niedziela, 26 czerwca 2022 07:25

[Wideo] To, co robi ze starymi zdjęciami, jest niesamowite!

Autor Mirosław Haładyj
[Wideo] To, co robi ze starymi zdjęciami, jest niesamowite!

Przygoda Mariusza Zająca z koloryzacją zdjęć zaczęła się w trakcie pandemii. Ciekawość i obróbka kilku zdjęć niespodziewanie przyniosły mu rozgłos i sprawiły, że początkowa "zajawka" przerodziła się w zajęcie, które zabiera mu sporą cześć czasu przeznaczonego na pracę. Dzięki doświadczeniu zdobytemu przy robieniu i obróbce zdjęć przywraca barwy przedwojennym fotografiom i filmom - przede wszystkim Warszawy, ale także i innych miast, jak Paryża, Krakowa, czy Gdańska.

Na swoim koncie ma już sporo sukcesów. Jego prace od razu wzbudziły ciekawość i podziw, ale nie ma w tym nic dziwnego. Ich poziom artystyczny sprawia, że nie sposób przejść obok nich obojętnie. Podobnie jak pokoloryzowane filmy, dzięki którym widz może przenieść się np. do Warszawy lat 20. XX w.

Pan Mariusz dokonał także koloryzacji słynnego amerykańskiego krótkometrażowego filmu dokumentalnego "Siege" (ang. "Oblężenie") z 1940 r. w reżyserii Juliena Bryana. Film Bryana powstał na podstawie materiału nakręconego przez niego we wrześniu 1939 roku w czasie oblężenia Warszawy, w której był on wtedy jedynym zagranicznym reporterem. Nominowano go do Oscara za rok 1941. Pokolorowanie 16 000 filmowych klatek zajęło mu 10 dni.

Z autorem koloryzowanych zdjęć i filmów, Mariuszem Zającem rozmawiamy na temat procesu obróbki zdjęć i przywracania barw starym zdjęciom.

Mariusz Zając, fot.: archiwum prywatne
Mariusz Zając, fot.: archiwum prywatne 

Skąd wziął się pomysł na kolorowanie przedwojennych zdjęć?
– To był totalny przypadek i zbieg okoliczności. W czasach pandemii byłem w domu i pracowałem zdalnie. W tym samym czasie w Internecie pojawił się pierwszy film, pokolorowany przez algorytm sztucznej inteligencji. Był to „Wjazd pociągu na stację w La Ciotat” w reżyserii braci Lumière. Jako że zawodowo jestem związany z branżą IT, a także dodatkowo zajmuję się fotografią, film, a przede wszystkim proces jego powstania od strony technicznej, mocno mnie zaintrygował. Zacząłem poszukiwać w Internecie informacji na temat tego nowatorskiego rozwiązania i trafiłem na GitHubie na projekt opensource - deOldify. Uruchomiłem to oprogramowanie i zacząłem pierwsze testy, totalnie nie przypuszczając, że ta zabawa w moim przypadku skończy się takim zainteresowaniem medialnym. Jako że jestem rodowitym warszawiakiem, nie mogłem wybrać innego tematu do testów aniżeli przedwojenna Warszawa, którą znałem z opowieści już nieżyjącego dziadka, a także z szeregu zdjęć, które od lat pojawiają się w Internecie.

„Wjazd pociągu na stację w La Ciotat” w oryginalnym kolorze
„Wjazd pociągu na stację w La Ciotat” w kolorze

Dlaczego pana wybór padł na zdjęcia wykonane przed wojną?
– Skupiłem się na fotografii przedwojennej, ponieważ koloryzowane zdjęcia wykonane po wojnie nie zrobią takiego wrażenia, jak te sprzed jej wybuchu czy nawet wcześniejsze, z przełomu XIX i XX wieku. Wynika to z tego, że wszyscy intuicyjnie domyślamy się, że wtedy nie było fotografii kolorowej i gdy widzimy obraz, który z racji ubioru ludzi czy wyglądu poruszających się pojazdów, wskazuje na odległe lata, a jednocześnie zdjęcie czy film jest w kolorze, to praktycznie od razu zaczyna nas on mocniej interesować, fascynować. Nad takim obrazem zatrzymujemy się i zastanawiamy dłużej. Jako ciekawostkę warto dodać, że z punktu widzenia technicznego proces koloryzacji zdjęcia czarno-białego wykonanego powiedzmy w roku 1910 w niczym nie różni się od tego wykonanego w 1980. Zakładając oczywiście, że oba zostały poprawnie naświetlone i zachowano odpowiednią ostrość.

Riksza w okupowanej Warszawie, kolorystyka zapożyczona z filmu Peaky Blinders/Fot.: Historical Colors, Mariusz Zająć
Riksza w okupowanej Warszawie, kolorystyka zapożyczona z filmu Peaky Blinders/Fot.: Historical Colors, Mariusz Zająć

W przypadku starych zdjęć koloryzacja oznacza tak naprawdę ich malowanie, zgadza się? Jak przebiega ten proces?
– Pomysł malowania zdjęć nie jest nowy, a nawet powiedziałbym, że jest on prawie tak stary, jak sama fotografia. Wiele osób na pewno kojarzy tzw. monidła, czyli właśnie podmalowywane fotografie przeważnie o tematyce ślubnej (portrety par młodych). Większość takich prac wisiało w domach naszych dziadków. Wtedy, podobnie jak w okresach czasowo nam bliższych, koloryzacje zdjęć były wykonywane ręcznie. Zmieniły się tylko narzędzia. W obu przypadkach problem z jakością takich zabiegów polegał na umiejętnościach "artysty", który je wykonywał. Ponieważ umiejętności różnych artystów były różne, często widać było po prostu sztuczność takiego zdjęcia i nikt nie miał wątpliwości że widzi koloryzowaną fotografię. Na ich wykonaniu zaważało także skomplikowanie i złożoność kolorowanych elementów. Wszystko zmieniło się wraz z cyfryzacją, za sprawą algorytmów sztucznej inteligencji. Ponieważ to właśnie automat w dużej mierze pokrywa czarnobiałą fotografię kolorem. Nie jest jednak tak, że za jednym przyciśnięciem guzika otrzymamy taki wynik, jaki prezentuję w swoich pracach. Po pierwszych testach oprogramowania szybko doszedłem do wniosku, że, pomimo wręcz fantastycznie nieprawdopodobnej technologii sieci neuronowych, która koloruje zdjęcia, ma ona swoje dwie wady. Pierwsza to błędy w koloryzowaniu niektórych obiektów (źle je interpretuje i nadaje niepoprawny kolor, dotyczy to ok. 3-5% obszaru zdjęcia), a druga to to, że nadawana kolorystyka jest tendencyjnie identyczna. Mam tutaj na myśli to, że nieważne, czy kolorujemy np. zdjęcie drzewa z jesieni czy lata, jeśli na obu będą liście, to automat nada im praktycznie identyczny, zielony kolor, nie uwzględniając tego, że jesienią mają one inne kolory niż wiosną. Jednak sam fakt pokrycia kolorem bardzo złożonego obiektu, jakim jest przywołane drzewo, i to kolorem innym od reszty tła zdjęcia stanowi bardzo wiele. W momencie, gdy zdjęcie jest zabarwione, wkraczam ja i zaczynam pracę, poprawiając i zmieniając już istniejącą kolorystykę na bardziej adekwatną. Korzystam w tym procesie z narzędzi do technik tzw. color gradingu. Postprodukcją zdjęć zajmuje się od lat z racji wykonywania zawodu fotografa ślubnego, tak więc w dalszym procesie koloryzacji wykorzystuję wiedzę, którą nabyłem przy obrabianiu zdjęć ślubnych. Staram się także minimalizować praktycznie do zera ręczny udział w koloryzacji zdjęcia tak, aby wprowadzić odbiorcę w konsternację przy jego oglądaniu. Chcę, żeby miał on wrażenie, że widzi kolorową fotografię sprzed 100 lat, a ślady ręcznej obróbki obrazu mogłyby mnie zdradzić (tak, jak w wypadku wspomnianych monideł).

Paryż, Moulin Rouge około 1889 roku/Fot.: Historical Colors, Mariusz Zająć
Paryż, Moulin Rouge około 1889 roku/Fot.: Historical Colors, Mariusz Zająć

A więc koloryzacja jest praktycznie automatyczna.
– Koloryzacja jest automatyczna w 95%, ale przez automatyzację należy tutaj rozumieć umiejętne posługiwanie się co najmniej czterema programami do grafiki i umiejętnym przerzucaniem zdjęcia pomiędzy nimi w zależności od oczekiwanego efektu końcowego. Jak powiedziałem, końcowy wygląd, to nie jest to "one click effect".

Czy każde zdjęcie da się podkoloryzować? Co jest największym problemem w tym procesie?
– Każde zdjęcie da się podkolorować tą techniką, ale nie każde po tym procesie będzie tak samo dobrze wyglądać. Wszystko zależy przede wszystkim od jakości skanu cyfrowego (rozdzielczości), a na to z kolei ma wpływ jakości wykonania samego zdjęcia (ostrość i ekspozycja). Czym lepsze będą te parametry, tym bardziej widowiskowy i szokujący będzie końcowy efekt. Z moich obserwacji wynika, że najlepsze efekty uzyskuje się ze zdjęć, których negatywy zostały wykonane na szkle i przetrwały do naszych czasów. Takie zdjęcia przeważnie wykonywali mistrzowie polskiej fotografii, a ich jakość, ostrość i poziom szczegółów mnie osobiście zaskakuje. Niestety, jak łatwo się domyśleć, takich zdjęć, a tym bardziej dobrych skanów, w darmowych zasobach internetu nie jest za dużo. Można oczywiście starać się o ich płatne pozyskanie z archiwów.

Przedwojenny Kraków/Fot.: Historical Colors, Mariusz Zająć
Przedwojenny Kraków/Fot.: Historical Colors, Mariusz Zająć

Jak długo trwa obróbka jednego zdjęcia?
– To zależy od złożoności danego obrazu. Co mam przez to na myśli? Algorytm słabo sobie radzi np. z tłumem ludzi, tzn. przeważnie maluje im automatycznie ubrania na te same kolory, co oczywiście wygląda sztucznie. Kolory więc trzeba ręcznie różnicować, aby uprawdopodobnić koloryzację. Wtedy nad takim zdjęciem można pracować nawet i 4 godziny. Proste zdjęcia, jakimi są np. portrety, zajmują około 30-45 minut.

Czym się pan kieruje podczas doboru kolorów?
– W kwestii odtworzenia prawdziwych barw z czarnobiałych zdjęć aktualnie nie ma jakiegoś pewnego „wzorca” i myślę, że w tym zakresie nawet sztuczna inteligencja nie pomoże. Można jedynie bazować na swojej intuicji (widzę ludzi w płaszczach i czapkach, a na zdjęciach są liście, co oznacza, że jest jesień i trzeba użyć bardziej ciepłych i stonowanych kolorów niż na zdjęciu np. z wiosny). W odniesieniu do ubrań nie ma możliwości odtworzenia prawdziwego koloru, bo nikt z nas nie wie, czy przykładowo sweter babci siedzącej na ławce był niebieski czy bordowy. Także w większości przypadków jest to moja artystyczna wizja danej sceny. Oczywiście staram się cały czas poszerzać wiedzę i szukać opisów sfotografowanych miejsc z okresu historycznego w którym powstały, ale to generalnie ogranicza się do architektury (i to w niewielkim stopniu) oraz do mundurów wojskowych, których kolorystyka jest przeważnie dobrze znana.

Zdarzają się wpadki?
– Oczywiście! Najlepszym przykładem było zdjęcia z Krakowa na którym widać tramwaj obwieszony ludźmi. Dla mnie jako Warszawiaka tramwaje zawsze były czerwone. Gdy kolorowałem fotografię nie miałem pojęcia, że barwy tramwajów były i są różne w zależności od miasta. Tak więc błędnie pokolorowałem krakowski tramwaj na czerwono. Pomyłkę wytknęli mi moi odbiorcy, którzy zwrócili uwagę na fakt, że w Krakowie te pojazdy są niebieskie. Inna wpadką był portret marszałka Piłsudskiego. Widziałem na innych koloryzacjach, że często pojawiał się on w jasno błękitnym mundurze. Jednak na zdjęciu, które kolorowałem oprócz munduru marszałek miał wstęgę przewieszoną przez pierś. Błędnie dobrałem kolor, bo uznałem, że wstęga ładnie będzie wyglądać w kolorze czerwonym, będzie się odznaczać i dostojnie wyglądać. I faktycznie, dobrze wyglądało (śmiech). Jednak znów po upublicznieniu pracy internauci zwrócili mi uwagę, że kolor wstęgi jest znany z wielu opisów odznaczeń i powinna być ona granatowa.

Przedwojenny krakowski tramwaj/Przedwojenny Kraków/Fot.: Historical Colors, Mariusz Zająć
Przedwojenny krakowski tramwaj/Przedwojenny Kraków/Fot.: Historical Colors, Mariusz Zająć

Pana profil się rozwija. To „tylko” hobby, czy wiąże pan większe zamiary z tym projektem?
– Początkowo myślałem, że na testach i zabawie z kilkoma zdjęciami w czasie pandemii się skończy. Jednak szum medialny, jaki po publikacji wywołały pierwsze zdjęć i film (bo je także koloruję), mocno mnie zaskoczył. Zainteresowanie mediów zaczęło się już po dwóch dniach od umieszczenia pierwszych prac na moim prywatnym profilu na Facebooku. Po umieszczeniu pierwszych zdjęć z Warszawy wykonanych tą techniką moi znajomi, w większości też mieszkańcy Warszawy zaczęli entuzjastycznie udostępniać je na swoich profilach. W tamtym momencie odezwał się do mnie redaktor Gazety Wyborczej, który zobaczył moje prace na profilu wspólnego znajomego. W pierwszej chwili był zaskoczony i pytał, skąd mam kolorowe zdjęcia Warszawy z lat dwudziestych. Musiałem go wyprowadzić z błędu i wytłumaczyć, że są to koloryzowane cyfrowo czarno-białe zdjęcia, popularne w Internecie. Po powstaniu artykułu, którego autorem był wspomniany redaktor, medialna „kula śnieżna” ruszyła. Po jakimś czasie znalazłem się na głównej stronie TVP INFO, a później moje prace przedrukowywały chyba wszystkie, mniejsze i większe, warszawskie gazety. Zostałem potem zaproszony do programu „Pytanie na śniadanie”, aby opowiedzieć o koloryzowanych przeze mnie fotografiach. Dziś wiem, że trafiłem na niesamowitą niszę na styku fotografii i grafiki komputerowej. W Polsce w tym zakresie praktycznie nie ma konkurencji poza Mikołajem Kaczmarkiem, który od lat ożywia zdjęcia z Powstania Warszawskiego. Jego prace są bardzo dobre i znane, jednak z tego, co wiem, Mikołaj nie wspiera się w aż tak dużym stopniu sztuczną inteligencją i color gradingiem jak ja. U niego w koloryzacji cyfrowej jest więcej klasycznej, ręcznej pracy. Myślę, że mogę już powiedzieć, że początkowe hobby i zajawka sprofesjonalizowały się, ponieważ po publikacjach odezwało się do mnie wiele osób i instytucji z różnymi projektami. Miałem okazję wspomagać jako freelancer studia filmowe wykonujące dla telewizji TVP czy CANAL+ koloryzację archiwaliów, czy też wspomagać konsultingowo w tym zakresie bardzo duże studio filmowe pod Berlinem. Od marca tego roku w Warszawie działa także jedyna, póki co, w Polsce stacjonarna galeria cyfrowa ART BOX EXPERIENCE w której powstała stała wystawa cyfrowa "RETRO WARSZAWA". Można na niej podziwiać bardzo dużo moich prac, które pokazywane są na gigantycznych kilkumetrowych ekranach przy podkładzie muzycznym stworzonym przez Janka Emila Młynarskiego założyciela znanego Warszawskiego Comba Tanecznego. Jestem otwarty na propozycje i chętnie nawiążę współpracę z archiwami czy też instytucjami krakowskimi w procesie cyfrowej remasteryzacji ich zasobów, o ile będą one tym zainteresowane.

Historia

Historia - najnowsze informacje

Rozrywka