytucji publicznych, organizacji pożytku publicznego oraz tego, jak w ogóle funkcjonują społeczności, wspólnoty. To nierzadko satyry na świat Zachodu, który często wychodzi z przyłbicą jedynego słusznego, sprawiedliwego. Zwłaszcza, gdy za scenariusz odpowiadają Brytyjczycy, mający dość zdystansowany stosunek do USA oraz jej roli jako światowego strażnika. Weźmy za przykład komiks, który ukaże się niebawem w przepięknym wydaniu po polsku – „Wieża Babel” Marka Waida. To dość przykra historia o utracie zaufania wobec kogoś, kto miał uznanie autorytetu. Batman za sprawą swej paranoi i obsesji na punkcie przygotowania się na każdą ewentualność, ot na wszelki wypadek, wypracowuje plan unieszkodliwienia każdego ze swych przyjaciół w Lidze Sprawiedliwości, gdyby ten przeszedł na stronę zła. Tak się jednak składa, że owe procedury zostają przechwycone przez terrorystów… Z jednej strony historia omawia uniwersalny dla każdych czasów dylemat „kto strzeże strażników”, tzw. problem nie do rozwiązania. Z innej widzimy przełożenie tych dylematów w naszym świecie, kiedy dowiadujemy się, że sojusznicy szpiegują siebie nawzajem albo nagle zrywają sojusze na arenie międzynarodowej. Niby komiks akcji, a jednak uświadamiający o niejednoznaczności świata. Sferze szarości, w której tkwimy, czy tego chcemy, czy nie. Jest to swego rodzaju zwierciadło, w którym możemy się przeglądać. Tak, jak w opowieściach o Wiedźminie, odzwierciedla się polska dusza, z wszelkimi zaletami i przywarami.

Postać Batmana została stworzona wspólnie przez Boba Kane’a i Billa Fingera/Fot.: Pixabay
Postać Batmana została stworzona wspólnie przez Boba Kane’a i Billa Fingera/Fot.: Pixabay

Batman – zgubny idealizm”, „Joker – egzystencjalny nihilista”, „Catwoman – antybohaterka krocząca własnymi ścieżkami” czy „Scarecrow – bóg strachu” – to tylko część z tytułów rozdziałów, w których analizuje pan poszczególne postacie znane z komiksu przez pryzmat socjologii dewiacji. Czy to właśnie ta perspektywa, w gruncie rzeczy psychologiczna, jest kluczem do rozpracowania „kulturowego kodu” Batmana?
– Niekoniecznie. Równie dobrze może to być polityka, co pokazał Marc di Paolo w swojej książce „War, Politics and Superheroes: Ethics and Propaganda in Comics and Film”. Skoro powstają takie prace naukowe, jak geopolityka bazująca na filmach Jamesa Bonda, to dlaczego by nie wykorzystać w ten sposób mediów związanych z Batmanem? Nie mówiąc o konotacjach gatunkowych w ramach filmoznawstwa lub literaturoznawstwa…. Można ten temat obejść na różne sposoby. Wszystko zależy od badacza.

Mówił pan o wykorzystaniu postaci superbohaterów w terapii. Batman świetnie nadaje się do utożsamiania, bo pozbawiony jest nadprzyrodzonych zdolności. Posiada też swoje problemy, które wpływają na jego działanie – jest owładnięty zemstą, nosi w sercu głęboką traumę... Na terapię jednak ani myśli uczęszczać. Z dydaktycznego punktu widzenia trudno zatem powiedzieć, że może służyć jako przykład.
– Ale jest wręcz przeciwnie, psychoterapeuci wykorzystują go jako model radzenia sobie z żałobą, próbę pogrzebania depresji! Cokolwiek by nie mówić, to Mroczny Rycerz jest żałobnikiem, w niektórych komiksach wręcz taplającym się w swoim smutku. Tym bardziej jest satysfakcjonujące, jak już podniesie się i otrzepie z acedii, uświadamiając jedną prostą rzecz: skoro życie nie ma sensu, to mogę je sobie wytworzyć na swoich własnych zasadach. W sensie mitycznym w legendzie Batmana przejawiają się wszelkie aspekty filozofii egzystencjalnej, którą swego czasu tworzyli m. in. Albert Camus czy Jean-Paul Sartre.

  • Czytaj także:
Od 82 lat służy prawu i sprawiedliwości. Dziś ma swoje święto
W tym roku 18 września to dzień wyjątkowy dla wszystkich komiksomaniaków, ponieważ właśnie to trzecia sobota września obchodzona jest jako Dzień Batmana.

À propos sensu mitycznego: pana praca dobitnie pokazuje, że Batman jest współczesnym mitem. Czy skojarzenie z mitami greckimi i ich rolą jest na miejscu?
– Oczywiście! Przecież inny z herosów uniwersum DC, Flash, to współczesny odpowiednik Merkurego z mitologii rzymskiej. Zresztą tego typu argumentacją Michael Uslan dokonał rewolucji na amerykańskich uczelniach, wprowadzając pogłębioną refleksję nad komiksem amerykańskiej jako swego rodzaju tamtejszym folklorem, sferą mityczną, zwierciadłem amerykańskiej rzeczywistości. W ogóle historia Uslana jest niezwykle inspirująca – to typ wojownika, który nie spocznie, gdy jest zmęczony. On spoczywa wtedy, kiedy zrobi to, co założył. Przez niemal 10 lat bezskutecznie przekonywał, że można zrobić Batmana filmowego na serio, w sposób mroczny i posępny. Jest ojcem chrzestnym sukcesu Tima Burtona przy pierwszej jego ekranizacji komiksowej.

Co współczesna kultura zawdzięcza Batmanowi? Mroczny Rycerz już dawno temu został przeniesiony także na mały i duży ekran, pojawiał się także jako animacja.
– Mnóstwo. Archetyp Mrocznego Rycerza stanowi fundament wszelkich mrocznych antybohaterów i superbohaterów. Animacja Bruce’a Timma, Erica Radomskiego i Paula Diniego („Batman: The Animated Series” – dop. red.) zmieniła podejście do tworzenia kreskówek – to była pierwsza produkcja tego typu realizowana na czarnym papierze. Przy niemal każdej produkcji filmowej o Batmanie dokonywano technologicznych innowacji w realizacji blockbusterów. Owe filmy wyznaczały zresztą trendy, konwencje gatunkowe. Nie wspominając już o tym, że to za pośrednictwem Batmana tak naprawdę najlepiej przechodził freudyzm i myślenie psychoanalityczne. Komiksami o Mrocznym Rycerzu można doskonale tłumaczyć poszczególne procesy psychoanalityczne, które swego czasu ciekawie poddał krytyce dokumentalista BBC Adam Curtis.

Pierwotnym medium Batmana jest komiks. Jak obecnie w pana ocenie mają się opowieści o nim serwowane nam przez współczesnych twórców? Potrafią oni wykorzystać potencjał tej postaci i jej dziedzictwo o którym pan mówił?
– Dotknął pan fundamentalnego problemu mitu Batmana na chwilę obecną. Obecnie tyle interpretacji tej postaci ma rację bytu, że w jakiejś mierze rozmywa się jej istota. Dużo jest tutaj przewinienia Zacka Snydera, który w swoich produkcjach dokonał wandalizmu kulturowego. Batman nie zabija, brzydzi się bronią maszynową i palną. Jest zagrożenie, że będziemy widzieć w obrazie Batmana więcej przestróg niż cnót. Wiąże się to też ze zmianą wizerunku Jokera, przedstawianego bardziej jako ofiara system kapitalistycznego niż złowroga istota, bestia w ludzkiej skórze. Ogólnie jestem zdania, że przemiany technologiczne, zmiany w kulturze życia codziennego, sprawiają, że Batman jakiego znamy staje się z roku na rok reliktem przeszłości. Aby mógł żyć dalej musi zostać poddany ewolucji. Ona się dokona, gdy komiksy i filmy z nim związane zetkną się z kryzysem – finansowym, znaczeniowym. Wtedy ktoś ogłosi nowe otwarcie i spróbuje opowiedzieć tę legendę na nowo, aby była świeża i aktualna. Miejmy tylko nadzieję, że odbędzie się to w ramach szacunku wobec dziedzictwa takich twórców jak Dennis O’Neil czy Frank Miller.


Michał Chudoliński (ur. 1988) – krytyk komiksowy i filmowy. Prowadzi w Collegium Civitas zajęcia z zakresu amerykańskiej kultury masowej, ze szczególnym uwzględnieniem komiksów. Pomysłodawca i redaktor prowadzący bloga „Gotham w deszczu”. Polski korespondent ogólnoświatowego magazynu „The Comics Journal”. Współzałożyciel i członek rady nadzorczej Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej. Pisał dla pism naukowych takich jak „Kultura popularna”, „Literatura i Kultura Popularna” oraz „International Journal of Comic Art”.

Fot. gł.: Pixabay, Michał Chudoliński archiwum prywatne, Wydawnictwo Universitas, materiały prasowe

Dobra książka

Dobra książka - najnowsze informacje

Rozrywka