86 lat temu, 14 czerwca 1936 w Beaconsfield zmarł Gilbert Keith Chesterton. Brytyjski pisarz, który w wieku 48 lat przeszedł z anglikanizmu na katolicyzm był niezrównanym publicystą swojej epoki. Pisał o problemach swojego świata, także tych związanych z wiarą. Dziś uważany jest za jednego z najważniejszych pisarzy katolickich. Był niezwykle popularny w Polsce dwudziestolecia międzywojennego, którą zresztą odwiedził w 1927 r. Jego błyskotliwe i pełne humoru polemiki w których stawał w obronie wiary przyprawiły mu nie tylko rzesze sympatyków. W 2013 r. rozpoczęły się badania w sprawie możliwości uruchomienia procesu beatyfikacyjnego.
Brytyjski publicysta swoją myślą wyprzedzał epokę. Uznawany jest za jednego z najważniejszych pisarzy katolickich XX w. Jego "Ortodoksja", którą napisał po konwersji, do dziś pozostaje jedną z największych apologetyk katolicyzmu, a jej błyskotliwy i oryginalny styl zapewnił autorowi powszechne uznanie. Pisarstwo brytyjskiego publicysty sprawiło, że w 2013 r. sprawdzana była możliwości otwarcia jego procesu beatyfikacyjnego. Zadanie powierzono ks. kanonikowi Johnowi Udrisowi. Duchowny powiedział wówczas, że Chesterton wykracza poza stereotypowe wyobrażenie o świętości, nie mniej mógłby być ogromnym wzorem dla Kościoła. Słowa ks, Udrisa potwierdza Jarema Piekutowski, dziennikarz, socjolog, publicysta i pisarz, autor fabularyzowanej biografii Chestertona.
– Chesterton jako mistrz paradoksu zaskakuje co chwila i wymyka się z ram. Został, przynajmniej w Polsce, w dużej mierze zawłaszczony przez radykalnych konserwatystów, więc kiedyś, kiedy znałem go słabo, miałem wrażenie, że to surowy, katolicki prawicowiec, zwolennik sztywnych hierarchii. Tymczasem okazuje się, że jego myśl nieraz bywała zgoła rewolucyjna. Nie znosił świętoszkowatości, miał mnóstwo ludzkich słabości, palił cygara i (rzadziej) papierosy, uwielbiał duży stek i piwo. Doszły do mnie plotki, że jego proces beatyfikacyjny wstrzymywany jest między innymi dlatego, że G.K. był obżartuchem i lubił od czasu do czasu powiedzieć świński żart – mówi w rozmowie z Głosem24 Piekutowski. Nasz rozmówca zaznacza jednak, że "sam Chester miał do tego typu żartów stosunek bardziej złożony":
– Skoro jesteśmy przy tym, to polecam esej Chestertona o wulgarnych dowcipach pt. "Cockneys and their jokes" (jest dostępny w sieci). Znajdzie się tam też coś o niższych klasach społecznych i o ciemnych stronach ówczesnej Anglii.
We wspomnianym eseju, brytyjski publicysta w następujący sposób pisał o roli wulgaryzmów w życiu człowieka:
"Głęboko wierzę w wartość wszystkich wulgarnych wyrażeń, a zwłaszcza wulgarnych dowcipów. Kiedy raz uchwycisz się wulgarnego dowcipu, możesz być pewien, że uchwyciłeś się subtelnej i duchowej idei. Ludzie, którzy stworzyli ten dowcip, widzieli coś głębokiego, czego nie mogli wyrazić inaczej, jak tylko przez coś głupiego i dobitnego. Widzieli coś delikatnego, co mogli wyrazić tylko przez coś nieokrzesanego"
Sprawa rozpoczęcia beatyfikacji była konsultowana z Kongregacją Spraw Kanonizacyjnych. Jednak, do otwarciu przewodu dającego możliwość wyniesienia go na ołtarze nie doszło. Ostatecznie biskup Peter Doyle zdecydował o nieinicjowaniu procesu. Ogłaszając i uzasadniając swoje postępowanie w liście do Amerykańskiego Towarzystwa Chestertonowskiego, napisał, że czyni to z trzech powodów: braku lokalnego kultu, niemożnością określenia wzorca jego osobistej świętości oraz antysemityzmu.
Nasz rozmówca, Jerema Piekutowski, zapytany o trzeci powód biskupiej decyzji, powiedział: – Z dzisiejszego punktu widzenia wobec G. K. wysuwany był czasami zarzut antysemityzmu. I trzeba się z tym zmierzyć. Niestety, faktycznie niektóre żarty w jego tekstach, które odnosiły się np. do żydowskich nazwisk polityków, były dość paskudne i dziś byłyby nie do przyjęcia. Jednak nie był to systemowy antysemityzm. Broniąc się przed tymi zarzutami pod koniec życia i widząc rozwój faszyzmu w Europie, Chesterton stwierdził, że "gotów jest zginąć broniąc ostatniego Żyda w Europie". Piekło antysemityzmu rozszalało się już po jego śmierci.
Czy droga na ołtarze jest przed Gilbertem Keithem Chestertonem zamknięta? Tego nie wiadomo, ale pewien promyk nadziei zwolennikom otwarcia procesu beatyfikacyjnego może dawać fakt, że do ich grona należy kard. Jorge Bergoglio, czyli obecny papież Franciszek.
Z Jaremą Piekutowskim rozmawiamy o sylwetce nietuzinkowego pisarza.
Jest pan autorem biografii Chestertona. Zapytam zatem półżartem, półserio: to była miłość od dosłownie, pierwszego spojrzenia? Czym publicystyka brytyjskiego pisarza pana zachwyciła?
– Zacznę od tego, że mój pierwszy kontakt z Chestertonem nie miał nic wspólnego z zachwytem! W domu rodzinnym (nie wiadomo właściwie dlaczego, bo nikt specjalnym fanem Chestertona nie był) leżała książka „Latająca gospoda”. Jako nastolatek, wówczas zwolennik ciężkich powieści psychologicznych, zajrzałem do niej i pomyślałem sobie: „Co za niby żartobliwe ględzenie!”. Kompletnie nie odpowiadał mi ten angielski humor. Jednak po latach mój kontakt z Chestertonem był zupełnie inny. Trafiłem na „Ortodoksję” i zobaczyłem, jak autor ze swadą, głęboko analizuje chrześcijaństwo i jego odbiór. Wtedy chrześcijaństwo wydawało mi się ponure i cierpiętnicze, a u Chestertona znalazłem jego radosną, witalną twarz. Potem z czasem polubiłem też jego powieści. Może z wiekiem zacząłem doceniać także lekkość i żartobliwy ton tej twórczości. Jak długo można się katować smutnymi wizjami.
Pokochałem też Anglię przełomu wieków, w której żył i tworzył Chesterton (a urodził się jeszcze za czasów królowej Wiktorii). Dziś śmiejemy się z Anglii wiktoriańskiej jako z miejsca pełnego pruderii, odsłaniane są ciemne strony tamtych czasów – nędza klasy robotniczej, przestępczość, prostytucja (Kuba Rozpruwacz zaczął działać, gdy Chesterton miał 13 lat). Owszem, ta ciemna strona też istniała, jednak Chesterton pokazuje tę Anglię jako miejsce kolorowe i pełne życzliwości, i tej strony nie należy zaniedbywać.
Pytam o zachwyt, ponieważ, jak wspomniałem, jest pan autorem jego biografii, ale nietypowej, bo fabularyzowanej. Skąd decyzja o akurat takim sposobie pisania o angielskim publicyście?
– Chesterton sam w sobie jest tak oryginalną i kolorową postacią, że mało kto bardziej niż on nadaje się na bohatera powieści! Dziś powiedzielibyśmy, że to ktoś „pozytywnie zakręcony”. Oryginał, ekscentryk, uwielbiający robić żarty, świetny orator. Szkoda byłoby zamykać go w formie tradycyjnej biografii.
Przechodząc do postaci samego Chestertona. Niewątpliwie na uznanie zasługuje jego publicystyka – zwłaszcza polemiki. Nazywany był także mistrzem paradoksu.
– Chesterton dostrzegał paradoksy w rzeczywistości, a przede wszystkim w języku, i przytaczał ich przykłady w swojej twórczości. Czasem w postaci aforyzmów, na przykład: „Istnieje pewien rodzaj wielkości, przy którym wszyscy inni czują się mali. Ale naprawdę wielki jest ten człowiek, który sprawia, że inni czują się wielcy”. Innym razem mówił, że do chrześcijaństwa przekonało go to, że jedni (ponurzy świeccy asceci) uważali je za zbyt radosne i beztroskie, a inni (hedoniści) za zbyt smutne. Paradoks to miejsce, gdzie rzeczywistość wymyka się słowom. Niektórzy mistycy mówią, że to brama do innego świata. Chesterton wiedział, co robi.
Czy przystępując do pracy nad książką znał pan biografię Chestertona? Czy było coś, co pana zaskoczyło podczas pisania?
– Znałem ją pobieżnie. Starałem się później zagłębić się jak to tylko możliwe w realia życia Chestertona i otaczającego go kraju. A co do zaskoczeń – Chesterton jako mistrz paradoksu zaskakuje co chwila i wymyka się z ram. Został, przynajmniej w Polsce, w dużej mierze zawłaszczony przez radykalnych konserwatystów, więc kiedyś, kiedy znałem go słabo, miałem wrażenie, że to surowy, katolicki prawicowiec, zwolennik sztywnych hierarchii. Tymczasem okazuje się, że jego myśl nieraz bywała zgoła rewolucyjna. Nie znosił świętoszkowatości, miał mnóstwo ludzkich słabości, palił cygara i (rzadziej) papierosy, uwielbiał duży stek i piwo. Doszły do mnie plotki, że jego proces beatyfikacyjny wstrzymywany jest między innymi dlatego, że G.K. był obżartuchem i lubił od czasu do czasu powiedzieć świński żart. „Łam konwencje, zachowuj przykazania” – mówił. Także jeśli chodzi o światopogląd już wydaje się nam, że mamy do czynienia z modelowym konserwatystą i gospodarczym liberałem, gdy nagle trafiamy na ostrą krytykę kapitalizmu. Nie ma się co dziwić, że zbiór tekstów Chestertona ostatnio wydał „Nowy Obywatel” – którego, choć sam lewicowcem nie jestem, uważam za pismo mądrej lewicy.
Może nie zaskoczeniem, ale ciekawym elementem było dla mnie zapoznawanie się z pracą dziennikarską i redaktorską Chestertona, sam bowiem jestem dziennikarzem. Interesujące było porównanie pracy dziennikarza na początku XX wieku i teraz. Różnice są jednak kolosalne. Tamto dziennikarstwo oparte było na solidnych, stabilnych instytucjach, ludzie pracowali na etatach, teksty były bardzo solidnie obrabiane, prowadzono dogłębne kwerendy, szlifowano język. Ech, „to se ne vrati”!
Jednak, jako pisarz, Chesterton nie zawężał się tylko do gatunków publicystycznych. Pisał także prozę, a chyba jego najbardziej znanym bohaterem jest ksiądz Brown, do czego niewątpliwie przyczynił się także serial BBC. Czy jego dokonania na tym polu są równie duże, jak w publicystyce?
– Dziś Chesterton nie jest bardzo znany na świecie (znajomi Anglicy pytani o niego rozkładali ręce), ale jeśli już, to może właśnie z cyklu o księdzu Brownie. Powieści G.K. były pełne gier słownych, zwrotów akcji, skrzyły się aż od pomysłów, jednak mam wrażenie, że – może poza „księdzem Brownem” właśnie, i kilkoma innymi – trochę się one zestarzały. Dziś już tak się nie pisze. Ale są dobrym świadectwem epoki.
Co pana zdaniem w twórczości Chestertona jest najważniejsze?
– Żarliwa obrona życia. To sformułowanie kojarzy się z aktywistami pro-life, ale nie o to mi chodzi – Chesterton broni tego, co żywe w kulturze, w religii, w społeczeństwie. Powiedział kiedyś: „W średniowieczu ludzie zapominali o tym, że umrą, i trzeba było im o tym przypominać. Dziś ludziom trzeba przypominać, że nadal żyją”.
Chesterton obecnie niewątpliwie kojarzy się nam także jako obrońca wiary. Jednak jego droga do katolicyzmu była długa i wyboista.
– Konwersję na katolicyzm ostatecznie przeszedł w wieku 48 lat. Widać już wcześniej momenty głębokiego zachwytu i doświadczenia. Chesterton opowiada w pewnym momencie, jak jako dziecko zobaczył katolickiego biskupa w misternie szytym, ozdobnym, szkarłatnym stroju, gdy miał 10 lat. To było dla niego ogromnie silne doświadczenie, choć nic nie rozumiał. Biskup był jak tajemnicza zjawa, przynosił tchnienie czegoś spoza tego świata. Jednocześnie emanował – tak mówi pisarz – troską i miłością. To trochę tak jak estetyczne doświadczenie gotyckiej katedry. Nawet niewierzący rzadko potrafi być wobec niego obojętny.
To doświadczenie jest jednak symbolem czegoś więcej. Samego Chestertona w katolicyzmie pociągała jego trwałość i niezmienność pośród zmieniających się epok. W eseju „Dlaczego jestem katolikiem?” pisał, że katolicyzm to jedyne, co może wyzwolić człowieka od poniżającej niewoli bycia dzieckiem swoich czasów. Ów strój biskupa to tylko symbol wielowiekowej ciągłości.
W twórczości Chestertona przed 1922, czyli przed jego konwersją, widać też elementy przychylnego stosunku do katolicyzmu. Ostatecznie do Kościoła przyprowadziła go żona, która, jak pisał, „religię uprawiała jak ogród” – była ona dla niej codzienną, najzwyklejszą sprawą.
Czytając jego publicystykę, uderza jej niesamowita aktualność, mimo, że pisana była prawie 100 lat temu. Ma pan podobne odczucia w trakcie jego lektury?
– Wiele sporów, które toczył Chesterton, toczy się do dziś. Na przykład spór o kapitalizm i jego kształt, o państwo i jego udział w kształtowaniu rzeczywistości, o religię, o eugenikę. Formy i szczegóły są inne, idee i linie sporu – podobne.
Czego pana zdaniem możemy uczyć się G. K. Chestertona?
– Nie starczyłoby książki, żeby o tym opowiedzieć! Wymienię kilka rzeczy. Po pierwsze – stylu, lekkości i humoru w pisaniu. Po drugie – odkrywania paradoksów w codziennym życiu. Paradoksów, które prowadzą nas do głębszego rozumienia rzeczywistości. Po trzecie – dystansu do siebie (Chesterton, który ważył około 130 kg, mawiał: „W byciu grubasem lubię to, że nie można być grubasem –hipokrytą, to znaczy być grubym i udawać, że się nie jest”). Po czwarte wreszcie – umiłowania dla życia w jego drobnych i większych przejawach.
Geniusz ortodoksji
G.K. Chesterton to pisarz, dziennikarz, najsłynniejszy po kardynale Newmanie angielski konwertyta na katolicyzm, nazywany współczesnym ojcem Kościoła i jednym z najgłębszych myślicieli, jacy kiedykolwiek istnieli. W swoich błyskotliwych książkach i esejach w mistrzowski sposób bronił chrześcijańskiej ortodoksji, zdrowego rozsądku, piękna i rodziny przed modnymi trendami i ideologiami współczesnego świata. Lektura jego pism przyczyniła się do nawrócenia wielu innych, zarówno sławnych, jak i mniej znanych. Papież Pius XI w depeszy kondolencyjnej nazwał go „oddanym synem Kościoła świętego i obrońcą wiary”. Obecnie trwają przygotowania do wszczęcia jego procesu beatyfikacyjnego.
Życie Chestertona może się wydać na pierwszy rzut oka mało interesujące – brak w nim wszak skandali, ekscesów, morderstw, narkotyków i niebezpiecznych morderstw. Jednak, jeśli mu się bliżej przyjrzeć, jak tego dokonał autor tej biografii, odnaleźć w nim można i wielką podróż, i wielką bitwę, i wielki romans. Z kart tej książki jawi się Chesterton jako postać naprawdę niezwykła, pełna życia, radości i miłości. W szeregu fabularyzowanych epizodów poznajemy niesamowitą osobowość tego apostoła zdrowego rozsądku, jego dojrzewanie i odnajdywanie powołania, perypetie uczuciowe, ewolucję ideową, przyjaźnie i postawę wobec świata. A wszystko to ujęte w doskonałą, literacką formę, której nie powstydziłby się sam bohater tej biografii.
To naprawdę znakomicie napisana opowieść, dzięki której możemy zachwycić się Chestertonem nie tylko jako genialnym myślicielem i pisarzem, ale także jako barwnym, oryginalnym i autentycznym człowiekiem.
Książka została wyróżniona nagrodą FENIKS 2014 – wyróżnienie w kategorii literackiej. Fabularyzowana biografia znakomitego pisarza, niezrównanego obrońcy chrześcijaństwa i Kościoła.
Jarema Piekutowski jest z zawodu socjologiem, stałym współpracownikiem thikzinu Nowa Konfederacja, z zamiłowania wokalistą, poetą, blogerem, autorem felietonów, recenzji i opowiadań. Publikował m.in. w „Kwartalniku eSPe”, „Więzi” i „Nowej Fantastyce”.
Fot.: Julia Maria Koszewska, wikipedia
Fot. i opis książki pochodzą od wydawcy