niedziela, 24 marca 2024 06:50, aktualizacja 9 miesięcy temu

„Nasza kultura niespecjalnie się nimi interesowała”. Jak wyglądał kobiecy awans społeczny w PRL-u?

Autor Mirosław Haładyj
„Nasza kultura niespecjalnie się nimi interesowała”. Jak wyglądał kobiecy awans społeczny w PRL-u?

– Babcia prowadziła dom i lubiła gotować, mama pracowała jako urzędniczka na kopalni, wychowywała dzieci. O czym tu niby opowiadać? Ale w pewnym momencie, to pewnie był bardziej proces niż jednorazowe odkrycie, zrozumiałem, że w gruncie rzeczy Albina i Hanka wzięły udział w najważniejszych procesach społecznych i historycznych XX wieku, że były uczestniczkami wydarzeń, które trwale zmieniły polskie społeczeństwo i ukształtowały to, jak żyjemy dzisiaj. Tyle tylko, że te wydarzenia trwały długo i dotyczyły klas niższych, więc nasza kultura niespecjalnie się nimi interesowała – mówi w rozmowie z portalem Głos24 Maciej Jakubowiak, autor książki „Hanka. Opowieść o awansie”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne. – Zależało mi na tym, żeby opowiedzieć o Hance i Albinie, i częściowo też o sobie, w taki sposób, aby te historie rzuciły światło na doświadczenie awansu społecznego w XX wieku i na początku XXI, na rodzaj międzypokoleniowej sztafety, w której wzięły udział miliony rodzin w tym kraju – dodaje.

Na początku pojawiła się Albina. Ukończyła kilka klas w szkole wiejskiej, ale ojciec nie pozwolił jej na dalszą naukę. Następnie pojawiła się Hanka - już z maturą, pracująca jako biurowa w kopalni, dawniej nawet sportsmenka. A potem przyszedł Maciek - absolwent renomowanych studiów, reprezentant miejskiej inteligencji. Autor w swoim książce analizuje historię własnej rodzinę, co staje się punktem wyjścia do refleksji nad społecznym awansem w szerszym kontekście. Jaką rolę naprawdę odgrywają w nim edukacja, państwo i praca? Co pozostaje po awansie: opowieści rodziców i dziadków, stosunek do pieniędzy i podróży, czy może po prostu brzuch? I jak opisać to, że choć jest lepiej, to może nie do końca osiągnęliśmy zamierzone cele?

– Ten międzypokoleniowy postęp czy też po prostu awans był możliwy właśnie dzięki temu, że jedno pokolenie docierało najdalej, jak tylko mogło, i przekazywało to, co udało mu się osiągnąć, pokoleniu następnemu. W tym sensie to raczej efekt kumulacji niż rosnących ułatwień. Bo te właściwie wcale nie rosną, przeciwnie. Najbardziej spektakularnego awansu doświadczyła właśnie moja babcia, Albina, kiedy po wojnie, na fali industrializacji kraju, zamieszkała w miasteczku na Górnym Śląsku, gdzie jej mąż miał relatywnie dobrze płatną pracę, a jej rodzina mieszkanie. Tamte przemiany, o których pisze też Magda Szcześniak w niedawno wydanej książce „Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce”, nie mogą się równać z niczym innym w najnowszej historii Polski. Sytuacja Hanki była już inna, bo te perspektywy awansu stopniowo się zawężały, a ona sama miała też sporo pecha, który sprawiał, że jej różne próby wybicia się wyżej się nie powiodły. Zresztą to dlatego właśnie ona jest tytułową bohaterką tej książki, bo w jej przypadku awans wcale nie był taki oczywisty – mówi w rozmowie z portalem Głos24 autor.

Z pozoru wydaje się to być typową historią awansu w kontekście XX wieku. Jednak czytając kolejne strony tego autobiograficznego eseju, pojawia się niepokojące pytanie: czy to naprawdę był awans? Przecież, aby mówić o poprawie swojego życia, musimy założyć, że poprzednie było gorsze. A kiedy uważamy, że wreszcie osiągnęliśmy sukces, implicite zakładamy, że nasi poprzednicy w sztafecie pokoleń byli nikim.

– Kiedy dotarłem do mety edukacyjnego wyścigu, w którym brałem udział przez większą część swojego życia, co najmniej od szóstego do trzydziestego roku życia, zacząłem się zastanawiać, czy na pewno było warto. A to doprowadziło mnie do kolejnych pytań, właśnie o to, co znaczy „lepsze życie”, a więc też co znaczy „awans”? I czy przypadkiem nie jest tak, że choć, jak Pan mówi, zwykle kojarzy się pozytywnie, to jednocześnie zakłada, że istnieją jakieś sposoby życia, zawody, po prostu osoby, mniej wartościowe? Czy cała ta wielka opowieść o awansie, która napędzała sporą część historii XX i XXI wieku, nie jest ufundowana na wątpliwych założeniach? No więc w książce chciałem sprawdzić te wszystkie wątpliwości, zadać mnóstwo pytań, choć nie zawsze formułować jednoznaczne odpowiedzi – kontynuuje pisarz, dodając: – Ale z pracy nad książką miałem też sporo frajdy, szczególnie kiedy udawało mi się złapać takie momenty, w których historie rodzinne spinały się z historią społeczną, po prostu z historiami milionów innych rodzin. Myślałem sobie wtedy, że to szkoda, że Albina i Hanka o tym się nie dowiedzą, że może poczułyby się od tego lepiej.

Z autorem „Hanki” porozmawialiśmy na temat historii jego rodziny i awansu społecznego opisanego w jego najnowszej książce.

Maciej Jakubowiak/Fot. Zofia Dimitrijevic
Maciej Jakubowiak/Fot. Zofia Dimitrijevic

Panie Macieju, pana esej jest niezwykle osobisty. Dlaczego zdecydował się pan na jego napisanie w oparciu o historię zmarłej matki?

– Długo mi się wydawało, że tak właśnie jest, to znaczy że moje rodzinne historie mają znaczenie co najwyżej prywatne, że mogą być interesujące dla mnie i moich bliskich. W końcu nie przypominały niczego, o czym uczyłem się w szkole albo czytałem w książkach. Babcia prowadziła dom i lubiła gotować, mama pracowała jako urzędniczka na kopalni, wychowywała dzieci. O czym tu niby opowiadać? Ale w pewnym momencie, to pewnie był bardziej proces niż jednorazowe odkrycie, zrozumiałem, że w gruncie rzeczy Albina i Hanka wzięły udział w najważniejszych procesach społecznych i historycznych XX wieku, że były uczestniczkami wydarzeń, które trwale zmieniły polskie społeczeństwo i ukształtowały to, jak żyjemy dzisiaj. Tyle tylko, że te wydarzenia trwały długo i dotyczyły klas niższych, więc nasza kultura niespecjalnie się nimi interesowała.

Czy snucie tak osobistej historii nie było wyczerpujące emocjonalnie?

– Pewnie, były momenty, kiedy byłem zmęczony odkopywaniem dawnych zdarzeń, szczególnie tych mniej przyjemnych. Chyba dlatego rozdział o emocjach jest drugim najkrótszym w książce. Ale z pracy nad książką miałem też sporo frajdy, szczególnie kiedy udawało mi się złapać takie momenty, w których historie rodzinne spinały się z historią społeczną, po prostu z historiami milionów innych rodzin. Myślałem sobie wtedy, że to szkoda, że Albina i Hanka o tym się nie dowiedzą, że może poczułyby się od tego lepiej.

Czy, aby przedstawić losy swojej matki i poniekąd również babki, musiał pan zagłębić się w rodzinną historię? Czy przy tej okazji coś pana zaskoczyło?

– Były szczególnie takie dwie historie, które często przewijały się w rodzinnych rozmowach. Jedna o gwałtownie przerwanej edukacji babci Albiny, która do końca życia powtarzała, że chciała się uczyć, że bardzo to lubiła, ale niestety skończyła tylko dwie klasy, bo na więcej nie pozwolił jej ojciec. I trochę podobną historię opowiadała Hanka, kiedy wspominała swoją karierę sportową z młodości, podobno gwałtownie przerwaną właśnie przez Albinę, która nie zgodziła się na przeprowadzkę i dołączenie córki do lepszego klubu. No więc obie te historie w pewnym sensie okazały się nieprawdziwe. Albina chodziła do szkoły przez 6 lat, podobnie jak wiele wiejskich dzieci w przedwojennej Polsce, i nie mogła się uczyć dalej, bo zwyczajnie wtedy kończył się obowiązek szkolny. Natomiast Hanka wcale nie przerwała wtedy kariery, bo skakała wzwyż jeszcze przez wiele lat po tamtej decyzji Albiny, ale pewnie nie skakałaby wyżej, nawet gdyby zmieniła klub, ze względu na wady systemu szkolenia zawodniczek w Polsce, szeroko wtedy o tym pisano w prasie sportowej. Ale jeśli obie później właśnie tak opowiadały o tych zdarzeniach, do pewnie dlatego, że te zdarzenia zlały się w ich pamięci z tym, że chciały więcej.

Okładka książki „Hanka. Opowieść o awansie” Macieja Jakubowiaka/Fot.: Wydawnictwo Czarne, materiały prasowe
Okładka książki „Hanka. Opowieść o awansie” Macieja Jakubowiaka/Fot.: Wydawnictwo Czarne, materiały prasowe

Pytam o te kwestie, ponieważ obraz pana matki wyłaniający się z książki jest szczegółowy, a przy tym bardzo intymny. Mam wrażenie, że temat awansu społecznego, który jest obecny w pana eseju, jest kwestią poboczną, która samoistnie wypływa przy okazji jej literackiego portretu.

– Zależało mi na tym, żeby opowiedzieć o Hance i Albinie, i częściowo też o sobie, w taki sposób, aby te historie rzuciły światło na doświadczenie awansu społecznego w XX wieku i na początku XXI, na rodzaj międzypokoleniowej sztafety, w której wzięły udział miliony rodzin w tym kraju. Ale jednocześnie nie chciałem sprowadzać bohaterek wyłącznie do funkcji przykładu, chciałem je pokazać jako żywe osoby, które czasem nie mieściły się w społecznych przegródkach dla nich przewidzianych. Może właśnie to niedokładne przystawanie sprawia, że czasem udaje się nam przekroczyć uwarunkowania, w których przychodzimy na świat i się wychowujemy.

W jakimś stopniu “Hanka” to także opowieść o panu. Pisanie było dla pana rodzajem podsumowania? Pożegnania?

– Nie mogłem pominąć swojego udziału w tej historii, bo w dużej mierze ambicje Albiny i Hanki znalazły realizację dopiero w pokoleniu moim i mojego rodzeństwa. Jeśli największym niespełnionym marzeniem Albiny była nauka, to ja faktycznie zrealizowałem to marzenie, kiedy obroniłem doktorat. I dopiero z tej pozycji, kiedy już mi się to udało, mogłem zacząć się zastanawiać, czy to stare marzenie naprawdę było warte tego wszystkiego. Chodziło mi więc, najogólniej, również o to, żeby pokazać, jakie skutki wywołuje dzisiaj ten długi proces awansu społecznego. A że są to skutki nie zawsze najbardziej przyjemne, to najłatwiej było mi to pokazać na sobie, a nie na jakichś innych osobach. Choć nie będę ukrywał, że kiedy pisałem tę książkę, to było w tym też trochę prywaty: żeby jakoś utrwalić, zachować pamięć o tych dwóch silnych kobietach, które może nie różniły się tak bardzo od milionów innych kobiet, ale przecież przez to wcale nie były mniej godne uwagi.

Przechodząc do wspomnianego awansu. Postrzegany go zwykle jako coś dobrego, tymczasem czytając pana esej można zacząć się zastanawiać czy rzeczywiście tak jest. To efekt, który był zamierzony?

– Tak jak wspomniałem, kiedy dotarłem do mety edukacyjnego wyścigu, w którym brałem udział przez większą część swojego życia, co najmniej od szóstego do trzydziestego roku życia, zacząłem się zastanawiać, czy na pewno było warto. A to doprowadziło mnie do kolejnych pytań, właśnie o to, co znaczy „lepsze życie”, a więc też co znaczy „awans”? I czy przypadkiem nie jest tak, że choć, jak Pan mówi, zwykle kojarzy się pozytywnie, to jednocześnie zakłada, że istnieją jakieś sposoby życia, zawody, po prostu osoby, mniej wartościowe? Czy cała ta wielka opowieść o awansie, która napędzała sporą część historii XX i XXI wieku, nie jest ufundowana na wątpliwych założeniach? No więc w książce chciałem sprawdzić te wszystkie wątpliwości, zadać mnóstwo pytań, choć nie zawsze formułować jednoznaczne odpowiedzi.

Pana babka ukończyła sześć klas szkoły podstawowej, matka zdała maturę. Pan zdobył tytuł doktora. Czy możemy stwierdzić, że obecnie łatwiej jest ów awans osiągnąć? Zastanawiał się pan nad tą kwestią, pisząc swój esej?

– Ten międzypokoleniowy postęp czy też po prostu awans był możliwy właśnie dzięki temu, że jedno pokolenie docierało najdalej, jak tylko mogło, i przekazywało to, co udało mu się osiągnąć, pokoleniu następnemu. W tym sensie to raczej efekt kumulacji niż rosnących ułatwień. Bo te właściwie wcale nie rosną, przeciwnie. Najbardziej spektakularnego awansu doświadczyła właśnie moja babcia, Albina, kiedy po wojnie, na fali industrializacji kraju, zamieszkała w miasteczku na Górnym Śląsku, gdzie jej mąż miał relatywnie dobrze płatną pracę, a jej rodzina mieszkanie. Tamte przemiany, o których pisze też Magda Szcześniak w niedawno wydanej książce „Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce”, nie mogą się równać z niczym innym w najnowszej historii Polski. Sytuacja Hanki była już inna, bo te perspektywy awansu stopniowo się zawężały, a ona sama miała też sporo pecha, który sprawiał, że jej różne próby wybicia się wyżej się nie powiodły. Zresztą to dlatego właśnie ona jest tytułową bohaterką tej książki, bo w jej przypadku awans wcale nie był taki oczywisty. No a na końcu tej sztafety byłem ja i choć powszechna i bezpłatna edukacja wyższa w Polsce jest sporym udogodnienem, to jednak zdobycie wyższego wykształcenia, związane też z utrzymaniem się w dużym mieście, wcale nie było takie łatwe. Ja z kolei, w odróżnieniu od Hanki, miałem sporo szczęścia, ale wiele było takich momentów, kiedy cały ten plan mógł się nie powieść. Co gorsza, te perspektywy awansu dzisiaj chyba coraz bardziej się zawężają. Gdyby sytuacja na rynku nieruchomości, kiedy zaczynałem studia, była taka, jak dzisiaj, to pewnie, tak jak wiele młodych osób, musiałbym zrezygnować z planów studiowania w dużym mieście, bo zwyczajnie nie miałbym na to dość pieniędzy.

W pewnym momencie możemy przeczytać: „Piszę tę książkę, żeby winę za swoje niepowodzenia zrzucić na Hankę, Albinę i całą historię, w którą były uwikłane, a ja razem z nimi. I ma to oczywiście racjonalne uzasadnienie – bo jednak nie wszystko w życiu zależy od nas, i ma korzystne skutki – bo pozwala jakoś radzić sobie z tym, co nie idzie po naszej myśli".

– To trochę tak, jak w tych historiach Albiny o szkole i Hanki o sporcie: kiedyś coś nam w życiu nie wychodzi, zrzucenie części odpowiedzialności na innych jest nie takim złym pomysłem, pozwala przynajmniej poczuć się lepiej. Ale tak całkiem serio, to w tej książce nieustannie sprawdzam, na ile to, co uznajemy za indywidualne sukcesy i porażki, faktycznie zależy od nas, a na ile od sił społecznych, nad którymi do końca nie panujemy. Współczesna kultura lubi nas przekonywać, że jesteśmy panami swojego losu, ale chyba coraz lepiej rozumiemy, że wcale tak nie jest.

Czytając pana esej, wielu ludzi, których awans przebiegł w podobnym czasie, znajdzie sporo podobieństw z historią Hanki.

– Strasznie bym się cieszył, gdyby tak było. Pisałem tę książkę właśnie z myślą o tych wszystkich czytelniczkach i czytelnikach, którzy będą mogli odnaleźć w historii Albiny, Hanki i Maćka trochę ze swoich rodzin, z ich niepokojów, kłótni, niedopowiedzeń, emocji dobrych i złych, zrealizowanych i zawiedzionych ambicji. A przy okazji w kilku miejscach udało mi się chyba opowiedzieć o paru rzeczach, które mogą wydawać się wstydliwe, bo nie umiemy o nich rozmawiać, ale może właśnie to, że o nich napisałem, pozwoli komuś pomyśleć, że nie tylko ona czy on tak ma.

Czego, pana zdaniem, możemy się nauczyć od swoich matek i babć?

Rany, pytanie powinno chyba brzmieć: czy jest coś takiego, czego nie nauczyliśmy się od naszych matek i babć? To, co jemy i jak jemy, to, jak się kłócimy, jak układamy sobie życie z najbliższymi, jak pracujemy, jak kochamy, wychowujemy, jeśli je mamy, własne dzieci, jak radzimy sobie z tym, co bolesne, po prostu: jak przetrwać – tego wszystkiego pewnie w większości nauczyliśmy się właśnie od naszych matek i babć (a przecież już niekoniecznie od ojców i dziadków). I dlatego opowiadanie sobie o tym, czego one doświadczały i skąd brały się ich skłonności, co w nich było po prostu miłością, a co reakcją na czasem najtrudniejsze doświadczenia, jest nam tak bardzo potrzebne. Właśnie do tego, żebyśmy lepiej umieli zrozumieć siebie.

***

Maciej Jakubowiak (ur. 1987) – eseista, redaktor wicenaczelny magazynu „Dwutygodnik”. Autor książek Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata oraz Nieuchronny plagiat. Jego teksty można też znaleźć w „Tygodniku Powszechnym”, „Książkach”, „Polityce”, „Znaku” i „Piśmie”. Laureat Nagrody im. Adama Włodka, nagrody Krakowskiej Książki Miesiąca, stypendium twórczego Miasta Krakowa i nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO, nominowany do Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka i Odkryć Empiku. W 2017 roku obronił doktorat z literaturoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Za esej Koniec z akademią był nominowany do nagrody Grand Press. Uczestnik Wirtualnej Rezydencji Literackiej w Melbourne i Wyszehradzkiej Rezydencji Literackiej w Bratysławie. Od 2021 roku juror Nagrody Literackiej m.st. Warszawy.

Fot. gł.: Jerzy Baranowski, domena publiczna, wikipedia/Ignacy Płażewski - Muzeum Miasta Łodzi, domena publiczna, wikipedia

Dobra książka

Dobra książka - najnowsze informacje

Rozrywka