środa, 5 października 2022 05:53

"Cud nawrócenia" był końcem ich cywilizacji

Autor Tomasz Stępień
"Cud nawrócenia" był końcem ich cywilizacji

22 lipca 1210 r. mieszkańcy Minerve, twierdzy na południu Francji zdecydowali się poddać miasto. Byli katarami, przedstawicielami ruchu religijnego, który Kościół od ponad 40 lat uważał za herezję. Po 6 tygodniach obrony przed wojskami krzyżowców nie mieli już wody, a bombardowane za pomocą katapult miasto było w ruinie. Obrońcy otrzymali szansę przeżycia – za cenę odejścia od herezji. Ale dla 140 „doskonałych”, którzy przebywali w Minerve, droga była tylko jedna – skończyli życie w płomieniach, na stosach w pobliskim jarze. Tak w praktyce realizował się jeden z cudów – nawrócenia heretyków przez św. Dominika – przypomnianych 2 października przez małopolską kurator Barbarę Nowak.

Październik jest w Kościele katolickim miesiącem poświęconym Najświętszej Maryi Pannie i od wieków kojarzy się z tradycją odmawiania modlitwy różańcowej. I do tej modlitwy nawiązała małopolska kurator, zamieszczając w mediach społecznościowych wpis, w którym wątpiącym w moc różańca, przypomina o trzech cudach, do jakich dojąć miało dzięki niemu. Jednym z nich, jak pisze Barbara Nowak, było nawrócenie heretyków z Albi przez św. Dominika.

Ale kurator nie wspomina, że działalność przyszłego założyciela zakonu dominikanów była początkiem jednej z najbardziej okrutnych wojen średniowiecznej Europy. Była kataklizmem, w którym zginęły dziesiątki tysięcy mieszkańców południowej Francji, a rzezie, mordy i płonące stosy stały się codziennością. W efekcie, do połowy XIII w. do ostatniego wytępiono tych, których nazywano albigensami bądź katarami. „Zniszczono w sercu chrześcijańskiej Europy kwitnącą cywilizację, w łonie której dokonywała się ważna synteza pierwiastka Wschodu i Zachodu. Wytarcie z mapy religijnej świata wiary albigensów — która mogła odegrać potężną rolę w kształtowaniu duchowego oblicza ludzkości, jak buddyzm czy islam — łączy się z powstaniem działającej przez wieki instytucji zwanej inkwizycją.” – pisze wybitny polski poeta, eseista, dramaturg, Zbigniew Herbert w eseju „O albigensach, inkwizytorach i trubadurach”.

O czym zatem mówi kurator Nowak? W historiografii związanej z Kościołem katolickim funkcjonuje szereg podań o tym, jak św. Dominik, wysłany na misję ewangelizacyjną do południowej Francji, pokonał herezję albigensów przy pomocy modlitwy i różańca. W połowie XII wieku rzeczywiście Kościół uważał herezję albigensów za jedną z najbardziej zagrażających. Głosili ideę skrajnego ubóstwa, sprzeciwiali się ustrojowi feudalnemu i hierarchii kościelnej. „Bazyliki są bez wiernych, wierni bez kapłanów, kapłani bez czci" – grzmiał św. Bernard de Clairvaux, mnich cysterski, wysłany z misją apostolską do heretyków. Głównym punktem doktryny katarów było przekonanie, że świat materialny jest zły, pozostaje we władzy złego Boga i jest przeciwstawny światu duchowemu, należącemu do dobrego Boga. Dlatego wyrzekali się dóbr materialnych, które uznawali za złe i zwracali się całkowicie ku sferze duchowej. Odrzucali kult relikwii świętych, jako należący do królestwa materii. Do tego negowali człowieczeństwo Chrystusa, odrzucali sakramenty kościelne, obrzędy i przedmioty kultu chrześcijańskiego. Jednym słowem – czysta herezja. Ich przewodnikami byli „doskonali” - kapłani nowego wyznania, zobowiązani do całkowitej rezygnacji z jedzenia mięsa i z kontaktów seksualnych, mieli służyć za idealny wzór do naśladowania dla wszystkich katarów. Wierzący uważali, że doskonali osiągnęli stan równości z aniołami.

Ale w Europie XII wieku, nacechowanej nierównościami społecznymi i klasowością, wstrząsanej co raz klęskami głodu, ze skorumpowanym klerem, nowa religia zyskiwała szybko na popularności. Wierni rekrutowali się ze wszystkich warstw społecznych, od wieśniaków do książąt. „Fernand Niel postawił śmiałą, ale prawdopodobną tezę, że katarowie nie byli heretykami, ale twórcami nowej religii, całkowicie odmiennej od rzymskiego katolicyzmu” – pisze Zbigniew Herbert. Nic dziwnego, że Kościół rzymski czuł się zagrożony i chciał to ukrócić. W marcu 1179 r. na soborze laterańskim III katarów potępiono i ekskomunikowano. A z początkiem nowego stulecia nowy papież, Innocenty III, wysłał mnichów cystersów na wyprawę ewangelizacyjną do Langwedocji, której główne ośrodki — Montpellier, Beziers, Narbona, Albi, Carcassonne, Tuluza, były siedliskiem albigensów. „Trzeba przyznać, że pierwsze próby opanowania sytuacji dokonywane były środkami pokojowymi i intelektualnymi, a mianowicie wspólnymi dyskusjami z katarami na tematy dogmatyczne, licznymi misjami apostolskimi wielkich kaznodziejów” – opisuje Herbert. Rzeczywiście – mnisi spotkali się z heretykami twarzą w twarz, wiedli spory i dyskusje o roli Kościoła, naturze diabła, ludzkiej egzystencji, początku i końca wszechświata. Ale… niewiele z tego wynikało. Albigensi trwali przy swojej wierze, a papiescy legaci byli coraz bardziej zmęczeni i zniechęceni. „Liczba heretyków, których zdołali nawrócić, była kompromitująco mała, a błagania i groźby zawarte w ich kazaniach zostały całkowicie zlekceważone. Co gorsza, w wielu miejscach legaci zostali wyśmiani.” – podsumowuje ich działania Stephen O'Shea, autor książek o chrześcijaństwie i islamie dobie średniowiecza. W końcu, wiosną 1206 r. musieli przyznać, że celu nie osiągnęli.

I wtedy na południu Francji zjawili się dwaj Hiszpanie - Dominik Guzman, przyszły święty i Diego de Acebo, biskup Osmy. Mało brakowało, a trafiliby na tereny dzisiejszej Polski, chcieli bowiem udać się do krajów położonych nad Bałtykiem i nawracać pogańskich Prusów.

Św. Dominik/fot: Muzeum Prado

Ale papież Innocenty III odmówił prośbie Hiszpanów i rozkazał im wyruszyć do Langwedocji. Diego i Dominik dołączyli do cystersów, ale całkowicie odmienili styl kontaktów z katarami. Zrezygnowali z wyniosłości, przepychu i wyższości, z jaką wcześniej występowali ewangelizatorzy. Zastąpili to ascezą, skromnością i ubóstwem. Głosząc kazania i prowadząc dysputy niezmordowanie przemierzali południową Francję, aby nawracać heretyków. W ten sposób na pewno stali się bliżsi skoncentrowanym na sferze duchowej katarom. Jaki był efekt? W podaniach opisujących życie św. Dominika pełno jest opisów nawróceń i cudów. Szczególnie miały nasilić się po tym, jak w lesie koło Tuluzy, po długotrwałej modlitwie, poście i biczowaniu, ukazała mu się Matka Boża w towarzystwie aniołów, przekazała mu różaniec (sznur modlitewny ) i nauczyła go modlitwy na nim.

Matka Boża Pompejańska. Ofiarowanie różańca św. Dominikowi/ fot: Wikimedia Commons

– O cokolwiek poprosisz przez różaniec, wszystko będzie ci udzielone – przekazała Dominikowi Guzmanowi Matka Boska. I zaczęły dziać się cuda. „Pewien heretyk trzykrotnie wrzucał do ognia notatki świętego, ale te nie zapłonęły. Następnie papiery uniosły się w górę, zwęglając belkę stropu – która obecnie zdobi kościół w Fanjeaux – aby potem opaść w dół na oczach pełnego podziwu zgromadzenia” – pisze Stephen O'Shea.

Obraz Pedro Berruguetea ukazujący legendę o dyspucie między Św. Dominikiem i Katarami/ fot: Muzeum Prado

Innym razem, kiedy Hiszpan był w Fanjeaux, zeszły z nieba trzy płonące kule, ciągnąc za sobą pasma ognia. Dominik dostrzegł, że wylądowały w maleńkiej wiosce Prouille, w miejscu, gdzie droga z Castelnaudary do Limoux przecina drogę z Bram do Mirepoix. Przyszły święty założył tam klasztor dla katarskich konwertytek. – Tylko w samej Lombardii ów potężny krzyżowiec Różańca nawrócił ponad 100 000 albigensów – twierdzą działacze Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi. I takie zapewne podania miała na myśli małopolska kurator redagując wpis w mediach społecznościowych.

Ale historycy nie związani z Kościołem są dużo bardziej wstrzemięźliwi. Dominik i Diego zderzali się z murem obojętności, a katarzy ze swej wiary rezygnować nie chcieli. Na nic zadały się płomienne kazania, a nawet heroizm św. Dominika. Gdy – według legendy – przemierzając Langwedocję, spotkał w polu wieśniaków, ci zapytali go, co by zrobił, gdyby go zaatakowali. „Błagałbym was, abyście nie zabijali mnie jednym ciosem, ale wyrywali mi członki jeden po drugim, żeby w ten sposób przedłużyć moje męczeństwo; chciałbym zostać samym pozbawionym kończyn korpusem, z wyłupionymi oczami, skąpanym we własnej krwi, żebym dzięki temu zyskał cenniejszą koronę męczennika” – brzmiała odpowiedź Hiszpana. Ale męczeństwa nie było. Heretycy zostawili go samemu sobie, śmiejąc się z niego. W założonym przez niego w Prouille, wskazanym przez świetliste kule, zamieszkało 12 konwertytek, które formalnie przeszły na katolicyzm. W późniejszym czasie miało ich być 20. Tak czy inaczej, niezbyt imponująca liczba. Stephen O'Shea twierdzi, że w tych latach Dominikowi udało się nawrócić od 12 do 150 ludzi, a liczba ta waha się w zależności od nasilenia religijnego zapału historyka, który jest źródłem informacji.

Ale najlepszym dowodem na to, że ewangeliczna działalność św. Dominika nie przyniosła efektów jest to, że w samym Kościele zrozumiano, że dysputy, kazania i spory nie zgniotą herezji i 10 marca 1208 roku papież Innocenty wezwał do krucjaty przeciwko albigensom. Arnaud Amaury, legat papieski, ruszył przez Europę, nawołując do rozgromienia katarów i w połowie 1209 roku 10 tysięcy krzyżowców zebrało się w Lyonie i ruszyło na południe. To był początek całkowitej zagłady świata albigensów. Od tego momentu, przez rok 1255, kiedy upadła ich ostatnia twierdza Quéribus, katarzy byli tropieni i prześladowani. Aż do połowy XIV wieku,  dopóki słuch o nich nie zaginął. „Klęska, która spotkała księstwo Tuluzy, jest jedną z katastrof takich, jak zagłada cywilizacji kreteńskiej czy Majów. Paradoksem tej cywilizacji jest współistnienie epikurejskiego stylu życia, żarliwej poezji miłosnej z weneracją katarów, którzy przecież gorszyli Kościół swym przesadnym ascetyzmem” – pisze Zbigniew Herbert.

Ale zanim ten kataklizm się dokonał, ziemie katarów zostały spustoszone przez 20 lat wojen połączonych z oblężeniami, bitwami i rzeziami. Jednym z pierwszych zdobytych przez krzyżowców miast było Béziers. 21 lipca 1209 r. stojący na murach mieszkańcy zobaczyli tysiące uczestników krucjaty rozbijających namioty. Wielokrotnie przekraczali siły obrońców, ale gdy zażądano od nich wydania 220 katarskich „doskonałych”, odmówili. „Doskonali” nie zostali zdradzeni ani przez katolików, ani przez katarów, których, jak szacują historycy, było w Béziers ledwie pięciuset. Fatalnie dowodzona obrona i błędy spowodowały, że krzyżowcy wdarli się za mury niemal z marszu. I nastąpiła rzeź. To przy okazji tej bitwy wspomniany wcześniej papieski legat Arnaud Amaury miał na pytanie - jak rozpoznać katolików wśród mieszkańców miasta – odpowiedzieć: „Zabijajcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich”. I choć obecnie większość historyków wątpi a prawdziwość przekazu - kronikarz z XIV wieku, Cezary z Heisterbachu, lubił pofantazjować – to faktem jest, że pod miecz poszli niemal wszyscy mieszkańcy miasta – niezależnie od wyznania. W kościele św. Marii Magdaleny tłoczyło się około tysiąca przerażonych katarskich i katolickich kobiet z dziećmi. „Krzyżowcy wyłamali drzwi i wymordowali wszystkich znajdujących się wewnątrz. Podczas renowacji kościoła w roku 1840 pod podłogą znaleziono mieszaninę ludzkich kości należących do ofiar masakry” – pisze Stephen O'Shea. Ówczesne źródła szacują liczbę zabitych między 7 a blisko 14 tysięcy. Ta ostatnia liczba podana została w raporcie legata papieskiego Arnalda Amaury’ego do papieża.

Potem w ręce krzyżowców wpadły Carcassone, Albi, Castelnaudary i inne katarskie miasta. We wspomnianej na początku katarskiej twierdzy Minerve, zjawili się w połowie czerwca 1210 r. Po 6 tygodniach bombardowania z 3 katapult miasto było zrujnowane. Ale morale obrońców złamał koniec końców brak wody. Miotane przez trebusz kamienie zrujnowały schody prowadzące do miejskich studni. Los 140 „doskonałych”, którzy przebywali w mieście był przesądzony. Nie wyrzekli się herezji, więc poprowadzono ich na dno jaru i spalono na stosie. Dokładnie rok po zdobyciu Béziers.

Ale albigensi nie zostali pokonani przy pomocy mieczy i stosów. Choć Dominik Guzmán nie brał udziału w walkach i krucjacie, a swoimi kazaniami nie zdołał położyć kresu herezji, koniec cywilizacji katarów przypieczętowała inkwizycja, prowadzona przez dominikanów. Zakon, który założył Guzmán. Sąd inkwizycyjny ustanowiony został w Tuluzie w listopadzie 1229 roku. A 4 lata później, następny papież, Grzegorz IX powierzył Inkwizycję dominikanom, przyznając im nadzwyczajne pełnomocnictwa do zwalczania herezji. Przed sąd wzywano tysiące ludzi, żeby zbadać, czy nie oddają się oni herezji. Zamykano w lochach, konfiskowano majątki, palono na stosach. Środki były coraz ostrzejsze. Herbert wspomina wydarzenie z 4 sierpnia 1235 roku, gdy po uroczystej mszy biskupowi Tuluzy Rajmundowi du Fauga doniesiono, że w pobliskim domu umierająca staruszka jest jedną z „doskonałych”. „Biskup w towarzystwie duchownych udaje się do pokoju konającej damy. Wezwana nagle do nawrócenia się na katolicyzm — odmawia, po czym przeniesiona zostaje z łóżkiem na pośpiesznie zmontowany stos i spalona. Dokonawszy tego biskup i jego świta wraca do refektarza, „gdzie z radością spożyli, co zostało podane, zanosząc dziękczynienie do Boga i świętego Dominika" – opisuje. W końcu doszło do tego, że inkwizytorzy nakazywali wykopywanie z grobów ciał zmarłych katarów i palenie ich na stosach. Inkwizycja stała się bronią o wiele skuteczniejszą od mieczy krzyżowców. Ostatnim punktem oporu katarów była warownia Quéribus, która padła krótkim, trzytygodniowym oblężeniu w sierpniu 1255 roku. Podobno pewnej liczbie obrońców udało się wymknąć i zbiec w rejon Aragonii lub Piemontu. Ale wszystkich katarów, którzy zostali w Lombardii inkwizycja odnajdywała jeszcze przez wiele następnych lat. Ostatni katarski „doskonały”, Guillaume Bélibaste, który w tajemnicy prowadził nabożeństwa katarskie, ukrywając się w domach zaprzyjaźnionych wiernych został schwytany w 1321 r. Zdradził do niejaki Arnaud Sicre, który, udając wiernego, przeniknął do grupy otaczających go katarów. Matka Sicre była katarką, którą inkwizycja aresztowała i spaliła na stosie. Ale Arnaud poszedł inną drogą - postanowił zostać informatorem inkwizycji. Nakłonił ostatniego „doskonałego” do udania się do Tirvii. Po drodze Bélibaste został aresztowany i uwięziony w zamku Castelbòn, a następnie osądzony w Carcassonne i skazany na śmierć. Wyrok wykonano przez spalenie na stosie w zamku Villerouge-Termenès.

Fot. główna: Wygnanie katarów z Carcassonne w 1209 roku/Grandes Chroniques de France

Historia

Historia - najnowsze informacje

Rozrywka