niedziela, 22 października 2023 09:32

Milczenie i niezdecydowanie hierarchów wprowadzało chaos. Ekspert analizuje "Zarazę w Kościele"

Autor Mirosław Haładyj
Milczenie i niezdecydowanie hierarchów wprowadzało chaos. Ekspert analizuje "Zarazę w Kościele"

– Książka nie zawiera wyczerpującej diagnozy wspomnianych „chorób” czy problemów. Chodziło raczej o uchwycenie tego, co nagle stało się wyraźnie widoczne dla uważnego obserwatora polskiego Kościoła. Tak było m.in. z podziałami w szeroko rozumianych kręgach kościelnych. Najpierw milczenie, a potem niezdecydowanie hierarchów wprowadzało chaos – mówi w rozmowie z Głos24 dr Agnieszka Łoza, współautorka książki "Zaraza w Kościele". – Dla każdego wierzącego było to bardzo wyraźnie odczuwalne chociażby na poziomie parafii. Podczas gdy jedni proboszczowie przestrzegali ściśle limitów wiernych w ławkach, odstępów, dezynfekcji świątyni, rąk, wymagali zakładania maseczek itd., inni mieli w głębokim poważaniu te zalecenia i nakazy – dodaje.

"Zaraza w Kościele" jest pracą nietypową. Jej autorzy postanowili spojrzeć na COVID-19 jak na problem teologiczny. – Impulsem do powstania tej publikacji była oczywiście pandemia koronawirusa. Chodziło jednak o spojrzenie na pandemię jak na problem teologiczny, jak na swoisty „znak czasów”. Nie było z góry założonego planu. Kolejne rozdziały powstawały na bieżąco, w miarę jak rozwijał się temat, wchodziły w życie kolejne obostrzenia, zakazy i nakazy – tłumaczy teolog, dr Agnieszka Łoza. – Tytułowa zaraza przewija się w książce w dwóch aspektach. Dosłownie, ukazując, jak koronawirus wyrwał chrześcijan ze swojej „strefy komfortu” i zburzył ich „święty spokój”, oraz nieco metaforycznie, rzucając światło na problem kryzysów, nadużyć i nieprawidłowości, czyli innego rodzaju zarazę, która toczyła polski Kościół już od wielu lat – dodaje.

Zdaniem dr Łozy sytuacja ta poskutkowała zwiększeniem dystansu między wiernymi a duchownymi. – Faktem jest, że początkowo pasterze wycofali się, zamknęli i odczuwalnie zaprzestali duchowego przewodnictwa, można powiedzieć, że jak reszta usługodawców „zawiesili działalność”. Jednak po pewnym czasie podjęli pewne kroki. Zabrakło jednak zwykłego towarzyszenia – stwierdza, dodając: – To wszystko nie ułatwiało wiernym w odnalezieniu się w tej trudnej rzeczywistości, obnażyło też ich braki w rozumieniu podstawowych wydawałoby się prawd wiary, pokazało również że polski kościół nie jest monolitem zarówno na poziomie pasterzy, jak i wiernych.

Pani Agnieszko, zacznijmy od tytułu „Zaraza w Kościele”. Jak go interpretować? Pytam, ponieważ praca powstawała w czasie epidemii koronawirusa, jednak tytuł zdaje się być wieloznaczny, zwłaszcza w obliczu ówczesnych kryzysów.
– Impulsem do powstania tej publikacji była oczywiście pandemia koronawirusa. Chodziło jednak o spojrzenie na pandemię jak na problem teologiczny, jak na swoisty „znak czasów”. Nie było z góry założonego planu. Kolejne rozdziały powstawały na bieżąco, w miarę jak rozwijał się temat, wchodziły w życie kolejne obostrzenia, zakazy i nakazy. Tym sposobem powstały teksty, które podejmowały następujące kwestie: jaki Kościół nad Wisłą zastał koronawirus? Skąd ten kryzys wizerunkowy? Co zawierały dokumenty Kościoła opublikowane w tym czasie? Jak wyglądała liturgia w dobie pandemii? Czy katecheza szkolna spełniła swoje zadanie? Jak ocenić koronasceptyków w koloratkach, którzy bronili się przed założeniem maseczki? Jakie „choroby współistniejące” w polskim Kościele obnażył koronawirus. Tytułowa zaraza przewija się w książce w dwóch aspektach. Dosłownie, ukazując, jak koronawirus wyrwał chrześcijan ze swojej „strefy komfortu” i zburzył ich „święty spokój”, oraz nieco metaforycznie, rzucając światło na problem kryzysów, nadużyć i nieprawidłowości, czyli innego rodzaju zarazę, która toczyła polski Kościół już od wielu lat.

Jak pani wspomniała, przywołana pandemia koronawirusa odsłoniła wiele problemów związanych z wiarą i życiem Kościoła. Ujawniły się też nowe linie podziału chociażby w takich kwestiach, jak przyjmowanie Komunii na rękę, a nawet uznanie autentyczności zagrożenia epidemicznego (hasła w stylu „Jezus nie zaraża”, „jestem gotowy/a na śmierć”, itp.). Pojawił się także zarzutu ze strony wiernych, że hierarchowie nie sprzeciwiają się limitom w kościołach i innym obostrzeniom...
– Książka nie zawiera wyczerpującej diagnozy wspomnianych „chorób” czy problemów. Chodziło raczej o uchwycenie tego, co nagle stało się wyraźnie widoczne dla uważnego obserwatora polskiego Kościoła. Tak było m.in. z podziałami w szeroko rozumianych kręgach kościelnych. Najpierw milczenie, a potem niezdecydowanie hierarchów wprowadzało chaos. Dla każdego wierzącego było to bardzo wyraźnie odczuwalne chociażby na poziomie parafii. Podczas gdy jedni proboszczowie przestrzegali ściśle limitów wiernych w ławkach, odstępów, dezynfekcji świątyni, rąk, wymagali zakładania maseczek itd., inni mieli w głębokim poważaniu te zalecenia i nakazy. Podczas gdy jedni mówili o konieczności pozostania w domu i traktowali uczestnictwo w liturgii jako zagrożenie życia lub zdrowia, inni utrzymywali, że grzechem będzie brak uczestnictwa w Eucharystii. Podobnie brak jednomyślności dało się zauważyć w przypadku udzielania dyspensy, możliwości udzielania komunii na rękę, w sprawie sposobu przenoszenia się wirusa, w kwestii sensu odprawiania mszy przy braku wiernych, prób przenoszenia duszpasterstwa do sieci, transmisji mszy czy nabożeństw i naprawdę wielu innych zagadnień teologicznych, liturgicznych i prawnych. To wszystko nie ułatwiało wiernym w odnalezieniu się w tej trudnej rzeczywistości, obnażyło też ich braki w rozumieniu podstawowych wydawałoby się prawd wiary, pokazało również że polski kościół nie jest monolitem zarówno na poziomie pasterzy, jak i wiernych.

Pandemia była także pytaniem o cierpienie i Boga. Dla jednych stanowiła dowód „boskiej kary”, z kolei zdaniem innych podważała jego istnienie. Zaraza zdaje się jednak sprzyjać nie tylko ateizmowi, lecz także fideizmowi.
– „Czy każda odpowiedź na pytanie «dlaczego cierpienie?» nie jest tylko przemądrzałym mózgowym argumentowaniem, które cierpiącemu daje tyle samo, co głodnym i spragnionym wykład o higienie i składzie chemicznym pokarmu i żywności?” – zastanawiał się Hans Küng [H. Küng, Bóg a cierpienie – przypis red.]. Jedni mówią, że cierpienie uszlachetnia, inni – że upokarza. To, czy cierpienie jest twórcze, czy niszczące, zależy w głównej mierze od tego, jak człowiek je postrzega. Zwątpienie w Bożą wszechmoc i miłość to stosunkowo częsta reakcja na zło, które wydaje się zbyt trudne do udźwignięcia. Pytania o winę i o krzywdę prowadzą niektórych do buntu wobec Boga, do zwątpienia w Jego istnienie. Innych prowadzą w stronę fideizmu. Jeszcze innych doprowadzą do Boga właśnie przez głęboką wiarę w to, że On jest źródłem absolutnie wszystkiego, co jest. Ma nad tym kontrolę, panuje nad tym, wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, ma swój sens i cel.

A jaki sens można było odnaleźć w światowej pandemii? Być może w ten sposób współczesny człowiek – przekonany o swojej potędze i wielkości, o panowaniu i w zasadzie nieograniczonej władzy nad światem – miał się przekonać się o istnieniu granic, uznać swoją małość i zależność oraz to, że nie posiada jednak kompetencji Boga-Stwórcy. Być może tylko taka globalna katastrofa była w stanie pokazać mu, jak złudne i kruche jest to wszystko, w czym pokładał nadzieje (postęp, technologia, nauka), i sprawić, by zwrócił się ku nadziei, która zawieść nie może. Być może kryje się za tym wezwanie do nawrócenia, a tym samym Boży plan uchronienia człowieka od znacznie większej katastrofy – własnego potępienia.

Dla wierzącego cierpienie nigdy nie jest celem samym w sobie, choć jest dla ludzkiego umysłu jakąś tajemnicą, często człowiek nie potrafi uchwycić jego sensu. Czasem ma służyć nawróceniu, oczyszczeniu, doskonaleniu człowieka, uformowaniu charakteru, dojrzewaniu do świętości, czasem daje szanse okazania odwagi, pokory, łagodności, udzielenia komuś pomocy czy okazania współczucia, a tym samym pomniejszenia cierpienia drugiego człowieka. Choć często jawi się jako nie do końca zrozumiała „wyrwa” w porządku rzeczywistości, to człowiek wierzący ma je postrzegać jako środek do celu, który wyznaczył mu Bóg, jako etap przejściowy, który doprowadzi do ostatecznego spełnienia. Jego sens jest tymczasowo nieodgadniony, jest to swoisty sekret Boga, którego człowiek jeszcze nie może poznać.

„Zaraza w Kościele” traktuje też o wspomnianej przez panią, mówiąc eufemicznie, nie najlepszej sytuacji Kościoła, którym obecnie wstrząsają kolejne skandale. W tej sytuacji nie chowają państwo głowy, mówiąc o nich otwarcie. Wydaje się to być postawą przeciwną do tej praktykowanej przez niektórych hierarchów, stosujących taktykę oblężonej twierdzy lub przyjmujących postawę pasywną. Pokusa „przeczekania” jest silna. Z czego wynika, pani zdaniem, takie zachowanie?
– Jeżeli przez „przeczekanie” rozumiemy zamiatanie spraw pod dywan na dłuższy czas w nadziei, że wszystko pójdzie w zapomnienie i temat „rozejdzie się po kościach”, to rzeczywiście taką pokusę należy stanowczo odeprzeć. Ale jeśli przez „przeczekanie” rozumiemy rozważne odłożenie w czasie pewnych spraw, by nie siać dodatkowego zamętu czy zwątpienia wśród wiernych, nie zapoczątkować nagłej rewolucji w Kościele, nie podejmować ważnych i przełomowych decyzji ad hoc, to jest to postawa ze wszech miar pożądana. Innymi słowy, czas zamętu, wstrząsu, niepokoju, jaki spowodował koronawirus we wszystkich dziedzinach życia, nie był najlepszym czasem na wprowadzanie radykalnych rozwiązań, wymyślanie koncepcji reform czy publicznego roztrząsania kolejnych skandali, nadużyć, nieprawidłowości. Tutaj potrzeba było rozwagi, rozsądku, spokoju, dystansu do emocji, świadomości ludzkich słabości, a skupienia się na tym, co w kościele niezmienne i trwałe – obecności Jezusa Chrystusa. Potrzeba było głębokiej wiary w prowadzenie go przez Ducha Świętego, który wskaże w odpowiednim momencie właściwą drogę postępowania. W rozważnej ocenie powagi sytuacji i świadomości tego, że Kościół jest bytem bosko-ludzkim, doszukiwałabym się raczej powodów „opieszałości” hierarchów.

Czy w bierności biskupów można doszukiwać się postawy „zawierzenia” Bogu, który rozwiąże problemy swojego Kościoła?
– Pandemia spadła na ludzkość jak grom z jasnego nieba. Nikt się jej nie spodziewał, nikt nie był na to przygotowany. Chaos zapanował na całym świecie. Nikt nie znał tego wirusa, nie wiedział, jak z tym walczyć, jak długo to potrwa, nikt nie był w stanie przewidzieć liczby ofiar czy skutków. Niewiele mogli powiedzieć szefowie rządów, wirusolodzy, medycy, pracownicy służby zdrowia, trudno więc wymagać od biskupów jakichś zdecydowanych ruchów czy zabierania głosu w tej sprawie. Faktem jest, że początkowo pasterze wycofali się, zamknęli i odczuwalnie zaprzestali duchowego przewodnictwa, można powiedzieć, że jak reszta usługodawców „zawiesili działalność”. Jednak po pewnym czasie podjęli pewne kroki. Pojawiły się przecież dokumenty kościelne – wytyczne, zalecenia, dyspensy – które były próbą zapanowania nad chaosem, jaki zapanował w Kościele ogarniętym epidemią. Zadbano o wyposażenie świątyń (dystrybutory z płynem do dezynfekcji zamiast wody w kropielnicach; w bogatszych kościołach bramki antybakteryjne, lampy wirusobójcze itd.) Zabrakło jednak zwykłego towarzyszenia. Ilu wiernych – jak pyta Tomasz Terlikowski [T. Terlikowski, Postanowione jest. Rozważania w czasie zarazy – przypis red.] – „po tej lekcji braku zaufania, nadziei, ufności, nadal będzie wierzyć pasterzom i z pasterzami”? Na to pytanie odpowiedź przyniosą kolejne lata. Postawa zawierzenia Bogu losów Kościoła jest oczywistością, nic bowiem w Kościele nie dzieje bez jego woli i przyzwolenia, jednak ponieważ Kościół jest rzeczywistością bosko-ludzką, również pasterzom prędzej czy później przyjdzie zmierzyć się z tymi wszystkimi problemami, które obnażył czy też naświetlił „mały wirus w koronie”.

W 1985 r. głośno było o wywiadzie z ówczesnym kardynałem Ratzingerem, późniejszym papieżem Benedyktem XVI, w którym dokonana została krytyka zerwania pomiędzy Kościołem przedsoborowym a posoborowym. Coraz wyraźniej, również za sprawą pandemii, słychać takie głosy obecnie.

– Byłabym ostrożna w takich osądach. Rzeczywiście pontyfikat Franciszka znacząco różni się od pontyfikatu jego poprzedników. Różni ich także sposób wypowiadania się w ważnych dla Kościoła kwestiach. Różnice są widoczne zarówno na poziomie języka, jak i częstotliwości i pewnej skłonności do podejmowania istotnych kwestii niejako mimochodem, przy okazji. To sprawia, że Jego wywody bywają niewystarczające, czasem nie zawierają solidnego, teologicznego uzasadnienia, przez co stwarzają pole do interpretacji i dyskusji. Wzbudzają kontrowersje, są niejednoznaczne, wymagają dopowiedzenia. Wymownym przykładem mogą być tu ostatnie dubia skierowane do Franciszka przez pięciu kardynałów, którzy poprosili o doprecyzowanie pewnych kwestii i wiążącą odpowiedź, która ostatecznie rozwieje ich wątpliwości. Jednak należy przy tym wszystkim pamiętać, że Kościół nie jest Jana Pawła II, Benedykta XVI czy Franciszka, ale że Kościół jest Jego – Jezusa Chrystusa. Na poziomie ludzkich decyzji nie może ulec zmianie jego istota, nie może utracić swojej tożsamości czy też o niej „zapomnieć”.

Zaraza w Kościele

Impulsem do powstania tej publikacji była pandemia Covid-19, która zburzyła dotychczasowy ład gospodarczy i społeczny, wpłynęła na życie ludzi na całym świecie, wdarła się także do kościołów i chrześcijańskiej codzienności. To sprawiło, że Autorzy postanowili spojrzeć na pandemię koronawirusa jak na problem teologiczny, jako swoisty „znak czasów”, który został ludzkości zarówno dany, jak i zadany. W jaki sposób pandemia wpłynęła na różne sfery życia chrześcijaństwa katolickiego? W kolejnych rozdziałach Autorzy przyglądają się temu, jaki Kościół nad Wisłą zastał koronawirus, co zawierały dokumenty Kościoła opublikowane w tym czasie, jak wyglądała liturgia w dobie pandemii, czy katecheza szkolna spełniła swoje zadanie, jak ocenić chór koronasceptyków, którzy na co dzień nosząc koloratkę, bronili się przed założeniem maseczki, wreszcie, jakie „choroby współistniejące” w polskim Kościele obnażył koronawirus. Autorzy na tytułową zarazę spoglądają w dwóch aspektach. Dosłownie, ukazując, jak koronawirus wyrwał chrześcijan ze swojej „strefy komfortu” i zburzył ich „święty spokój” oraz nieco metaforycznie, poruszając problem kryzysów, nadużyć i nieprawidłowości, czyli innego rodzaju zarazy, która toczy Kościół już od wielu lat.

Dobra książka

Dobra książka - najnowsze informacje

Rozrywka