poniedziałek, 1 maja 2023 04:28

Miał znać tajemnicę skarbu Krwawego Barona. Kim był najsłynniejszy awanturnik międzywojnia?

Autor Mirosław Haładyj
Miał znać tajemnicę skarbu Krwawego Barona. Kim był najsłynniejszy awanturnik międzywojnia?

Niestety nie znam miejsca ukrycia tego skarbu, co miał wiedzieć Ossendowski. Podobno to jemu właśnie baron Von Ungern-Sternberg powierzył przekazaną mu przez admirała Aleksandra Kołczaka kasę Białej Gwardii – skrzynie złotych monet dopełnione dobrami zrabowanymi przez bolszewików z buddyjskich klasztorów. Na dodatek Krwawy Baron zarekwirował podobno zaległą kontrybucję, ściąganą w srebrze przez Chiny z Mongolii… – mówi w rozmowie z Głosem24 Przemysław Słowiński, autor biografii zapomnianego międzywojennego awanturnika i pisarza Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. – Znaczenie skarbu, którego wartość ocenia się dzisiaj na dwa miliardy USD, porównywane jest do wartości Bursztynowej Komnaty, Arki Przymierza czy Świętego Graala. Wiele osób wierzy, że nie można go odnaleźć z powodu tajemniczej klątwy – dodaje.

Ferdynand Antoni Ossendowski. Absolwent uniwersytetu w Petersburgu i paryskiej Sorbony. Znał biegle 7 języków obcych, w tym chiński i mongolski. Pisarz, podróżnik, uczony i szpieg. Wykładowca wyższych uczelni i szukający przygód awanturnik. Do 1917 r. pisywał do kilkudziesięciu czasopism, dokonał wielu odkryć i wynalazków, rozmawiał z Rasputinem. Żył pełnią życia.

Po wybuchu rewolucji bolszewickiej został doradcą białego admirała Kołczaka. Był usilnie poszukiwany przez CzeKa. Uciekając przed oprawcami, pieszo przeszedł całą Rosję i Mongolię. W jej stolicy Urdze został doradcą Krwawego Barona Ungerna. Po powrocie na Zachód swoje przeżycia opisał w książce "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów". W międzywojniu podróżował po świecie i napisał 77 książek, które wydano w 150 przekładach na 20 języków. Jego rekord światowych przekładów z języka polskiego pobił dopiero Dzienniczek św. Siostry Faustyny. Przez pewien czas należał do piątki najbardziej poczytnych pisarzy na świecie – łączny nakład jego książek sięgnął 80 mln egzemplarzy.

Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach pod koniec wojny. Po zajęciu Polski przez Rosjan, enkawudziści rozkopali grób pisarza. Nigdy nie dowiemy się czy sowiecka bezpieka chciała się upewnić, czy osobisty wróg Lenina na pewno nie żyje czy też jej funkcjonariusze poszukiwali wskazówek kierujących na legendarny złoty skarb Ungerna.

O postaci legendarnego acz zapomnianego awanturnika porozmawialismy z Przemysławem Słowińskim, autorem książki "Książę przygody. Biografia F. A. Ossendowskiego", która ukazała się nakładem wydawnictwa Zona Zero.

Okładka książki "Książę przygody. Biografia F. A. Ossendowskiego" autorstwa Przemysława Słowińskiego/Fot.: materiały prasowe, Wydawnictwo Fronda
Okładka książki "Książę przygody. Biografia F. A. Ossendowskiego" autorstwa Przemysława Słowińskiego/Fot.: materiały prasowe, wydawnictwo Zona Zero

Powiedzieć, że biografią Ossendowskiego można by obdarować kilka osób to truizm. Zastanawia jednak, dlaczego jest go tak mało w naszej przestrzeni publicznej, zwłaszcza tej związanej z kulturą? Pytam, bo na Zachodzie jego awanturnicze przygody i fakt, że przez pewien czas był jednym z pięciu najbardziej poczytnych pisarzy na świecie, od razu posłużyłyby do nakręcenia filmu bądź serialu...

– Ha! Dobre pytanie. Też chciałbym znać na nie odpowiedź… No, ale jako autor biografii pisarza spróbuję na nie pokrótce odpowiedzieć. Wydaje mi się, że… Po pierwsze, skazany na wieczną niepamięć przez komunistyczne władze Polski (wszystkie jego utwory, objęte cenzurą, od 1951 roku podlegały natychmiastowemu wycofaniu z bibliotek i wywiezieniu na przemiał, bądź spaleniu w kotłowniach), rzeczywiście po prostu został zapomniany. O dalsze pozostawanie Ossendowskiego w cieniu dbają też potomkowie czerwonych władców Polski, bardzo do dziś wpływowi… Wybitnego antykomunistę jeźdźcy czerwonej apokalipsy nienawidzili na równi z ich stajennymi znad Wisły…
Po drugie, jego styl pisania trochę już chyba dzisiaj "trąci myszką", a rewelacje, którymi szokował czytelnika sto lat temu, w większości (choć nie wszystkie), nikogo już nie bulwersują. Po części są powszechnie znane (np. rola Niemców we wspieraniu rewolucji październikowej w Rosji), a po części pisał przecież o sprawach, którymi świat interesował się w pierwszych dekadach ubiegłego stulecia, dzisiaj natomiast już niewielu obchodzą.
I po trzecie, jak stwierdziła Magdalena Merta, wdowa po zmarłym w katastrofie smoleńskiej Tomaszu Mercie, byłym wiceministrze kultury i dziedzictwa narodowego Polski: może stało się tak dlatego, że ci, co nieśli w sobie wpojone lekturą książek Ossendowskiego wartości, polegli w Powstaniu Warszawskim lub innych walkach Polskiego Państwa Podziemnego albo zginęli męczeńską śmiercią w katowniach NKWD i UB.

Ferdynand Ossendowski, przed 1939 rokiem/Fot.: NAC
Ferdynand Ossendowski, przed 1939 rokiem/Fot.: NAC

O Ossedowskim-pisarzu też nie przeczytamy w podręcznikach, mimo że wydał 77 książek, które przetłumaczono na 20 języków i sprzedano w nakładzie 80 mln egz. Czy w przypadku jego literackich inklinacji możemy mówić o literaturze faktu?
– Jak najbardziej, chociaż tylko w pewnym sensie. I to pomimo zarzucanych mu już dawno, dawno temu błędów i nieścisłości. Sprawa dotyczyła najsławniejszej chyba powieści (podkreślam: powieści) Ossendowskiego "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów", która przyniosła mu światową sławę. Szwedzki geograf, podróżnik i badacz Azji Środkowej oraz Tybetu Sven Hedin zarzucił Polakowi, że w zawartych w książce opisach geograficznych, przyrodniczych oraz etnograficznych mijał się z prawdą. Z pewnością ta, ale przecież Ossendowski napisał ją na podstawie notatek, które robił w trakcie swej ucieczki przed bolszewikami z ogarniętej rewolucją Rosji. W warunkach, kiedy jego życie niemal codziennie było zagrożone, a to z powodu groźnej przyrody, a to z powodu grasujących na drogach zbójeckich band, a to z powodu ścigającej go najgorszej bandy, czyli krasnoarmiejców. Ciekawe, kto w takich warunkach zanotowały szczegółowo i bez błędów wszystkie szczegóły mijanych okolic... Poza tym Ossendowski napisał powieść, a nie ścisłą, dokumentalną relację ze swej "odysei". Miał więc pełne prawo nieco ją ubarwić.
Przypomnijmy tu przy okazji, że Ossendowski to autor kilkudziesięciu tomów prozy, obejmującej obok utworów nie najwyższego lotu również dzieła zasługujące na trwałe miejsce w skarbcu narodowej kultury – powieści, reportaże podróżnicze, utwory historyczne i opowiadania adresowane do najmłodszych czytelników: dzieci i młodzieży. Opiewający w swojej twórczości piękno polskich krajobrazów i narodowych bohaterów oraz filantrop fundujący w Polsce pomniki. Tyleż tajemniczy co popularny wielki ambasador naszego kraju w świecie, chociaż większość życia spędził w Rosji i na Dalekim Wschodzie.

Z żoną Zofią i znajomym w Kosowie Huculskim/Fot.: NAC
Z żoną Zofią i znajomym w Kosowie Huculskim/Fot.: NAC

Co sprawiło, że zajął się Pan jego biografią?
– Lubię pisać o ludziach, którzy z różnych powodów zostali zapomniani, niewielu o nich słyszało, a jednocześnie z racji swych dokonań zasługują na obecność w panteonie sławy. Traktuję to wręcz jako rodzaj misji, to przywracanie pamięci o nich. Kiedy kilkanaście lat temu pisałem na przykład biografię Nikoli Tesli, mało kto o nim w ogóle słyszał. Nazwisko Piłsudski, jest dość powszechnie znane, ale kojarzone z imieniem Józef. A tymczasem na przypomnienie z pewnością zasługuje mało komu znany jego starszy brat, Bronisław, postać nie mniej fascynująca niż sam Naczelnik Państwa,bohater ostatnio napisanej przeze mnie biografii "Ten drugi Piłsudski". Albo Stanley Ketchel… Niestety tylko nieliczni, najbardziej zagorzali sympatycy pięściarstwa wiedzą, że był w dziejach tego sportu Polak, o którym legendy do dziś jeszcze krążą między Atlantykiem a Pacyfikiem. Znany jest jak świat długi i szeroki pod nazwiskiem Stanley Ketchel i był zawodowym mistrzem świata wagi średniej w latach 1908-1910. Tak naprawdę to nazywał się Stanisław Kiecal i przez większość ekspertów zgodnie uznawany jest za najlepszego "średniego" w stuletniej już ponad historii nowożytnego boksu. Sława Gołoty i Michalczewskiego blednie przy osiągnięciach Stanisława Kiecala. Obaj wymienieni panowie prezentują się przy nim jak para skarpetek przy futrze z gronostajów. Jak polonezy przy mercedesie. Ale kto słyszał o Kiecalu? Starałem się ten stan rzeczy zmienić, pisząc zbeletryzowaną biografię wybitnego sportowca zatytułowaną "Urodzony, by walczyć".

Wnętrze pracowni Ossendowskiego w Warszawie/Fot.: NAC
Wnętrze pracowni Ossendowskiego w Warszawie/Fot.: NAC

Czy w trakcie prac nad książką udało się Panu odsłonić nieznane fakty z jego życiorysu?
– Skoro sama osoba ś. p. Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego jest nieznana, to i siłą rzeczy fakty z jego życiorysu są nieznane. W tym znaczeniu udało mi się je odsłonić. Ale jeśli Pan pyta, czy dotarłem do jakichś nieznanych dotychczas nikomu szczegółów życia pisarza, to moja odpowiedź brzmi: nie. Niestety, zbierając materiały do biografii nie miałem (szczególnie finansowych) możliwości udania się szlakiem jego podróży, w tym drogą desperackiej ucieczki opisanej w "Zwierzętach...". Nie miałem też możliwości spenetrowania archiwów Petersburga, Tomska, czy dawnych akt NKWD w moskiewskiej Łubiance, zawierających zapewne szczegóły poszukiwań pisarza przez wymienioną instytucję. Nie miałem nawet możliwości dotarcia do polskich archiwów. To wszystko przecież kosztuje, hotele, podróże… Poniesione w ten sposób nakłady znacznie przewyższyłyby osiągnięte przeze mnie ze sprzedaży książki zyski. Książki dokumentalne, w tym biografie, nie sprzedają się przecież tak dobrze jak sensacyjne powieści Remigiusza Mroza… Nie jestem również talentem na miarę Olgi Tokarczuk, więc nie grożą mi pieniądze z nagrody Nobla, które mógłbym wykorzystać na poszukiwania. A poza tym nie zamierzam też fałszywie oskarżać Polaków o mordowanie Żydów podczas wojny, co mogłoby ewentualnie sposób istotny podreperować moje zasoby finansowe…

Krwawy Baron Roman von Ungern-Sternberg /Fot.: autor nieznany, wikipedia, domena publiczna
Krwawy Baron Roman von Ungern-Sternberg /Fot.: autor nieznany, wikipedia, domena publiczna

Spore emocje wywołuje współpraca Ossendowskiego z Krwawym Baronem Ungernem. Podobno miał znać miejsce złożenia jego ogromnego skarbu...
– Niestety nie znam również miejsca ukrycia tego skarbu, co miał wiedzieć Ossendowski. Podobno to jemu właśnie baron Von Ungern–Sternberg powierzył przekazaną mu przez admirała Aleksandra Kołczaka kasę Białej Gwardii – skrzynie złotych monet dopełnione dobrami zrabowanymi przez bolszewików z buddyjskich klasztorów. Po wybuchu wojny domowej w Rosji, majątek cara Mikołaja II, na który składały się m.in. zasoby srebra i złota (jego wagę oceniano na 1200 - 1600 ton), dostał się w ręce bolszewików, a następnie jego część odzyskał admirał Kołczak, zaś znaczna część tych dóbr trafiła do Ungerna. Na dodatek Krwawy Baron zarekwirował podobno zaległą kontrybucję, ściąganą w srebrze przez Chiny z Mongolii… Znaczenie skarbu, którego wartość ocenia się dzisiaj na dwa miliardy USD, porównywane jest do wartości Bursztynowej Komnaty, Arki Przymierza czy Świętego Graala. Wiele osób wierzy, że nie można go odnaleźć z powodu tajemniczej klątwy.
Ossendowski nigdy oficjalnie nie wspomniał o schowanym przez barona jednym z największych i najcenniejszych skarbów świata,który miał posłużyć do sfinansowania kolejnej wojny z komunistami... Nie zaprzeczył również plotkom, że poznał tajemnicę jego ukrycia. Stwierdził tylko, że "w jednej z jego książek znajduje się fotografia miejsca, w którym ukryte jest złoto". Do dziś wiele osób jest przekonanych, że między wierszami "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów" pisarz ukrył klucz do jego odnalezienia.

Ossendowski zyskał także miano osobistego wroga Lenina.
– Tak. Wódz światowego proletariatu wyrażał się o nim w słowach o zdecydowanie ujemnym zabarwieniu uczuciowym, gdyż w wydawanych na całym świecie książkach zdemaskował mroczne kulisy rewolucji bolszewickiej. Mechanizmy i przebieg rewolucji Ossendowski oglądał z bliska – nie musiał więc wyobrażać sobie jej barbarzyństwa: on je po prostu widział. I nie tylko widział, lecz potrafił także zsyntezować w znakomity literacko i przerażający autentyzmem opisów tekst.
Ale największe "kuku" pisarz zrobił Włodzimierzowi Iljiczowi już po śmierci wodza, kiedy to w zbeletryzowanej biografii pt. "Lenin" zburzył na zawsze oblicze "wielkiego" i "szlachetnego" przywódcy czy "kryształowego idealisty", jakim pragnął być widziany Włodzimierz Iljicz Uljanow ksywa Lenin. Polak był jeżeli nie pierwszym, to z pewnością jednym z pierwszych, którzy ośmielili się uderzyć w mit, w symbol, w legendę, w bożyszcze, w idola, milionów ogłupiałych z głodu i nędzy biedaków z całego świata. Wielu ludzi na Zachodzie dawało się wówczas nabierać na serwowany przez Kreml propagandowy przekaz, w którym Lenin jawił się jako zbawca ludzkości.

Co w jego postaci Panu imponuje?
– Jako pisarzowi (głównie dokumentalnemu – do tej pory mam na koncie tylko jedną powieść) najbardziej chyba to, co powiedziałem odpowiadając na poprzednie Pana pytanie – „Umiejętność zsyntezowania własnych doświadczeń i obserwacji w znakomity literacko i przerażający autentyzmem opisów tekst”.

Która z przygód Ossendowskiego zrobiła na Panu największe wrażenie?
– Pewnie ta sama, co na większości czytelników. Jego pełna niezwykłych zdarzeń brawurowa ucieczka przez Azję Centralną – Syberię i Mongolię w kierunku brytyjskich posiadłości na południu Chin i dalej, do Japonii, opisana później w książce "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów".

Nagrobek pisarza na cmentarzu w Milanówku/Fot.: Deszcze - Praca własna, wikipedia
Nagrobek pisarza na cmentarzu w Milanówku/Fot.: Deszcze - Praca własna, wikipedia

Ossendowski zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach pod koniec II wojny światowej. Czy dosięgła go niewidzialna ręka któregoś z wrogów?
– Istnieje taka wersja, że został otruty przez wysłannika złowrogiego sowieckiego Smiersz-u, ale to – moim zdaniem - raczej mało prawdopodobne. Krwawemu Baronowi mongolscy lamowie przepowiedzieli zaledwie 130 dni życia, co sprawdziło się niemal dokładnie. Ossendowskiemu, że umrze dopiero wtedy, gdy baron Ungern się o niego upomni. W związku z tym pisarz, brylując na przedwojennych warszawskich salonach twierdził żartobliwie, że jest nieśmiertelny. Tymczasem… 2 stycznia 1945 roku w pałacu w Żółwinie, gdzie od jakiegoś czasu przebywał, odwiedził go oficer niemiecki, który przedstawił się jako Von Ungern-Sternberg… Następnego dnia Ossendowski zmarł. Kim był tajemniczy Niemiec i czego chciał od pisarza? Nie wiadomo, gdyż ich rozmowa odbyła się w cztery oczy. Podnoszonych jest kilka teorii co do osoby, która odwiedziła pisarza, jak i celu tej wizyty, ale nie da się ich w tym miejscu bliżej omówić.

Fot. i opis książki pochodzą od wydawcy
Fot. główne: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dobra książka

Dobra książka - najnowsze informacje

Rozrywka