Norman Davies w swoim najlepszym stylu przedstawia losy ziem dawnej Rzeczypospolitej, na których okrzepły narody współczesnej Europy Środkowo-Wschodniej i przez stulecia współistniały wyznania religijne. Jest to historia o micie i legendzie Galicji opowiedziana nie tylko z perspektywy wielkich wydarzeń ale także oczami zwykłych mieszkańców tych ziem.
To tam w czasach rozbiorów przetrwała polskość i zrodziła się idea narodu ukraińskiego. To tam przeplatały się losy Habsburgów i Potockich. To tam na jednej ulicy można było usłyszeć język polski, niemiecki, jidysz i ruski.
Davies nie snuje idyllicznej opowieści. Jego Galicja jest słodko-gorzka.
Galicia felix, niebo na ziemi, raj utracony. Chociaż ludzie mają silną tendencję do demonizowania rzeczywistości, widać zarazem pragnienie do jej ubóstwiania oraz idealizowania. W dziejach Galicji znajdujemy wiele dowodów na jedno i drugie.
(…)
W Galicji normą był pluralizm religijny. Każda społeczność zamieszkiwała własną, oddzielną bańkę, i każdy praktykował wiarę na swój sposób. Rzymscy katolicy obchodzili Boże Narodzenie w grudniu, grekokatolicy zaś w styczniu. Wielkanoc łacińska przypadała 14 dni przed bizantyjską. Żydzi obchodzili własne święta: Chanukę, Rosz Haszana, Purim, Paschę i Jom Kippur. Chrześcijanie uznawali niedzielę za dzień święty, a Żydzi przestrzegali szabatu, który zaczynał się o zachodzie słońca w piątek. Te różnice nie przeszkadzały nikomu.
– pisze Norman Davies na kartach swojej najnowszej książki.
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak, prezentujemy trzy fragmenty najnowszej książki "Galicja" Normana Davisa.
[1]
W chwili wstąpienia na tron cesarza Karola najważniejszą kwestią w austriackiej polityce wewnętrznej było przedłużające się zawieszenie działalności Rady Państwa. W październiku 1916 roku twardogłowy premier hrabia Karl von Stürgkh został zamordowany w następstwie wielokrotnej odmowy ponownego jej zwołania. Na jego miejsce Karol mianował swojego starego przyjaciela hrabiego Henryka von Clama-Martinica (1863–1932), z którym za młodu odbył podróż dookoła świata. Clam-Martinic był niemiecko-czeskim liberałem i bliskim współpracownikiem hrabiego Czernina. Był też wieloletnim oponentem politycznym uważanego za dyktatora dualistycznej monarchii premiera Węgier Istvána Tiszy. Habsburski establishment zamarł w oczekiwaniu.
Przez sześć miesięcy rząd w Wiedniu pozostawał zaprzątnięty gospodarką i prowadzeniem wojny, lecz w maju 1917 roku cesarz ponownie zwołał Radę Państwa, otwierając tym samym najważniejszy polityczny zawór bezpieczeństwa Austrii. Uniknął w ten sposób błędu rosyjskiego cara, który – zawieszając Dumę na czas nieokreślony – zyskał reputację paskudnego autokraty. Podczas inauguracji XXIII posiedzenia Rady 30 maja delegacja galicyjska była drugą co do wielkości po czeskiej, a Polenklub stanowił jedno z najbardziej elokwentnych ugrupowań. Czescy deputowani wydali manifest, wzywając do zaprowadzenia „demokratycznej Europy autonomicznych państw”.
W niższej izbie Rady Państwa posłowie z Galicji reprezentowali część szerokiej gamy nacji i orientacji politycznych. Podzieleni między Polenklub, Ukrainische parlamentarische Vertretung i Jüdischer Klub, działali oni obok Dalmatien Klub, Böhmischer Klub, Kroatisch- Slowenischer Klub oraz Deutscher Nationalverband, a także chrześcijańskich socjalistów, socjaldemokratów, liberałów i agrariuszy. Kilku – jak Roman Czaykowski czy Michajło Petrycki – pozostawało niezrzeszonych. W obliczu trudnych warunków społecznych czasów wojny w każdym z ugrupowań narodowych do głosu dochodzili radykalni socjaliści i politycy chłopscy. W słynnej mowie wygłoszonej po polsku 6 czerwca 1917 roku chłopski poseł z Tarnowa Wincenty Witos opisał z oburzeniem nędzę ludności wiejskiej Galicji i potępił występki austro-węgierskich żołnierzy. W styczniu 1918 roku siwowłosy socjalista Ignacy Daszyński miał zażądać, aby w rozmowach pokojowych udział wzięli Polacy ze wszystkich trzech zaborów. Radził też swoim ukraińskim kolegom, by nie przyjmowali posad rządowych, „gdyż Wiedeń jest bankrutem”. W Herrenhausie – wyższej izbie Rady Państwa – zasiadały cztery grupy: arcyksiążęta domu habsburskiego, wiryliści, członkowie dziedziczni i członkowie dożywotni. Galicjanie byli reprezentowani we wszystkich tych kategoriach. Arcyksiążę Karol Olbracht von Habsburg z Żywca był kandydatem do potencjalnego tronu królewskiego w Polsce. Do wirylistów należeli rzymskokatolicki arcybiskup Lwowa, arcybiskup ormiański i metropolita greckokatolicki Andrzej Szeptycki, a także książę biskup krakowski. Książęta Lubomirski, Czartoryski, Sanguszko i Sapieha wraz z hrabiami Tarnowskim, Potockim, Gołuchowskim, Badenim oraz Lanckorońskim byli członkami dziedzicznymi. Spośród 169 członków dożywotnich z Galicji wywodziło się 20: Dawid Abrahamowicz ‒ Kazimierz Morawski ‒ Leon Biliński ‒ Jerzy Mycielski ‒ Michał Bobrzyński ‒ Stanisław Niezabitowski ‒ Władysław Dulęba ‒ Leon Piniński ‒ Julian Dunajewski ‒ Tadeusz Rutowski - Marian Dydyński ‒ Stanisław Smolka ‒ Adam Gołuchowski ‒ Jan Stadnicki ‒ Adam Jędrzejowicz ‒ Stanisław Tarnowski ‒ Witold Korytowski ‒ Tadeusz Wojciechowski ‒ Władysław Kraiński ‒ Fryderyk Zoll
Wszyscy ci dygnitarze byli z definicji habsburskimi lojalistami.
Spośród Polenklubu w izbie niższej oraz polskich członków izby wyższej wyłoniono nieformalną frakcję polskich Galicjan, która miała znaleźć odpowiedź na narastający kryzys polityczny. „1917 był wogóle rokiem zapoczątkowującym powoli, ale systematycznie burzenie tego wszystkiego, co się utworzyło w r. 1914 – pisał Ignacy Daszyński – bo wszyscy czuli, że tak jak dawniej być nie może”. Lojalistom brakowało jednak płaszczyzny porozumienia z rodakami coraz głośniej domagającymi się niepodległości Polski; jedynym możliwym kompromisem było dążenie do poszerzenia autonomii Galicji. Zaproponowaną przez Leona Bilińskiego (1846–1923), lwowskiego profesora i wieloletniego cesarskiego ministra finansów, uchwałę w tej sprawie podjęto 28 maja 1917 roku. Daszyński zauważył cierpko, że rezolucja kończyła się uniżonym zwrotem do „życzliwego nam cesarza Austrii”.
Również w maju 1917 roku sfrustrowany premier Clam-Martinic podał się do dymisji po zaledwie sześciu miesiącach, a jego następcy nie zagrzali miejsca dłużej – Ernst Seidler von Feuchtenegg sprawował urząd do lipca 1918 roku, po nim przyszedł baron Hussarek von Heinlein (szkolne lata skończył we Lwowie), jego zaś z kolei 27 października 1918 roku zastąpił profesor Heinrich Lammasch. Chociaż von Feuchtenegg podzielał pogląd Czernina, że Austro- -Węgry nie przetrwają kolejnej wojennej zimy, to był związany sojuszem z Niemcami.
Po kolapsie Rosji cesarstwo skupiło cały swój wysiłek militarny na kampanii włoskiej. Z frontu galicyjskiego wojska wycofano, a na zachodnim pozostały tylko cztery austro-węgierskie dywizje, gdyż wszystkie zasoby pochłaniała Gebirgskrieg, czyli „wojna alpejska” nad Isonzo. Wzięły w niej udział dziesiątki tysięcy Galicjan, którzy w trwającej od 24 października do 19 listopada zajadłej bitwie pod Caporetto spisali się zaskakująco dobrze, stabilizując linię frontu.
W tym samym czasie stopniowo zamierał zapoczątkowany działaniami cesarza Karola dyplomatyczny kadryl wokół zaproponowanych negocjacji pokojowych15. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy było to, że Włosi wciąż żywili nadzieje na zdobycie Trydentu; podczas spotkania w Saint-Jean-de-Maurienne, w którym udział wzięli Poincaré, Lloyd George i włoski polityk Sonnino, nie poczyniono żadnych postępów16. Druga przyczyna leżała w niezdolności Ententy do uzgodnienia wspólnych celów wojennych. Trzecia wynikała z faktu, że zarówno rozochocone upadkiem Rosji dowództwo niemieckie, jak i Stany Zjednoczone, które zdążyły do tego czasu wypowiedzieć wojnę Austro-Węgrom i Niemcom, nie były już zainteresowane dyplomacją. Zobowiązany do ukrywania planów swojego pryncypała przed niemieckimi partnerami hrabia Czernin znalazł się w sytuacji bez wyjścia. W pewnym momencie, rozpaczliwie starając się uzyskać niemieckie ustępstwa w sprawie Alzacji-Lotaryngii, zaoferował przekazanie Galicji powiększonej terytorialnie i zdominowanej przez Niemcy Polsce. Poincaré zaproponował z kolei, że Niemcy mogłyby oddać Bawarię i Śląsk Austro-Węgrom; Lloyd George sugerował zaś podarowanie Wiedniowi tureckiej prowincji Smyrna (dziś Izmir). Wszystkie strony hojnie rozporządzały zatem cudzą własnością.
Jako że walki w Galicji stopniowo przygasały, wielu ewakuowanych ludzi wracało do domów, odradzało się też stopniowo życie cywilne. W Krakowie debiutancki sezon zainaugurowało pierwsze w mieście kino „Sztuka”. Swoją aktywność zapoczątkowała awangardowa grupa malarzy – formiści, czyli „polscy kubiści”. Studia historyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim ukończył syn krytyka literackiego Wilhelma Feldmana Józef, którego portret z lat dziecięcych pędzla Stanisława Wyspiańskiego miał zyskać światową sławę. Ten na wskroś spolonizowany Żyd był emblematyczną postacią krakowskiej inteligencji. Wśród powracających ewakuowanych znalazła się wybitna organizatorka kobiecej edukacji prowadzonej według zasad ortodoksyjnego judaizmu Sara Szenirer (1883–1935). Profesor Marian Smoluchowski (1872–1917) – wybitny fizyk, pianista i alpinista – „wyrzekł się wszelkiej działalności społecznej, politycznej i narodowej”.
Dalej na wschód, we Lwowie, wystrzały z frontu słychać było jeszcze na początku lipca. Krążyły niedorzeczne plotki, a ludzie zastanawiali się, czy nie zbliża się przypadkiem kolejna inwazja.
[2]
Latem 1815 roku do Galicji zawitał pokój. Główny wróg cesarstwa austriackiego – Napoleon Bonaparte – nie miał powrócić żywy z wygnania. Habsburgowie, którzy przewodniczyli teraz Związkowi Niemieckiemu, odzyskali w dużej mierze swoje posiadłości i zyskali nabytki we Włoszech. Galicja wróciła do granic z 1795 roku, z tym że od północy i wschodu graniczyła obecnie z rządzonym przez Rosjan sporym terytorium położonym częściowo w Imperium Rosyjskim, częściowo zaś w Królestwie Kongresowym.
Kaiser Franz nie był już młodzieńcem – osiągnął wiek średni i wyrobił sobie własne zdanie na różne tematy. Mówiono o nim, że jest człowiekiem życzliwym i całym sercem oddanym licznej rodzinie. Miał jednak ustalone nawyki, a w oczach Galicjan pozostawał postacią bardzo odległą. Mówił zawsze powoli i działał z rozmysłem. Po bitwie pod Austerlitz, gdzie straty po obu stronach wyniosły niemal 40 tysięcy zabitych, rannych i wziętych do niewoli żołnierzy, oświadczył żonie: „Została dziś rozegrana bitwa, która nie powiodła się całkiem dobrze”; niektórzy uważali go za tępego i całkowicie zależnego od Metternicha. Inni nie zgadzają się z tą opinią. „Pod tą maską człowieka niezbyt lotnego umysłowo – pisze jeden z historyków – kryła się jedna z najtwardszych, najbardziej zdecydowanych postaci w dziejach dynastii Habsburgów […] sądzić […] wolno, iż cesarz Franciszek umiałby w razie potrzeby wynaleźć […] innego Metternicha”. Po śmierci każdej z kolejnych trzech żon szybko żenił się ponownie. Jego przebiegła trzecia małżonka Maria Ludwika Habsburg-Este (1787–1816) była gwiazdą partii wojennej, gospodynią kongresu wiedeńskiego i zdecydowaną przeciwniczką Metternicha. Po tym jak zmarła na gruźlicę, cesarz ożenił się z bezpretensjonalną bawarską rozwódką Karoliną Augustą (1792–1873).
Krok po kroku wykuwała się powojenna normalność. Kontrole graniczne prowadzono mniej rygorystycznie. Galicyjskie pułki zluzowano. Ożywił się handel i zaczęły ponownie funkcjonować zamknięte w latach wojny różne instytucje. W czerwcu 1817 roku zebrał się znów na przykład pozbawiony realnych uprawnień Sejm Stanowy Galicyjski, obecnie zwany Stanami Galicyjskimi. Wytworne mundury jego członków i pełne górnolotnych stwierdzeń przemówienie prymasa arcybiskupa Andrzeja Alojzego Ankwicza, który zainaugurował sesję, nie mogły ukryć niemocy tego organu:
Dzisiejszy wiecznie pamiętny dzień, który najpóźniejsza potomność z najmilszem wspomnieniem Najjaśniejszego Pana jako najwspanialszego utwierdziciela Stanów galicyjskich i organizacyi onychże w pamięci swojej odświeżać będzie, otwiera teraz najszczęśliwszy widok przyszłości, stawiając nas w owym najłaskawiej wskazanym zakresie działania, który według wyraźnej woli Najjaśniejszego Pana dobro ogółu i każdego z osobna obejmuje.
W tym samym roku ponownie otworzył podwoje Uniwersytet Lwowski (teraz pod nazwą Uniwersytetu Franciszkańskiego), który działał wcześniej przez 12 lat jako liceum. Funkcjonował on jednak w znacznie uszczuplonym zakresie i były podejrzenia, że wskrzeszono go tylko po to, by stworzyć przeciwwagę dla rosyjskiego Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Łacina zastąpiła niemiecki jako język wykładowy, a według nieprzychylnych uczelni ocen „większość profesorów była mierna. Nieliczni dobrzy wykładowcy traktowali pobyt we Lwowie jako odskocznię do wyjazdu do innych krajów”
Co najważniejsze dla Polaków w Galicji, hrabia Józef Maksymilian Ossoliński (1748–1826) otrzymał w maju 1817 roku zgodę cesarza na stworzenie we Lwowie polskiej biblioteki narodowej, która miała zrekompensować utratę cennych zbiorów zrabowanych z Warszawy przez Rosjan. Należący do najbogatszych polskich szlachciców Ossoliński, właściciel dóbr w okolicach Rzeszowa, był archetypicznym patriotą pielęgnującym kulturę ojczystą: badaczem prehistorii, powieściopisarzem, poetą i tłumaczem. Po uzyskaniu austriackiego tytułu zamieszkał w Wiedniu, a od 1808 roku pełnił funkcję prefekta cesarskiej biblioteki. Projekt Ossolińskiego miał zostać zrealizowany dopiero po jego śmierci.
Tymczasem skład społeczeństwa galicyjskiego zmieniał się pod wpływem stałego strumienia imigrantów. „Polacy od zawsze byli tolle Köpfe (szaleńcy) – zauważył cesarz Franciszek – więc nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego synowie urzędników mieliby chcieć tam jechać”. Sporo z nich jednak to uczyniło. Popularny profesor historii z Baden-Baden Joseph Mauss (1778–1856) przeniósł się w 1811 roku na stałe do Lwowa. Powszechne były też mieszane małżeństwa. Czołową postacią lwowskiego środowiska artystycznego stał się Adolf Nigroni von Riesenbach (1803–1879) – zrodzony z austriackiego ojca i polskiej matki powstaniec listopadowy. Mało znani niemieccy imigranci wydali na świat synów, których nazwiska wiele znaczyły dla polskiej kultury, jak Grottger czy Pohl. Jednak, jak zauważyli miejscowi, na początku XIX wieku najwięcej przybyszów napływało z Francji:
Roiło się wówczas […] od uciekających z ojczyzny przed krwawą rewolucją emigrantów francuskich, przede wszystkim prześladowanych księży, tak zwanych u nas labusiów (labuś – l’abbé). Nie było zamożnego domu polskiego, który by nie miał kilku, albo choć jednego takiego Francuza rezydenta. Nie byli to sami księża: bywali nauczyciele domowi, bywali doktorzy, bardzo poszukiwani; […] każdy wielki pan musiał mieć swojego domowego lekarza dla rodziny i służby.
Nawet po zakończeniu wojen wielu z tych emigrantów pozostało na miejscu, szukając małżonków i środków do życia.
Choć znienacka nastał pokój, Galicją wciąż rządziła nieelastyczna i scentralizowana biurokracja austriacka, która wykazywała często obojętność wobec lokalnych aspiracji. Od 1815 do 1848 roku gubernatorzy wywodzili się wyłącznie spoza prowincji:
1815–1822 – (baron) Franz Seraph Freiherr von Hauer
1822–1826 – (hrabia) Ludwig von Taaffe
generał-gubernatorzy:
1826–1832 – (książę) August Longin Fürst von Lobkowitz
1832–1846 – (arcyksiążę) Ferdynand Karol Józef Habsburg-Este
1847–1848 – (hrabia) Franz Seraph Graf Stadion von Warthausen und Thannhausen od czerwca do lipca
1848 – (baron) Wilhelm Karl Konrad Freiherr von Hammerstein.
Habsburska Austria nawykła wprawdzie do arbitralnych rządów, lecz ustanowioną po 1815 roku szczególną odmianę reżimu określa się mianem policyjnego absolutyzmu. Po 20 latach walki z francuskimi rewolucjonistami zwycięscy monarchowie byli zdecydowani zdławić wszelki sprzeciw oraz działalność wywrotową. Paranoicznie doszukując się wszędzie działań opozycji, stworzyli rozbudowane systemy policyjne i cenzorskie inwigilujące generalnie ludzi młodych, a w szczególności studentów. Głównym koordynatorem tych działań był minister, a później kanclerz książę Metternich. W 1819 roku, po tym jak student Karl Ludwig Sand zamordował konserwatywnego dramaturga Augusta von Kotzebuego, pojawiła się doskonała okazja, by przekonać Sejm Związku Niemieckiego do uchwalenia represyjnych dekretów karlsbadzkich, które miały pozostać w mocy przez 30 lat. Wdrożone przez Metternicha systemy nadzoru dotyczyły zarówno spraw zagranicznych, jak i wewnętrznych.
Przy dworze cesarskim istniała kolegialna Kancelaria Nadworna (Hofkanzlei), która ulegała rozmaitym […] zmianom nazwy, ale zasadniczo utrzymała się aż do Wiosny Ludów. W porozumieniu z nią funkcjonowały osobne władze skarbowe, wojskowe, oświatowe, policyjne. Do spraw związanych z zarządem poszczególnych krajów powołano w Wiedniu odrębne kancelarie, mianowicie czeską, węgierską, siedmiogrodzką, włoską, niderlandzką, wreszcie – od 1774 – galicyjską. Ta ostatnia działała zresztą z przerwami i w sumie niedługo […].
Zwierzchnia kontrola cesarza nad podległym mu aparatem urzędniczym powodowała, że władca chcąc nie chcąc musiał się zapoznawać z biegiem spraw administracyjnych, i to na wszystkich szczeblach. Już doskonałą orientacją odznaczał się w tej mierze Franciszek I […].
Monarcha oświecony znalazł się rychło w sytuacji ucznia czarnoksiężnika: oto wyzwolił siły, nad którymi nie był w stanie zapanować. Aparat policyjny rozbudował swoje funkcje i agendy ponad pierwotne zamierzenia cesarza, niejako już automatycznie. Zaraz też okazało się, że policja poczęła ścigać nie tylko to, co zagrażało interesom monarchii […] ale i to, co zagrażało interesom samej policji, jej aparatowi i jej zausznikom. […]
Rozbudowa aparatu władzy, działającego z cesarskiego upoważnienia, stanowiącego zrazu jego ramię wykonawcze, doprowadziła do sytuacji na pozór paradoksalnej. Aparat ten, jak gigantyczny, raz nakręcony mechanizm zegarowy, funkcjonować mógł zupełnie samodzielnie […]. Mogła więc istnieć monarchia absolutna bez monarchy absolutnego.
Na pewno przecież było wiadome cesarzowi Franciszkowi I, że jego najstarszy syn Ferdynand jest człowiekiem umysłowo niedorozwiniętym i nieuleczalnie chorym. Należało się zatem spodziewać, że cesarz rozporządzi, aby prawo następstwa tronu z pominięciem Ferdynanda przeszło na jego młodszego brata Franciszka Karola […].
Na ogół ustrój policyjny, tępiący samodzielne odruchy społeczeństwa, kontrolujący wszelkie nowe idee […] prowadzić musi do marazmu. Tak też było w Austrii, chroniącej się za wysokim murem cenzury […]. [N]azywano wtedy Austrię „Chinami Europy”. […]
Poza tym, w ramach tej monarchii […] [w] pozycji gorszej od innych [prowincji] znalazła się właśnie Galicja […] [która] oderwana od Polski, nie spojona gospodarczo z Austrią, zbiedniała. Zastój polityczny i kulturalny Galicji przynajmniej do 1830 r. był całkowity.
Inwigilacja policyjna była wymierzona głównie w studentów uniwersytetów, dziennikarzy i dysydentów politycznych w miastach, lecz w Galicji obejmowała dodatkowo mieszkańców wsi. Nadzór nad stosunkami między panami a chłopami pańszczyźnianymi we wszystkich wielkich majątkach sprawowali mandatorzy lub mandatariusze – ten urząd państwowy wprowadził jako pierwszy Józef II. Ich utrzymanie było finansowane przez właściciela ziemskiego, rzadko więc wykazywali w działaniach bezstronność.
[3]
Urodzony we Florencji w 1768 roku Franciszek II (znany jako Kaiser Franz) zasiadł na apostolskim tronie Habsburgów w wieku 24 lat. Jego bezdzietny stryj cesarz Józef II sprowadził rozpieszczonego – w jego opinii – bratanka do Wiednia, by go zahartować, co polegało na planowym poddaniu chłopca przykremu reżimowi. Większą pobłażliwość okazywał jego ojciec Leopold, który zszedł jednak ze sceny bez ostrzeżenia, zostawiając syna w obliczu wybuchających jeden po drugim kryzysów. Franciszek niedawno poślubił drugą żonę po tym, jak pierwsza zmarła w połogu; w sumie miał zawrzeć cztery małżeństwa. Dla niego osobiście, jak też z punktu widzenia Wiednia, Galicja nie była problemem pierwszoplanowym.
Sami Galicjanie również mieli na głowie ważniejsze rzeczy niż zmiana monarchy w Wiedniu. Od kilku miesięcy – konkretnie od 3 maja 1791 roku, kiedy to w sąsiedniej Rzeczpospolitej uchwalono konstytucję – zbierało się na polityczną burzę. W kwietniu 1792 roku, czyli miesiąc po objęciu tronu przez Franciszka, rosyjska cesarzowa zaprosiła do Petersburga grupę zbuntowanych polskich magnatów. Spiskowcy mieli wypowiedzieć wojnę polskiemu królowi oraz jego ustawie zasadniczej. Przez kilka tygodni skrywali oni swoje prawdziwe oblicze, aby stworzyć pozory, że konfederację zawiązali w maju w ukraińskiej Targowicy. Zapoczątkowali jednak łańcuch zdarzeń, który nieuchronnie prowadził do wojny polsko-rosyjskiej w 1792 roku, do drugiego rozbioru Polski w 1793 roku, a na koniec do upadku Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Ten rozwój sytuacji ponownie obudził w Wiedniu drzemiące obawy o bezpieczeństwo wschodnich rubieży cesarstwa.
Również w kwietniu 1792 roku rewolucyjny rząd Francji wypowiedział Austrii wojnę i najechał Niderlandy Austriackie. Jako stara europejska dynastia, Habsburgowie byli gotowi podjąć rzucone wyzwanie, jednak oznaczało ono także powrót odwiecznych obaw o bezpieczeństwo rubieży zachodnich. Pierwsza konfrontacja z Francją miała zaś wprawić w ruch długi ciąg wydarzeń skutkujących rozpadem samego Świętego Cesarstwa Rzymskiego.
Krytycznym momentem był ostatni tydzień kwietnia, kiedy to doszło do otwierającej wojny rewolucyjne bitwy pod Marquain w Brabancji oraz do pierwszych manewrów wojny polsko-rosyjskiej na Podolu. Z perspektywy czasu widać, jak bliźniacze konflikty na zachodzie i wschodzie Europy były wzajemnie powiązane, choć oczywiście nikt nie mógł przewidzieć, że będą się one toczyć z przerwami przez 23 lata, a chaotyczna rewolucyjna Francja przekształci się w potężne imperium napoleońskie, którego armie wkroczą głęboko do Europy Środkowej i Wschodniej i aby je poskromić, trzeba będzie siedmiu międzynarodowych koalicji. Od początku można było natomiast przeczuwać, że obydwa długotrwałe sztormy dotkną Galicję. Jako prowincja imperium Habsburgów nie mogła ona uniknąć reperkusji toczonych przez Austrię wojen francuskich, a mając znaczny udział ludności polskiej i sąsiadując z Rzeczpospolitą Obojga Narodów, w naturalny sposób odczuwała śmiertelne drgawki tego bytu politycznego.
W początkowej dziewięcioletniej fazie (1792–1801) wojen rewolucyjnych Francja zmagała się z pierwszą i drugą koalicją. Europa miała w tym czasie doświadczyć lawiny częściowo nieodwracalnych zmian politycznych, społecznych, gospodarczych i kulturowych.
Dwie trwające w 1792 roku kampanie – francuska i polska – dawały zaledwie przedsmak kolosalnej walki o władzę, jaka czekała kontynent. Stojący na czele konfederacji targowickiej niezwykle bogaty magnat chorąży wielki koronny Stanisław Szczęsny Potocki (1751– 1805) urodził się prawdopodobnie w Krystynopolu nieopodal Lwowa i pełnił tytularną funkcję wojewody ruskiego (województwo to odpowiadało Galicji Wschodniej). Zanim wyjechał do Petersburga w celu zawiązania konfederacji, odwiedził w Wiedniu cesarza Leopolda, mając nadzieję przekonać go do interwencji w Polsce. „Naszą ojczyznę – jak mówił – mogą ocalić jedynie Rosjanie”4. Obydwie kampanie ruszyły na wiosnę. Na zachodzie bitwa pod Marquain zakończyła się fiaskiem – francuscy żołdacy podnieśli tam bunt i zamordowali swojego dowódcę. Nacierający na Francję z Koblencji z armią austriacko- -pruską książę Brunszwiku spodziewał się zatem łatwego zwycięstwa. Toczone podczas wojny polsko-rosyjskiej bitwy pod Zieleńcami na Wołyniu w czerwcu i pod Dubienką nieopodal Lublina w lipcu zbliżyły się niebezpiecznie do granic Galicji, lecz siły królewskie pod dowództwem bratanka króla, księcia Józefa Poniatowskiego, radziły sobie nie najgorzej. I właśnie wtedy wszelkie racjonalne rachuby wzięły w łeb. Uzyskawszy od Rosjan zapewnienie, że nie planują dalszych rozbiorów, król Polski skapitulował i przystąpił do zbuntowanych magnatów, co stworzyło absurdalne wrażenie, że walczy przeciwko samemu sobie. Pozbawiona przywództwa Rzeczpospolita osuwała się ku zagładzie. 20 września pod Valmy wojska rewolucyjnej Francji sprawiły kolejną niespodziankę, zatrzymując Austriaków i Prusaków. Porządek europejski wymykał się spod kontroli. Przed końcem roku wbrew wszelkim zapewnieniom gruchnęła wieść, że Prusacy i Rosjanie uzgodnili kolejny rozbiór Polski. Przezwyciężając swoją podejrzliwość wobec Berlina, Wiedeń dołączył do grupy mocarstw przeciwnych rewolucji francuskiej, w skład której weszły oprócz Austrii Wielka Brytania, Hiszpania, Sardynia i Sycylia oraz Prusy. W ten sposób powstała pierwsza koalicja antyfrancuska, która miała przez kolejnych pięć lat toczyć zmagania na coraz to nowych teatrach. W listopadzie pod Jemappes w prowincji Hainaut Austriacy ponieśli kolejną sromotną klęskę z rąk Francuzów.
W 1793 roku pożoga oraz chaos ogarnęły zarówno Francję, jak i Polskę. Dzień po bitwie pod Valmy ogłoszono Republikę Francuską; wkrótce wybuchł terror i potoczyły się dwukołowe charrettes, którymi wieziono skazańców pod gilotynę. Umiarkowanych żyrondystów zastąpili jakobini Robespierre’a i ich Komitet Bezpieczeństwa Powszechnego. Stracono Ludwika XVI, a po nim Marie Antoinette i tysiące innych. Zbiegłszy z Korsyki, Buonaparte wstąpił do armii republikańskiej i wyróżnił się podczas oblężenia zajętego przez Brytyjczyków Tulonu. W Polsce konfederaci targowiccy rządzili krajem, nad losami którego nie mieli kontroli. Króla odsunięto na bok. Ostatni w historii Rzeczpospolitej sejm grodzieński, obradując pod rosyjskimi lufami, unieważnił konstytucję i zatwierdził drugi rozbiór. Prusy zaanektowały Gdańsk i Toruń wraz z 57,1 tysiąca km2 terytorium. Rosja zagarnęła aż 250 tysięcy km2, w tym zdecydowaną większość rządzonej przez Polaków Ukrainy.
W drugim rozbiorze nie wzięła udziału Austria – i szybko tego pożałowała. Pruski rywal rósł w siłę, a „rosyjski niedźwiedź” sięgał już pazurami jej granic. Położone na wschód od Galicji ziemie dawnych polskich województw wołyńskiego, podolskiego, bracławskiego i kijowskiego tworzyły teraz ogromny blok wchodzący w skład Imperium Rosyjskiego, przez co Galicja graniczyła na długim odcinku z Rosją (zob. mapę). To nie mogło się spodobać w Wiedniu. Wściekły na swoich ministrów cesarz Franciszek wykorzystał ten moment, aby „dyrektorem spraw zagranicznych”, a później następcą Kaunitza na stanowisku kanclerza mianować wywodzącego się z plebsu ekscentrycznego dyplomatę Johanna Amadeusa von Thuguta (1736–1818). Thugut był znany jako człowiek niemoralny i pozbawiony skrupułów; w Hofburgu jego nazwisko przekręcano na Thunichtgut (nicpoń). Niezachwianie antyfrancuskie nastawienie pozwoliło mu jednak utrzymać się na stanowisku do końca stulecia.
W latach 1794–1795 wojska francuskie podbiły Niderlandy Austriackie, dając tym samym początek Republice Batawskiej. W Paryżu obalono rządy terroru jakobinów, a kontrolę nad Republiką przejął umiarkowany Dyrektoriat. Na krótko aresztowany pod zarzutem jakobińskich sympatii Buonaparte szybko awansował; 13 vendémiaire’a roku IV, czyli 5 października 1795 roku, stłumił rojalistyczny bunt ogniem kartaczy. W Wiedniu Thugut postanowił wycisnąć jak najwięcej korzyści z nadchodzącego rozpadu Rzeczpospolitej. Uczestnicy insurekcji kościuszkowskiej przez osiem miesięcy mężnie walczyli z przeważającymi siłami. Przysięga Kościuszki na krakowskim Rynku Głównym, jego odniesione pod Racławicami zwycięstwo nad Rosjanami oraz wydany przez niego Uniwersał połaniecki, którego celem było wyzwolenie chłopów pańszczyźnianych, miały zostać zapamiętane na długo, również w Galicji. Jednak gdy tylko powstańcy zaczęli wieszać zdradzieckich biskupów i magnatów, jak uczynili to w Warszawie, zryw był skazany na klęskę. Spadłszy z konia pod Maciejowicami i dostawszy się do niewoli, Kościuszko wypowiedział słowa Finis Poloniae (Oto kres Polski)7. Tak też miało się stać. Tym razem trzy bezlitosne mocarstwa były zdecydowane wymazać historyczną Rzeczpospolitą z mapy. Szczegóły geograficzne i warunki trzeciego rozbioru uzgodniono w październiku 1795 roku. Nieszczęsnego króla zmuszono do abdykacji i wywieziono jako trofeum wojenne do Rosji, gdzie miał umrzeć. Kiedy było już po wszystkim, zadekretowano wręcz, że przestała istnieć sama nazwa kraju:
[U]znana została konieczność uchylenia wszystkiego, co może nasuwać wspomnienie istnienia Królestwa Polskiego […] przeto wysokie strony, zawierające umowę, postanowiły […] nie zamieszczać w tytule miana i nazwy łącznej Królestwa Polskiego, która zostanie odtąd na zawsze skasowana
Terytorium zagarnięte przez Austrię w trzecim rozbiorze wynosiło 53 tysiące km2 i funkcjonowało pod różnymi, wprowadzającymi zamęt nazwami Galicji Nowej lub Zachodniej*. W rzeczywistości leżało na północ, nie zaś na zachód od pierwotnego królestwa i było sztuczną, efemeryczną konstrukcją na wzór wymyślonych niedawno przez rząd w Berlinie prowincji Prus Południowych i Nowych Prus Wschodnich. Zachodnia granica nabytków austriackich przebiegała od okolic Krakowa ku rzece Pilicy, północna biegła zaś wzdłuż dolnego Bugu. Wytyczona wzdłuż środkowego i górnego Bugu granica wschodnia obejmowała sporą część województw małopolskiego, mazowieckiego, podlaskiego oraz lubelskiego. Warszawę włączono do Królestwa Prus, granica Nowej Galicji biegła jednak zaledwie 15 km na wschód od polskiej stolicy, nieopodal Sulejówka (zob. mapę).
Neugalizien, czyli Nowa Galicja, powstała w 1796 roku jako odrębny kraj koronny cesarstwa z gubernium w Krakowie. Jej komisarzem został Johann Wenzel von Margelik. Do celów administracyjnych prowincję podzielono na dwanaście Kreise, czyli cyrkułów: bialski, chełmski, józefowski, kielecki, konecki, krakowski, lubelski, łukowski, miński, radomski, sandomierski i siedlecki. W 1801 roku komisarza zastąpiono gubernatorem, a stanowisko to objął najpierw hrabia Johann von Trauttmannsdorff, a po nim hrabia Anton Baum von Apfelhofen.
Gdy rozpoczęły się wojny rewolucyjne, całe imperium postawiono w stan gotowości wojennej, a wkładu w jego potencjał wojskowy oczekiwano od wszystkich prowincji. Ministerstwo Wojny w Wiedniu zwiększyło zapotrzebowanie zarówno na świeże oddziały, jak i na nowe lub rozbudowane obiekty umożliwiające rozmieszczenie rosnącej liczby garnizonów. Galicja zareagowała natychmiast. Wysłano tam dwa istniejące już regimenty – 18 Pułk Dragonów (Karaczaj) z Węgier i pułk Alt Modena z Włoch. Ich obecność w niewielkim Krakowcu wywołała niemałe poruszenie.
Fot.: Wydawnictwo Znak, materiały prasowe/Cezary Piwowarski - Praca własna, commons.wikimedia.org