Kim naprawdę była? Seksbombą czy zagubioną dziewczynką? Utalentowaną aktorką czy hochsztaplerką, która zrobiła karierę przez łóżko? Naiwną marzycielką czy przebiegłą manipulantką, która nigdy nie przestawała grać? Dziś premiera książki "Bogini. Tajemnice życia i śmierci Marilyn Monroe" Anthony'ego Summersa, która ukazał się nakładem Wydawnictwa Znak.
Kultowa biografia Marilyn Monroe teraz w nowym wydaniu, zaktualizowanym z okazji 60. rocznicy tragicznej śmierci ikony kina.
- Czytaj także:
Życie jak rollercoaster. Owiana tajemnicą śmierć. Legiony kochanków (i kochanek). Romanse z braćmi Kennedy. Demony przeszłości. Używki. Powiązania z mafią. OTO LUDZKA TWARZ BOGINI XX WIEKU
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak publikujemy fragment książki "Bogini. Tajemnice życia i śmierci Marilyn Monroe" Anthony'ego Summersa, która ukazał się nakładem Wydawnictwa Znak Literanova 18 lipca.
CZĘŚĆ PIERWSZA Do krainy skorpionów
Hollywood daje, Hollywood zabiera. Ta fabryka marzeń stworzyła dziewczynę marzeń. Czy mogła się przebudzić do rzeczywistego życia? I czymże była rzeczywistość? Czy mogła żyć poza marzeniem?
Norman Rosten
poeta i wieloletni przyjaciel Marilyn
Gwiazdeczką nazywa się w Hollywoodzie każdą kobietę poniżej trzydziestki niepracującą w burdelu.
Ben Hecht
któremu Marilyn udzieliła
pierwszego dłuższego wywiadu
Rozdział 1
Sobota, 4 sierpnia 1962 roku, godzina dwudziesta trzecia. Los Angeles. W zalanym księżycowym światłem amfiteatrze Hollywood Bowl orkiestra Henry’ego Manciniego grała melodyjny, nastrojowy utwór.
Nagle na widowni nastąpiło małe zamieszanie. Do mężczyzny siedzącego w jednym z pierwszych rzędów przecisnął się bileter i przekazał mu szeptem pilną wiadomość. Mężczyzna wstał, podszedł do telefonu i ujął słuchawkę. Przez chwilę słuchał w milczeniu, potem powiedział parę krótkich zdań, przywołał swoją towarzyszkę i pośpieszył do samochodu.
Tej nocy w Los Angeles zdarzy się więcej podobnych incydentów. Telefony w całym mieście rozdzwonią się, wyrywając ze snu lekarzy, wybitnego prawnika, ludzi rządzących show-biznesem, prywatnych detektywów. Znany aktor, szwagier prezydenta Stanów Zjednoczonych, zamówi rozmowę z Waszyngtonem. Sąsiadów aktora, śpiących spokojnie w swoich rezydencjach na plaży, obudzi warkot lądującego helikoptera. Do pewnego bezpretensjonalnego domu na przedmieściu
zostanie wezwany ambulans.
Opinia publiczna nie dowie się nigdy o tych nocnych incydentach, nie odnotuje ich także, o ile wiemy, żadna instytucja. A przecież miały ścisły związek z największym wydarzeniem roku, wydarzeniem, którym pisało się i mówiło więcej niż o kryzysie atomowym kilka tygodni później. Marilyn Monroe nie żyła.
W dwadzieścia lat po jej śmierci, w 1982 roku, prokurator okręgowy Los Angeles wznowił śledztwo w sprawie, która nigdy nie przestała być przedmiotem plotek i sporów. Jego możliwości były ograniczone. Czy istniały podstawy do otwarcia dochodzenia? Czy Monroe mogła paść ofiarą morderstwa? „Na podstawie przedstawionego materiału dowodowego odrzuca się teorię o popełnieniu zbrodni” – głosi orzeczenie sądu wydane cztery miesiące później. Sprawę zamknięto jeszcze na etapie wstępnego śledztwa.
Raport z 1982 roku stwierdza, że w czasie śledztwa wyszła na jaw pewna „niezgodność faktów” oraz pojawiły się pytania, na które nikt nie ośmielił się szukać odpowiedzi. Ludzie prowadzący tamtą sprawę przyznają dzisiaj, że brnęli przez grzęzawisko kłamstw i obłudy. To prawda, Marilyn Monroe mogła umrzeć śmiercią samobójczą. Niektórzy jednak mieli przeczucie, że wtedy, w 1962 roku, pewne sprawy usiłowano zatuszować.
Do tych spraw należały stosunki łączące Marilyn z prezydentem Johnem Kennedym i jego bratem Robertem, a przede wszystkim poczynania Roberta Kennedy’ego w dniu śmierci Monroe.
– Mieliśmy trzymać się z dala od polityki – mówił jeden z ludzi prokuratora okręgowego. Wspominając rok 1962, wzruszał bezradnie ramionami. Dziennikarze również nie wtykali nosa w nie swoje sprawy. Woleli pławić się w patosie niż robić prawdziwą reporterkę. Tak więc, mimo mnogości różnego rodzaju opracowań na temat Marilyn Monroe, żaden z poważnych pisarzy nie pokusił się o zgłębienie tego, jak wyglądały ostatnie dni kobiety uznanej bezspornie za boginię dwudziestego wieku.
Kim była dziewczyna, która pewnego dnia przedzierzgnęła się w Marilyn Monroe? Wyglądem nie wyróżniała się przecież wcale spośród wielu innych pięknych kobiet swojej epoki. Czym nas zafascynowała, co sprawiło, że spośród tysięcy podobnych do niej wybraliśmy właśnie ją? Jak wiele zawdzięczała talentowi, a ile osiągnęła w ramionach umiejętnie dobieranych kochanków? Co kryje się za fenomenem Marilyn Monroe?
Jeżeli dotrzemy do niej samej, przebijemy się przez otoczkę skandalu i histerii, ujrzymy zagubione dziecko, które stało się symbolem miłości, a było przeraźliwie samotne, kobietę, która umarła u szczytu sławy, ale w obłędzie, w wieku trzydziestu sześciu lat. Pozowała na kochankę całego świata, a w gruncie rzeczy marzyła o dzieciach i monogamicznym związku. Banalna fasada, za którą rozgrywał się dramat kulturowego wtajemniczenia. Jej aktorski geniusz maskował zachwianą równowagę psychiczną. Marilyn czytała książki filozoficzne i z zapałem studiowała ludzką anatomię, a jednocześnie tonęła w narkotykach i alkoholu. Zapowiadała dziesięciolecie, które obiecywało spełnienie, a przyniosło niepokój i frustrację.
W swoim ostatnim wywiadzie Marilyn powiedziała:
– Kiedy jest się sławnym, człowiek styka się z ludzką naturą w taki
brutalny sposób… Ludzie, których spotykam, myślą: kim ona jest – kim
ona myśli, że jest, ta Marilyn Monroe? To miło, kiedy jest się przedmiotem
czyichś marzeń, ale chciałabym być akceptowana dla samej siebie.
Parę miesięcy wcześniej, w rozmowie z innym dziennikarzem, zaczęła
się zastanawiać, jaka będzie w wieku pięćdziesięciu lat. Wspomniała, że jest spod znaku Bliźniąt.
– Jakimi ludźmi są Bliźnięta? – zapytał dziennikarz.
– Jekyll i Hyde. Dwoje ludzi w jednym ciele – padła odpowiedź.
– I to jesteś ty?
– Nie, we mnie jest więcej osób. Jestem wieloma ludźmi naraz. Czasami mnie szokują. Chciałabym być tylko sobą! Sądziłam, że coś ze mną nie tak, dopóki nie odkryłam, że wielu ludzi, których podziwiam, ma ten sam problem.
Marilyn – tak ją będziemy nazywać, ponieważ pod takim imieniem znana jest od Connecticut po Kongo – nie dożyła swoich czterdziestych urodzin, nie mówiąc o pięćdziesiątych. Dzisiaj byłaby już dobrze po dziewięćdziesiątce, ale zarówno jej życie, jak i śmierć przez wiele lat pozostawały nieodgadnioną tajemnicą.
Czas najwyższy nadać tej bogini bardziej ludzki wymiar. Kim była Marilyn Monroe?
W 1983 roku w Gainesville na Florydzie widywało się niepozorną starszą kobietę w kubełkowatym kapelusiku przemierzającą ulice miasta na trzykołowym rowerze z czerwonymi chorągiewkami ostrzegawczymi. Kobietą tą była osiemdziesięcioletnia matka Marilyn, dożywająca swoich dni w zupełnym zapomnieniu.
Gladys Monroe – Monroe było nazwiskiem babki Marilyn ze strony matki – urodziła się w 1902 roku w Meksyku w rodzinie amerykańskiej. W wieku dwudziestu czterech lat była już dwukrotnie zamężna i miała dwójkę dzieci, których wychowaniem zajmowała się rodzina pierwszego męża. Kadencja drugiego małżonka również nie trwała długo. Dobiegła końca, zanim Marilyn przyszła na świat 1 czerwca 1926 roku w szpitalu miejskim w Los Angeles.
Nie wiadomo do końca, kim był jej ojciec. W metryce urodzenia, w rubryce „ojciec” figuruje nazwisko Edward Mortenson. Wiadomo, że na dwa lata przed urodzeniem córki Gladys poślubiła niejakiego Martina E. Mortensena. Wygląda na to, że był norweskim imigrantem, z zawodu piekarzem, i zginął w wypadku motocyklowym w 1929 roku, ale i to nie jest pewne. Przez całe życie Marilyn używała jego nazwiska w dokumentach urzędowych, ale później zaprzeczała, jakoby był jej ojcem.
W którymś z wywiadów wyznała, że jej prawdziwy ojciec „mieszkał w tym samym domu co matka i opuścił ją, kiedy miałam się urodzić”. Ta wersja wydarzeń pasowałaby do niejakiego Stanleya Gifforda. Gifford pracował w Consolidated Film Industries, tej samej wytwórni filmowej, w której Gladys była montażystką. Wieść niesie, że spotykała się z nim po rozwodzie z Mortensenem.
Tak więc malutka Marilyn musiała zadowolić się wyimaginowanym ojcem. Któregoś razu matka pokazała jej zdjęcie mężczyzny.
– To jest twój ojciec – powiedziała. Marilyn zapamiętała twarz człowieka na fotografii. „Miał uśmiech w oczach i wąsik jak Clark Gable”.
Tak rozpoczęła się zabawa, którą Marilyn ciągnęła przez całe swoje życie.
– Jako dziecko – wspominała – co bardziej naiwnym przyjaciołom mówiłam, że Clark jest moim ojcem.
Przypomniała sobie o tej starej bajeczce po tym, jak zagrała z Gable’em
w Skłóconych z życiem. Wdowa po psychiatrze Marilyn, Hildi Greenson, wspominała:
– Zobaczyła zdjęcie, facet był podobny do Gable’a, więc uroiła sobie, że to on jest jej ojcem.
W 1962, w roku swojej śmierci, Marilyn była zmuszona wypełnić jakiś formularz. W rubryce „ojciec” wpisała po prostu „nieznany”. Zrobiła to, zdaniem sekretarki, ze złością.
Jeśli ojca Marilyn otacza aura tajemniczości, to życie matki i jej rodziny jest udokumentowane z bolesną wręcz dokładnością. Znając historię swojej rodziny, Marilyn bała się, że jest dziedzicznie obciążona chorobą psychiczną, i jej obawy nie były bezpodstawne.
Pradziadek Marilyn ze strony matki, Tilford Hogan, powiesił się w wieku osiemdziesięciu dwóch lat. Samobójstwa u ludzi starych nie są niczym niezwykłym i nie muszą być oznaką szaleństwa, ale choroby psychiczne nie omijały tej rodziny.
Dziadek Marilyn ze strony matki, Otis Monroe, zmarł, jak głosi świadectwo zgonu, w przytułku na niedowład ogólny. Niedowład, a szczególnie demencja z niedowładem, jest formą obłędu wywołanego ostatnim stadium syfilisu.
Nie istniało ryzyko, że Marilyn odziedziczy syfilis, ale jej babka ze strony matki, Delia, również umarła w ośrodku dla chorych psychicznie w wieku lat pięćdziesięciu jeden, w rok po narodzinach wnuczki. Była fanatyczką religijną. Jako przyczynę jej śmierci podano chorobę serca w połączeniu z psychozą maniakalno-depresyjną.
Już jako osoba dorosła Marilyn opowiadała, że babka próbowała ją udusić. Historyjka wysoce nieprawdopodobna, zważywszy że w chwili umieszczenia Delii w szpitalu psychiatrycznym jej wnuczka miała trzynaście miesięcy. Nie mogła więc niczego takiego pamiętać i ta mrożąca krew w żyłach anegdotka jest z pewnością jedną z wielu bajeczek, z których Marilyn utkała swoje dzieciństwo.
Marilyn praktycznie nie znała życia rodzinnego. Po jej urodzeniu matka, nie mogąc pozwolić sobie na pozostanie w domu z dzieckiem, wróciła do pracy w wytwórni. Łożyła na utrzymanie córki, ale oddała ją pod opiekę przybranym rodzicom. Dwójka starszych dzieci Gladys już od dawna mieszkała u rodziny jej pierwszego męża. Marilyn miała siedem lat i mieszkała chwilowo z matką, kiedy nastąpiła katastrofa. Gladys cierpiała na głęboką depresję, po której wystąpił wybuch agresji. Rzuciła się z nożem na znajomego i została odwieziona do tego samego zakładu, w którym umarła jej matka.
Pozostanie w nim, z paroma krótkimi przerwami, aż do śmierci Marilyn. Jej opiekunką prawną zostanie Inez Melson, była doradczyni finansowa Marilyn. Spędzi z nią więcej czasu niż ktokolwiek inny i uzna Gladys za osobę z zaburzeniami psychicznymi, lecz nie szaloną.
– Miała obsesję na punkcie religii, chrześcijaństwa naukowego i grzechu – twierdziła Melson. – Wydawało się jej, że zrobiła coś strasznie złego w życiu i ponosi za to karę.
Tak więc Gladys poszła w ślady swojej matki. Zarówno idea pokuty za bliżej nieokreślony grzech, jak i obsesja religijna są objawami schizofrenii i stanów maniakalnych.
Marilyn uległa w dzieciństwie wpływom matki i jednej z opiekunek i do końca życia pozostała bierną członkinią Stowarzyszenia Nauki Chrześcijańskiej. W jej przypadku nie była to jednak obsesja. Pewnego dnia Marilyn przejdzie na judaizm, by poślubić dramaturga Arthura Millera, a później stwierdzi beztrosko, że jest „niewierzącą żydówką”.
Marilyn nie była nieodwołalnie skazana na chorobę psychiczną, istniało jednak duże ryzyko, że na nią zapadnie. Psychiatrzy, z którymi konsultowałem się podczas prac nad niniejszą biografią, twierdzili, opierając się na podręcznikach uznanych przez lekarzy amerykańskich oraz Światową Organizację Zdrowia, że schizofrenia i stany maniakalne bywają dziedziczne.
Celem tej książki jest ukazanie dorosłego życia Marilyn. Dzieciństwo, samotne i puste, zostało opisane we wcześniejszych biografiach. Marilyn nigdy nie zapomni tego okresu w swoim życiu i nie pozwoli, by zapomnieli o nim inni. Dziesięć rodzin zastępczych, dwa lata w sierocińcu Los Angeles, kolejna rodzina zastępcza i cztery lata pod kuratelą człowieka, którego władze stanowe wyznaczyły na jej opiekuna
po zamknięciu matki w domu dla umysłowo chorych. Żałosny obraz opuszczenia, który stał się klasycznym punktem wyjścia dla późniejszych zaburzeń psychicznych. Doktor Valérie Shikhverg, wybitna nowojorska specjalistka, twierdzi, że Marilyn była modelowym przykładem człowieka o osobowości borderline, kogoś, kto „balansując na granicy załamania nerwowego i choroby psychicznej, zdradza na przemian symptomy to jednego, to drugiego”.
– Źródło problemów ludzi z pogranicznym zaburzeniem osobowości tkwi we wczesnym dzieciństwie – mówiła doktor Shikhverg. – Matka albo nie radzi sobie, albo sama cierpi na zaburzenia psychiczne. Są to często ludzie z rodzin rozbitych, półsieroty lub sieroty. Dzieciństwo Marilyn okazało się w tym względzie wzorcowe. Spełniała wszystkie warunki, by rozwinąć osobowość borderline.
Człowiek z pogranicznym zaburzeniem osobowości jest niezrównoważony emocjonalnie, niezwykle impulsywny, sprawia wrażenie ekspansywnego i energicznego. Zachowuje się w przesadny, teatralny sposób, jest uwodzicielski i ani na chwilę nie przestaje myśleć o swoim wyglądzie. Aprobata świata zewnętrznego jest mu niezbędna do życia, uwielbia aplauz, nie znosi samotności, odrzucony reaguje ostrą depresją. Z reguły nadużywa alkoholu i narkotyków, grozi popełnieniem samobójstwa.
Ten szkic psychologiczny, sporządzony na podstawie badań tysięcy przypadków chorobowych, jest wstrząsająco wiernym obrazem osobowości Marilyn Monroe. Żyła zgodnie ze scenariuszem, który pisała jej przeszłość, szła tam, gdzie prowadziło ją przeznaczenie, ku olśniewającym sukcesom i tragedii.